Na pytania Bezdzietnika odpowiada dr Renata E. Hryciuk, antropolożka społeczna, latynoamerykanistka, współautorka (z Elżbietą Korolczuk) dwóch zbiorów tekstów – „Pożegnanie z Matką Polką” i „Niebezpieczne związki”. Dr Hryciuk pracuje w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Warszawskiego.
Bezdzietnik: Porozmawiajmy o instynkcie macierzyńskim. O tym, że go nie ma, każdy już chyba słyszał. Mimo to na „instynkt macierzyński” ludzie powołują się na każdym kroku. Sally Macintyre pisze o „społecznym fabrykowaniu instynktu”. Po co społeczeństwo go fabrykuje?
Renata E. Hryciuk: Żeby dyscyplinować matki. Żeby skłonić je do zachowań, które są społecznie pożądane. Macierzyństwo wbrew pozorom nie jest decyzją tylko i wyłącznie pary czy kobiety. Na tę decyzję wpływają rozmaite dyskursy i polityki państwa. Wpływa kultura, na przykład poprzez nauczanie Kościoła katolickiego, poprzez różne aparaty ideologiczne. Do roli matki socjalizuje cię szkoła, rodzina, media, popkultura. Nacisk normatywny na bycie matką czy bycie rodzicem jest bardzo silny, ponieważ macierzyństwo, produkowanie biologiczne dzieci, jest niezbędne dla przetrwania i kondycji danej grupy. Ale kobieta ma nie tylko reprodukować biologicznie grupę etniczną, naród czy ród, ma też obowiązki na planie symbolicznym czy ideologicznym – powinna nie tylko urodzić, ale też to dziecko odpowiednio wychować, tak by było dobrym obywatelem i wartościowym członkiem wspólnoty. Więc matka odpowiednio wykształcona i zmotywowana, czy inaczej – zmanipulowana, jest społecznie użyteczna. Instynkt macierzyński pojawia się w okresie oświecenia, czyli na przełomie XVIII i XIX wieku, kiedy dynamicznie rozwijają się takie dyscypliny naukowe jak demografia, a w Europie powstają pierwsze państwa narodowe. Dziecko wtedy nabiera wartości społecznej, a macierzyństwo zostaje wpisane w ideologię narodową. W wielu kontekstach tak zdawałoby się od siebie odległych jak Meksyk, Polska czy Indie figura matki była niezbędna do symbolicznego konstruowania idei narodu i nadal jest używana do mobilizowania bądź demobilizowania kobiet w obszarze reprodukcji biologicznej, tak by nie tylko podtrzymywać istnienie danego narodu, ale też zapewnić mu odpowiednią liczebność i w konsekwencji dobrobyt.
Bezdzietnik: No właśnie – do tej pory to świetnie działało, ale nagle zaczęło się psuć. Zaczynamy głośno podważać istnienie instynktu macierzyńskiego, a kobiety odmawiają rodzenia dzieci. Dlaczego?
Renata E. Hryciuk: Instynkt macierzyński zakłada, że kobieta powinna pragnąć macierzyństwa. Że to jest tak zwany zew natury. Okazuje się, że nie wszystkie kobiety odczuwają tak cieleśnie chęć posiadania dziecka. Niektóre tak, niektóre nie. Ta potrzeba może zostać w nich wywołana społecznie. I dlatego mówi się o „fabrykowaniu instynktu”. Instynkt macierzyński został zdekonstruowany nie – tak jak powiedziałaś – niedawno. Już sufrażystki w XIX wieku zmagały się z tym złożeniem: kobieta-matka. A feminizm drugiej fali, szczególnie anglosaski, zdekonstruował zupełnie instynkt macierzyński. Osoby, które się tym nie zajmują, nie wyobrażają sobie, jak bardzo ruch wyzwolenia kobiet przeorał świadomość społeczeństw Stanów Zjednoczonych, Kanady, Europy Zachodniej czy nawet Meksyku. To był moment, kiedy kobieta odzyskała podmiotowość jako kobieta właśnie, a nie tylko jako matka czy żona-matka. To jest ten moment, gdy bardzo mocno w wielu konserwatywnych kontekstach (np. Hiszpanii) prawodawstwo zmienia się na korzyść kobiet i równości płci.
U nas w okresie PRL-u nastąpiło uobywatelnienie i upodmiotowienie kobiet (pracowały zawodowo, mogły się uczyć, miały prawo do aborcji etc.), ale podtrzymano zarazem dwuetatowość kobiet i nadal podkreślano rolę matki, kluczową kulturowo i społecznie szczególnie podczas kryzysów ekonomicznych.
W okresie powojennym mamy więc różnego rodzaju działania polityczne i ruchy na rzecz wzmocnienia pozycji kobiet, w tym feminizm, a potem kolejne fale backlashu. Reakcje mogą być konserwatywne, patriarchalne czy nacjonalistyczne, ale w ostatnich dekadach miewają też zabarwienie ekologiczne. To może być na przykład powrót do natury poprzez karmienie piersią czy szerzej – macierzyństwo bliskości. W tym modelu kobieta ma karmić piersią, i jest to „karmienie na żądanie”, nie może się więc oddzielić od dziecka. Poza tym nagle okazuje się, że pożądany wzorzec macierzyństwa to jakiś niesamowicie skomplikowany, menedżerski i wysokonakładowy projekt. Matka ma poświęcać dziecku mnóstwo czasu, musi być matką-ekspertką. Takie wykonywanie macierzyństwa wymaga środków finansowych i jest charakterystyczne głównie dla wielkomiejskiej klasy średniej. A ona w dużej mierze wyznacza wzorce zachowań dla aspirujących klas niższych. Instynkt macierzyński jest zatem cały czas przerabiany i podawany w nowych odsłonach przez rozmaite dyskursy i polityki. Nie wystarczy raz uświadomić sobie, że to pewien konstrukt społeczny i że nie każda kobieta czuje potrzebę posiadania dzieci. Ta koncepcja instynktu macierzyńskiego co jakiś czas powraca. W Polsce obecnie mamy dwie dominujące tendencje: intensywne, wysokonakładowe i naturalne macierzyństwo, czy szerzej – rodzicielstwo mniej lub bardziej liberalnych klas średnich, i panikę moralną wytwarzaną przez konserwatystów, czy wręcz nacjonalistów, którzy biją na alarm, że naród polski się kurczy, że musi się rodzić więcej polskich dzieci, by miał kto „pracować na nasze emerytury”. Jesteśmy właśnie świadkami kolejnego backlashu, tym razem pochodzi z obu stron.
Bezdzietnik: Mamy więc powrót do natury i instynktu macierzyńskiego. Ale kobiety i tak rodzą coraz mniej dzieci. Jak to wytłumaczyć?
Renata E. Hryciuk: Kobiety mogą deklarować, że macierzyństwo jest dla nich ważne, ale go nie realizować, albo nie dążyć za wszelką cenę do jego realizacji. Współcześnie rodzicom, zwłaszcza z klasy średniej, stawia się bowiem bardzo wysokie wymagania. Jeżeli chcesz mieć dziecko, to musi być dziecko wysokiej jakości. Jeżeli chcesz być w związku, on też powinien być związek wysokiej jakości. Jeśli nie znajdziesz partnera, którego uznasz za odpowiedniego, to nie zdecydujesz się na macierzyństwo. Poza tym kobiety nauczyły się, szczególnie te wykształcone, szacować ryzyko związane z macierzyństwem. Jeżeli masz dziecko i twój związek nie będzie odpowiednio funkcjonował albo się rozpadnie, a mężczyzna nie będzie płacił alimentów – a w Polsce, jak wiemy, jest bardzo duże kulturowe i instytucjonalne przyzwolenie na niepłacenie alimentów – to zostajesz zupełnie sama. Państwo cię nie wesprze. Jak wiesz, polityka 500+ nie dotyczy samotnych matek z jednym dzieckiem. Dostęp do opieki instytucjonalnej jest ograniczony etc. To jest ryzyko, z którego ty sobie musisz zdawać sprawę – że państwo ci nie pomoże. Że możesz liczyć tylko na siebie i na swoją sieć wsparcia: rodzinę lub przyjaciół. Bo instytucjonalnie jesteś karana za to, że twój związek się zakończył, że wybierasz samodzielne macierzyństwo lub jesteś zmuszona do takiego wyboru. Zajście w ciążę, posiadanie dziecka jest w ogóle bardzo ryzykowne – także pod względem zdrowotnym. Kobietom odmawia się badań prenatalnych. Nie możesz usunąć ciąży, nawet jeżeli zagraża twojemu życiu, z dostępem do bezpłatnej służby zdrowia jest, oględnie mówiąc, nie najlepiej. Mówi się natomiast o tym, że kobiety mają być kontrolowane czy odpowiednio „prowadzą się w ciąży”, jeżeli na przykład piją lub palą. Gdy teraz zachodzisz w ciążę w Polsce, tracisz jakąkolwiek podmiotowość, znikasz, nie masz żadnych praw, jesteś jednym wielkim inkubatorem. Zygota ma mieć podmiotowość prawną, a ciebie nie ma. Kobiety, nawet jeżeli tego nie werbalizują, zdają sobie z tego sprawę. I strajkują, rezygnując z macierzyństwa bądź rodząc mniej dzieci. Od kilku dekad mamy w Polsce do czynienia ze „strajkiem reprodukcyjnym kobiet” – jak nazwałyśmy to zjawisko z Elżbietą Korolczuk we wstępie do „Pożegnania z Matką Polką”. To jest wyraz oporu. Bezdzietność czy niska dzietność może być właśnie wyrazem oddolnego i cichego oporu. Nie musisz przecież od razu iść z banerem protestacyjnym na lokalną Manifę, ty ten bunt możesz realizować na swoim indywidualnym poletku. I kobiety go realizują.
Jest jeszcze jedna rzecz – poświęcenie. To my się mamy poświęcić. To my ponosimy zdrowotne koszty porodu i opieki. To my ryzykujemy wypadniecie z rynku pracy, niższe emerytury, uzależnienie ekonomiczne od partnera etc. W Polsce mamy bardzo mocny dyskurs kobiecego poświęcenia. Ale teraz coraz więcej kobiet ten element polskiej konstrukcji kobiecości po prostu odrzuca. Jeżeli przez wiele lat studiujesz, uczysz się języków, podróżujesz, awansujesz w pracy, czujesz się życiową prymuską, „bierzesz los w swoje ręce” (bo tak zostałaś ukształtowana przez system wolnorynkowej demokracji), bardzo dużo inwestujesz. Do czasu, gdy decydujesz się na dziecko i, nie daj Boże, musisz zostać trzy lata w domu (bo mieszkasz na nowym osiedlu, gdzie nie ma żłobka ani przedszkola albo zostajesz w domu, by wykonywać intensywne macierzyństwo) – pstryk, wypadasz z gry i nie wiadomo, czy kiedykolwiek do niej wrócisz. Kobiety, zdając sobie z tego sprawę, potrafią bardzo mocno przeciągać decyzję o macierzyństwie. Stosując rozmaite strategie, na przykład: „Teraz robię doktorat, po doktoracie. Dajcie mi święty spokój”. Ja to widzę w moim środowisku. Wiele moich koleżanek robi doktorat i dopiero po obronie decydują się na dziecko, wtedy zachodzą w ciążę.
Bezdzietnik: Jest też pewnie sporo kobiet, które najpierw przeciągają decyzję, a w końcu całkiem rezygnują z macierzyństwa.
Renata E. Hryciuk: Tak. To jest charakterystyczne na przykład dla mojego środowiska. W nauce jest bardzo dużo kobiet, które nie mają dzieci. Są bez- czy niedzietne z wyboru. Wynika to m.in. z tego, że obecnie funkcjonowanie w akademii na poziomie europejskim czy światowym łączy się z wymogiem większej mobilności. Oczekuje się od nas, że będziemy jeździć na wykłady, na kongresy, na stypendia, na wymiany naukowe czy dydaktyczne, realizować granty, robić badania terenowe etc. I jeżeli nie masz partnera, który zgodzi się zająć dziećmi, opłaconej niani albo jakiejś babci czy cioci, to koniec! Poza tym, jesteśmy oceniani według podwójnego standardu moralnego. Jeżeli kobieta sama wyjeżdża na stypendium, jest odsądzana od czci i wiary. Za to głównie, że jest złą matką. Jeżeli nie ma dzieci – za to, że zaniedbuje swój związek, że zaniedbuje starszych rodziców etc. Natomiast kiedy wyjeżdża mężczyzna, zwykle nie ma żadnego problemu, podchodzi się do tego ze zrozumieniem, „przecież musi się rozwijać”. Oczywiste jest, że jego partnerka weźmie na siebie całość obowiązków rodzinnych. Zdarzało się, że moje koleżanki rezygnowały z prestiżowych stypendiów, bo ich partnerzy się nie zgadzali. Po pierwsze, bo ich kariera jest ważniejsza, więc nie wyjadą za granicę dla dobra kariery partnerki, a tym bardziej nie zostaną, by opiekować się dziećmi. A po drugie, nie chcieli być „dodatkiem” do odnoszącej sukcesy, wyemancypowanej kobiety. Bardzo trudno jest w tej chwili robić karierę, funkcjonować zgodnie z tymi wyśrubowanymi wymaganiami i jednocześnie mieć dzieci, i to dzieci „wysokiej jakości”.
Bezdzietnik: Zapytam cię teraz o presję, jaka wywierana jest na bezdzietnych. Wielu bezdzietnych nie podpisałoby się pod twierdzeniem, że są publicznie nieakceptowani. Jedna z internautek pod moim postem napisała: „Też jestem bezdzietna i nie robię z tego tytułu problemu, nie dorabiam do tego ideologii. Nikt mnie też nie prześladuje”. Jak myślisz, skąd u ludzi bezdzietnych taki opór przed podejmowaniem tematu, który ich w końcu bezpośrednio dotyczy?
Renata E. Hryciuk: Bo jest stygmatyzujący. Ta osoba najwyraźniej uważa, że mówienie o bezdzietności to jest po prostu tłumaczenie się, czy może rodzaj niepotrzebnego coming-out’u. Nie chce podnosić tematu, nie chce podkreślać tego elementu swoich wyborów życiowych, bo czuje, że społecznie nie są do końca akceptowane. Nie chce być stygmatyzowana i ma do tego prawo. Co charakterystyczne, tego typu reakcje pojawiają się zawsze przy wprowadzaniu akcji afirmatywnych. Pamiętam, jak kilka lat temu, za czasów Platformy Obywatelskiej, lobbowałyśmy za wprowadzeniem parytetów płci w sejmie. O Bogini, jaki był opór! Pojawiły się głosy ze strony wielu kobiet: „Po co to różnicować? My, kobiety, nie chcemy dostawać się do polityki czy na jakieś stanowiska ze względu na naszą płeć, tylko ze względu na kwalifikacje, osiągnięcia czy pomysły”. Ale przecież cała nasza konstrukcja kulturowa jest patriarchalna, silnie dyskryminująca kobiety, i, jak bardzo byśmy się nie starały, to tego grubego szklanego sufitu w polityce czy w biznesie tak łatwo nie przebijemy. Potrzebujemy wsparcia, rozwiązań wyrównujących szanse w sferze publicznej. I to jest ten sam mechanizm. Mnie też bezdzietność nie definiuje. Natomiast jestem osobą, która nie ma biologicznych dzieci. Jestem niematką. Jestem bez dzieci. Bez-dzietna z wyboru. Więc to jest jeden z elementów mojej tożsamości, ale nie kluczowy. Ale ja akurat jestem w tej dobrej sytuacji, że nie jestem poddawana presji ze strony mojego środowiska społecznego, w tym rodziny, mam natomiast duży problem z presją ze strony polityki państwa. Jeżeli co chwilę słyszę o tym, że będę musiała płacić tzw. bykowe, czyli podatek od bezdzietności dla osób powyżej 30. roku życia, to czuję, że jestem stygmatyzowana, i to w bardzo bezpośredni sposób.
Bezdzietnik: Ja do tego trochę inaczej podchodzę. W jakiś sposób identyfikuję się i definiuję przez bezdzietność, dlatego że jest to moja forma oporu. To jest mój bunt przeciwko nieakceptowanej, patriarchalnej i konserwatywnej rzeczywistości. Ponieważ generalnie lubię chadzać pod prąd, nie mam problemu z wejściem w towarzystwo i powiedzeniem: „Nie chcę mieć dzieci” czy „Jestem bezdzietna z wyboru”. Nawet, przyznam szczerze, sprawia mi to pewną frajdę.
Renata E. Hryciuk: No tak, mnie też zdarza się mówić wprost, że jestem feministką i czekać na reakcję. A jeszcze kiedy przychodzę z jakimś czasochłonnym superdaniem czy tortem i w butach na obcasach… To jest wyższy poziom prowokacji [śmiech].
Bezdzietnik: Na bezdzietnikowym fanpage’u ktoś napisał, że trudno byłoby obronić tezę o tym, że wybór bezdzietnego życia jest równie dobry jak wybór macierzyństwa czy ojcostwa. Jak to z tymi wyborami jest? Są nierównorzędne? Załóżmy, że zgodzimy się z takim twierdzeniem. Jakie to może mieć konsekwencje społeczne? Czy to by oznaczało na przykład, że ludzie bezdzietni mogą być gorzej traktowani?
Renata E. Hryciuk: „Gorszy-lepszy” – to znowu oceniające i konfrontacyjne podejście do sprawy. Wybór bezdzietności jest po prostu inny. Myślę, że niejedna bezdzietna kobieta miałaby dzieci, gdyby mogła wejść kulturowo w buty mężczyzny. Gdyby mogła wynegocjować, że to on będzie w ciąży i on będzie ponosił większe koszty rodzicielstwa. Ale to my jesteśmy w ciąży, to jest nasze ciało – trzeba o tym pamiętać. Kobiety, zwłaszcza te z klasy średniej, a to one głównie znajdują się teraz pod „ideologicznym obstrzałem”, mogą być użyteczne społecznie na wiele sposobów, nie tylko poprzez macierzyństwo. Pracują zawodowo, tworzą sieć przyjaciół, budują związek, płacą podatki, często bardzo wysokie, angażują się w działalność społeczną etc. Jeżeli będziemy postrzegać przydatność społeczną kobiet poprzez macierzyństwo, ilość dzieci które urodziły czy wychowały, to zawsze wyjdzie na to, że ty jesteś osobą mniej przydatną społecznie – tą „gorszą”. I tutaj dochodzimy do jeszcze jednej bardzo ważnej kwestii, pisałyśmy o tym z Elżbietą Korolczuk w „Niebezpiecznych związkach”. Nie jest tak, że wszyscy są zachęcani do prokreacji jednakowo. Zachęcana jest przede wszystkim klasa średnia i wyższa. Inne grupy – w tym przede wszystkim osoby ubogie, z niepełnosprawnościami czy mniejszości etniczne – są do niej zniechęcane, a ich prawo do rodzicielstwa jest podważane. Osoby te określane bywają mianem „roszczeniowych” czy „rozrzutnych prokreacyjnie”. W mediach, nawet w liberalnym zdawałoby się tygodniku „Polityka”, ukazywały się jeszcze kilka lat temu artykuły, w których pisano „o kobietach bezwolnych i ospałych życiowo, które rodzą jedno dziecko po drugim, mnożąc biedę i życiowy bezwład”. I teraz, gdy został wprowadzony program 500+, te grupy też były atakowane i wprost nazywane przez wielu „patologią”. Myślę, że ten klasowy wymiar bezdzietności, który zwykle nam umyka, należy mocno podkreślić. To ty i ja jesteśmy celem prokreacyjnych ataków, to na nas wywiera się presję, ciągle słyszymy, że „marnujemy swoje geny”. Jedyną osobą, która mnie krytykowała za bezdzietność, była szefowa mojej wspólnoty mieszkaniowej. Znała mnie, wiedziała, że jestem wykładowczynią na uniwersytecie, że piszę książki. Mimo to pozwalała sobie na publiczne komentowanie mojego statusu. Zatrzymywała mnie co jakiś czas na klatce schodowej i nie zwracając zupełnie uwagi na to, kto tam akurat przechodził, robiła mi wykład: „Dlaczego ja marnuję takie świetne geny?”. Te przysłowiowe „świetne geny” ma właśnie klasa średnia. Naciska się na nas, bo to my w domyśle będziemy wykonywały macierzyństwo odpowiednio czy wystarczająco dobrze, nie wychowamy „patologii”, lecz obywateli, którzy będą wartościowi. Współczesny dyskurs pronatalistyczny w Polsce ma więc charakter zdecydowanie klasowy z mniej lub bardziej zawoalowanym eugenicznym wydźwiękiem.
Bezdzietnik: Porozmawiajmy o języku, jakim dziś mówi się o bezdzietności – na co dzień, ale też w tekstach naukowych. Czy takie sformułowania jak: „problem”, „plaga”, „epidemia”, „choroba” wpływają na postrzeganie osób bezdzietnych? Czy próba zmiany społecznego nastawienia do bezdzietnych powinna zacząć się od zmiany języka?
Renata E. Hryciuk: Oczywiście! To jest język bardzo stygmatyzujący i wykluczający, jak na przykład to „bykowe” – pokazuje, że jesteś nieprzydatna społecznie i musisz zapłacić karę. Bo twoja przydatność może być tylko prokreacyjna. W tej chwili mamy już do czynienia z dużą różnorodnością wzorców społecznych i układów rodzinnych, ale w oficjalnym dyskursie występuje głównie, jeżeli nie wyłącznie, rodzina nuklearna, czyli heteroseksualna (mężczyzna i kobieta ), najlepiej z dwójką lub trójką dzieci, mieszkająca w tym samym miejscu. Wszystkie odstępstwa od tej normy mogą być – i są – w dyskursie potocznym określane jako anomalia, dewiacja, patologia, plaga itd. Czyli nie bierze się pod uwagę istniejącej różnorodności i nie stara się do niej dostosować polityk państwa. Jednak na gruncie nauki nikt już raczej np. rodziny samodzielnego rodzica nie określi mianem „patologii”, takiego języka już się nie używa.
Bezdzietnik: Ale napisze się, że jest „problemem”
Renata E. Hryciuk: Albo „dysfunkcją”. Można napisać, że taka rodzina jest „dysfunkcyjna”. Agata Młodawska w tekście „Tradycyjna polska stygmatyzacja czy ponowoczesne neoliberalne wykluczenie” w zbiorze „Pożegnanie z Matką Polką” pisze o tym, że rodzima socjologia jest nauką bardzo konserwatywną. A to właśnie socjologia, i to w wydaniu ilościowym, stała się po 1989 roku „nauką państwową”. Nie antropologia, która zawsze „dzieli włos na czworo”, szuka oddolnych interpretacji, tylko socjologia właśnie. Bo socjolog szybko zrobi badanie ankietowe, policzy, przedstawi dane w tabelkach, którymi można podeprzeć różne posunięcia np. polityki społecznej. Ten stygmatyzujący język ma ludzi dyscyplinować i zahamować zmianę społeczną, której się nie da już zahamować. To jest też granie na emocjach. Jak wiesz, w polityce teraz emocje są bardzo ważne. Emocje i konfrontowanie różnych grup społecznych. My, bezdzietni, za chwilę możemy stać się kozłem ofiarnym. Dlatego należy bardzo zdecydowanie piętnować taki język.
Bezdzietnik: Ten język ze źródeł oficjalnych przenika do języka potocznego. Ostatnio jakiś internauta porównał moje pisanie o bezdzietności do pisania o żółtaczce.
Renata E. Hryciuk: Bo widzisz – ty ujmujesz bezdzietność w inny sposób. W sposób emancypacyjny, upodmiatawiający osoby, które nie mają dzieci. Ja mam niezły trening wyniesiony z dyskusji o feminizmie i prawach kobiet. Deprecjonowanie tzw. tematyki kobiecej, umniejszanie jej, mówienie, że to „wydumany pomysł”, „import z Zachodu”, „zachodni wymysł i zgnilizna”. To jest, moim zdaniem, reakcja, hejterska trochę, na to, że ty ten temat podejmujesz w sposób emancypujący. Że proponujesz inną przestrzeń i inny język. Że zastanawiasz się, jak się możemy określać, a może w ogóle nie musimy, a może opisowo, jakie mamy problemy, z czym to się wiąże, jak im przeciwdziałać… To jest emancypacyjne, otwierające i wzmacniające. A jednocześnie dla wielu wkurzające. Masz pióro, masz czas, masz zasoby intelektualne i finansowe, żeby to robić. Więc tym bardziej jesteś irytująca i zagrażająca. Bo ty nie robisz tego z jakiegoś totalnego marginesu, nie wychodzisz z jakiegoś alternatywnego środowiska, ale robisz to z pozycji miejskiej klasy średniej i próbujesz wciągnąć to zagadnienie do mainstreamu. I nawet jeżeli osoba, która porównała pisanie o bezdzietności do pisania o żółtaczce, tak do końca sobie tego nie uzmysławia, to i tak to czuje. I strasznie się wkurza. Wiele razy się z tym spotkałam: że coś, co dotyczy sytuacji czy praw kobiet, mniejszości, grup zmarginalizowanych, jest nieważne, że trywialne, że to epatowanie, że lamentacja… Różne reakcje się zdarzają, gdy pokazujesz problematyczne zjawiska spoza głównego nurtu, gdy domagasz się zmian w prawie albo poszanowania praw mniejszości. I ty też będziesz deprecjonowana na bardzo wiele sposobów. Należy po prostu cierpliwie i jeżeli to możliwe z poczuciem humoru odbijać wszystkie takie przytyki. Albo po prostu je lekceważyć. I robić swoje.
Bezdzietnik: Akceptacji dla bezdzietności, zwłaszcza kobiecej, odmawiają głównie mężczyźni. Tak przynajmniej wynika z moich obserwacji i z rozmów, które prowadzę na blogu. Panowie reagują bardzo różnie: agresją, pobłażaniem, złością, potępieniem albo taką pozorowaną akceptacją, w której zawiera się bezmiar pogardy – „Nie masz dzieci, ok, ale twoje życie jest puste/ale pod warunkiem, że moje dzieci nie będą pracowały na twoją emeryturę”. Czemu akurat mężczyźni mają z tym taki problem?
Renata E. Hryciuk: Kobieta, która nie ma dzieci, i głośno o tym mówi, jest wolna. Wolna! Mężczyźni bardzo rzadko mówią o tym wprost, ale czasami im się coś wymsknie w porywie frustracji. Jakiś czas temu, jeszcze na studiach doktoranckich, uczyłam języków. I był taki pan prezes, który raz przy mnie wybuchł. Niechcący. Przyszedł kiedyś taki sfrustrowany z jakiegoś spotkania od razu na lekcję i powiedział z gniewem, że ma dosyć tych młodych, superwykształconych dziewczyn, które stanowią dla niego zagrożenie. Dlaczego one się nie ogarną? Są już dawno po studiach, powinny założyć rodzinę i mieć dzieci. Rozumiesz? Konkurencja! Ciąża i macierzyństwo wytrąca kobiety z życia zawodowego, spowalnia rozwój i awans zawodowy. I to jest jeden z powodów, dla których mężczyźni mogą tak reagować. Matka nie jest dla nich konkurencją. Wykształcona, ambitna kobieta, która nie chce mieć dzieci, konkurencją jest. Poza tym jesteś zagrażająca, bo jesteś wyemancypowana.
Wiesz, jest jeszcze jedna kwestia. Antykoncepcja pozwala nam mieć życie seksualne. To że nie masz dzieci, nie znaczy, że nie masz udanego życia seksualnego. Nie jesteś zakonnicą, nie jesteś XIX-wieczną panną służącą, która ma żyć w celibacie, nie jesteś przysłowiową „starą panną”, której się nie udało, siedzi w kącie i nikt jej nie rusza. Masz swoje życie i jesteś aktywna seksualnie. Niektórzy mężczyźni nie są w stanie tego znieść. Bo nie ma na ciebie bata. I kobiety też źle to znoszą. Mam kilka koleżanek, jeszcze z liceum, które mają dzieci. I często podczas spotkań towarzyskich powtarzały mi: „Ty to masz dopiero dobrze”, „O mamo, jak ci dobrze, możesz tak sobie jeździć po świecie”. I ja się w końcu któregoś razu zirytowałam i powiedziałam: „Przepraszam! Czy ja wam wytykam, jak wam jest dobrze? Nikt was nie zmuszał do rodzenia dzieci, środki antykoncepcyjne są, jesteśmy z tego samego wielkomiejskiego liceum, miałyśmy bardzo podobny start… To są wasze wybory, dajcie mi spokój! Czy ja się mam czuć winna? Nie czuję się winna. Czy ja wam zazdroszczę? Nie zazdroszczę wam. Czasami wam współczuję, czasami was podziwiam, czasami jest przyjemnie, czasami nie, ale odczepcie się ode mnie”. Dlaczego zawsze słyszę, że „ja to mam dobrze”. Każdy wybór życiowy ma swoje blaski i cienie. Ja też mam różne wątpliwości albo czegoś żałuję, jak każdy. Ale jestem zadowolona ze swojego życia.
Widzisz, mężczyźni czują się bardzo zagrożeni przez takie wyzwolone kobiety. A matki takie bezdzietne dziewczyny często wprawiają w stan niepokoju, mniej lub bardziej skrywanej irytacji. Podejrzewają, że być może coś jednak straciły, że czegoś nie osiągnęły. Mojemu pokoleniu wchodzącemu w dorosłość na początku transformacji próbowano wmówić, że może mieć wszystko. Że powinnyśmy być matkami, żonami, pracowniczkami z imponującą karierą, w doskonałej kondycji fizycznej i z pasjonującym hobby. A tak się nie da! Nie można mieć wszystkiego! Kiedyś jedna ze znajomych powiedziała mi, że feminizm nie jest mi właściwie do niczego potrzebny. A mnie właśnie tak wczesne intelektualne wejście w feminizm pozwoliło na przepracowanie presji i wyzwań, które pojawiły się we wzorcu post-transformacyjnej kobiecości na początku lat 90. Pozwoliło mi to zrozumieć, że nie muszę realizować tego totalnego wzorca, że mogę i powinnam go zrekonstruować na swój własny użytek. I świadomie podejmować decyzję o swoim życiu.
Bezdzietnik: Dziękuję za rozmowę.
Zdjęcia pochodzą z archiwum domowego dr Renaty E. Hryciuk
143 komentarze
Piękny wywiad. Dziękuję! 🙂
Uważam że nacisk społeczny na posiadanie dzieci lub małżeństwo to kwestia bezsprzeczna. To czy jest nacisk słuszny i tu pojawia się to czego się Pani boi odpowiedzialność i narcyzm, np. jeżeli wszyscy zdecydowali by się na bezdzietność to po prostu byśmy wymarli. Jest Pani jeszcze młodą osobą ale jednak ktoś na te emerytury będzie musiał zarobić czyli kogoś dzieci do których a raczej nikomu się nie chce rano wstawać czy martwić ich chorobami. Proszę wybaczyć ale udowadnianie czegoś poprzez branie specjalistek , które same nie mają dzieci niczego nie udowadnia bo jest nieobiektywne. A co z Pani Partnerem, czy Pani nie wywarła na nim nacisku społecznego facet to nie mebel. I na przekór temu co Pani pisze to im więcej to tym więcej chce Pani dzieci, to nawet ma w psychologi nazwę chyba zaprzeczenie.
Dlaczego nie jestem zdumiona, że to mężczyzna coś takiego pisze…
Taaa…… A ja prowadząc własną działalność odprowadzam miesięcznie 1200 zł ZUS, nie dostaję ulg na dzieci, opłacam podatki.. moja emerytura, o której Pan pisze…. jest pożal się boże… Również z moich opłat opłacane są 500 +, więc nawet jeśli moja emerytura byłaby finansowana z pracy dzisiejszych dzieci, to nie ma w tym niesprawiedliwości… A argument o wymieraniu wskazuje na zerową wiedzę o funkcjonowaniu społeczeństw… Nie posiadanie potomstwa nie jest wirusem, który zakazi całą ludzkość….
To wszyscy byśmy wymarli? Ojej! I co wtedy? Matka-Ziemia nie poradzi sobie bez nas? Kosmos zapłacze? To jest dopiero narcyzm. To dopiero egocentryzm…
Ktoś musi też robić na darmowe wizyty Twojego dzieciaka u lekarza. Tak, bezdzietni również płacą takie podatki.
Kobieta to też nie mebel, a facet na łańcuchu uwiązany nie jest i może poszukać kobiety chcącej dzieci.
W tej chwili za wizyty mojego dziecka płace Ja i moja żona, tak samo na emerytury naszych rodziców na nasze nie będzie kto miał płacić. Jasne że mogą ale po co dorabiać do tego ideologię. Teraz jeszcze jesteście młode i nawet jak rodzice naciskają to jednak rodzina jeździ się na święta. A co będzie jak będziecie po 50, te wyniki badań jednak nie kłamią depresja, bo mamy , taty już nie ne będzie a żyć się będzie trzeba a nie będzie się do kogo po prostu odezwać. Irytuje mnie u ludzi krótkowzroczność i brak odpowiedzialności i chowanie głowy w piasek.
Panie Marku, jest nas już prawie 8 miliardów na świecie I wymarcie raczej nam nie grozi 😁
Myślenie to bardzo pożyteczna rzecz i ułatwia życie. Nie chodzi że ludzkość wymrze, ale Polacy. Chińczycy nie będą polakom płacili emerytur. Bezdzietni są strasznymi samolubami i ignorantami.
Przykro mi to stwierdzić, ale to właśnie w pana wypowiedzi dostrzegam samolubstwo i ignorancję. Polacy nie mają żadnej osobnej Ziemi na wyłączność. Użytkują tę samą Ziemię co Pakistańczycy, Kanadyjczycy czy Hindusi. Jeśli jednej grupie lub nacji zabraknie przestrzeni, wody, powietrza czy zasobów, innym grupom i nacjom prędzej czy później też ich zabraknie. Przy współczesnych zglobalizowanych technikach produkcji, również żywności, żaden naród nie może powiedzieć: „My mamy co jeść, co pić, czym oddychać i gdzie mieszkać, a reszta świata niech sobie radzi”. Myślenie kategoriami narodowymi to XIX i XX wiek (wiemy z historii, do czego potrafiło doprowadzić). W XXI wieku ludzkość – jeśli nie porzuci wąskich narodowych interesów i nie zacznie patrzeć globalnie – znajdzie się w prawdziwych opałach. Od początku stulecia co dwanaście lat przybywa nas miliard. Pana dzieci będą musiały mierzyć się z problemem przeludnienia, bo to jest problem globalny, choć pan najwyraźniej nie zdaje sobie z tego sprawy. I nadal myśli wąskimi, samolubnymi kategoriami – ja chcę mieć dziecko, Polaków jest za mało. To archaiczne myślenie i z pewnością nie zaradzi współczesnym problemom. I niestety dowodzi pańskiej ignorancji.
Najpierw odniosę się do merytorycznie. Jak będzie Pani stara a każdego to czeka, to już nie mówię o emeryturze, bo Pakistańczycy, Chińczycy jej Pani nie dadzą, co dla trzeźwo myślącego człowieka jest oczywiste. Więc tłumacze łopatologicznie. Jak nie będzie polskich dzieci, to nie będzie polskich lekarzy,pielęgniarek, czyli będzie miała Pani, czy całe pokolenie problem z znalezieniem lekarza, pielęgniarki, kucharki- to jest mam nadzieję proste i oczywiste. Pisze Pani o odpowiedzialności, bo globalizacja, przeludnienie, ekologia pseudo teorie, bo moje dzieci będą zużywa wodę jedzenie. Ja taki obłudny nie jestem będą bo to jest potrzebne do życia. I pokaże że to co Pani pisze to zwykły przepraszam bełkot. Przykład ma Pani pieska a piesek wody nie pije a co jedzą pieski mięso z innych zwierząt które też wodę piją. A każdy bezdzietny ma parę zwierząt. Ogród, roślinki ma Pani a podlewa się czym. W cały czas nowych bucikach, sukience to skąd Pani chodzi z Bangladeszu a do produkcji czego się używa. To tyle by było z pseudo ekologi bezdzietnych. Polsce raczej problem przeludnienia nie grozi. Zresztą co to za argument. To Pani atakuje rodziców tworząc jakieś pseudo teorie i lecząc swoje ego. Sama Pani mówi publicznie że stworzyła bloga bo była długa kolejka do psychiatry, czyli boli Panią bezdzietność, bo każdy wpis traktuje Pani jak terapię. Cas dorosnąć. I jeżeli znowu usunie Pani komentarz to będzie świadczyło o kompletnej dziecinadzie.
Nie rozumiem, dlaczego wciąż pan się odnosi do mojego życia i mojego samopoczucia – wyjątkowo marna to, podła i dziecinna maniera. W dodatku nie rozumie pan ironii (fragment o psychiatrze rozczulił mnie i rozbawił do łez). Komentarza nie usunę, niech świadczy o pana obsesjach. Oczywiście, że moje zwierzęta piją wodę, a ja nie chodzę nago. Nie widzę tu żadnej obłudy. Ja przecież nie twierdzę, że pan nie powinien się rozmnażać (choć przeludnienie jest faktem, który nie wymaga dowodzenia). Uważam, że nawet przy przeludnionej ziemi ci, którzy chcą mieć dzieci, powinni je mieć. A ci, którzy nie chcą – niech ich nie mają. Skoro ja pana nie zmuszam do nieposiadania dzieci, czemu pan nie może przestać wmawiać mi, że powinnam je mieć? Na emerytury proszę nie liczyć, bo nawet pana dziecko na nie nie zarobi. System emerytalny trzeba na nowo przemyśleć i skonstruować, zamiast zmuszać ludzi do rodzenia dzieci (korzenie tego, który mamy, tkwią w 1934 roku, świat się od tego czasu mocno zmienił). Dziecko to nie danina dla ZUS-u. Jeśli tak pan traktuje swoje dziecko, to za całego serca współczuję. Dziecku, nie panu.
I jeszcze jedno: skąd ta nacjonalistyczna obsesja? Ma pan coś do niepolskich dzieci, niepolskich pielęgniarek czy niepolskich lekarzy? Dla mnie człowiek to człowiek. Nawet jeżeli to niepolski człowiek. Też zasługuje na szacunek i też może być dobrym, solidnym i kompetentnym pracownikiem.
Ale mnie Pani rozśmieszyła. Ja kocham swojego synka i to was tak drażni. O emeryturach piszę w kontekście całego pokolenia. Ale to śmieszne, dziecinne bo jako argument podaje Pani przeludnienie. To powiedziała pani mężowi nie będziemy mieli dzieci, bo jest przeludnienie. czy tak było, wygodniej i instrumentalnie używa Pani argumentów. Sama Pani upublicznia swoje życie, publicznie mówi o psychiatrze, chodzi do telewizji, prowadzi bloga czyli chce żeby rozmawiano o Pani problemach zastępując psychiatrę. ale nie rozumiem dlaczego mnie Pani obraża. można się spierać na argumenty, ale proszę mnie nie obrażać. Jakby pisała Pani jako kobieta 20 30 letnia o rozterkach związanych z macierzyństwem ale teraz jak już Pani dzieci mieć nie może bo w Pani wieku to ryzyko to płacz nad rozlanym mlekiem. Ale lecząc własne kompleksy miesza Pani w głowach, młodym dziewczynom, które mogą jeszcze cieszyć się macierzyństwem. trzeba być odpowiedzialnym, a nie tylko ja i ja.
To pan mnie cały czas poniża i obraża. I też zupełnie nie rozumiem dlaczego…
Lepsza jest jaka kolejek prawda niż podlizywanie się i kłamstwa. Wybierając temat nie można kogoś atakować. A mam taki charakter że mówię prawdę prosto w oczy. Nikogo nie chciałem obrazić, a jeżeli obraziłem to przepraszam nie to było moja intencją. Już nie będę pani zameczal. Bo robię pani przykrość. Powodzenia. Nie będę już komentował.
Na swoją emeryturę pracuję sama od 26 lat. Od moich zarobków odciągane są składki emerytalne na moje konto w ZUS. Czy chcę tego czy nie. Żadne obce dzieci nie pracują na to tylko JA. Za to z moich podatków opłacane jest szeroko rozdawane 500 + ( nawet dla tych co nie pracują i nie wkładają do tego wspólnego worka ani złotówki ) Tak więc to ja płacę na cudze dzieci a nie one na mnie. JASNE
Jeszcze raz bo Pani poziom wiedzy o ekonomi jest zerowy. W ZUS nie ma żadnych Pani pieniędzy na Pani emeryturę, bo są wydawane bieżąco na emerytury Pani rodziców wrrr rodzice patologiczne słowo, powinno się go zabronić używać bo razi niektóre kręgi bezdzietnych, powinno się ich nazywać ci kretyni, którzy zdecydowali się na bachory które nam przeszkadzają w restauracji. Te dzieci z 500 będą plus będą pracowały na Pani emeryturę JASNE, nie będzie dzieci nie będzie kasy i trzeba będzie pracować do 80.
Panie Marku, proszę mnie poprawić, ale o ile dobrze kojarzę to szczycił się pan na tym blogu dyplomem z ekonomii. Zapewne więc pan wie, że aby zapewnić prostą zastępowalność pokoleń, współczynnik dzietności nie powinien spadać poniżej 2,1. W Polsce taki współczynnik mieliśmy ostatnio w 1988 roku. Tak, dokładnie 31 lat temu. Aktualnie dzietność mamy na poziomie ok 1,3, a na początku lat dwutysięcznych dzietność wynosiła przez kilka lat nawet 1,2. Wg prognozy ZUS do 2050 r. liczba ludności w wieku produkcyjnym zmniejszy się o ponad 8 mln, a jej udział w populacji spadnie z 64% (w 2013 r.) do 49%. W tym samym czasie liczba ludności w wieku poprodukcyjnym wzrośnie z 7 mln do ponad 12 mln. i będzie stanowiła 36,5% ogólnej populacji. W 2013 na 100 osób w wieku produkcyjnym przypadało 29 osób w wieku poprodukcyjnym. Za 30 lat będzie to już stosunek 100 do 75. Prognozy miażdżą pana teorię o tym, że trzeba teraz rodzić dzieci, aby pracowały na emerytury przyszłych seniorów. W tej chwili zastępowalności pokoleń w Polsce nie da się już nadrobić, aby utrzymać obecny system emerytalny. Jest to fizycznie niemożliwe. Jednym z rozwiązań problemu jest otwieranie granic dla innych nacji (co już zresztą się dzieje, mamy coraz większą imigrację Białorusinów, Ukraińców, Hindusów), ale co do zasady obecny system emerytalny jest przestarzały i nie odpowiada specyfice czasów, które nastały (zmniejszającej się od lat dzietności, coraz słabszej płodności, coraz dłuższemu życiu, coraz późniejszemu wiekowi zachodzenia w pierwszą ciążę, coraz większej emigracji ludności z Polski ect.). Do tego dochodzą populistyczne i kompletnie krótkowzroczne decyzje obecnej władzy np. o obniżaniu wieku emerytalnego, opóźnianiu startu edukacji (a więc i rozpoczęcia pracy) przez dzieci, wprowadzaniu emerytur dla niepracujących matek 4+ i kilka innych. System emerytalny na ten moment wymaga totalnego przebudowania. My jako pokolenie 30-40 latków powinniśmy mieć pełną świadomość, że w okresie, kiedy nie będziemy w stanie pracować dostaniemy głodowe emerytury albo nie dostaniemy ich w ogóle i uporczywe zapędzanie bezdzietnych do łóżka celem prokreacji nic tu już nie pomoże. Pana dzietność w postaci jednego dziecka na dwie osoby też tu niczemu nie zaradzi. Ja, jako osoba odpowiedzialna za siebie i swoją rodzinę, jestem w pełni świadoma, że muszę zgromadzić kapitał, który pozwoli mi się godnie utrzymać w okresie, od kiedy przestanę pracować, aż do śmierci. Pieniądze, które potencjalnie wydałabym na dziecko, będą mi cholernie potrzebne za te 30 lat. Osobom dzietnym również, bo każdego z nas dotknie ten sam ZUSowy los, jeśli diametralnie nie zmieni się system emerytalny, który od dawna jest już niewydolny. Mam więc prośbę, aby powstrzymał się pan od komentowania poziomu wiedzy ekonomicznej innych osób, bo sam niewiele pan rozumie z obecnych realiów, a w kółko powtarza jak mantrę teorie, które miały sens 40 lat temu. To tyle na temat emerytur.
Do sugestii o nazywaniu kogoś kretynem czy bachorem już się nie odniosę, bo jest to poziom dyskusji, do którego nie chcę mi się nawet schodzić.
Pozdrawiam wszystkich
Nie doczytała Pani tymi inwektywami nazywają nas bezdzietni i nie wiem jak można było zrozumieć inaczej, że to ja kogoś obrażam. Nie leży to w mojej naturze ale po prostu nie czytała Pani z zrozumieniem. Nigdzie nie napisałem że jestem Ekonomistą, tylko Politologiem. Do meteorytyki to co Pani napisała o wymianie pokoleń i Ukraińcach i Białorusinach to prawda, zresztą sam o tym pisałem. Ale po pierwsze jeżeli nie będzie Polskich dzieci to nie będzie nawet głodowych emerytur. Po drugie jeżeli na emerytury nie będą pracowały dzieci to będą wypłacana z budżetu Państwa, czyli z tego co ludzie wyprodukują czyli jak my będziemy emerytami z pracy ludzi w wieku produkcyjnym czyli ludzi którzy zdecydowali się na dzieci. Jak będzie dużo bezdzietnych którzy uważają że dzieci są im niepotrzebne to będzie mniej ludzi i mniejsze PKB, mniejszy budżet. Po trzecie jak będzie Pani emerytką to będzie potrzebna pielęgniarka, kierowca lekarz, kelnerka, kto Pan sprzeda w biedronce jak nie będzie dzieci to chyba logiczne. Po czwarte jest Pani egoistką pisząc „Pieniądze, które potencjalnie wydałabym na dziecko, będą mi cholernie potrzebne za te 30 lat. Osobom dzietnym również, bo każdego z nas dotknie ten sam ZUSowy los” czyli ja jestem idiotą bo wydaje jeszcze na dziecko, a czyjeś dzieci będą świadczyły usługi bezdzietnym bo tak to wygląda. Najlepiej niech Ukrainki rodzą a ich dzieci będą nam usługiwały a bezdzietne Polki będą się spełniały. I jak się tak przyjrzeć to Pani wiedza ekonomiczna jest marna, bo przytoczyła Pani jakieś dane z Wikipedii nie rozumiejąc ich sensu. Jedyna nadzieja to ta że odkryją w Polsce złoża diamentów albo ropy.
Owszem doczytałam i zrozumiałam skąd w pana wypowiedziach słowa „kretyn” i „bachor”. Bulwersuje mnie to, że sugeruje pan, że bezdzietni używają takich sformułowań w stosunku do rodziców, chociaż na blogu ani w żadnym z komentarzy takich nie zauważyłam. Pojawiły się dopiero w pana wypowiedzi.
Dane nie są z żadnej wikipedii tylko z raportów przygotowywanych cyklicznie przez GUS, dostępnych na stronie internetowej, do której każdy ma swobodny dostęp. Proponuję od czasu do czasu zapoznać się z materiałami i próbować wyciągać samodzielnie wnioski.
Formułuje pan zdania w taki sposób, że w połączeniu z brakiem interpunkcji, fatalną składnią i błędami stylistycznymi są dla mnie enigmą. Przykład: „Po drugie jeżeli na emerytury nie będą pracowały dzieci to będą wypłacana z budżetu Państwa, czyli z tego co ludzie wyprodukują czyli jak my będziemy emerytami z pracy ludzi w wieku produkcyjnym czyli ludzi którzy zdecydowali się na dzieci”. Konia z rzędem temu, kto wie, o co chodzi w tym zdaniu.
Idiotą ja pana nie nazwałam ani nawet tego nie zasugerowałam. Sam się pan tak nazwał.
pozdrawiam wszystkich
Nie ma znaczenia z skąd są dane je trzeba rozumieć w szerszym kontekście, nie jest ważne tylko wymiana pokoleń. Tłumaczę będzie mniej ludzi w wieku produkcyjnym którzy wytwarzają PKB, więc nie będzie z czego wypłacać emerytur, to chyba logiczne. Bedzie mniej ludzi czyli lekarzy ,pielęgniarek i będziemy zdani na siebie. Najważniejsze są fakty i to kto ma rację, a nie stylistyka bo tylko komentarz do bzdurnego bloga, a nie praca dyplomowa i nikogo stylistyka nie obchodzi chyba, że absolwentkę Filologi polskiej z Wrocławia, a racje mam kolejny raz ja. Ciekawy zabieg jedna osoba pisze pod paroma imionami i jeszcze się czepia interpunkcji , wyszło zboczenie zawodowe, bo kogo obchodzi ortografia pod komentarzem na blogu błagam słabe to. Uwierzcie ludzie mają większe problemy.
Pańska stylistyka i interpunkcja nie obchodzi nikogo dopóki wypowiedź da się zrozumieć. Wielu pana wypowiedzi nie da się zrozumieć, na co wiele osób w komentarzach zwracało już panu uwagę. Jeśli jednak to czy inni pana rozumieją nadal ma pan w miejscu, do którego słońce nie dociera, to może lepiej przestać wypowiadać się na tym „bzdurnym” blogu i nie tracić czasu swojego i innych. Swoją drogą niezłe wystawia pan sobie świadectwo, jeśli fakt, że pracę dyplomową ma pan już za sobą, oznacza według pana, że można wypowiadać się niechlujnie, niezrozumiale i z błędami. Większość z nas ma już dyplom studiów wyższych, a mimo to szanujemy swoich rozmówców i innych czytelników starając się wypowiadać poprawnie i zrozumiale.
Tłumaczę panu, że fakt, że liczba osób w wieku produkcyjnym spada, jest efektem wieloletnich trendów, a nie tego, że kilkudziesięciu czytelników tego bloga nie chce zostać rodzicami. Stosunek liczby emerytów do populacji osób pracujących drastycznie rośnie – za 20 lat będziemy mieć 80 emerytów na 100 osób pracujących. Oznacza to jedno – bankructwo ZUS. Zasada działania obecnego systemu emerytalnego, opartego na finansowaniu emerytur z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, którego główną składową są składki wpływające na bieżąco od osób pracujących (a dodatkowo, a nie przede wszystkim z dotacji z budżetu państwa) powoduje, że nie ma on szans się utrzymać, o czym wiele osób próbowało już panu powiedzieć, ale nadal pan tego nie rozumie. I choćby nam wszystkim wsadził pan dziecko w brzuch – system emerytalny w obecnym kształcie jest nie do utrzymania.
Informuję również, że na PKB nie pracują tylko „polskie dzieci” jak to kilka razy próbował pan już nam wmówić, ale wszyscy pracujący i płacący podatki w Polsce – Ukraińcy, Hindusi i Syryjczycy również. Państwa z zaawansowanymi gospodarkami już dawno otworzyły granice dla specjalistów z innych krajów i Polska również zaczyna to robić. Ja osobiście widzę to gołym okiem – w mojej branży wykształconych osób z zagranicy jest coraz więcej. I jest to tendencja, z której należy się cieszyć. Reasumując, proszę zacząć interesować się polityką i gospodarką i ewentualny nacisk wywierać na rządzących, którzy zabierają się za wszystko tylko nie za naprawę systemu emerytalnego, a nie psuć atmosferę na blogu dla bezdzietnych, których swoimi mądrościami i tak pan do niczego nie przekona.
Brawo, MIni! Niedościgły dla pana Marka wzór rozmowy i argumentowania.
Ostatni raz argumenty do polski nie przyjedzie nagle 3 mln obcokrajowców, żeby załatać naturalną dziurę po beztroskich działaniach bezdzietnych. I mam racje mówiąc, że na bezdzietnych mają pracować ukraińskie, białoruskie dzieci. Przepraszam ale dyskusje na argumenty wygrałem dawno, co sama autorka bloga przyznała, że bezdzietni chociaż nie mają racji to wolą żyć w wydumanej rzeczywistości i jest to dla nich taki rodzaj balona psychicznego. Widząc że mówienie prawdy sprawia Pani przykrość uznałem, że wygrałem dyskusje i jest ona bezprzedmiotowa i doprowadzi niektóre osoby do płaczu, więc to dalej nie ma sensu. Wróciłem tylko dlatego, że zaczęto mnie obrażać i broniłem się. Nie jesteśmy dziećmi droga chwatko i takie zagrywki jak pisanie pod różnymi nazwami jest żenujące o 8:32 pisze autorka bloga komentarz, a parę minut później pod inną nazwą chwali komentarz (taka sama stylistyka, tom myślenia i wypowiedzi), tak jakby wszyscy siedzieli nad blogiem. To nie moja sprawa, ale można dostać schizofrenii. Jednak pomimo tego, że jest Pani inteligentną, ciekawą osobą ten blog może ludziom zrobić dużo krzywdy i namieszać im w głowie i ich skrzywdzić mamiąc złudzeniami, czego również Pani jest najlepszym przykładem. A tak z poważniejszych rzeczy idę z synkiem na spacer, bo to jest prawdziwe życie i biorę się za braciszka żeby nie było za późno i żebym nie żałował i dla Pani też jest szansa nawet w postaci adopcji. Bo na razie książka, blog wywiady bo to świeży temat, a za rok dwa to się skończy i zostanie pustka i tam gdzie są kolejki. Pozdrawiam i co złego to nie ja. Bo naprawdę wszystkim życzę jak najlepiej.
Najpierw uznał, że wygrał jakąś dyskusję, chociaż ani razu nie odniósł się merytorycznie do liczb, potem orzekł, że Edyta i ja to jedna osoba, a na końcu stwierdził, że życzy bezdzietnym jak najlepiej 😀
Tak, to jest moment na zakończenie tej dyskusji 😀
W każdym komentarzy wyrażam się merytorycznie. Przyszłe emerytury będą wypłacane najprawdopodobniej z budżetu Państwa, bo nie będzie wymienności pokoleń i będą to jakieś minimalne emerytury zależne od tego ile przyszłe pokolenia, a (obecnie dzieci wytworzą). A ponieważ będzie mało dzieci to równocześnie mało ludzi w wieku produkcyjnym którzy to PKB wytwarzają i dużo mniejsze minimalne emerytury. Nie będzie miał kto się bezdzietnymi opiekować, zabraknie lekarzy, pielęgniarek, kierowców, bo nie ma dzieci. A te które będą pracować będą ponosiły koszty fanaberii bezdzietnych. Już prościej nie można nawet dla laików. Ja mam pytanie do bezdzietnych jak utrzymać przyszłe finanse Państwa za 40 lat (emerytury, ale nie tylko) jak nie będzie komu pracować. No słucham, czekamy na cud.
Odpowiem w kilku zdaniach i kończę dyskusję ze swojej strony.
Już dzisiaj emerytury są w miliardach rocznie dotowane z budżetu państwa i będzie tylko gorzej. Fundusz ubezpieczeń społecznych nie ma wystarczających środków na wypłaty emerytur już od dawna. Dzietność leci na łeb na szyję od dekad, nie tylko w Polsce, ale w całej Europie – społeczeństwa się starzeją i jest to stały trend, który widać od lat. Obecny system emerytalny nie ma więc racji bytu – powstał w zupełnie innych warunkach demograficznych, które dziś są diametralnie inne. Rozwiązaniem nie jest więc pchanie się w nieskończoność w ten niewydolny, kosztowny system tylko zmiana tego systemu, chociażby w stronę odchodzenia od obowiązkowych składek ZUS na rzecz III filaru tak jak ma to miejsce w najleposzych systemach emerytalnych na świecie.
O finanse państwa mają się martwić rządzący, a nie obywatele. Obecny rząd ma środki na szastanie pieniędzmi na lewo i prawo. Podejmuje decyzje jeszcze bardziej obciążające system emerytalny: obniżanie wieku emerytalnego, opóźnianie startu edukacji dzieci, znoszenie limitu składek na ZUS dla najbogatszych, wypłacanie emerytur matkom 4+, które nigdy nie pracowały czy 13. emerytura. Pytanie o to jak utrzymać finanse za 40 lat kieruj więc nie do bezdzietnych tylko do rządzących.
BTW jeśli bezdzietność nazywasz fanaberią rujnującą finanse państwa, to tę samą fanaberię można zarzucić rodzicom jednego dziecka (czyli i panu), których jest znacznie, znacznie więcej niż bezdzietnych z wyboru. Wszak jedynak nie jest w stanie pracować na dwójkę rodziców w przyszłości, a do tego zmuszają go jego „egoistyczni, wygodni, mający gdzieś finanse państwa” rodzice.
Kończę temat ze swojej strony. Pozdrawiam wszystkich
Droga Chwatko/ mini bo nie wiem pod jakimi pseudonimami Pani pisze. Cała obłuda bezdzietnych wyszła z Pani wypowiedzi. Przeszkadzało wam to że ktoś wtrąca się w wasze życie ciągle dopytując. A Pani pisze dokładnie to samo w stosunku do par z jednym dzieckiem obłuda. A ja tłumacze fanaberia jest wtedy jeżeli jest to z wyboru jak u Pani. W moim przypadku wynikało to z e kłopotów mojej żony, która musiała się poświęcić (to takie słowo którego strasznie nie lubicie) i jakby nie, to miałbym 3 bo kocham dzieci. Ale będziemy się starali i nie wykluczam adopcji. W rzucaniu odpowiedzialności (następne słowo którego nie lubicie) na innych jesteście najlepsi. Chcecie podejmować decyzję o tym kiedy nie wasze dzieci rozpoczną edukację żeby na was pracowały-obłuda i brak odpowiedzialności. Próżność ta matka która wychowała 4 dzieci nie miała czasu pracować, bo dla was to oczywiście żadna praca i jej nie doceniacie bo te dzieci będą pracowały na wasze fanaberie. Z obniżeniem wieku i 13 zgodzę się. Powinniście się modlić, żeby takich matek było więcej, bo nikt nie sfinansuje fanaberii bezdzietnych np. schizofrenii.
Panie Marku, nie życzę sobie bzdurnych i bezpodstawnych oskarżeń o schizofreniczne rozdwojenie jaźni, nie życzę sobie nazywania mojego (oraz innych tu zgromadzonych) wyboru fanaberią, nie życzę sobie oskarżeń o obłudę, brak odpowiedzialności, próżność itp. Nie życzę sobie w tym miejscu ciasnoty umysłowej, braku wyobraźni, głupoty i uprzedzeń. Po prostu nie życzę sobie Pana na moim blogu. Dlatego każdy następny wpis Pana oraz adresowany do Pana zostanie przeze mnie skasowany.
Serio? jest pan pewien, że będą pracowały? Bo w moim małym mieście, są rodziny, w których ostatnią pracującą osobą był dziadek w zlikwidowanym na początku lat 90-tych POMECH-u. Po czym odkrył, że można się utrzymać, ba nawet dostać większe mieszkanie i sprzęty AGD, korzystając z MOPSu, fundacji charytatywnych, pomocy ludzi dobrej woli, Powiatowego Urzędu Pracy, ewentualnie z dorywczej pracy na czarno. Jego dzieci przejęły ten styl zycia i teraz radośnie się rozmnażają, bo jedno dziecko= 500 PLN. Dzielnie sekundują im najstarsze wnuczki, które zakończyły edukację na podstawówce i teraz co roku robią sobie własne pińćsetplusy. Sorry, ale ja się nie łudzę, że te dzieci będą zarabiać na moją emeryturę, czy świadczyć na moją rzecz usługi opiekuńcze. Oni już wiedzą, że tylko „frajerzy robiom, a mi sie należy i państwo musi dać”
Jeszcze bym dodała, że mężczyźni często nazywają problemy kobiet „tematami zastępczymi”, bo w końcu nas w społeczeństwie jest tylko połowa.
Najbardziej mnie wkurza, gdy o „tematach zastępczych” mówią same kobiety. Płakać mi się chce. Nawet jeżeli jednemu czy drugiemu politykowi bez wyobraźni wydaje się, że przykryje aborcją jakąś idiotyczną aferę polityczną, to dla kobiet aborcja, prawa reprodukcyjne, równe płace czy „szklany sufit” nigdy nie powinny być „tematami zastępczymi”. W ten sposób same siebie deprecjonujemy.
Nie udzieliła Pani żadnej odpowiedzi a mnie czyli faceta potraktowała Pani dokładnie tak jak traktują Panią inni ludzie z powodu dzieci z góry. To facet nie może mieć zdania, a może warto spytać Partnera, może on tego pragnie i jest mu to potrzebne, co na temat dzieci ma partner do powiedzenia, może jest z tego powodu nieszczęśliwy. U mnie klasyka był nacisk i na małżeństwo i dzieci i jak żona miała problemy z zajściem to powiedziałem adoptujmy. Żona urodziła i wie Pani co, pomimo ze mały bardzo choruje od 3 lat prawie nie śpimy to najlepsze co mnie w życiu spotkało i jestem niesamowicie dumny i jest czego zazdrościć i życzę innym takiego szczęścia.
A skąd, na litość boską, pan wie, co sądzi o tym mój partner?! I przepraszam bardzo – ale co panu do tego?
Widzę jednak można z kimś porozmawiać merytorycznie bo aspekt ekonomiczny jest ważny. Ja mam niestety na razie jedno dziecko. Ulga na dziecko to 1000. 500 plus mi nie przysługuje pomimo tego że żona straciła pracę. Przepraszam ale kompletnie nie ma Pani pojęcia jak funkcjonuje w Polsce system emerytalny. Obecnych emerytów naszych rodziców utrzymujemy w tej chwili my czyli ich dzieci poprzez to co produkujemy czy wytwarzamy. Jeżeli my nie będziemy mieli dzieci to nie będzie kto miał pracować na nasze emerytury. Prosta zależność moje dzieci będą pracowały w taki czy inny sposób na mnie ale też na Panią i innych bezdzietnych. I tu nie chodzi tyko o emerytury ale ktoś musi jeździć autobusem byc lekarzem czy opiekunem czyli podać przysłowiową szklankę wody i to dla was będą robiły moje dzieci więc jesteście samolubami.
Szanowny Panie Marku!
1. My – bezdzietni – nie korzystamy z ulg na dziecko. Nasze nieistniejące dzieci nie korzystają z bezpłatnej edukacji, służby zdrowia itp. itd. Bezpłatnej również dzięki naszym podatkom. Niech zatem Pana dzieci pracują później i na nas.
2. Nie ma Pan żadnej gwarancji, że Pana dziecko
a. będzie pracowało
b. będzie pracowało w Europie
c. będzie w ogóle płaciło jakiekolwiek podatki.
Skąd więc to zadufanie? Skąd ta pewność, że jest Pan jednostką bardziej przydatną i pożyteczną społecznie? ALbo że Pana dziecko będzie?
3. Pana żona naciskała na dziecko. Były problemy z zjaściem w ciążę, mimo to nie poddała się. Bo miała instynkt. INSTYNKT, czyli potrzebę zajścia w ciążę. Proszę nie dorabiać do tego ideologii – Państwaa dziecko nie pojawiło się na świecie, aby pracować na czyjekolwiek emerytury. Pojawiło się, ponieważ czuliście Pańswto potrzebę posiadania dzieci. To nie był czyn altrusityczny ani żadne bohaterstwo – to była realizacja jendego z podstawowych instynktów. Nie czyni to was ani lepszymi, ani gorszymi. Po prostu Państwa uszczęśliwia posiadanie dzieci, a mnie coś innego.
Jak miło jakiś merytoryczny komentarz a nie wyzwiska. Oboje chcieliśmy dziecka. Ja nigdzie nie napisałem że mam dziecko po to żeby pracowało na czyjeś emerytury. To uproszczenie ze akurat moje chodzi o przyszłe pokolenie a prognozy prognozy demograficzne tak wyglądają. Tak działa system dorośli czyli rodzić pracuje na swoje dzieci i swoich rodziców. Na podstawie jak wychowuje dziecko i przykładam się do jego edukacji mogę z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić że pedzie pracowało i płaciło podatki. Nie wiem gdzie, ale tu kłania się statystyka większość Polaków pracuje i pracuje w Polsce więc będzie problem. Większość ludzi którzy mają dzieci są bardziej użyteczni dla gospodarki bo mają dla kogo żyć czy rozwijać i przekazywać interesy. Dobrze że przyznała Pani że jest to jeden z podstawowych instynktów który każdy ma również Pani. Pani wybór ja w to nie wnikam mówię że to problem dla gospodarki i dorabianie ideologii.
Panie Marku, ma pan swoje przekonania i to jest OK. Żyje pan zgodnie z nimi – i to jest fantastyczne! Z jednym dzieckiem systemu emerytalnego pan nie uratuje, ale oczywiście może pan żyć w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku – nikt tego panu nie broni. Tak się składa, że ludzie na różny sposób są społeczeństwu użyteczni. I nie ma sensu urządzać zawodów – kto bardziej, kto mniej. Bo tego nie da się zmierzyć ani policzyć. W opisie bloga piszę wyraźnie, że Bezdzietnik nie służy przekonywaniu kogokolwiek do posiadania czy nieposiadania dzieci. Nie jest też od tego, by rozstrzygać, kto jest bardziej lub mniej potrzebny. Albo czy posiadanie dzieci to fajna sprawa czy nie. Każdy to indywidualnie rozstrzyga. I tylko takie rozstrzygnięcia mają sens. Blog jest od tego, by poruszać zagadnienia i problemy związane z bezdzietnością. By oddać bezdzietnym głos. By pomóc tym, którzy muszą pogodzić się z bezdzietnością. Przede wszystkim jednak Bezdzietnik jest o prawie wyboru. Jak pan widzi, są tu również rodzice i jakoś nikt ich ani nie obraża, ani stąd nie wyrzuca. Wprost przeciwnie – wnoszą wiele ciekawych refleksji. Ale oni nie wchodzą tu po to, by wyśmiać lub zanegować wybór bezdzietności. Czasami chcą zrozumieć bezdzietnych, czasami chcą ich wesprzeć. Nie wiem natomiast, czego pan chce. Nie wiem, jaką wartość miałyby wnosić pana wpisy. Chce pan przekonać bezdzietnych, że są społecznie zbędni? Otóż nie są. I przekonać zapewne się nie dadzą. Chce pan skłonić bezdzietnych do rodzenia dzieci? Tym bardziej się to panu nie uda. A poza tym – jakim prawem? Proszę się nie dziwić, że nikt tu za bardzo nie chce z panem rozmawiać. To nie są dyskusje, które chcemy toczyć. Taka dyskusja niczego nie wniesie w moje życie ani w życie ludzi bezdzietnych. WIęc po co? Proszę się cieszyć swoim życiem, my będziemy cieszyć się swoim. A o sprawach ekonomicznych niech rozmawiają ekonomiści oraz politycy, których wybierzemy i którym damy mandat do sprawowania władzy. Bo tak, jak pisała Olga, to właśnie w ośrodkach władzy muszą się narodzić koncepcje ekonomiczne odpowiadające nowym czasom. A dzieci niech się rodzą tym, którzy ich pragną, którzy będą je kochać, bo są. A nie dlatego, że łatają jakąś dziurę. Pozdrawiam!
Dzięki obu paniom za świetny wywiad, parę zdań np. o klasowym aspekcie namawiania do rozrodu pozwolę sobie ukraść na poczet przyszłych starć.
Ten klasowy wydźwięk bezdzietności to coś, co bardzo często nam umyka. W wielu państwach Zachodu obok aspektu klasowego pojawia się jeszcze etniczny – dbać o przyrost naturalny powinni nasi, ale inni etnicznie już „mnożą się na potęgę”. Jeszcze na pewno o tym napiszę. Jestem bardzo wdzięczna dr Renacie Hryciuk za zwrócenie uwagi na ten ważny niuans.
O, w naszym średnio zachodnim państwie też to się pojawia. Mało to po prawej stronie wzmianek o inwazji etnicznej wielodzietnych nie-Słowian?
Po tonie w jakim Pani odpisuje i kompletnie bez żadnej merytoryki, to nie ma nic do powiedzenia, bo liczy się tylko Pani. A szkoda bo myślałem,ze prowadząc takiego bloga chce Pani prowadzić jakąś dyskusje argumenty za i przeciw i ma to jakąś głębsze przemyślenia a nie upublicznia Pani swoje życie prywatne i pyta się co mnie to obchodzi. Czy ten blog jest prowadzony tylko po to żeby zagłuszyć Pani sumienie to szczerze współczuje bo to bardzo płytkie.
Proszę pana! Jeżeli wchodzi pan na mojego bloga, zarzuca mi pan nieobiektywizm, oskarża mnie pan o to, że wywieram jakiś nacisk na mojego partnera (bez żadnej wiedzy o mnie i moim mężu), a na koniec diagnozuje pan mój stan psychiczny – to proszę nie dziwić się, że nie zamierzam z panem podejmować dyskusji. Zwłaszcza merytorycznej i rzeczowej – bo to, co pan napisał, z merytoryką nie ma nic wspólnego. „Traktuję faceta jak mebel”? Jest to tak piramidalna bzdura, że pozostawię ją bez komentarza. Tak się składa, że mój mąż nie tylko podziela moje poglądy, ale również czynnie uczestniczy w powstawaniu bloga. Więc jeżeli zechce, sam panu odpowie. Przepraszam bardzo, ale to pan narzucił ton tej rozmowie. O systemie emerytalnym, o relacjach między małżonkami pisałam już wielokrotnie, więc nie będę się tu powtarzać. Rozumiem, że spełnia się pan w ojcostwie i gratuluję panu. I tyle. Nie będę przekonywała pana, by zostawił pan dziecko i cieszył się swobodnym życiem bez niego. I proszę mnie nie przekonywać, bym zachodziła w ciążę. Nie po to ten blog jest. Pozdrawiam!
A ja myślę, że ten Pan jest przemęczony i stąd ta Jego agresja. Sama mam dzieci i wiem, że potrafią dać w kość, zwłaszcza jak są małe. To męczy fizycznie i psychicznie człowieka czasami ma po prostu dość. Ja jestem szczęśliwa, ale rozumiem tych, którzy dzieci mieć nie chcą i do głowy nie przyszloby mi kogokolwiek z tego powodu atakować. A Pani blog czytam z przyjemnością 🙂
Facet, weź się ogarnij i odpowiadaj pod właściwymi komentarzami. Zanim zaczniesz z fałszywie urażoną dumą sypać frazesy w stylu „jak ktoś prowadzi takiego bloga”, sam się naucz używać blogów. I popracuj nad sobą, czytanie ze zrozumieniem przydaje się w dorosłym życiu.
@Edyta przepraszam, że white knightuję, ale aż mną zatrzęsło.
Droga Pani myślałem że ten blog służy do tego żeby wyrazić swoje zdanie poprzez zadawanie pytań i i szukanie odpowiedzi na takie pytania jak a jak kto będzie nas utrzymywał jak będziemy starzy bo teraz jest ok a później czyli jednak jest to kwestia odpowiedzialności bo jednak jakieś dzieci albo moje albo Pani. Czy partner nie ma nic do powiedzenia na temat dzieci. Jeżeli zadawanie logicznych, życiowych pytań uznaje Pani agresje. A jaką odp dostałem od razu widać ze facet , co to cie obchodzi to po co podejmuje się takie tematy. Od razu odpowiem. Tak ludzie bezdzietni wyśpią się, nie muszą być odpowiedzialni, mogą się napić co tu udowadniać oczywistość i to jest tylko zagłuszanie własnych potrzeb. Ale jak by Pani czytała z zrozumieniem to napisałem że pomimo tego że się nie wyspie mam mniej czasu to nie-zamieniłbym tego na nic innego bo to najlepsze co spotkało mnie w życiu i nie da się z niczym porównać jak 3 latek mówi kocham cię tatusiu, a koty tego nie powiedzą. Niech Pani pomyśli nawet nazwa nawiązuje do dzieci albo opowiadania o nich. Bo żadne zwierze domowe tego nie da co człowiek bo jesteśmy istotami społecznymi i mamy swoje potrzeby i nic tego nie zmieni.
Pani Marku, pani po prostu nie umie korzystać z netu i czytać ze zrozumieniem. Pani komentarze, pani Marku, to typowe maskowanie pani prywatnego poczucia życiowego niespełnienia. Ten kochający tatusia trzylatek w ogóle istnieje, skoro pani Marek ma tyle czasu na włażenie z brudnymi butami na cudzego bloga i wmawianie obcym ludziom dziecka w brzuch?
Podpowiem dla ułatwienia: nad komentarzem jest pseudonim osoby, która rzeczony napisała. Ja, Gatling, nie jestem właścicielką bloga. Hobbystycznie naśmiewam się z ludzi, którzy nie wiedzą, jak działa komentowanie i nie znają podstaw sieciowego savoir-vivre’u. „Na końcu wszyscy będziecie tego żałować” to idiotyczny, pusty frazes. Poczytaj coś więcej niż nagłówki.
Droga Pani ktoś pisze bloga chyba po to żeby na niego wchodzić bo inaczej to nazywało by się Pamiętnik, a nie ktoś ma inne zdanie i już wchodzi z butami, to niech mnie Pani przekona że nie mam racji. Potwierdziłem subskrypcje i na maila przychodziły mi wszystkie komentarze i przy tych dotyczących mnie odpowiedz odpisywałem nie wiem gdzie później trafiały. A jak trafiły do Pani to to nie ja sugerowałem że jest Pani właścicielka bloga ale może o tym świadczyć. Wygląda to co najmniej dziwacznie ale nie mnie sądzić Pani właścicielko bloga. Bedzie chociaż miała Pani więcej wpisów. Synek Marcelek ma 3 latka. Żona zrobiła większa karierę ode mnie a w tej chwili Marcel jest przedszkolu. To co napisałem na końcu to brutalna prawda, która boli. Jeżeli ktoś żyje w kokonie i odrzuca wszystkie problemy i argumenty to wcześniej czy później one do niego wrócą. Mogę przytoczyć argumenty ekonomiczne, społeczne ale jak widać co najbardziej boli bezdzietnych, po prostu ludzkie i psychologiczne. Bo w moim przypadku uśmiech i przytulenie działa kojąco, a duma że nauczyłem go chodzić bez pieluszki czy robić kupę napawa mnie dumą. Nikomu nic nie wmawiam, tylko mówię co tacy ludzie tracą. Mówię ludziom prosto z mostu, a żona mówiła żebym tego nie pisał.
Nie wiem dlaczego, ale pana komentarze zaczęły wpadać do spamu:) Powyciągałam je wszystkie i wrzuciłam na bloga – niech świadczą o panu. Pozdrawiam!
Pannie Marcjannie można pisać jak krowie na rowie, a panna Marcjanna nadal myśli, że jestem właścicielką bloga i wylewa z siebie potoki słów pozbawionych sensu w miłym poczuciu własnej racji, co z tego, że błędnym. Trzeba było słuchać żony, nic dziwnego, że zrobiła większą karierę niż panna Marcjanna. Widocznie ona umie czytać ze zrozumieniem. Otwórz bloga w przeglądarce i zobacz, jakiego idiotę z siebie robisz.
A Panu, Panie Marku, żal że nie ma Pan własnego życia, bo musiał je Pan poświęcić dla potomka? Jest Pan sfrustrowany, że inni mają lepiej, ich życie jest ciekawsze, są wolni, robią karierę, podróżują i regularnie się wysypiają? Mam dla Pana radę. Zamiast odreagowywać własne niepowodzenia na obcych ludziach w internecie, lepiej się skupić na własnej sytuacji i sposobach, by ją poprawić. Bardzo Panu współczuję, że od trzech lat Pan nie sypia, ale proszę się nie dziwić, że osoby, które nie mają tego problemu, nie będą czuć się winne z tego powodu. Sam jest Pan odpowiedzialny za swoje wybory.
Pozdrawiam,
Szczęśliwa, wolna i wyspana bezdzietna.
Świetny wywiad 🙂 Często czuję że mężczyźni w moim gronie czują się zagrożeni przez moje wykształcenie i dążenie do celu i dobrej kariery chociaż jestem dopiero na samym jej początku. Ale na szczęście mam partnera który mi dopinguje i wręcz pilnuje czy „odrobiłam lekcje” 🙂
Gratuluję mądrego partnera i życzę udanej kariery! Niech żaden zawistnik nie stanie ci na drodze! Powodzenia:)
Świętny wywiad. Wiele z zawartych tutaj analiz pokrywa się z moimi przemysleniami, wiele zwrotow jak np. wysonakladowe macierzynstwo celnie oddaje istotę sprawy. Zyciowe prymuski, ktore jednak, jak ja, decyduja sie na macierzynstwo odczuwaja rowniez ta presje. Niektore z nich pisza swienje „parentingi” i swiadomie rezygnuja z hashtagow #jestembojestes czy #calemojezycie. Bo tez jestesmy rozliczane – „czy jest czapeczka”, „gdzie jest matka”, z tego czy mamy wysprzatane i czy jestesmy #milf (mother I’d like to f…ck). Przestaje sie liczyc, ze jestesmy w stanie porozmawiac z dzieckiem na wiele tematow, wlasnie nie wartosciujac, a naswietlajac z roznych stron, liczy sie to, czy jest czysto i obiad na czas. Przykre to bardzo, przecież, jak ktos trafnie ujal w komentarzach, jestesmy tylko polowa spoleczenstwa.
Chciałabym bardzo podziękować za bloga i za to, że wreszcie ktoś odważył się o tym temacie głośno powiedzieć. Nie wiem jeszcze, czy zdecyduję się na dzieci, ale jak dobrze poznać inny punkt widzenia niż „do tego trzeba dojrzeć” czy kultowe „zobaczysz, zachcesz”.
Wywiad bardzo interesujący i dający do myślenia. Miło jest przeczytać, że nieobdarzona instynktem macierzyńskim nie jestem jakaś wybrakowana.
Kochane Kobiety, wspierajmy się wzajemnie, szanujmy. Dziękuję Dziewczynie, która mnie ostatnio wpuściła w kolejce i Pani w okienku, która głośno powiedziała – Ciężarna zapraszam- tak czasem ciężko mi wystać. „Na własne życzenie”, „tak słyszałam o antykoncepcji” , „moja macica”. Szanujmy siebie wzajemnie te które rodzą może miło byłoby po powrocie do pracy po macierzyńskim i z lekkim szumem w głowie po nie przespanych nocach usłyszeć- chodź trochę się zmieniło pokażę Ci… nie wspinajmy się wyżej po trupach naszych kobiecych ciał… bo jedno będzie styrane matczynością, inne zakonne, a inne wyemancypowane. Kochajmy się Kobiety. Szanujmy. Pomagajmy. W antropologii dla mnie widoczne jest jedno…. wciąż nieustająca rywalizacja na polu : „dyktat matek”, „beznadziejne feministki”, „czarne parasolki” „wredne teściowe” …. STOP! Płaty czołowe nam się rozwinęły…. My Kobiety jesteśmy różnorodne piękne i dumne .
Dzień dobry! Ten blog prowadzę o kobietach bezdzietnych i dla kobiet bezdzietnych (mężczyzn również, choć więcej tu kobiecych wątków). Pisząc o rozmaitych zjawiskach i problemach, które dotykają kobiet bezdzietnych, nie „uderzam” w matki, ani tym bardziej nie odmawiam im szacunku. Fragmenty, które pani przytacza, owszem, pokazują, że czasem obu grupom ciężko się dogadać, nieco inaczej patrzymy czasami na świat, ale cały wywiad jest bardzo prokobiecy właśnie. I cały blog również. Polecam choćby wpis o kobiecej solidarności. Też chciałabym, byśmy starały się być solidarne. I też mi tej solidarności z bezdzietnymi ze strony matek czasami brakuje. Mam wrażenie jednak, że akurat tutaj bardzo się staramy dostrzegać wspólne interesy. Pozdrawiam!
Świetny wywiad. Jedna tylko rzecz mnie razi: pytanie (i odpowiedź) „skąd u ludzi bezdzietnych taki opór przed podejmowaniem tematu”. Nie lubię gdy zakłada się u innych opór i wie lepiej co taka osoba myśli i czuje. Sama jako feministka słyszałam takie wypowiedzi, jak cytujesz, nt. dyskryminowania kobiet i podobnie zakładałam, że ten ktoś, kto dyskryminacji nie zauważa „ma opór” „nie ma świadomości”. Teraz staram się szanować czyjąś opinię na własny temat, tak jak domagam się by szanowano moją.
Bardzo staram się szanować cudze opinie i też nie lubię, gdy mi się coś wmawia. Jednak opór jest – i to silny. Rzeczywiście, ma pani rację – nikomu personalnie nie wytykałabym tego oporu, bo po pierwsze – człowiek ma prawo czuć opór wobec różnych zjawisk, po drugie – nie wiadomo, skąd ten opór wypływa i można mocno kogoś urazić, po trzecie – może akurat ten ktoś jest małomówny i o pogodzie też mówi z oporami:) Jednak w wywiadzie mówimy o zjawisku. A skoro jest zjawisko, to nie ma sensu go przemilczać. Od tego są naukowcy, by te zjawiska interpretować. Czy ktoś uzna, że to zjawisko jego osobiście dotyczy, czy nie – to już jego sprawa. Pozdrawiam!
Pani profesor Teresa Kostkiewiczowa zrobiła wielką (jak na polonistykę) karierę głównego autorytetu w zakresie Oświecenia wychowując samodzielnie (po owdowieniu) czwórkę dzieci. Podobnie z licznymi wielodzietnymi premierkami w Skandynawii. Dwudzietność nie przeszkodziła M. Curie w uzyskaniu dwóch nagród Nobla w ileż niż dziś gorszych warunkach społecznych ani Margaret Tchtcher w karierze niezniszczalnej „żelaznej damy”. Więc bezdzietność ani dzietność nie jest warunkiem udanej kariery… Bezdzietność sama w sobie nie jest żadną wartością (pozytywną lub negatywną, choć taka oczywiście jest z punktu widzenia interesów społeczeństwa) ani powodem do dumy czy wstydu. Oczywiście musimy dążyć do wyrównywania obciążeń rodzicielskich. Jaskółka już jest: młodzi informatycy, przynajmniej w Poznaniu, korzystają z połowy urlopu rodzicielskiego, by umożliwić żonom powrót do pracy (było to możliwe dawno, ale rzadko praktykowane: mój sąsiad inżynier ok 25 lat temu był na urlopie wychowawczym, żona w pracy). Ergo – mężczyźni będą równie „ryzykownymi” pracownikami jak kobiety. I to jest właściwy kierunek zmian, który pozwoli na zrównoważenie życia rodzinnego i zawodowego jako komplementarnych elementów. Kobiety nie są żadną mniejszością, lecz większością społeczeństwa i po prostu muszą konsekwentnie egzekwować swoje prawa i zdecydowanie przeciwstawiać się nierównościom w pracy i życiu domowym.
Społeczeństwo oczywiście w swoim interesie musi wywierać presję na rodzicielstwo najbardziej pożądanych klas społecznych czy warstw etnicznych; czynienie pozytywnej wartości z bezdzietności jest namawianiem do samobójstwa tej społeczności, więc proszę nie oczekiwać aplauzu. Nacisk jest zresztą aksamitny – jak sama Pani pisze, tylko 1 osoba mówi o tym do Pani otwartym tekstem.
Dziwi mnie jedno u komentatorek: że obchodzi je czyjeś zdanie na temat punktualności obiadu lub porządku w domu, jeśli same nie odczuwają takiej potrzeby. Wydają mi się bardziej tradycyjne od pokolenia mojej mamy, choć należą, jak sądzę, do pokolenia moich dzieci.
Dzień dobry! Nikt nie neguje tego, że można robić karierę, mając dzieci. Choć to bywa trudniejsze i o tych trudnościach i zagrożeniach właśnie mówi pani dr Hryciuk. Nie każda kobieta chce się z tym mierzyć. A co do czynienia z bezdzietności pozytywnej wartości – nigdzie, ani na blogu, ani w wywiadzie, nie gloryfikuję bezdzietności. Natomiast nie godzę się, by traktowano ludzi bezdzietnych jako gorszych – z czym wciąż niestety mamy do czynienia. Pozytywną wartością jest prawo wyboru swojego losu. Mówiąc o bezdzietności, mówię o tym, że mamy prawo żyć w zgodzie ze sobą. To jest pozytywna wartość. Jeżeli staram się pokazać naciski – społeczne, rodzinne, religijne – to właśnie po to, byśmy lepiej wsłuchały się w siebie. Jeżeli kobieta ma dzieci, bo chce – super! Jeżeli woli pozostać bezdzietna – też ma do tego prawo. A co do społeczności – cóż, gdy spojrzeć na naszą ludzką społeczność, to raczej nie ma obaw, by popełniła samobójstwo.
Gdyby nie interesowała nas opinia innych, mogłybyśmy mówić o prawdziwej emancypacji. Ale, i o tym Edyta pisze, jesteśmy ciągle bombardowane przekazami, które w jakiś sposób na nas oddziaływują. Kiedy z górą dwadzieścia lat temu wchodziła reklama proszku do prania, w której egzaltowana pani domu mówiła : „To koszula mojego męża, musi być czysta.”, patrzylysmy na siebie z mamą i parskalysmy śmiechem. Wtf? Mezusiowi rączki urwało? To był wzorzec powojennych małżeństw, wydawal nam sie anachroniczny. Teraz, może i podsmiewujemy się z Rozenek i spółki, ale gdzieś tam, w podświadomości pozostają treści, jakie powinnyśmy być. Niestety, jesteśmy w niektórych aspektach mniej wyamancypowane niż nasze mamy, pierwsze w sumie pokolenie tak masowo pracujące poza domem. Przeżywamy backlash feminizmu i co gorsza, same siebie stawiamy pod presją. Ale jest to dla nas samych niebezpieczne, a dla dyktatury „białych mężczyzn po pięćdziesiątce” wygodne – zajęte perfekcyjnym domem i After-Baby-Body nie mamy sił, by walczyć np. o równe place i walkę ze szklanym sufitem. Miejmy nadzieję, że z jaskółki będzie standard, ponieważ często niestety jest tak, że takie zwycięstwa okazują się pyrrusowe, fala konserwatyzmu uderza wtedy że zdwojoną siła.
Ja cały czas chcę mieć dzieci, ale na wiele lat musiałam te marzenia (i autentyczną potrzebę) odłożyć – najpierw warunki (a raczej ich brak ) – ogromne bezrobocie wśród młodych ludzi w Polsce na pocz XXIw, wobec czego jedynym rozsądnym wyjściem była emigracja, później choroba, przez którą zalecono mi na razie zapomnieć o macierzyństwie. Ale zauważam, że wśród rówieśnic, które mają dzieci jestem traktowana jako ta gorsza (chociaż wcale się nią nie czuję). Ile kobiet i to bardzo młodych po prostu choruje, co ogranicza ich możliwości reprodukcyjne – choroby tarczycy, problemy kardiologiczne, przebyte choroby nowotworowe. Dlaczego wokół invitro, który problem bezpłodności rozwiązuje – są takie kontrowersje. Dopóki w naszym kraju nadal będzie panował mit matki Polki, dla której macierzyństwo jest katorgą, a nie świadomym szczęściem, gdzie ciąża nadal jest stanem błogosławionym a nie normalnym, gdzie życie ma być zawsze prowadzone zgodnie z nauką Kościoła (nie religii), tak niestety będzie.
W trzech ostatnich zdaniach znakomicie podsumowałaś naszą absurdalną rzeczywistość. Żyjemy jakimiś fantazmatami, a nie prawdziwymi problemami. Na te ostatnie wielu po prostu woli zamknąć oczy. Ślepe na nie jest zwłaszcza państwo. Lepiej dyskutować o abstrakcyjnych wskaźnikach demograficznych, niż uruchomić empatię i zastanowić się, dlaczego ludzie nie mają dzieci. I jak realnie można pomóc tym, którzy tej pomocy potrzebują – choćby w ramach in vitro. Niestety, u nas ideologie kroczą przed człowiekiem:( Pozdrawiam!
Czasem zastanawiam się, czy Polska w ogóle jest dobrym krajem dla kobiet. Przedmiotowe traktowanie ciężarnych jak i bezdzietnych.Chamskie odnoszenie się do kobiet, (nadal) dyskryminacja na rynku pracy. Wszechobecne „nauczanie” kobiet jak mają żyć przez panów będących z wyboru singlami, bez partnerek, bezdzietnych.
Czytaj dziecino z zrozumieniem to znajdziesz w moim komentarzu merytoryczne argumenty na nie frazesy bo ich tam nie znajdziesz. Bo jesteś facetem to co ty się znasz to dopiero są frazesy.
Czytam, dziecino ze zrozumieniem, i nie dostrzegam w twoich komentarzach niczego poza idiotycznymi frazesami.
Czy Pani wie jak działa system emerytalny. My ja i Pani pracujemy na emerytury naszych rodziców, które każdy sam sobie wypracowuje jak Pani nie będzie miała dzieci to nie dostanie Pani żadnych pieniędzy bo nie będzie komu na tą emeryturę zapracować cudów nie ma.
Proponuję także wysłać małżonkę do pracy.
Nie rozumiem tej frustracji na temat oceniania przez społeczeństwo. Ludzie zawsze oceniali i bedą oceniać maja do tego prawo tak samo jak każdy ma prawo postępować jak chce.
Nie miałam dzieci pytali mnie kiedy sie zdecyduje na dziecko. Miałam jedno – kiedy drugie. Zawsze spotka sie kogoś kto ma inne zdanie i to jest zupełnie normalne. Ale niedojrzałe jest branie tych wszystkich oini tak personalnie. Nie żyję po to żeby spełniać czyjeś oczekiwania, wiec nie widzę powodu żeby się nimi przejmować. Z artykułu wynika że osoby bezdzietne bardzo mimo że twierdzą ze tak nie jest, w gruncie rzeczy bardzo przejmują sie opinia innych ludzi bo chcieliby żeby wszyscy wręcz potwierdzali że dobrze wybierają. Takiego potwierdzenia może poszukiwać osoba młoda ale nie osoba dorosła która powinna mieć ukształtowany światopogląd i nie przejmować się opinią innych.
Każdy spotyka się z krytyką swojego postępowania niezależnie od tego co zrobi .
Dzień dobry! Każdy ma prawo reagować na swój sposób. Ja osobiście mam gdzieś, co kto o mnie personalnie myśli i mówi. Natomiast patrzę na to szerzej, jako na zjawisko społeczne, z którym nie chcę się godzić. Oczywiście możemy nie zwracać uwagi na wiele rzeczy – na brutalizację języka, wyrzucanie śmieci do lasu, łamanie konstytucji. Możemy uznać, że ludzie zawsze tacy byli, że natura ludzka jest niedoskonała itp. Ale są tacy, którzy się na to nie zgadzają, nawet jeśli nie dotyka to ich osobiście i bezpośrednio. I podejmują rozmaite działania, by wszystkim w społeczeństwie było trochę lepiej. Trochę przyjaźniej. Trochę prościej. I temu służy ten blog. Pozdrawiam!
Proszę Pani gdzie Pani tam widzi żale i frustracje. Jestem szczęśliwy spełniam się i jestem niesamowicie dumny. Mogę natomiast opowiedzieć o tym podobno nieistniejącym instynkcie. I proszę się nie oszukiwać większość ludzi to ma i tylko to zagłusza. Nie mając dzieci byłem zestresowany nerwowy i nie układało mi się w życiu nie spełniałem się, czułem że czegoś mi brakuje, a teraz mam dla kogo żyć i to życie nie jest puste i bez sensu, bo do czegoś prowadzi. Bezdzietność wydaje się fajna do czasu kiedy jesteśmy jeszcze młodzi a później zgryzota i pretensje do siebie. Nie krytykuje bezdzietnych ale tworzenie z tego jakiejś ideologi i zasłanianie się nią jest po prostu głupie, bo na końcu wszyscy będziecie tego żałować i pojawią się przez to nieporozumienia, bo ile osób zrobi karierę jak Curie.
No ok, emerytury, emerytury. A co z osobami, które nie mogą mieć dzieci? Co z dziećmi niepełnosprawnymi, które na nasze emerytury także zarabiać nie będą, a jednak to teraz my utrzymujemy te dzieci? Co z kobietami samotnymi, które chcą mieć dziecko, ale państwo im na to nie pozwala? Co z osobami w związkach tej samej płci chącymi mieć dzieci? Jesteśmy społeczeństwem i każdy z nas za coś teraz pałaci – emerytury, renty itd. Czy to że „nie przylożę się” dzieckiem do naszych emerytur czyni ze mnie nieroba i samoluba? Wszyscy pracujemy i płacimy podatki, a to czy ktoś chce mieć dziecko to jego indywidualna sprawa.
Odnośnie Pana wiedzy dotyczącej „zgłuszania” instynktu, „czegoś co nam się wydaje” czy nie może Pan po prostu przyjąć do wiadomości, że są ludzie, którzy myślą w inny sposób niż Pan? Że czerpią przyjemnosc z innych sfer życia niż Pan? Dlaczego Pan zakłada, że wszyscy/wszystkie się o tym przekonamy, że miał Pan rację? To jak z orientacją seksualna „jeszcze zobaczysz odmieni Ci się”, nie, nie odmieni. Tak jest i już. Czasy się zmieniają, kobiety mają prawo nie mieć dzieci. Osoby homoseksualne (jeszcze nie w PL) maja prawo żyć zgodnie ze swoją naturą. Świat mknie dalej.
Ja wychodzę z założenia, że ludziom do łóżka i talerza nie zaglądam. Niech ludzie robią sobie co chcą póki drugiej stronie (lub komukolwiek) nie dzieje się krzywda, jeśli tak podejdziemy do tematu świat na prawdę będzie piękniejszy.
Pięknie powiedziane, Zoe. Gratuluję cierpliwości.
Kwestia czystej ekonomi oczywiście że pracujemy na emerytury naszych rodziców ale też tych którzy nie mogą. Jednak musi być wymiana pokoleń która pracuje na PKB. Jeżeli na 1 emeryta pracuje 3 os a będzie np 1 do 1 to system się załamie. Nie ma cudów jak będziemy mieli po 80 lat kto się nami będzie opiekował leczył. Proszę wybaczyć nic mi do tego czy ktoś ma czy nie ma dzieci to nie ja pcham się do mediów i staram się zrobić z tego wartość że to cool bo to po prostu głupie. Trzeba żyć własnym życiem ale robieni z tego ideologi jest słabe.
Zważywszy na sytuację ekonomiczno-demograficzną, o emeryturę rozsądniej będzie zadbać na własną rękę, a nie płodząc dzieci… 😉
Większość ludzi nie rozumie nie rozumie ze jak teraz np. zarabiają 10 tys to będą miały dużą emeryturę nie będą bo pieniądze w ZUS są fikcyjne i jak nie będzie wymienności pokoleń to nie będzie emerytur opiekunek os starszych bo nie będzie dzieci. Oczywiście, pracując daje na emerytury Pani rodzicom, później nie będzie wymienności.
Z całym szacunkiem stwierdzenie „większość ludzi to ma” jakby nie pokrywa się z rzeczywistością. Gdyby tak było, nie mielibyśmy tylu ludzi w stanie duchownym chociażby. Poza tym instynkt nie jest czymś, co można zobaczyć i zmierzyć, zatem jak możemy powiedzieć jednoznacznie, że większość ludzi go ma lub nie. Powiedzmy, że ja planuję rodzicielstwo tzn. że mam jakiś instynkt macierzyński, ale nie daje mi to prawa wpierać koleżance „ty też go masz, tylko jeszcze o tym nie wiesz”. Każdy czuje po swojemu, bo jesteśmy różni.
Tak samo z poczuciem sensu. Różnorodność ludzkiej natury z tym się wiąże, że każdego co innego uszczęśliwia i co innego nadaje sens. Jeśli to miałoby być wyłącznie rodzicielstwo, to przykładowo osoby, które nie mogą zostać rodzicami albo straciły swoje dzieci, masowo popełniałyby samobójstwa nie widząc już przed sobą perspektyw. Uzależnianie swojego mentalnego i emocjonalnego dobrostanu od obecności dziecka/partnera/jakiegokolwiek drugiego człowieka może się okazać drogą donikąd. Pewnego dnia mogę zostać sama jak palec, bo różnie w życiu bywa, i wówczas co – depresja, pustka i pasmo niepowodzeń? I powiem „nic mi nie wychodzi, bo brakuje mi miłości”? Miejmy nadzieję, że nie. Że uznałabym, że życie dla samej siebie też ma sens i smak. Tego życzę sobie i Wszystkim tu obecnym 😉 🙂
Bardzo irytujące jest słyszeć „będziesz żałować, bo wszyscy w końcu chcą mieć dzieci”. A życie nie jest takie proste, nie ma „wszyscy”, nie ma „każdy”, nie ma „nikt”. Zawsze są wyjątki.
A na moją emeryturę sama chętnie poodkładam, niestety muszę płacić podatki, z których opłacane są m. in. szkoły, przedszkola, drogi, autobusy etc. i z tego korzystają dzisiejsze dzieci. Tak więc nie będę miała na starość najmniejszych skrupułów, by korzystać z ich pracy i pieniędzy, jak dorosną.
Widzę puszczają nerwy nazwać kogoś idiotą nawet dlatego że według specjalistki od blogów nie umie się nim posługiwać, sens złapała nawet Pani to jednak poskutkowało. Kulturę i dobre obyczaje wynosi się jednak z domu. ten potok słów jest poprzedzony taką funkcją to nazywa się myślenie proszę spróbować i nie prowokować.
Irytujące ale prawdziwe to się nazywa życie. Obawiam się że nie skorzysta Pani bo system się najprawdopodobniej załamie przez brak dzieci
Panie Marku! Jestem matką. Wychowałam 2 pełnoletnich już synów. Mają 23 i 20 lat. Podzieliłam się swoimi przemyśleniami na temat macierzyństwa pod innym tekstem ( „Nie każda kobieta musi być matką. Historia czytelniczki”), więc zapraszam do lektury.
Macierzyństwo jest słodko- gorzkie. Kocham moich synów. Nie zamieniłabym bycia matką na żaden inny” życiowy stan”.
Ale teraz, jak już nieco „wyfrunęli” z domu to jestem równie szczęśliwa, z odzyskania siebie. Cieszę się swobodą, robię fajne rzeczy, na które nie miałam tyle czasu, co teraz, bo świadomie z nich rezygnowałam. Koleżanki mnie pytają: Co Ty teraz będziesz robić? Jak się odnajdziesz? Nie brakuję Ci dzieci? Czum zapełnisz pustkę? Dodam, że synowie wyjechali na studia.
A ja z uśmiechem odpowiadam: Jestem szczęśliwa. że wyjechali i mają swoje życie. Cudownie się czuję. Żadnej pustki. Nie, nie brakuje mi ich. Po to ich wychowałam, żeby wypuścić spod skrzydeł. Dwa razy mam ogromną radość: jak przyjeżdżają do domu i jak wyjeżdżają!
TERAZ JA!! mam czas dla siebie i czuję się cudownie.mam czas dla partnera, na leniuchowanie, wyjazdy, książki, kino. Nie zadręczam moich dzieci sobą. Nie siedzę na nich jak koala na drzewie. Nie żyję tylko ich sprawami. mam swoje! Czuwam nad nimi niewidzialnie I I cieszę się swoim życiem.
Panie Marku, człowiek spełniony nie jest człowiekiem sfrustrowanym. Człowiek żyjący w zgodzie ze sobą, nie atakuje innych, bo zwyczajnie nie ma takiej potrzeby. A jeśli to robi, to niech się przyjrzy sobie,dlaczego coś go tak irytuje…. To, co nas drażni w innych, mamy w sobie. Wierzę, że jest pan spełniony w ojcostwie, ale też i zmęczony i ograniczony w pewien sposób, bo 3- latek potrafi dać w kość, pomijając oczywistość, że jest kochanym i słodkim szkrabem. A to, że czyta pan bloga o bezdzietności świadczy o pana wątpliwościach i nie ma w tym , niczego złego.
Niech pan „zluzuje majty”. Nie ma co prowadzić kłótni o wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia.
Jedni spełniają się w macierzyństwie, a inni bez niego. Po co mówić o egoizmie bezdzietnych? Dzietni tez są egoistami, bo maja dzieci „dla siebie” i „dla społeczeństwa, żeby składki emerytalne miał kto na nas płacić”.
No i tak można w kółko jak w ping ponga.
Spokój, równowaga i dystans panie Marku! Długo nad tym pracowałam, ale da się! Panu też się uda! A będzie to panu potrzebne, oj będzie….
Pozdrawiam cieplutko.
Pani droga powinna być wzorem dla kobiet bo jest Pani spełnioną kobieta i teraz jest czas dla siebie super fajnie. Proszę wybaczyć ale bezdzietni są egoistami bo innych dzieci będą na nich pracowały a to w obecnym modelu społeczeństwa stwarza poważne zagrożenia ekonomiczne. Ja też jestem egoistą bo potrzebuje emocjonalnie dziecka i się spełniam przy nim. Jako ze z wykształcenia jestem politologiem to kwestie emerytur i społeczne mogły postawiłem twardo ale to fakty i nie zgodzę się ze to atakowanie tylko nasza przyszłość która ich nie obchodzi. O blogu dowiedziałem się z telewizji i zawsze mówię to co myślę to chyba lepsze niż zagłuszanie pewnych rzeczy albo dorabianie ideologi. Nie mam żadnych wątpliwości, no chyba takich dotyczących braciszka. Nie wiem czy Pani zauważyła to że mam inne zdanie powodowało taką frustrację ze byłem nazwany idiotą, blokowany to chyba nie ja przesadzam.
Panie Marku!
Rozumiem pana racje, ale tez rozumiem racje osób, które nie chcą mieć dzieci. Twierdzi pan, że bezdzietni dorbiają ideologię do bezdzietności. Rodzice również. Pan wymienia czynniki społeczne, ekonomiczne, emocjonalne wreszcie sankcjonujące wyższość bycia owym rodzicem nad nierodzicem.
Przypomina mi to fragment filmu, który uwielbiam: „MOJA RACJE JEST NAJMOJSZA!!!!!!”
Nie ma czegoś takiego. Każdy ma prawo do swojej racji.
Niech jedni cieszą się życiem bez potomstwa, a inni rozkoszują rodzicielstwem. I nie trzeba nikogo do niczego przekonywać. Jako politolog, doskonale pan wie, że społeczeństwo to różnorodność.
Fajny ten blog!!! Inaczej nigdy nie mielibyśmy okazji wymienić swoich poglądów.
Zapomniałam napisać, że ten film to „Dzień świra” Marka Koterskiego z genialną rolą Marka Kondrata.
Gorąco polecam wszystkim.
Drogi Marku, szacunki są takie, że wiele te Twoje i inne dzieci na mnie nie będą miały okazji wyłożyć.
Póki co ja współfinansuję ich edukację, opiekę medyczną od ciąży począwszy, 500+, infrastrukturę itp. Naprawdę będziemy kwita, w najlepszym dla mnie scenariuszu. Bo spodziewam się jednak, że będę na tym stratna.
Cytat: „Pani droga powinna być wzorem dla kobiet bo jest Pani spełnioną kobieta”.
Zastanawiam się, panie Marku, kto dał panu prawo oceniać, która kobieta jest spełniona, a która nie. Kto upoważnił pana do wyrokowania na temat naszego życia? Gdzie takie uprawnienia się zdobywa? Istnieje jakiś Urząd Nadzoru Kobiecego Spełnienia? Czy gdzieś powinnam się zgłosić po certyfikat czy wystarczy pana ustna opinia? Naprawdę, proszę już w to nie brnąć. Wróćmy każde do swojego życia i postarajmy się, by było jak najlepsze. Po prostu.
Przepraszam nie wiem czy w tym miejscu (nie było odnośnika i zaraz wyzwie mnie od idiotów znawczyni blogów )odnoszę się do wzoru kobiet. To ta pani (kobiet nie ja) napisała że ma 2 dzieci a teraz czas dla siebie i jest spełniona, a ja uznałem ze ma rację i powinna być wzorem.
Już widzę, jak się spełniasz z dzieckiem, skoro aż cię paluszki świerzbią, żeby wylewać kolejne potoki bzdur. Zauważyłeś już, że odpowiadasz kilku różnym osobom, czy żona nadal ci tego nie wytłumaczyła? Biedna musi być z dwójką dzieci na głowie, 3- i 30-letnim…
Także z naszych podatków uczą się i dostają dofinansowania twoje i cudze dzieci, więc schowaj sobie te żale o egoistycznych bezdzietnych. I zrozum wreszcie, że na tym blogu nikogo nie interesują wasze zupki i kupki. Czy my do ciebie przychodzimy opowiadać, jak fajnie było na wyjeździe albo ile mamy wolnego czasu? Albo żeby było równie obrzydliwie jak twoja nauka wypróżniania: że jacyś dzieciaci sprzedali rotawirusa całej firmie…
To komentarz do Małgorzaty wydaje mi się ze to komentarz z Rysia. Ale ja przedstawiam argumenty a druga strona z paroma wyjątkami zero argumentów i obrażanie. Pozdrawiam
Jest Pan w błędzie. Chodzi o film Koterskiego, zbieżność imion przypadkowa. I może byłoby nawet zabawnie gdyby nie to obrażanie. Oczywiście warto przedstawiać swój punkt widzenia, ale w Pana przypadku jest to uporczywe przekonywanie drugiej strony, że to Pan ma rację. Dokładnie jak w tym filmie. A tak nie jest. Życie nie jest czarno – białe..
Proszę powiedzieć jak argumenty i przedstawienie rzeczywistości może kogoś obrażać a z filmem myliłem się
Proszę spojrzeć na swoje komentarze. Chyba nie trzeba nic więcej dodawać.. I – nie piszę tego złośliwie – niech Pan się zajmie swoim dzieckiem, bo On naprawdę Pana potrzebuje. A jeśli już śpi, to proszę uwierzyć, sen Panu też z pewnością się przyda. Pozdrawiam
Wysłałam pomyłkowo 2 razy przepraszam. Proszę autorke bloga o usunięcie 1 odpowiedzi. przepraszam za zamieszanie,Pozdrawiam cieplutko
Pani Małgorzato, usunięte! Dziękuję te słowa:)
Jest pani strasznie sfrustrowanym człowiekiem jeżeli umie tylko obrażać i pisać fanaberie że jestem kobietą to coś poważniejszego, ale ja się nie dam sprowokować. ktoś tu bardzo nie lubi dzieci, a możne jednak coś się odzywa. Twoje podatki idą na ciebie i emerytury twoich rodziców. Przepraszam ale co to znaczy do ciebie, czy sugerujesz ze to twój blog. A ja głupio myślałem ze jak pisze na temat a mam inne zdanie to wniesie coś pozytywnego. Chociaż po ilości komentarzy jednak ludzi to bardzo interesuje.
Po pierwsze nie jestem żadną panią, po drugie świetnie się bawię wtykając ci szpilki, po trzecie przychodzisz do grupy osób o określonych poglądach i usilnie próbujesz im wmawiać, że ich poglądy są bezsensowne… i to ja tu jestem frustrat? 😀
Nic pozytywnego nie wnosi wmawianie, że tylko twój sposób na życie jest słuszny. A po *treści*, nie ilości komentarzy widać, że jesteś tu w jednoosobowej mniejszości i wszyscy ci to pokazują w mniej lub bardziej uprzejmy sposób. Inne osoby z dziećmi jakoś nie obrażają grupy docelowej tego bloga uporczywym ja-wiem-lepiej. Wróć do dziecka, jak pisze AN.
Mi jednak większą radość wytykanie głupoty i małostkowość i drogiej pani jak zwykle żadnych argumentów. Muszę jednak przyznać że blog spełnia zadanie psychologiczne bo podawała się pani za Pana właścicielka bloga mi zarzucają że jestem panią niezłe shizy a na argumenty jak zwykle nic ale humor jak zwykle mi ono poprawiło
Szkoda czasu na dyskusję z „Panem Markiem”. To, co ten człowiek wypisuje to zwyczajny słowotok, który trudno zrozumieć. Nie wierzę w bajki, że skończył politologię, skoro ma problemy z bezbłędnym sformułowaniem dwóch zdań i nie mam tu na myśli literówek (Panie Marku -w języku polskim istnieje coś takiego jak interpunkcja). Jeśli rzeczywiście ma Pan jakieś swoje życie to dobrze by było, gdyby Pan do niego odszedł. Najlepiej bezpowrotnie 😉
Żal mi twojej rodziny, Marcjanno. O ile rzeczywiście masz jakąkolwiek niewyimaginowaną rodzinę. Wydaje się to mało prawdopodobne wnioskując z ilości i stylu twoich wpisów… ale ponoć każda potwora znajdzie amatora, cuda się zdarzają.
AN, znam poza netem kilkoro politologów i ten typ faktycznie nieco odbiega od poziomu, ale nie jakoś wybitnie 😉 to specyficzny kierunek.
Panie Marku,
Ma Pan rację, powtarzany jak mantra tekst o emeryturze jest prawdziwy: mamy repartacyjny system emerytalny, czyli coś o charakterze umowy pokoleniowej – wypłacabe emerytury są finansowane ze składek osób aktualnie pracujących. I powinien Pan również wiedzieć, że system ów nie ma najmniejszej szansy przetrwania i jest z gruntu skazany na porażkę. Szansa na jego przetrwanie bylaby tylko wtedy gdyby kazdy miał po kilkoro dzieci, a ludzie żyliby krócej. Także chwalenie się w tym kontekście swoim 3-latkiem jest pozbawione podstaw, jest to o wiele za mało i musi Pan pomyśleć jeszcze przynajmniej o kolejnej trójce dzieci.
Jeśli chodzi o ilość dzieci wynika to zwyczajnie z przemian społecznych – rozwoju technologii i medycny. Kiedyś rodziło się więcej dzieci, bo po prostu dużo ich umierało.
Jeśli chce Pan kogoś ewangelizować i uświadamiać o upadajacym systemie emerytalnym to nie powinien Pan robić tego na blogach dla kobiet, na blogach o bezdzietnosci, ale w miejscach gdzie rozmawia się o polityce, o postepowaniach naszego rządu (z góry uprzedzam, ze nie chodzi o zadne ugrupowanie, ale o sytuacje ogolna trwajca od lat). Tam poeinien Pan grzmiec i ostrzegac, ze tak dluzej sie nie da i nalezy cis z tym zrobic, bo jeatesmy zwyczajnie okradani i Panskie dziecko rowniez jest okradane i zadnej stabilnej przyszlosci emerytalnej miec nie bedzie, chocbysmy wszystkie tu urodzily.
To nie my jestesmy winne sytuacji w kraju, sytuacji emerytalnej! I nie zmienimy jej za pomocą naszych brzuchow, a za pomoca glosow i nacisku na rzadzacych w tyn kraju!
Na koniec – doradzam poszerzenie horyzontów i uświadomienie sobie, że nie dierży Pan uniwersalnego sposobu na szczęście i kto się z Panem nie zgadza jest nieszcześliwy.
Do Gatling bo pisze do mnie parę osób jak ktoś ma rodzinę to wcale nie znaczy że nie ma życia jest jeszcze żona z którą dzielimy się obowiązkami babcie dziadkowie, wujkowie a napisanie komentarza to minutka. Nie wiem czy Politologia to specyficzny kierunek na pewno trudno w moich czasach się było na niego dostać 9 osób na miejsce. Natomiast jeżeli chodzi o przysłowie to jest jednak szansa przed Panią niech nie traci Pani nadziei która umiera ostatnia.
To do kolejnego wymyślonego AN, Gatling i nie właścicielki ale lekarze będą mieli zarobek podawanie się za parę osób bloga jak się pisze z telefonu i to pojawi się i literówka straszne. Życie w kokonie zawsze przynosi problemy które wcześniej czy później wyjdą. Problemem nie jestem ja ale wasze problemy emocjonalne
Panie Marku, jeszcze jedno. Ten blog nie jest chwaleniem się, propagowaniem jakiegokolwiek sposobu życia. Jest miejscem, gdzie osoby o pewnych pogladach moga wymienić sie doswiadczeniami, przemysleniami czy poradami. Osoby, ktore dokonuja takiego wyboru jak my sa nieustannie atakowane, Panskie wpisy rowniez z gory byly nastawione bardzo negatywnie – wiadomo jak bez dziecka to wariatka. Niektorzy radza sobie z tym lepiej, inni gorzej i po to jest miejsce takie jak to.
Brak dziecka nie oznacza automatycznie bycia nieszczesliwym teraz i w przyszlosci, musi Pan sobie uswiadomic, ze istnieja poglady i potrzeby inne niz Panskie.
Nie przeszkadza Pwnu kiedy ktos pochwali sie swoim dzieckiem, ale na czyjes stwierdzenie, ze nie chce ich miec jest Pan oburzony i uwaza Pan, ze albo ma sie dziecko albo sie milczy. Tez mamy prawo glosu i wymiany doswiadczen miedzy soba. Nikt kto chce mieć dzieci sie od nas nie zarazi 🙂
A jesli chodzi o wiecznie powtarzana emeryture, zadne dziecko jej nje uratuje, system musi zostac zmieniony i dostosowany do wydluzajacej sie dlugosci zycia jak np. W Japonii i tak jak pisałam w poprzednim komentarzu – należy działać podczas wyborów, głosowań, protestów i tak kształtować Nasze współistnienie w tym kraju.
A wreszcie – czy chciałby Pan żyć w takim kraju, gdzie Państwo decyduje o każdym aspekcie życia, nawet tym najintymniejszym jakim są związki, rodzina? Uważa Pan za słuszne naciski, nakazy, rodzenie dzieci wbrew sobje ale dla dobra Panstwa, ktore dużo bierze, ale nje oddaje prawie nic? Ja nie. Wolę miejsce gdzie można podejmować własne decyzje z wiedza, że nikt obcy nie będzie zagladal nam w majtki i rozstrzygał co i kiedy mamy mieć
Olgo, nic dodać, nic ująć. Żeby mówić o zastępowalności pokoleń, każda kobieta powinna mieć bodajże troje dzieci. Więc czy ktoś ma dziecko czy nie – może żywić jedynie nadzieję, że nim dobrnie do emerytury, umowa społeczna zostanie renegocjowana, a system emerytalny dostosowany do nowej sytuacji. Ten się załamie choćby dlatego, że nie ma wystarczająco wiele kobiet, by „zapełnić” pokoleniową lukę. W tej chwili mamy lekką „górkę” na oddziałach położniczych, ale to dlatego, że matkami zostają kobiety z wyżu lat. 80. A potem zaliczyliśmy wielki, demograficzny dół i to się musi odbić na wskaźnikach dzietności. I żadne 500+ nie pomoże. A już na pewno nie pomogą teksty w stylu: „kto będzie pracował na twoją emeryturę”. Oczywiście, pleść takie rzeczy można, ale mają one zerową skuteczność, więc lepiej zastanowić się, czy jest sens.
Do Pani Olgi nie zgodzę się z tym że blog nie jest propagowaniem określonego stylu życia bo to nielogiczne to po co jest ten blog. Nie przeszkadzają mi inne poglądy o ile są logiczne i nikt mnie nie obraża za co jestem ja piętnowany. Jakby posiadanie dziecka był złe i robiło z rodziców frustratów. Mówienie o życiu jeszcze nikomu nie zaszkodziło i wiążących się z tym konsekwencjach. Kompletnie się nie zgodzę że kiedyś rodziło się więcej dzieci, bo po prostu dużo ich umierało bo to nie logiczne. W większości tak samo jak dziś 6,7,8 czy więcej dzieci mają rodziny patologiczne i wynikła to z nieuświadomienia, braku antykoncepcji. Co ma rozwój technologii i medycyny do ilości dzieci bo to akurat pomaga ratować dzieci. To że rodzi się mniej wynika że tak ludziom jest wygodniej bo to problemy i trzeba być odpowiedzialnym a ludzie lubią być wygodni i nie potrafią zadbać o siebie samemu, takie duże dzieci na utrzymaniu rodziców. Jeżeli chodzi o system emerytalny Japonii to jeden z najbogatszych krajów na świecie i nas nie będzie stać na ich rozwiązania. To nie chodzi żeby system całkowicie na siebie pracował ale żeby chociaż częściowo nie upadł bo będziemy głodowe emerytury
Kochane Kobiety!
Nie dajmy się sprowokować. Zdania, opinie i sądy będą różne.
Mój znajomy mawia:jeśli dałeś się sprowokować to już przegrałeś”.
Przecież nieprzekonanego nie da się przekonać.
Pracuję w środowisku nauczycielskim. Mam koleżanki – matki, które są sfrustrowane i nie znoszą młodzieży oraz bezdzietne, o świetnym podejściu pedagogicznym, które młodzież uwielbia.
Nie ma co sobie przypinać łatek.
Człowieczeństwo to według mnie sposób postrzegania ludzi i świata jako wartości. I nieważne jaki mamy status życiowy czy ekonomiczny.
Wymieniajmy poglądy i doświadczenia, ale w merytoryczny sposób.
Ja chętnie poznaję sposób myślenia, wartości, poglądy niematek.
Kiedyś też wmawiano mi, że powinnam urodzić dziecko i ja też tak myślałam. Z upływem lat widzę, jak bardzo tkwiłam w stereotypach.
Teraz otaczam się pozytywnymi osobami o dobrej energii, cieszącymi się z życia.
A najbardziej odpychają mnie matkipoświęcającesiędladzieciktóresącałymichświatem.
Rezygnując z siebie krzywdzą i swoje dzieci i siebie.
Tak sobie podczytuję tego bloga od jakiegoś czasu i chyba pora się ujawnić:)
Bardzo podoba mi się cała idea bezdzietnika,jest tu wiele ciekawych artykułów ktore dotyczą nas bezdzietnych.Świat dziecka nigdy nie był moim światem,kompletnie tego nie czuję.Teraz widzę,że takich ludzi jest całkiem sporo,dobrze,że istnieje takie miejsce gdzie jest się rozumianym mimo ogólnej niechęci do bezdzietnych,szczególnie widocznej w naszym kraju.Może kiedyś to się zmieni:)
Co do powyższych komentarzy to chcę tylko powiedzieć,że kwestia emerytur w PL wydaje mi się bardziej skomplikowana niż jest:/
Jaki ma sens produkowanie kolejnych pokoleń skoro już dziś mamy realny problem z bezrobociem?Gdzie te dzieci będą pracować?Na śmieciówkach??Co im albo nam to dobrego przyniesie?Jeszcze pare lat i wszystkie instytucje typu ZUS czy KRUS przestaną istnieć.Ludzi którzy mają super prace i zarobki mogę w swoim otoczeniu policzyć na palcach jednej ręki,reszta to właściwie biedota,dorośli ludzie ale wciąż zależni od rodziców albo dziadków.Gdyby nie ich pomoc to już dawno by zdechli z głodu.:/
Jestem aktywna zawodowo od wielu lat,ostatnio przyszło mi wyliczenie emerytury którą dostanę po 60tym roku życia,całe 200 zł:)
Nie będę jedyna z taką emeryturą o ile jej dożyję,oby nie.Wole żyć tu i teraz,z moimi przyjaciółmi,książkami,wyjazdami oraz spokojem który tak uwielbiam.Żyjmy w zgodzie ze sobą a świat będzie piękniejszy:))
Pozdrawiam czytelników bloga:)
A ja do tej pory dzieci nie chciałam w ogóle mieć, żyłam tylko pracą, własną firmą i własnym rozwojem. A obecnie jestem w ciąży, mam 31 lat i jestem mega zadowolona z tego powodu 🙂 a co najważniejsze, czuję się zupełnie dojrzała do macierzyństwa i tych wszystkich obciążeń, które ze sobą ono niesie, gdybym zaszła w ciążę 2 lata temu , chyba bym się załamała. Nie rezygnuję z pracy zawodowej, nie rezygnuję z siebie – wręcz przeciwnie – wydam na świat swoją kopię – bo będzie to córeczka 🙂 z bezdzietnej stanę się dzietną 😀
Gratuluje mądrej i przemyślanej decyzji. Dziecko to też własny rozwój bo człowiek jest bardziej odpowiedzialny otwarty na potrzeby innych to największe szczęście. Na pewno będzie Pani świetna mamą. Myślę jednak że większość bezdzietnych podświadomie myśli na pzrekór o dzieciach
Słówko do GATLING – chodziło mi o to, że ukończenie jakichkolwiek studiów, niekoniecznie politologii („autor bajek” wymyślił sobie, że tak będzie bardziej wiarygodny, choć jak widać sam gubi się w swoich wypowiedziach – raz jest nie śpi od trzech lat, a za chwilę ma do pomocy sztab ludzi w postaci licznych dziadków i wujków :)) bez podstawowej znajomości języka jest mało prawdopodobne. Nie wyobrażam sobie, że ktoś ocenilby pozytywnie pracę napisaną w tak belkotliwy sposób, nie mówiąc już o pracy magisterskiej 🙂
Do AN nie gubię się mały śpi tylko ze mną i żoną. Dziadkowie pomagają w wakacje podczas urlopów bo mieszkają daleko ale nie śpią z małym. Marcel ma wujków i ciocie i się często odwiedzamy więc czasami mam czas na pisanie. Widzę czekacie tylko ma jakiekolwiek potknięcie o tym że studiuje politologie pisze w którymś z kolejnych komentarzy. W pospiechu i często z komórki nie przywiązuję wagi do tego jak piszę to nie praca magisterska tylko komentarz ale jakie to ma znaczenie. Ale jak nie mówić o osobach piszących pod różnymi pseudonimami szukającymi literówek a nie odnoszącymi się do tematu paranoja na pewno psychiatrzy będą mieli zajecie, bo mam udowadniać urojenia i zeskanować dyplom jak ktoś poda swojego oficjalnego maila to mogę to zrobić chociaż to paranoja.
Człowieku! Po co tu w ogóle jesteś? Co wnosi Twoja obecność?? Wyraziłeś swoje zdanie, z którym nikt się nie zgadza i dalej „mącisz wodę”….. Pytam – w jakim celu?
Panie Marku, wciąż Panu mało merytorycznych argumentów i „dorosłych” rozmów, więc teraz ja „podejmę rękawicę”.
Po pierwsze, jak już się Pan wypowiada na forum publicznym, to bardzo proszę stosować się do zasad pisowni, składni i interpunkcji, bo czytanie Pana komentarzy ze zrozumieniem graniczy z cudem, nie wspominając, że nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy.
Po drugie: wmawianie ludziom, że się wie, czego oni tak naprawdę chcą i jakie są ich prawdziwe, utajone potrzeby, jest z Pana strony tak niebywałą arogancją i zadufaniem, że trudno o merytoryczny kontrargument. Bo co możemy w takim wypadku odpisać? Że nie? Nie wie Pan? Nie jest Pan Bogiem, nie siedzi w głowach innych ludzi? Przecież to bez sensu, bo Pan i tak wie swoje. To ja równie dobrze mogę napisać, że Pan ma instynkt mordercy. I niech się Pan tego nie wypiera, bo ja wiem. Cytując Pana: „I proszę się nie oszukiwać większość ludzi to ma i tylko to zagłusza”. Bo przecież wszyscy jesteśmy drapieżnikami, walczącymi o przetrwanie, pożywienie itd. To jest czysta natura. A wnioskując po zajadłości, z jaką Pan atakuje osoby nie myślące tymi samymi kategoriami, co Pan, myślę, że ten cały „instynkt mordercy” ma się u Pana całkiem dobrze.
Po trzecie: „Nie krytykuje bezdzietnych ale tworzenie z tego jakiejś ideologi i zasłanianie się nią jest po prostu głupie…”, „Trzeba żyć własnym życiem ale robieni z tego ideologi jest słabe”. To Pana słowa. A przepraszam bardzo, rzucanie frazesami typu: „a kto Ci szklankę wody poda?”, „trzeba rodzić, bo kto nam na emerytury będzie robił?!” , „wymrzemy, powiadam Wam, wymrzemy, dla przetrwania gatunku nogi rozkładajcie”, „fakt posiadania dzieci jest podyktowany istnieniem instynktu macierzyńskiego, który popycha do prokreacji”, „bez dzieci sensu życia nie ma, jak ten chochoł człowiek się wala po świecie bez żadnego celu, tylko dzieci mogą nadać życiu sens”, nie jest dorabianiem ideologii? Jak słusznie zauważyła Małgorzata, Pan również opiera swoje zdanie na jakichś tam przesłankach: społecznych, ekonomicznych, emocjonalnych, psychologicznych. I dobrze, bo w końcu każdy ma jakieś swoje powody do podejmowania takich, a nie innych decyzji, każdy ma swoje poglądy, cele, upodobania, marzenia itd. Ale nie bądźmy hipokrytami. Jeśli bezdzietni są tacy „straszni”, bo próbują, według Pana, jakoś usprawiedliwić fakt nieposiadania dzieci, to i rodzice są równie „straszni”, próbując usprawiedliwić fakt posiadania dzieci: bo emerytury, szklanka wody, bo religia tak każe, bo naród trzeba mnożyć, bo się sensu życia nie można dopatrzeć bez potomstwa.
Po czwarte: „Na podstawie jak wychowuje dziecko i przykładam się do jego edukacji mogę z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić że pedzie pracowało i płaciło podatki. ” Skoro Pan się upiera, że wie Pan lepiej, co ludziom w głowach siedzi i czego kiedyś pożałują, to ja mówię Panu: nie, nie wie Pan, czy Pana syn będzie kiedyś przykładnym obywatelem, dobrym człowiekiem. Życie nieraz pokazało, że pomimo ogromu troski i uwagi, dobrego wychowania, coś, gdzieś poszło nie tak, i człowiek stawał się socjopatą, przestępcą, oszustem itp. Istnieje też coś takiego, jak mechanizm socjalizacji. Czy tego Pan chce, czy nie, nie tylko Pan i Pana żona macie wpływ na kształtowanie się młodego człowieka. Nie wspominając o cechach osobniczych, indywidualnych. Jedni mają skłonności do bardziej ryzykownych zachowań, inni nie. Jedni są z natury bardziej agresywni, inni ulegli.
Po piąte: „to najlepsze co spotkało mnie w życiu i nie da się z niczym porównać jak 3 latek mówi kocham cię tatusiu, a koty tego nie powiedzą.”. A czy Pan nie potrafi zrozumieć, że są na świeci ludzie, którzy nie myślą jak Pan? (szok!) Którym do szczęścia nie jest potrzebne to „kocham cię tatusiu/mamusiu”? Którym takie samo szczęście daje „kocham Cię żono/mężu”, albo „miau” od kota? Którzy spełniają się w życiu inaczej, inne cele sobie obierają? Udzielają się charytatywnie, społecznie, są wolontariuszami, opiekunami, działaczami w lokalnych środowiskach?
Po szóste: „A ja głupio myślałem ze jak pisze na temat a mam inne zdanie to wniesie coś pozytywnego.” , ” Nie wiem czy Pani zauważyła to że mam inne zdanie powodowało taką frustrację ze byłem nazwany idiotą, blokowany to chyba nie ja przesadzam.”. Otóż nie proszę Pana. Wypowiadających się tu osób nie rozsierdziło to, że ma Pan inne poglądy. Bo, jak WSZYSCY tu zaznaczają, to dobrze, że każdy spełnia się na swój sposób, a i chętnie poznajemy, i wymieniamy się tu różnymi punktami widzenia i perspektywami.. To, co rozwściecza, to fakt, że atakuje Pan osoby myślące inaczej niż Pan. Że wyzywa je Pan od samolubów, egoistów, niedojrzałych narcyzów, głupich maluczkich, którzy nic o życiu nie wiedzą. Samemu nie mając pojęcia o tych osobach. Chętnie napisałabym, jaki obraz Pańskiej osoby stworzyłam sobie na podstawie Pańskich wypowiedzi, ale rodzice wpoili mi, że oznaką siły, mądrości i szacunku do samego siebie jest nie sprowadzać się do poziomu prostackich i grubiańskich zaczepek i komentarzy. Mam tylko nadzieję, że moje wrażenie o Panu jest mylne, a Pańska frustracja wynika z przemęczenia powodowanego troską o zdrowie synka (któremu życzę szybkiego powrotu do zdrowia). I proszę powiedzieć, czy nie przyjemniej byłoby toczyć rozmowę bez podobnych epitetów? Jak to Pan nazwał „rzeczowo i merytorycznie”? Jasne, każdy ma prawo mówić, co myśli, ale wolność słowa (i nie tylko słowa) niesie za sobą odpowiedzialność za to słowo. I można stwierdzić: „ja tak myślę, więc to mówię, nieważne, czy to jest dosadne i obraźliwe, czy nie”. Ale proszę się liczyć z tym, że w takim razie odpowiedzi będą rzucane w podobnym tonie: agresywnym i prostackim.
Po siódme: jak powiedziała Pani Edyta, nie wiem nawet, po co się tu wysilam, zamiast zająć się swoim życiem -.-’ . Pewnie i tak całe te moje wywody spłyną po Panu jak po kaczce, wszystkiego się Pan wyprze i dalej będzie z klapami na oczach próbował nawrócić cały świat na religię „moizmu” (zastanawiam się też, czy nie jest Pan tzw. „trollem” internetowym, który specjalnie podjudza i obraża internautów, z braku lepszych pomysłów na spędzanie czasu). Ale chyba, jak napisała Pani Małgorzata, dałam się wciągnąć w tę grę prowokacyjną. No cóż, przede mną jeszcze długa droga do samoopanowania i wewnętrznego spokoju 😀
Widzę ze dla niektórych forma jest ważniejsza od treści, a myślę że ma 3 rzędne znaczenie i wynika to z pośpiechu i pisania z telefonu. Ciężko jednak polemizować z argumentami że jak kobiety nie będą rodzić dzieci to wymrzemy bo tak się stanie i wskazuje na to logika i matematyka i moje poglądy nie mają z tym nic wspólnego. Ja przedstawiam argumenty merytoryczne, bo jak ludzie nie będą mieli dzieci to większość będzie samotna, a wynika to z matematyki, a nie poglądów. A ludzie którzy udzielają się charytatywnie nie będą mieli komu pomagać. I tak samo z emeryturą i wszystkim innym. Gdzie Pani widzi u mnie widzi jakieś epitety. Co do synka zmęczenie nie ma najmniejszego znaczenia. Jak Marcelek jest chory to dbając o niego między ludźmi wytwarza się taka , której nic nie zastąpi. Człowiek to istota społeczna i musi przebywać między ludźmi bo taka ma naturę, a jak to zrobić jak nie będzie dzieci. Na blogu nie podejmuje się trudnych zagadnień. A według badań, których wcześniej pisał inny Pan wskaźnik depresji, samobójstw bezdzietnych kobiet po 50 jest bardzo duży i to jest problem. A pisze tu dużo młodych kobiet które np. nie mogą mieć dzieci czy szukają drogi, albo jeszcze nie dorosły do macierzyństwa i powinny mieć cały obraz sytuacji. I zaklinanie rzeczywistości i niemówienie o problemach i chowanie głowy w piasek nic nie da. Moje merytoryczne argumenty nazywa Pani atakiem. Strofuje mnie Pani za ortografię a jak inni mnie wyzywają to mają prawo bo przytoczyłem im parę argumentów, to to tu kogo atakuje. Pozdrawiam.
Szanowny Panie Marku,
po pierwsze, uważam, że wyzywanie jest poniżej poziomu, nieważne, czy robi to Pan, czy ktoś inny. I owszem, nie pochwalam skierowanych w Pana stronę wpisów niektórych tu Czytelniczek.
Po drugie : „… i tu pojawia się to czego się Pani boi odpowiedzialność i narcyzm” , ” i to dla was będą robiły moje dzieci więc jesteście samolubami.”, „Proszę wybaczyć ale bezdzietni są egoistami bo innych dzieci będą na nich pracowały…”, „Problemem nie jestem ja ale wasze problemy emocjonalne”. Proszę mi wybaczyć, ale jeśli to nie są epitety i obelgi, to świat jest płaski. Jasne, swoje zdanie ma Pan prawo wypowiedzieć, ale tu chodzi również o formę (o której napiszę później) i generalny, ofensywny wydźwięk i ton. I ja osobiście nie wierzę w bajki o emeryturze, bo ten tzw. system emerytalny w teorii i w praktyce jakby się rozmija. Bo w praktyce to wygląda tak, że moje babcie, które miały za sobą przeszło 40 lat pracy, dostawały tyle emerytury, że ledwo im na życie wystarczało. A zdaje się, to było pokolenie, które nie mogło narzekać na „niż demograficzny (wszak był boom po II wojnie światowej). To samo jest w przypadku mojej mamy, która po 42 latach pracy dostanie 1200 zł. To proszę się nie dziwić, że współczesne kobiety swój rozum mają, kalkulować potrafią i, w świetle doświadczeń swoich babek i matek, ów argument ekonomiczny do kosza wyrzucają. Nie, dziękuję. Przez te 25-30 lat sama odłożę sobie na swoją emeryturę.
Po trzecie : „Bo w moim przypadku uśmiech i przytulenie działa kojąco, a duma że nauczyłem go chodzić bez pieluszki czy robić kupę napawa mnie dumą”. Dobrze Pan napisał – w PANA przypadku. I to, że nie ma się dzieci, nie oznacza, że nie ma się okazji do doświadczania uśmiechu czy przytulenia. I wcale nie mniejszy odsetek depresji jest wśród matek, które czują, że życie przeciekło im między palcami. Które czują się przytłoczone brakiem wolności i możliwości, jakie straciły. Które stwierdzają, że jednak nie tak wyobrażały sobie swoje życie. Najlepsze lata swojego życia poświęciły dzieciom, które później, naturalnym zazwyczaj „biegiem rzeczy”, wyleciały z gniazda, do innego miasta czy też państwa, i odwiedzały rodziców raz czy dwa do roku. Nikt nie mówi, że tak się na pewno stanie, ale jest to scenariusz równie prawdopodobny, jak depresja i samobójstwo wśród bezdzietnych
Po czwarte: nikt nie polemizuje z faktem, że jeśli samice danego gatunku nagle masowo przestaną rodzić, to z czasem gatunek ten może wyginąć. Są tylko osoby, które mówią: no i co z tego? Jak napisała jedna z Czytelniczek: Kosmos zapłacze? Matka-Ziemia sobie nie poradzi? Bo z tego, co widzę, póki co istnienie gatunku ludzkiego nie wychodzi naszej planecie na dobre. No i generalnie nie martwiłabym się o to. Jak słusznie było tu już podkreślane: 7,5 miliarda to chyba całkiem rozsądna liczba.
Po piąte: tak, forma wypowiedzi jest niezmiernie ważna. Przynajmniej dla niektórych. Tak samo, jak dla Pana konieczność rodzenia dzieci. Bez prawidłowej formy nie dość, że dochodzi do licznych nieporozumień, opinia może zostać źle odebrana (jako obelga na przykład), to jeszcze prowadzi do karygodnego marnotrawstwa czasu. Bo człowiek musi kilkakrotnie przeczytać daną wypowiedź, żeby zrozumieć, o co chodziło autorowi. Składnia i ten przysłowiowy 'przecinek’, robią różnicę i mogą całkowicie zmienić sens zdania. Więc, jeśli już wypowiada się Pan na forum publicznym, to bardzo proszę nie robić tego „po łebkach” i „na chybcika”, gdyż jednocześnie świadczy to o kompletnym braku szacunku do rozmówcy.
Dziękuję, swoje zdanie przedstawiłam, chociaż mam przeczucie, że i tak uzna je Pan za nic niewarte, wydumane, niedojrzałe, będące zbrodnią przeciwko ludzkości itp. itd.
Witam proszę nie sugerować, że kogoś wyzywałem bo nigdy tak nie robię przedstawiam po prostu argumenty. Spróbujmy rozłożyć to na czynniki pierwsze. To w takim razie jak nazwać sytuację kiedy będąc młodą osobą będzie spełniała Pani swoje pasje nie ponosiła trudu rodzicielstwa, na starość z korzystała z pracy jakiś dzieci. Wyciągnięte z kontekstu zdanie o problemach emocjonalnych, to nie wyzywanie tylko to co według badań będą narażone bezdzietne kobiety po 50 jak również depresja alkoholizm czy próby samobójcze. Treść dostosowuję do sytuacji i przedstawianie argumentów nie można odbierać jako agresji. Bo można tym kobietom słodzić i wychwalać taki styl życia i żyć w kokonie ale prawdziwe problemy prędzej czy później wyjdą. Oczywiście ludzie mogą się spełniać poza dziećmi i nawet powinni, także ci którzy mają dzieci, to kwestia wypośrodkowania wszystkiego tak żeby np matki mogły się spełniać, to partnerzy kobiet powinni to popierać. W przypadku bezdzietnych jedna z stref życia jest bezpowrotnie utracona i nie da się pewnych emocji czy zachowań zastąpić. Człowiek jest istotą społeczną i potrzebuje kontaktu z innymi ludźmi. Pisze Pani o babci i mamie, jeżeli któraś z tych kobiet wybrała by drogę bezdzietności to Pani by nie było i nie pisała by Pani to raczej logiczne. Widzę, ze jest Pani rozsądną kobietą i pomimo braku przecinków zrozumiała Pani treść więc nie jest tak źle. I proszę nie pouczać kogoś, bo każdy ma prawo wypowiadać się na forum publicznym nawet jeżeli nie postawi przecinka i jest to niegrzeczne. Zresztą to tylko temat zastępczy bo innym nie wytyka Pani braku przecinków. Mnie razi np. brak jakiejkolwiek wiedzy ekonomicznej bo wystarczy trochę pomyśleć, że emerytury nie są zależne tylko od wyżu demograficznego,bo są jeszcze argumenty np. to że polska w przypadku babci była wyniszczona po wojnie , system gospodarczy, położenie, struktura społeczna, zasobność w minerały, a Pani będąc dyletantką ekonomiczną wypowiada się w kwestiach ekonomicznych i nikt tego Pani nie zabrania. Pozdrawiam i życzę owocnych i merytorycznych dyskusji.
„I proszę nie pouczać kogoś”, napisał na zakończenie serii pouczeń… 😀
I jeszcze jedno – nie rozumiem jaki jest sens wchodzenia tu w brudnych buciorach. Sama mając dzieci nie przychodzę tu po to, by dzielić się swoim imi rodzicielskimi problemami. Mam świadomość, że nie po to jest ten blog. Interesuje mnie spojrzenie na świat z innej perspektywy. Wcześniej nie przypuszczałam nawet z jak dużą presją muszą się mierzyć ludzie bezdzietni.
Ale o jakiej presji jest tu mowa? Przecież nikogo nie powinno obchodzić, co robi druga osoba, a jeśli już nawet kogoś obchodzi, to tej osoby nie powinno to w ogóle interesować, co kto inny myśli 🙂 ja mam 31 lat, jak już wcześniej wspominałam długo nie chciałam mieć dziecka. Nasłuchałam się od społeczeństwa, rodziny, lekarzy, bo otwarcie mówiłam, że na chwilę obecną nie chcę mieć dzieci i nie wiem, czy to się zmieni. Moi rodzice to prawie na przysłowiową mszę dawali, żebym tylko zaszła 😀 Czy zaszłam pod ich wpływem – nie, pod wpływem lekarza – nie, pod wpływem rozmnażających się na potęgę znajomych (mój wiek – 2-3 dzieci) – nie. Kompletnie nie wpływało na mnie, co oni sądzą i mówią – jednym uchem wpuszczałam, drugim wypuszczałam. I jestem teraz w ciąży, bo tak zdecydowałam JA, bo tego zapragnęłam po prostu jak przekroczyłam 30 lat. A przecież jak już szczęśliwie urodzę, to zaraz będę słyszeć: to drugie teraz, na co czekacie, jedynak jest nieszczęśliwy sam! I co, kolejna presja? Dajcie spokój 🙂
Ale o jakiej presji jest tu mowa? Przecież nikogo nie powinno obchodzić, co robi druga osoba, a jeśli już nawet kogoś obchodzi, to tej osoby nie powinno to w ogóle interesować, co kto inny myśli 🙂 ja mam 31 lat, jak już wcześniej wspominałam długo nie chciałam mieć dziecka. Nasłuchałam się od społeczeństwa, rodziny, lekarzy, bo otwarcie mówiłam, że na chwilę obecną nie chcę mieć dzieci i nie wiem, czy to się zmieni. Moi rodzice to prawie na przysłowiową mszę dawali, żebym tylko zaszła 😀 Czy zaszłam pod ich wpływem – nie, pod wpływem lekarza – nie, pod wpływem rozmnażających się na potęgę znajomych (mój wiek – 2-3 dzieci) – nie. Kompletnie nie wpływało na mnie, co oni sądzą i mówią – jednym uchem wpuszczałam, drugim wypuszczałam. I jestem teraz w ciąży, bo tak zdecydowałam JA, bo tego zapragnęłam po prostu jak przekroczyłam 30 lat. A przecież jak już szczęśliwie urodzę, to zaraz będę słyszeć: to drugie teraz, na co czekacie, jedynak jest nieszczęśliwy sam! I co, kolejna presja? Dajcie spokój 🙂
Nieźle :)) Dwie matki dyskutują na blogu dla bezdzietnych :)))
I świetnie! To znak, że nie zwariowaliśmy do końca:)
Zaznaczam, iż nie chcę nikogo urazić. Zdaję sobie sprawę, iż to pytanie jest dosć drażliwe i może wywołać skrajne emocje.
Jak autorka niniejszego bloga odniesie się do faktu, iż do druga bezdzietna kobieta po 50. roku życia popada w: depresję, alkoholizm, lekomanię, lub dokonuje próby samobójczej?
Źródło: http://wotuw.malopolska.pl/uploads/Dokumenty%20MOSTU/Eseje%20uczestnik%C3%B3w%20SPU%202/Esej%20o%20samob%C3%B3jstwie%20-%20Beata%20Filar.pdf
Informacja pochodzi ze strony 7. A konkretniej z cytatu:
„Niezależne kobiety sukcesu wybierają model życia „singla” i samotności z wyboru. Pojawiają się napięcie, stres, depresje, lęki. Walka o utrzymanie pozycji zawodowej i społecznej często w tej sytuacji prowadzi do sięgania po leki, narkotyki lub alkohol. Stres, problemy w pracy, konflikty rodzinne lub brak rodziny, świadoma bezdzietność, zdrada małżeńska doprowadzają do emocjonalnej pustki i izolacji. Sięganie po alkohol staje się wyjściem alternatywnym dla wszelkiego zła. Co druga bezdzietna kobieta po 50. roku życia popada w depresję, alkoholizm, lekomanię, dokonuje próby samobójczej. ”
Po raz drugi podkreślam, iż nie chcę nikogo urazić. Po prostu znalazłem kwestię, nad którą – moim zdaniem – należy się pochylić.
Witam! Nie znam źródła tych badań, więc ciężko mi się do tego odnieść. Nie wiem też, z którego roku to badanie – tekst ten został zaczerpnięty stąd: http://pzpr.eu/numery/2012_3/201231.pdf – można więc przypuszczać, że badania pochodzą z 1995 roku (ew. z 2005). Nasuwa się kilka pytań:
1. Dlaczego kobiety poddane badaniu były bezdzietne? To bardzo istotne – jeżeli chciały mieć dzieci, a z jakiegoś powodu nie mogły ich mieć, na pewno są zagrożone depresją. Pamiętajmy, że bezdzietność z wyboru to stosunkowo nowe zjawisko. Jeszcze do niedawna, jeżeli kobieta nie miała dzieci, to raczej dlatego, że nie mogła lub tak potoczyły się jej losy.
2. Jaki jest kulturowy i społeczny kontekst bezdzietności? Bardzo wiele zależy od tego, w jakim kraju i w jakim środowisku społecznym robimy badania. W Polsce dziś – a co dopiero 20 lat temu – bezdzietne kobiety żyją pod bardzo dużą presją. Jeszcze do niedawna kobieta bez dzieci była traktowana jako gorsza, niespełniona, obligatoryjnie nieszczęśliwa – i to również może przyczynić się do powstania depresji. Dziś to się trochę zmieniło, jest większe przyzwolenie na taki wybór, więc wyniki takich badań mogą być inne. Myślę, że z biegiem czasu to się jeszcze będzie zmieniać – i traktowanie osób bezdzietnych, i wyniki takich badań.
3. Czy udowodniono w tych badaniach, że to właśnie bezdzietność jest powodem depresji u badanych kobiet? Na pojawienie się stanów depresyjnych może mieć wpływ wiele czynników – relacje z partnerem, stosunki w pracy, pozycja materialna. W Polsce rynek pracy bardzo brutalnie obchodzi się z kobietami po 50. Poza tym kobiety częściej niż mężczyźni na starość popadają w biedę – bo trudniej im zachować wysoki status zawodowy, bo mają mniejsze emerytury itp.
Dlatego do tych badań podchodziłabym bardzo ostrożnie. Nie znalazłam jeszcze obszernych, wyczerpujących i współczesnych badań na ten temat. Bardzo chętnie bym takie przestudiowała. Temat bezdzietności (zwłaszcza tej z wyboru) jest generalnie słabo rozpoznany i opisany. Myślę, że wiele badań jeszcze przed nami.
A jeżeli już o cytatach mowa – ja natknęłam się na artykuł w Fokusie, gdzie znalazłam taki cytat:
„Uczeni z Penn State University wykazali, że bezdzietność nie ma wpływu na depresję ani samotność w podeszłym wieku. Potwierdzają to badania Sonji Lyubomirsky – osoby powyżej 63. roku życia, które nie mają dzieci, wcale nie deklarują niższej satysfakcji życiowej od swoich dzieciatych rówieśników”. Źródło tutaj: https://www.focus.pl/artykul/czy-dzieci-daja-nam-szczescie?page=1
Być może – co kraj, to obyczaj. Tak jak napisałam, bardzo wiele zależy od kontekstu kulturowego i społecznego, od pozycji zawodowej i materialnej kobiety, od poziomu opieki zdrowotnej itp.
Więc byłabym bardzo ostrożna w wyciąganiu wniosków. Ale na pewno warto się nad tym zagadnieniem uważnie pochylić.
Pozdrawiam!
Pani Edyto!
Pozwoliłam sobie zwrócić się do pani imieniem celowo, ponieważ pozwolę sobie na osobisty komentarz.
Jestem pełna podziwu dla Pani odpowiedzi na wszystkie wpisy czytelników bloga, bez względu na ich poziom merytoryczny czy ładunek emocjonalny. Pani odpowiada zawsze życzliwie, przychylnie i rzeczowo, choć zapewne nieraz nie zgadza się Pani ze zdaniem czytelników.
Ten dystans i opanowanie własnych emocji dowodzą wewnętrznej zgody ze sobą i życiowego zadowolenia.
Wtedy nie ma potrzeby „kąsać” innych.
Uwaga o Urzędzie Nadzoru Kobiecego Spełnienia to perełka!!!!
Rzadko w przestrzeni internetowej pojawia się tak wysoki poziom kultury osobistej i delikatności. No i oczywiście piękny język wypowiedzi.
Dziękuję za to. Rozgościłam się na blogu na dłużej
Pozdrawiam cieplutko.
Też polonistka, chociaż matka.
Pani Małgorzato! Bardzo dziękuję. I mnie czasami brakuje cierpliwości i paru komentarzy żałuję, ale uczę się. Myślę, że jeżeli chcemy poważnie rozmawiać o bezdzietności, nie powinniśmy za bardzo ulegać emocjom. Jakość argumentów jest bardzo ważna, ale ton to klucz do dyskusji. Śmigam po mediach społecznościowych i czytam rozmaite wpisy, posty i komentarze. I bardzo źle reaguję na agresję, pogardę czy lekceważenie. Oprócz tego, że pomagają skanalizować frustrację – nic nie wnoszą. I nie mają żadnej siły sprawczej. Nie tracę nadziei, że te nasze rozmowy będą jednak jakąś siłę miały:) Pozdrawiam serdecznie!
Uważam, że właśnie ta życzliwość uderza boleśnie ( i z zaskoczenia!) w kąśliwych komentatorów 😉
Poziom utrzymany.
PS. Na kolejne wpisy czekam, jak na odcinki wciągającego serialu.
Wspaniały artykuł.
Jestem już z wami od dłuższego czasu, czytam wpisy oraz komentarze z wielką przyjemnością.
Cieszę się, że powstało miejsce w którym można o wyzwaniach i przyjemnościach życia bez dzieci poczytać i porozmawiać. Szczerze powiedziawszy czekam na książkę pisaną piórem Chwatki. Bo taki talent powinien być promowany szerzej. Sprawa jest bowiem warta zachodu. Napiętnowanie, agresja, niechęć, lekceważenie czy pobłażliwo-obraźliwe komentarze są codziennością niematek, niezależnie czy są nimi z wyboru czy nie. Raniąc tym dotkliwiej, gdyż zawyczaj wprost proporcjonalnie do poczynionych starań by jednak matką zostać.
Chciałbym coś powiedzieć o sobie i swoich wizytach.
Jestem niematką z przymusu ale i z wyboru. Chociaż do świadomości tego drugiego musiałam dojrzeć. Staraliśmy się z mężem, ale bezskutecznie. Nacisk z każdej możliwej strony nie jest pomocny. Wymóg jest wrogiem prokreacji w ogóle, ale w tej sytuacji szczególnie. Ginekolog faszeruje Cię czym popadnie, a ty masz poczucie że to twoja największa życiowa porażka. Pół biedy jeśli twój mąż to partner, a nie oprawca wymachujący Ci przed oczyma wynikami swej rekordowej płodności. Sama tego nie przeżyłam, ale słyszałam o tym nieraz.
Zdołowana zaczęłam czytać bezdzietnik. Argumenty o promowaniu ideologii są dla mnie śmieszne, ale powiem wam co ja tu znalazłam. Pytania i rozważania. Następnie dzięki nim znalazłam pytania i odpowiedzi dla samej siebie.
Czy zanim wyszłam za mąż i przed naciskami kiedykolwiek myślałam o posiadaniu dziecka? NIE Czy wyobrażałam sobie rodzinę jako partnerów z dzieckiem? NIE Czy jestem nieszczęśliwa z powodu nieposiadania dziecka? Czy byłabym szczęśliwa na macierzyńskim ? Itd…
Te wszystkie pytania zalały mnie falą i spowodowały dojrzewanie idei, że tą matką nigdy nie chciałam być. Wiem, że jako dorosła kobieta powinnam takie przemyślenia mieć wcześniej, a może miałam a ignorowałam je skutecznie.
Co ciekawe mój mąż kiedy zaczęłam o tym mówić stwierdził, że chciał mnie i wszystkich uszczęśliwić, ale tak naprawdę kocha nasze życie takim jakim jest. Podróże, czas, bliskość, książki debaty …
Reasumując Bezdzietnik skłania do przemyśleń i jestem mu bardzo wdzięczna za to że jest.
Hej! Zawsze niesamowicie się cieszę, gdy czytam, że Bezdzietnik komuś pomógł, do czegoś zainspirował, wyciszył lub dał nadzieję. Cieszę się zwłaszcza teraz, gdy siedzę nad kolejnym postem i mam wrażenie, że temat mnie przerasta. Że już nic mądrego nie napiszę. To bardzo stresujące wiedzieć, że czekacie i liczycie na mnie, a ja zmagam się ze swoją słabością. Ale gdy tu zaglądam, od razu budzi się we mnie wojowniczka:) Pozdrawiam ciebie i wszystkich, którzy czekają na kolejny odcinek Bezdzietnika i wracam do pracy:) Do usłyszenia przy okazji kolejnego posta!
Przepraszam za to, iż pod innym postem napisałem obrażający Bezdzietne komentarz.
Brawo Chwatko! Wyrzucić pana Marka! Ostatni się ostał myślący inaczej, bo już wszyscy inni zostali poblokowani. Żadnej dyskusji! Tylko kółko wzajemnej adoracji bezdzietników. Czy naprawdę o to pani chodziło?
Na pewno nie chodziło mi o to, by na moim własnym blogu ktoś ubliżał mi, wmawiał mi chorobę psychiczną i bajdurzył trzy po trzy. Jeśli się to pani podoba, proszę zaprosić pana Marka do własnej przestrzeni.
Mnie też nie odpowiada ani „merytoryka” ani retoryka wywodów pana Marka. Jednak dyskursywność to cecha dobrego bloga, tak uważam.
A pani blog jest dobry. Pan Marek go ożywia. Ot takie „egzotyczne zjawisko”, choć reprezentatywne, niestety. To niech sobie będzie, przecież chyba nikt nie traktuje go poważnie. Inne stanowiska ożywiają dyskusję. I przyciągają czytelników.
Jasne, że blog powinien być dyskursywny, ale akurat Bezdzietnik nie został pomyślany jako pole ideologicznych czy ekonomicznych bitew, ale jako miejsce przyjazne bezdzietnym. W odróżnieniu od innych miejsc, w których za swój wybór obrywają po głowie. Poza tym nad czym tu dyskutować? Przecież nie nad naszym życiem. Czy dlatego, że pan Marek uznał się za zwycięzcę dyskusji, powinnam zmienić swoje życie? A gdybym ja wygrała, czy pan Marek powinien pozbyć się dziecka? O (nie)macierzyństwie nie rozmawia się w taki sposób i w takim tonie. To nie dyskurs akademicki, tylko nasze życie. Wiele dyskusji za nami, i wiele przed nami, ale dyskutowanie w stylu pana Marka to kompletna strata miejsca i czasu. Chcę rozmawiać tu o tym, co dla ludzi bezdzietnych ważne, a nie o tym, czyje życie lepsze i dlaczego bezdzietni powinni mieć dzieci. Nie po to jest ten blog, jeśli ktoś czuje misję nawracania bezdzietnych, to nie tutaj. No i nie pozwolę nazywać się schizofreniczką. Za obelgi każdy stąd wyleci. A poza tym – dyskutujmy ile wlezie🙂 Przed nami jeszcze sporo tematów zachęcających do wytoczenia dyskursywnych dział🙂✍️💣
Myli się Pani bardzo dużo ludzi traktuje mnie poważnie, bo nie ma nic ważniejszego niż życie ludzkie i to mi zależało na zagubionych bezdzietnych kobietach, którym można pomoc. Bezdzietność to Pani wybór i w grupie łatwiej ale może te kobiety chcą mieć dzieci np. poprzez adopcję. Na początku używałem tylko argumentów merytorycznych, a i tak chciała mnie Pani zablokować. Jak ktoś mnie obrażał to go Pani nie blokowała, bo miał podobne zdanie do Pani. Ale nic ja mam twardą skórę i jak mam rację to mi to nie przeszkadza. Jakby chciała Pani blokować za obrażanie i insynuowanie to sama autorka bloga musiała by się zablokować, bo niech Pani sobie przypomni co napisała w ostatnim komentarzu do mnie. Nie będę i nie chce tu być gwiazdą bloga bo jako nieliczny pisze coś z sensem. Mamy jedną jedną wspólna cechę przekorę tylko ja robię to w słusznej sprawie. Nie przekonała mnie Pani na argumenty, więc nie muszę oddawać dziecka (zresztą polubiła by Pani mojego berbecia bo jest kochany ale nie oddam). Więc nie płacz kiedy odjadę. Pozdrawiam wszystkich myślących inaczej i z sensem. A i przepraszam wszystkich polonistów.
Gratuluję Panu dobrego samopoczucia. Pan dyskutuje na argumenty, jako jedyny tu pisze z sensem i jest zwycięzcą każdej dyskusji. Tak trzymać! Zestarzeje się pan w jakże cudownym poczuciu własnej wiedzy, mądrości i nieprzeciętnej elokwencji. Proszę tkwić w tym przekonaniu. Niczego się Pan w życiu nie nauczy, ale na pewno będzie Pan bardzo szczęśliwy. Pozdrawiam i bez odbioru.
Jak widać wciąż niektórym trudno pojąć, że nie każda kobieta pragnie być matką, tak samo jak nie każdy chce być ojcem. Sama jestem osobą bezdzietną i nie zamierzam kłamać, że bardzo ubolewam z tego powodu. Nigdy nie marzyłam o byciu matką. Nie sądzę też, że powołaniem każdej z nas jest rodzenie i wychowywanie dzieci. Ludzie są różni, mają różne pragnienia, potrzeby i cele w życiu. Nie dla każdego dziecko jest szczęściem i spełnieniem. Jeżeli kobieta pragnie macierzyństwa, wspaniałe niech ma dzieci, ale nie ma nic złego, czy też nienormalnego w tym, że są osoby bezdzietne z wyboru. Nie rozumiem tego całego wchodzenia z butami z życie innych i próby narzucenia swojego stylu życia. To, że moja babcia i mama miały dzieci nie oznacza, że i ja muszę. To że są ludzie z wyższym wykształceniem, nie oznacza, że każdy musi mieć w kieszeni dyplom uczelni. Na szczęście nie można zmusić nikogo do posiadania dzieci. Ja osobiście siebie nie wyobrażam w roli matki i cieszę się, że nie mam dzieci. Dla mnie skrajną głupotą jest zajście w ciążę i wydanie potomstwa tylko dlatego, że większość ludzi wie za mnie lepiej, czego ja chcę, a czego nie. Nie każde dziecko, które dorośnie, będzie przykładnym obywatelem tego kraju, nie każde będzie pracowało, nie każde też, jeżeli będzie pracowało, będzie pracowało w Polsce – mnóstwo osób wyjeżdża zagranicę i tam osiada na stałe. Zatem w żaden sposób nie „ratują” naszego systemu emerytalnego. Na chwilę obecną pracuję, płacę podatki, składki, a mimo to w oczach wielu jestem pasożytem. Może się mylę i proszę mnie poprawić, jeżeli tak istotnie jest, ale osoby nie pracujące emerytury nie otrzymują. Mogę mieć zatem szóstkę dzieci, ale jeżeli nie będę pracować, to świadczenia emerytalne mi też nie będą przysługiwały. Chyba że coś się zmieni w naszym prawodawstwie i rządzący uchwala ustawę w myśl której każda matka będzie miała prawo do świadczeń, bez względu na to czy odprowadza składki do ZUS czy nie.
Jasne,że tak. Chodziło mi o to, żeby ni traktować pana Marka serio. Nie na poważnie, tylko z przymrużeniem oka. Moim zdaniem to nie są obelgi, tylko jego „egzotyczny” tok narracji. A niech sobie pisze jak mu to sprawia przyjemność. Mnie obrazić może tylko równorzędny partner w dyskusji, a pan Marek to takie dyskusyjne kuzorium (tak nazywam ostatni stadium kuriozum).
Ano racja. Też zawsze twierdzę, że przejmować się trzeba tymi, których się szanuje🙂
Super wywiad. Dziękuję! Wspieram Bezdzietnik całym sercem, bo Bezdzietnik wspiera mnie <3
Wielkie dzięki! Pozdrawiam serdecznie:)
Wszystkim Paniom które tak żarliwie dyskutują z Panem Markiem i próbują mu argumentować że posiadanie dzieci nie jest tylko na cele gromadzenia emerytur dla przyszłych pokoleń naprawdę gratuluję zacięcia, aczkolwiek nie widzę w tym najmniejszego sensu, bo nikt swojego zdania nie zmieni, ani bezdzietni, ani Pan Marek 😉