Kot to majstersztyk natury – pozwę na ubity żwirek każdego, kto się z tym nie zgodzi! I choć w domu mam cztery takie skończone arcydzieła, ostatni sobotni poranek spędziłam w pierwszej wrocławskiej kociej kawiarni. Bo przecież obcowania z doskonałością nigdy dość!
O tym, że w Kot Cafe rządzą koty, dowiadujemy się już z witryny pomalowanej w kocie sylwetki. Gdy wejść do środka – tłum! Z trudem udaje nam się znaleźć wolne miejsce. Tydzień po otwarciu wciąż obowiązują telefoniczne rezerwacje, bo chętnych do wypicia „kawy z mruczkiem” są tysiące. Tak przynajmniej wynika z fejsbukowej buchalterii, profil Kot Cafe polubiło już ponad 10 000 osób! Proste, ascetyczne wnętrze ożywiają zabawne rysunki autorstwa duetu Rem experience. Rysunkowe koty wyskakują tu z każdego kąta i z każdej niemal filiżanki, ale żeby dojrzeć prawdziwego mruczka, trzeba wytężyć wzrok. Wytężamy więc… i oto jest! Przepiękny rudzielec, z miną sułtańskiej faworyty, poleguje na poduszce i łaskawie daje się zabawiać podekscytowanym gościom. Od razu widać, kto tu jest gwiazdą!
Nie byłoby wrocławskiej Kot Cafe, gdyby nie tajwańska mekka miłośników dobrej kawy i kociego mruczenia – Cat Flower Garden. Ta pierwsza na świecie kocia kawiarnia powstała w 1998 roku i z miejsca udowodniła, że…
kot odpowiada żywotnym potrzebom wszystkich kawoszy!
Pomysł szybko podchwycili Japończycy, którzy dziś mogą pochwalić się niezliczoną ilością kocich lokali. Każdy z nich ma w ofercie tę samą kawę, ale inne koty: grube, chude, czarne, rasowe. Do wyboru, do koloru (są też kawiarnie z zającami i kozami, ale to zupełnie inna bajka). W Kraju Kwitnącej Wiśni kot ma wyjątkowy status – przynosi szczęście, ale może być też demonem pożerającym swojego właściciela. Czy rzeczywiście pożera, nie wiadomo. Kroniki policyjne nie odnotowały ani jednego morderczego incydentu z udziałem kota. Pewnie dlatego, że w Japonii, kraju zwariowanego tempa pracy i maleńkich mieszkań, nie tak łatwo o domowego zwierzaka, zwłaszcza w zatłoczonych centrach metropolii. Jeżeli więc mieszkaniec Tokio chce zaryzykować spotkanie z demonicznym futrzakiem, zwykle musi wyskoczyć na miasto. Na „kawę z mruczkiem”.
W Europie rozrywkę połączono z ideą pomagania bezdomnym zwierzakom, dlatego europejskie kocie kawiarnie, od Londynu po Budapeszt, zamieszkują rozmaite kocie bidy pościągane z ulicy. Również wrocławska kawiarnia stawia na bezdomniaki. Czworonożni rezydenci to podopieczni Fundacji „Koci Zakątek”. Gdyby któryś z gości poczuł, że nie może opuścić kawiarni bez jednej z kocich gwiazd, może zdecydować się na adopcję. Na ścianach kawiarenki wiszą też zdjęcia innych bezdomnych kotów, czekających na swojego człowieka. A zatem dla tych, którzy marzą o osobistym mruczku, Kot Cafe to dobry adres! Tutaj na pewno znajdą swoje mruczące i pomiaukujące przeznaczenie.
Właścicielka kawiarni, pani Agnieszka Gurgul, mówi, że o atmosferze takich miejsc decydują koty. I rzeczywiście, już po kilku łykach Catte Latte orientujemy się, kto tu jest bossem, z kim trzeba ostrożnie, a do kogo można się bezkarnie przytulić. Na sali króluje rudy Sępik, który niestrudzenie poluje na kolorowe piórka i rozmaite dzyndzelki. Wystarczy delikatny ruch ręką, a on już jest gotowy do zabawy. Burasek z białym krawacikiem trzyma się lekko na dystans, niełatwo go zachęcić do figlowania. Tych, którzy mu się narzucają, osadza w miejscu głośnym fuknięciem. Ale pazurem zahaczyć też potrafi. Nawet jeżeli ktoś nie czytał regulaminu kawiarni, szybko podłapuje tutejszy savoir vivre. Przede wszystkim trzeba respektować kocie zasady: nie zaczepiaj mnie, nie drażnij, nie zrzucaj z krzesła, nie bierz na ręce, jeśli sobie tego nie życzę. W Kot Cafe dobrze mają się czuć przede wszystkim koty. Jeżeli one będą szczęśliwe, goście też nie powinni narzekać.
W kociej kawiarni mruczki panoszą się nie tylko na ścianach, na poduszkach, leżankach, parapetach i na podłodze. Znajdziemy je również w menu. Możemy zamówić Catte Latte, Catpuccino albo Catspresso. Do tego pyszna muffinka z kremem albo wegańskie brownie i jesteśmy w siódmym niebie! A kociaki, gdy się nami znudzą, mogą czmychnąć przez okienko tam, gdzie wzrok gości nie sięga – do swojego kociego świata. I od czasu do czasu z tej możliwości korzystają, bo na litość Boską, ileż można wdzięczyć się do obiektywu?! Zwłaszcza jeżeli nie jest się Hello Kitty!
My też już dopijamy Catte Latte i zbieramy się do wyjścia. W drodze do domu przypominają mi się słowa francuskiej powieściopisarki i wielbicielki kotów, Colette:
Czas spędzony z kotami nigdy nie jest czasem straconym.
Jeżeli więc nie chcecie marnować czasu, przytulcie się do swojego kota albo wpadnijcie na kawę do Kot Cafe! To relaksuje, obniża poziom kortyzolu we krwi i poprawia samopoczucie.
I pamiętajcie:
Nawet najmarniejszy kot jest arcydziełem!
Kot Cafe
ul. Stanisława Dubois 25
52-007 Wrocław
Godziny otwarcia:
od poniedziałku do piątku: od 11.00 do 20.00,
w soboty i w niedziele: od 10.00 do 20.00
Dzieci poniżej 14 roku życia mogą zaglądać do kawiarni wyłącznie w niedziele.
Do kawiarni nie można przychodzić ze swoimi zwierzętami.
Foto: Luiza Różycka
3 komentarze
W Krakowie mamy dwie ,,Kociarnie,, 🙂
Szczęściarze:)
Zastanawiam się, jako kociara z kilkunastoletnim stażem, czy tym i jakimkolwiek innym kotom odpowiada ciągle przewijający się tłum gości, gwar rozmów, ogólny hałas, zamieszanie. Nawet, jeśli trwa „tylko” 10h dziennie.