Co by było, gdyby kobieta odmówiła powinności macierzyńskiej? Nie byłoby nas tutaj!
– powiedział Marek Jurek na posiedzeniu sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Najwyraźniej pan poseł sprzeniewierzył się swojej poselskiej powinności i zamiast pomyśleć krzynkę, do czego zobowiązuje go funkcja publiczna, grzmotnął jak pijany o latarnię. Te skandaliczne słowa padły w ściśle określonym kontekście, podczas dyskusji nad zaostrzeniem ustawy antyaborcyjnej, ale dotykają spraw znacznie bardziej uniwersalnych niż drastyczne zapisy tego aktu bezprawia, który tylko udaje akt prawny. Dotykają tego, co jest fundamentem naszego losu – prawa decydowania o sobie.
Wsłuchajmy się w nie uważnie.
1.
Przede wszystkim słychać w nich pogłos patriarchalnego przekonania, że kobieta jest po to, by rodzić. Do tego sprowadza się cała jej istota – jej umysł, wola, talent i przekonania. Bo kobieta to macica i z macicy płynie nasze kobiece powołanie. Macica to nasz los i przeznaczenie. Od jej twardych wyroków nie ma odwołania. Pan poseł już dopilnuje, by żaden sąd, boski ani ludzki, nie skasował postanowień macicy. Reszta kobiety jakoś mało pana posła obchodzi. A już najmniej obchodzi go to, co kobieta ma do powiedzenia. W końcu mózg oraz narząd mowy są w znacznym oddaleniu od macicy i nie warto zaprzątać sobie nimi poselskiej głowy!
2.
Idźmy dalej. Zdaniem pana posła, kobieta nie ma prawa odmówić powinności macierzyńskiej. Jeżeli głosi to poseł, na posiedzeniu sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, to ja z paniką w oczach zaczynam rozglądać się za walizką i paszportem. Czy aby na kolejnym posiedzeniu komisji nie padnie propozycja, by zapisać tę powinność w ustawie? A może od razu wpisać ją do konstytucji, gdzieś między obowiązek przestrzegania prawa RP a obowiązek ponoszenia ciężarów i świadczeń publicznych? No i trzeba by określić ustawowy wymiar tej powinności. Czy dwie pociechy wystarczą, czy lepiej „co rok prorok”? Pokusa takiej regulacji zapewne jest spora, a że posłowie natchnieni misją nie lubią zatrzymywać się wpół kroku, tylko patrzeć, aż posypią się inicjatywy ustawodawcze.
3.
Kolejna sprawa: z bon motu pana posła można wnioskować, że gdyby zwolnić tę czy ową kobietę z jej powinności macierzyńskiej, ludzkość znajdzie się w tarapatach. Po prostu nas nie będzie! Ta przerażająca wizja spędza sen z powiek wszystkim piewcom niepohamowanej płodności. I rzeczywiście, od lat rozglądam się po planecie i co widzę? Pustostan nieomal! No bo co to jest siedem miliardów ludzi? Nic. Garstka zaledwie. Aż dziw, że Międzynarodowy Związek Ochrony Przyrody nie wciągnął nas jeszcze na listę gatunków zagrożonych wymarciem, obok kobry królewskiej i płetwala błękitnego. To skandaliczne niedopatrzenie wzięło się zapewne stąd, że pracownicy Związku rzadko wsłuchują się w słowa polskich polityków. Gdyby słuchali ich z należytą uwagą, już dawno zapomnieliby o płetwalach i zajęli się tym, co naprawdę ważne – czyli wymierającą z winy złych kobiet ludzkością.
4.
No dobrze! Ktoś może zapytać: niby dlaczego kobiety miałyby odrzucać powinność macierzyńską? Przecież posiadanie dzieci to fajna rzecz! Hmmm… Może właśnie dlatego, że dziś macierzyństwo nie jest przymusem ani powinnością, ale wyborem. Pod koniec ubiegłego wieku zyskałyśmy coś, o czym nasze babki nie śniły w najbardziej nawet wywrotowych i rewolucyjnych snach – prawo decydowania o własnym losie. Wyzwoliłyśmy się spod władzy biologii i spod nieznośnej presji społecznej. Możemy mieć tuzin dzieci albo nie mieć ich wcale, możemy wybrać sobie partnera, zawód i styl życia. I nawet jeżeli niektóre z nas głośno krzyczą, że nie są feministkami, to i tak zachłannie z tego wywalczonego przez babki prawa korzystają. Wszystkie oddychamy tą wolnością wyboru, nie myśląc o tym, jak cenny to eter. A przecież wystarczy przymusić kobietę do rodzenia niechcianych dzieci, by się udusiła.
5.
Dziś, po niesławnych obradach sejmowej komisji, wisi nad nami pytanie: ile praw trzeba nam zabrać, byśmy wszystkie poczuły się feministkami? Czy całkowity zakaz aborcji wystarczy, by wywołać kobiety na ulice? Czy trzeba będzie czekać na coś więcej? Zakaz antykoncepcji? Zakaz rozwodów? Ustawowo nakazana powinność macierzyńska?
Na ile sobie pozwolimy?
11 komentarzy
Pkt 2 i zakończenie aż nazbyt inspirujące…
Wiem. Aż mi ręka zadrżała. Pomyślałam sobie jednak, że oni to już pewnie dawno wykombinowali. Tylko mają tę tragedię rozpisaną na akty. Najpierw akt pod tytułem „Zatrzymaj aborcję”. Eh, płakać się chce.
Widziałam ostatnio pierwszy odcinek Opowieści podręcznej i wstrząsnęło to mną tak, że więcej już nie obejrzę. Przynajmniej tak myślałam, bo prequel dzieje się na naszych oczach, jak się okazuje. Porażka totalna. Zgadzam się z każdym Twoim słowem, zwlaszcza z tym, że nawet te kobiety, które feministkami się nie nazywają albo z feminizmem nawet walczą, i tak korzystają z jego dobrodziejstw. Tak jak cała cywilizacja i mężczyźni naturalnie też. Moja macica to wszak mój wybór. Bardzo trafnie zobrazowałaś sytuację. I fajny ironiczny humor zastosowałaś. Pozdrowienia!
Ja przebrnęłam przez całość „Podręcznej”, ale do każdego odcinka musiałam się zmuszać. Właśnie dlatego, że to żadna dystopia, ale nasza rzeczywistość.
Parafrazując- co by było, gdyby mężczyzna odmówił powinności ojcowskiej?
Dlaczego nie ma debat nad brakiem tej powinności u księży?? Przecież to identyczna sytuacja! Dlaczego tak ogromnej liczbie mężczyzn nie zarzuca się egoistycznego odejścia od ludzkiego obowiązku prokreacji? Przemilczę fakt, że niektórzy „heroicznie” decydują się jednak na wypełnienie biologicznego obowiązku ?
Oni akurat zawsze mają coś na swoje usprawiedliwienie;) Tego chyba uczą w seminariach…
Nie tylko księży. W Polsce mówi się jedynie o macierzyństwie, o rodzicielstwie bardzo rzadko, o ojcostwie chyba nigdy. Tak jakby dziecko było sprawą tylko kobiety. Tak samo jest ze związkami. Kobieta powinna być w związku, a mężczyzna nie. On ma wybór. Im nie stawia się takich oczekiwań. Kobieta w opinii społecznej powinna żyć według schematu : szkoła ( studia niekoniecznie ) – związek – dzieci. Jeśli któraś wybierze inną drogę to bardzo trudno o zrozumienie i akceptację albo wcale nie jest to możliwe.
Bo bab potrzeba pełno, a ogier wystarczy jeden. Co za świat… Na szczęście wszystko w ogniu spłonie.
Zapytajmy dalej: ile jeszcze musi się wydarzyć, żebyśmy wszyscy poczuli się feministkami ORAZ feministami?
Tak się jakoś składa, że nie spotkałam faceta, który mówiłby „nie jestem feministą”. Pewnie z grzeczności tego nie mówią:)) Za to co druga kobieta, którą znam, zarzeka się, że nie jest feministką. No jak, kurna, nie jesteś, skoro głosujesz, kształcisz się, pracujesz i decydujesz o sobie?! Ale masz rację – wszyscy powinniśmy być za prawami kobiet. Bo to się wszystkim opłaca!
To smutne, bo mogłabym równie dobrze nie żyć. A jeśli żyję – to na swoją szkodę. Faceci mają dobrze. Mogłabym się urodzić facetem – narobiłabym milion dzieci.