Dziś zrobimy sobie Dzień Matki i Niematki. 26 maja to dobra okazja, by przyjrzeć się rzeczywistości firmowej. W tym kontekście mówi się zwykle o urlopach macierzyńskich i wychowawczych, niskiej aktywności zawodowej matek, ich dyskryminacji na rynku pracy. A ja – jak to ja – napiszę o niematkach (kiedyś o tym pisałam, ale w lżejszym tonie). Czytajcie, komentujcie, a przy okazji zaglądajcie do Bezdzietnikowego Sklepiku (link w zakładce na górze). Zaczynamy…
Znacie ten dowcip? Skąd wiadomo, że kobieta jest matką? Sama wam o tym powie…
To żart prawniczy i dotyczy studentów prawa, ale w przypadku mam sprawdza się niemal stuprocentowo. Prawie każda matka – w rozmowie prywatnej albo służbowej – w końcu nawiąże do swojego macierzyńskiego doświadczenia. I oczywiście nie ma w tym nic złego. Macierzyństwo to dla wielu kobiet ważny i mocny element tożsamości. Przenika wszystkie sfery życia – od fizjologicznej po zawodową.
Status prywatny i zawodowy – „matka”
Mam wrażenie, że zwłaszcza w tej ostatniej sferze zrobiło się dziś bardzo rodzicielsko. Status „matka” pojawia się w opisie wielu profesjonalnych kont na Instagramie, kobiety podkreślają go podczas prezentowania swoich umiejętności i doświadczeń zawodowych. Raczej nie na rozmowach kwalifikacyjnych (z wiadomych względów), ale już w trakcie pracy – owszem. Powołują się na niego prelegentki, wykładowczynie, trenerki czy dziennikarki. Dzięki temu matki są widoczne w sferze publicznej, a macierzyństwo traktowane jest coraz częściej nie jako obciążenie, ale jako dodatkowa kompetencja. I to dla mam z pewnością jest dobra wiadomość.
Inna sprawa, że to macierzyńskie dowartościowanie odbywa się niekiedy cudzym kosztem. Kosztem bezdzietnych. Od lat w mniej lub bardziej poważnych publikacjach powielana jest teza, że matki to najlepsze pracownice. Są „wielozadaniowe, potrafią szybko ustalać priorytety i elastycznie dostosowywać się do sytuacji, przy dziecku wyrabiają sobie odporność na stres i mają wysoką motywację do pracy”. Potwierdzają to ponoć badania.
Rozumiem intencje przyświecające takiej kampanii promocyjnej. Sytuacja matek w pracy nigdy nie była łatwa, a niekiedy wiało z niej – i pewnie gdzieniegdzie ciągle wieje – grozą. Pracodawcy bywają uprzedzeni do matek i słusznie próbuje się tym uprzedzeniom dać odpór. Jednak odbijanie się od bezdzietnych, by trochę wyżej podskoczyć w pracowniczych rankingach jest słabe. W końcu odporność na stres, wielozadaniowość czy decyzyjność można trenować nie tylko na dzieciach. Podobnie rzecz ma się z wysoką motywacją do pracy – macierzyństwo nie jest jej jedynym źródłem. Gdyby te badania potraktować poważnie, należałoby wszystkim matkom z automatu przyznawać premie za zaangażowanie i wydajność.
Niestety, ta promacierzyńska narracja pada na podatny grunt, podsyca bowiem stereotypy związane z bezdzietnością. Wszyscy wiedzą przecież, że bezdzietni są leniwi, nieodpowiedzialni, lekkomyślni i nieuspołecznieni. Przypnijmy im więc jeszcze kilka pokrewnych łatek, np. kiepsko zmotywowanych, podatnych na stres nieogarów. I tak w robocie mają fory. Wszyscy pracodawcy chcą ich zatrudniać i już na starcie dają im kredyt zaufania, bo nie znikają nagle z pracy i żaden bąbelek nie przesłania im ambitnych firmowych celów… Tak wygląda wartościowanie ludzi w stereotypowy i binarny sposób – są lepsi i gorsi, dobrzy i źli.
Matki i niematki w firmach
A przecież można inaczej! Zanim jednak zdradzę swoje pomysły na walkę z (nie)rodzicielskimi uprzedzeniami, chciałabym zauważyć jedną rzecz. Rodzicielstwo w firmach przestało być sprawą prywatną. Choć na rozmowach kwalifikacyjnych nie można pytać kandydatów o sytuację rodzinną, po zatrudnieniu staje się ona przedmiotem polityki firmowej. Większość pracodawców oferuje jakieś rodzicielskie benefity, mamy firmy przyjazne mamom i tatom na etacie, nasz status rodzinny jest brany pod uwagę podczas planowania urlopów, dyżurów czy delegacji. Dlatego – czy tego chcemy, czy nie – również nasza bezdzietność staje się sprawą firmową, nawet jeżeli nie lubimy w pracy o niej mówić.
A mówić raczej nie lubimy. I nic dziwnego! Rozprawianie o tym, że się nie ma lub nie chce mieć dzieci, budzi zróżnicowane emocje. Może nie tak negatywne jak jeszcze kilkanaście lat temu, ale często pojawia się zdumienie, rezerwa czy niedowierzanie. Dlatego w publicznych prezentacjach kobiety rzadko zdradzają swój status „niematki”. Wciąż drzemie w nas obawa, że jak tylko wyskoczymy z tą swoją bezdzietnością, natychmiast będziemy musiały się z niej tłumaczyć. Posypią się pytania i dobrotliwe pouczenia, będące w rzeczywistości atakiem na nasze emocje. A dlaczego? A czy ci nie żal? A kto cię będzie kochał na starość? Mamy po dziurki w nosie tej „dobrotliwości”. Pamiętajmy też, że bezdzietność bywa niewybrana i nieakceptowana. W takich sytuacjach konieczność wystawienia jej na widok publiczny rani.
Jednak te wszystkie niuanse umykają pracodawcom i specom od zasobów ludzkich. Firmy, które od lat z uwagą pochylają się nad rodzicielstwem, a potrzeby matek i ojców na etacie mają w maleńkim, HR-owym paluszku, bezdzietność traktują zwykle jak przezroczystą normę lub wręcz uprzywilejowanie. Dostrzegają ją tylko wtedy, gdy trzeba policzyć premie (większe dla rodziców), wyznaczyć miejsca parkingowe (lepsze dla rodziców), zorganizować firmowe mikołajki (dla dzieci i rodziców), dopłacić do wczasów pod gruszą (rodzicom)… W tym kontekście „uprzywilejowanie bezdzietnych” nabiera nowego, zaskakującego znaczenia.
Dzieje się tak między innymi dlatego, że rodzice mówią o swoim rodzicielstwie. O swoich potrzebach, zasobach i supermocach. Nadają swojemu indywidualnemu wyborowi społeczny wymiar. Bezdzietność z kolei od zawsze uchodziła za rzecz społecznie bezwartościową, nieco wstydliwą, a przede wszystkim całkowicie prywatną. A przecież – jak pokazałam wyżej – prywatna nie jest. Jest rozgrywana publicznie, niejako za plecami bezdzietnych.
Nie ma różnorodności bez niedzietności
Czas zatem przejąć narrację! Czas zacząć mówić o bezdzietnych potrzebach, zasobach i supermocach. Nie znaczy to oczywiście, że mamy grawerować sobie na wizytówkach status „niematka”, zwłaszcza że brak potomstwa nie dla każdej bezdzietnicy jest życiowo i tożsamościowo ważny. Warto jednak upominać się u pracodawców o bardziej refleksyjny stosunek do bezdzietnych pracowników i większą równość w traktowaniu rodziców oraz nierodziców.
Można dbać o to, by firma była przyjazna rodzicom, nie lekceważąc przy tym bezdzietnych. Można doceniać matczyne kompetencje, nie dyskredytując przy tym niematek. Bez dzieci nie jesteśmy ani lepszymi, ani gorszymi pracownicami, po prostu z innych źródeł czerpiemy swoje supermoce. Zasoby, jakimi dysponują matki i niematki – czas, doświadczenie, elastyczność, mobilność, wielozadaniowość – w zawodowych sytuacjach mogą się doskonale uzupełniać. I mądry pracodawca będzie z tego wspólnego superzasobu umiejętnie czerpał. Niemądry będzie dyskryminował jedną albo drugą grupę, kierując się uprzedzeniami czy stereotypami.
Ta postulowana wyżej zmiana narracji i wychodzenie naprzeciw bezdzietnym pracownikom na szczęście już się dzieje. W wielu miejscach – na LinkedInie, w prasie popularnej i branżowej – można natknąć się na postulaty bardziej sprawiedliwego traktowania nierodziców.
Również Bezdzietnik nie lekceważy tego wyzwania. Wprost przeciwnie! Wraz z Fundacją Sexed.pl przygotowałam webinaria, które mają pomóc pracodawcom dostrzec i zrozumieć potrzeby osób niedzietnych. Oferujemy też warsztaty, na których rodzice i nierodzice mogą podzielić się doświadczeniami i opowiedzieć o swoich odmiennych perspektywach. W mieszanym, rodzicielsko-nierodzicielskim gronie będziemy zastanawiać się, jak te różnice twórczo i efektywnie wykorzystywać i jak unikać spięć na linii matki-niematki. Pojawiają się już pierwsi chętni, a to znak, że kolejna ważna zmiana społeczna już puka do naszych drzwi.
Trzymajcie za nią kciuki i dbajcie o siebie – również w miejscu pracy!
99 komentarzy
Tak tak, pamiętam z czasów poprzedniej szefowej te mądrości, że matki są najlepszymi pracownikami, że trzeba wspierać młode matki i że kobiety powinny mieć dzieci. Nie zgadzałam się z tym i teraz, po 6 latach ciągłej pracy bez zwolnień i urlopow związanych z macierzyństwem, tym bardziej się nie zgadzam. Prądownica, która idzie na L4 na samym początku ciąży, potem przebywa na urlopach ponad 2 lata, żeby wrócić na pracę zdalną, na ograniczonym etacie, która ciągle bierze urlop na dziecko bo zawsze ma problem z opieka nad nim, nie jest lepszym pracownikiem ode mnie.
Ania G, napisałaś kwintesencję tego, co sama myślę.
Bardzo słaby ten tekst. Infamtylne argumenty: Bo ja chcę. A właściwie to żadnych argumentów poza tym, że bezdzietni CHCĄ. Rodzice mają wszystkie problemy bezdzietnych oraz DODATKOWO odpowiedzialność za dzieci. Stąd sytuacje priorytetowe. I nie, bezdzietni nie są lepszymi pracownikami. To akurat zależy od człowieka, a nie od posiadania dzieci lub ich braku. Dzieci w przyszłości bedą opiekowały się bezdzietnymi. A te dzieci, ktoś wychował, poświęcając im swój CZAS oraz inwestując w nie. Paczki na święta są tak ogromną solą w oku? Bezdzietni mają zarobione pieniądze dla siebie, bo tak wybrali. To te drobne „przywileje”, aż tak Was zubażają? Bezdzietność to Wasz wybór. Skoro rodzice są tak uprzywilejowani w pracy, jak płaczecie ( Nie miałam żadnych przywilejów w swojej pracy. To moje bezdzietne koleżanki były wiecznie zmęczone i musiały odpoczywać po pracy!), to prosze zdecydować się na dziecko, a będzie ta moc przywilejów.. Ten artykuł jest tak pusty ja dzwon Zygmunta. Rozpętujecie, jakąś pseudowojenkę, tworzycie pseudproblemy. A to Was pytają o dzieci i drama! A to Was nie pytają! I też źle. A to Wam paczek na święta nie dają! I zaś drama. A to pracujecie tyle, jak nikt inny! No medal z ziemniaka dla Was! A to urlop nie wtedy! No prześladowania jakieś cierpicie! Dziecinada i egocentryzm. Nikt na Was nie skupia swojej uwagi, ani Was nie prześladuję! Nikogo nie obchodą bezdzietnicy. Żyjcie sobie , jak chcecie, ktoś Wam broni? Rodzice to wiedzą i się pobłażliwie uśmiechają,….
No cóż, mogłabym napisać „bardzo słaba odpowiedź. Infantylna i nacechowana emocjami”, a gdy emocje biorą górę, znika sedno sprawy. Nigdzie nie napisałam, że postuluję dla bezdzietnych „moc przywilejów”. Nie uzasadniałam tego postulatu tym, że „chcę”. To pani nadinterpretacja mojego tekstu. Zobaczyła w nim Pani to, co chciała zobaczyć. Ja jedynie zwróciłam uwagę na to, że w politykach firmowych przydałaby się szersza perspektywa. Rodzice to nie jedyna grupa, która boryka się z życiowymi problemami i warto to dostrzec. Zresztą, dostrzegł to nawet ustawodawca, przyznając każdemu pracownikowi 5 dni urlopu opiekuńczego (czyli nie tylko na dzieci, ale i na innych członków rodziny) – ta zmiana weszła w życie w tym roku, 26 kwietnia. I to jest kierunek, o który mi chodzi. A nie o „moc przywilejów”. Równe traktowanie to żaden przywilej.
Infantylna jesteś ty. Powinno powstać instytucja prawna ochrony bezdzietnych. Tekst jest nadmiernie łagodny. Niektóre matki w pracy kradną, oszukują i wykorzystują. Siebie wzajemnie również. Więc to nie bycie matką jest problemem. Te roszczeniowe matki są bezczelne i wymuszają przywileje zdobywając je przemocą psychiczną ze względu na większościową przewagę. Automatycznie zyskują je dla wszystkich matek. Bezdzietni są krzywdzeni w pierwszej kolejności, bo w pracy celowo szuka się ich by masakrować i upadlać. Stąd są obgadywani i wskazywani palcem. Widzielibyście panikę wśród matek gdy okazuje się, że nie ma na kogo zrzucić pracy, bo wszystkie są matkami. Ale uwierzcie mi, gdyby w danym środowisku bezdzietnych nie było te bardziej roszczeniowe matki rzucą się na te słabsze. Pracodawca pozwala na mobbing bezdzietnych, bo mu tak wygodnie. Prawo, państwo tworzy wokół matek sztuczną bańkę więc on nie chce tracić i krzywdzi najgorzej usytuowanych. Czyli bezdzietnych. Nikt nie staje w ich obronie. Ale to nie tylko bezdzietność. Z reguły dodatkowe czynniki. Np. bieda, itd.
To prawda, że dzieci lub ich brak nie wpływają na jakość pracy.
Natomiast
– Każdy ma prawo czuć się zmęczony po pracy. Za równo osoba dzietna jak i bezdzietna. Pretensje do koleżanek bez dzieci, że były zmęczone po pracy są niedorzeczne. Pani z pewnością też była zmęczona po pracy, jednak fakt, że ma Pani dziecko nie daje Pani prawa do odmawiania innym prawa do odpoczynku po pracy i wyrażania pretensji, że ktoś bez dziecka jest zmęczony.
-Pani dziecko jest priorytetowe dla Pani, jednak nie ma żadnego powodu, dla którego miałoby być równie ważne dla innej osoby z pracy. To czy taka osoba zechce tak traktować cudzą rodzinę zależy od jej możliwości w danej chwili. Osoba bez dziecka też może mieć różne problemy i sytuacje życiowe, które są dla niej ważniejsze od Pani dziecka. Tak to już jest w życiu, że cudza rodzina nie musi być niczyją sprawą.
– O ile takie dziecko wybierze zawód opiekuńczy jak np pielęgniarka/pielęgniarz albo opiekun w domu spokojnej starości, to owszem będzie się mną opiekować bo mu za to ZAPŁACĘ na tym polega praca.
– Na różne benefity w pracy często zrzucają się wszyscy pracownicy (zależy od firmy oczywiście) nie jest na miejscu żeby tylko jedna grupa korzystała z pieniędzy wszystkich. Takie środki należy rozplanować według ustalonych ze wszystkimi zasad, a najlepiej tak, żeby każda osoba dorzucająca się do funduszu miała dodatki. Jeśli zaś finansuje to pracodawca, pomijanie niektórych pracowników w dodatkach świątecznych – które nie są premią za pracę – jest formą dyskryminacji. Bo sytuacja rodzinna nie może być usprawiedliwieniem dla braku benefitow. Nikt przy tym nie twierdzi, że należy dzietnym odebrać paczki na święta. Należy pamiętać o wszystkich swoich pracownikach przy okazji świąt.
– mamy ustawowe prawo wziąć urlop wtedy gdy nam pasuje. Każdy pracownik ma takie prawo. Czasem trzeba się dogadać z zespołem, naturalnie. Ale nikt nie ma obowiązku dopasowywać swoich życiowych planów do życia obcych ludzi. Egocentryzmem jest raczej oczekiwanie, że wszyscy będą dopasowywać się do moich planów dlatego, że mam dziecko. Poza dziećmi ludzie mają też choroby przewlekłe, niedołężnych rodziców itd. Każdy ma potrzeby i są one równorzędne. Oczekiwanie, że ktoś będzie umniejszał swoim potrzebom ponieważ jakaś osoba w jego pracy ma dziecko jest niestosowne. Można zawsze uprzejmie zapytać, a nóż ktoś się zgodzi przesunąć urlop, albo zastąpić albo weźmie nadgodziny itd., ale trzeba się liczyć z tym, że odpowie „Nie, nie mogę” ma do tego święte prawo.
Jeśli nie podoba się Pani to co jest publikowane na stronie społeczności osób bezdzietnych nie ma Pani obowiązku tego czytać
Wydaje mi się, że nie zrozumiałaś przeczytanego tekstu. Ogólnie chodzi o to, żeby nie dzielić ludzi na mających dzieci i tych niemających. Moje zdanie jest takie, że każdy powinien żyć tak, jak chce i nie narzucać swoich poglądów innym. Bezdzietni nie chcą żadnych profitów. Nie chcą po prostu słyszeć pytań pt. Czemu nie masz dzieci? To jest każdego osobista sprawa bez względu na to, jaki jest powód nieposiadania dzieci. Człowiek kulturalny i na poziomie takiego pytania nie zada. Druga ważna kwestia jest taka, że w pracy każdy powinien być równy. Pracownik powinien być rozliczany z wykonanej pracy. Kwestia posiadania dzieci nie ma tu znaczenia. A uogólnianie i rozprawianie na temat kompetencji człowieka, które niby uzależnione są od tego, czy ktoś ma dzieci, czy nie są co najmniej dziwne i absurdalne. Żyjmy swoim życiem i pozwólmy innym żyć swoim a świat będzie piękniejszy.
@JUSTYNA 12 najwyraźniej zabolał Cię postulat o równym traktowaniu, bo ton twojej wypowiedzi to jakiś wylew histerii.
Cały Twój komentarz jest bardzo nieprzyjemny i chyba nie zrozumiałaś tematu, ale odniosę się do jednego. „Bezdzietność to Wasz wybór.” – no nie. Edyta akurat pisze o bezdzietności z wyboru,ale i w tym „słabym” tekście podkreśla, że bezdzietnicy nie zawsze są nimi z wyboru. Tak, są osoby które z różnych względów nie mogą mieć dzieci. Im też powiesz „prosze zdecydować się na dziecko, a będzie ta moc przywilejów”? Wypowiadasz się w typowy sposób, twierdzisz że bezdzietne koleżanki nie mogą wiedzieć, co to znaczy prawdziwe zmęczenie itd. Jesteś taka umęczona? Macierzyństwo to przecież był Twój wybór (bo nawet jeśli wpadka, to są inne możliwości). Starasz się na siłę udowodnić, że nie ma żadnej asymetrii, Ty jesteś oświecona a my tacy ślepi. Czy te dzieci w przyszłości w przyszłości faktycznie będą się nami opiekować? Widzę dookoła co się dzieje, jaki przykład dzieci biorą od rodziców – bejeficjentów socjali wszelakich i wątpię, że pójdą do pracy. A jest też masa innych opcji- może wyjadą za granicę, pójdą do więzienia albo ulegną wypadkowi i będą wymagać dożywotniej opieki.
To, że dzieci będą się opiekowały bezdzietnymi, to wytwór Twojej wyobraźni nie mający nic wspólnego z rzeczywistością. Jak to niby przewidziałaś? Masz tajemną moc wróżenia z fusów? Póki co jedno jest pewne: bezdzietni utrzymują Twoje dzieci czy tego chcą czy nie i temu nie zaprzeczysz. Więc, tak: skoro oni teraz łożą na małego człowieka, to mają pełne prawo oczekiwać REWANŻU. Ten, akurat, nie jest taki pewny. Dziecko może: umrzeć, urodzić się chore i niezdolne do pracy, wyjechać za granicę i mieć w czterech literach zarówno Ciebie jak i ten kraj, pracować na czarno, stoczyć się na dno i być ciężarem dla reszty społeczeństwa. Bezdzietni w zdecydowanej większości za opiekę będą płacić, więc nie rozumiem tego fermentu. W przeciwieństwie do pokaźnego grona roszczeniowych rodziców, którzy wydają potomstwo na świat tylko po to aby „zapewnić” sobie darmową opiekę na starość.
I tak: osobiście mam problem z paczkami i innymi duperelami, zwłaszcza gdy pracodawca deklaruje, że nie ma budżetu na podwyżki bądź premie za wyniki.
Nie mówiąc już o tym, że rodzenie dziecka, żeby mną się zajmowałoby na starość to jest naprawdę słaby powód do posiadania dzieci. Taki nawet skrajnie egocentryczny
Dokładnie tak. Niestety wielu rodziców nadal święcie wierzy w ten argument „nie do podważenia”. Przecież my jako ludzie nie tylko odczuwamy ale i odbieramy emocje. Współczuję każdemu dziecku, które podskórnie czuje, że zostało sprowadzone na świat z góry narzuconym planem: spełnić społeczny „obowiązek” opieki nad szarą masą starców. Oraz nad „kochającymi” rodzicami. Do tego dochodzą inne: przejąć biznes (rodziców), sprawiać radość (rodzicom), nadawać sens życiu (rodzicom) etc. etc.
Mam doświadczenie w opiece nad własną matką, znam sytuację wielu osób opiekujących się niedołężnymi, schorowanymi rodzicami. Z doświadczenia wiem, że rodzice coraz rzadziej mogą liczyć na wsparcie ze strony własnych dzieci. I to bezdzietne osoby częściej obarczane są opieką nad niedołężnymi rodzicami (wymówką dla tych „dzietnych” są wnuki). Moje bezdzietne córki dawały mi wsparcie w opiece nad ich babcią a dzieci mojej niepracującej siostry (razem z nią) nie stać było nawet na telefon. Moje dzieci pracują za granicą, siostra i jej potomstwo są na miejscu. Więc całe to gadanie o tym, że na dzieci mają wszyscy łożyć, bo one będą się nami opiekować na starość to ciągle powtarzany mit
To cię rodzice nie kochali bidulko. Na terapię marsz!
Najlepiej każdego, kto ma inne zdanie na dany temat wysyłać na terapię, taaak, w dzisiejszych czasach te pseudo (nie prawdziwe) terapie to taki bacik, nie podoba Ci się coś w czyimś zachowaniu, to won na terapię bo na pewno TY masz problem… Pani Edyto, już jestem spokojna, będzie już w porządku, obiecuję, więcej komentarzy do tej Pani nie napiszę, jak ostatnio 🙂 Taaa, gdyby tylko te dzisiejsze ”terapie” (większość, nie te prawdziwe, one są potrzebne) cokolwiek dawały… Na koniec, współczuję serdecznie dzieciom tej Pani, jeśli ma do nich taki stosunek, jak do ludzi tu. Na szczęście inne dzieciaki mają rodziców, którzy są kulturalni i wychowani. I nie potrzebują pseudo (nie prawdziwej, potrzebnej komuś!) terapii 😉
Pani Justyno 12 ,pomyliła pani fora, na inne marsz!
I rozpętała się wojenka….. Odpowiedzi tendencyjne i bez zrozumienia tekstu. W kółko, jak mantra powtarzne banały. Bez pojęcia, bez znajomosci tematu, byle tylko przeforsowac swoje ja. I tylko autorka postu zaciera ręce, że się komentarze posypały, bo przedtem nikt się nie kwapił do dyskusji, pod tak mdłym tekstem.
Nikogo bezdzietnicy nie obchodzą. Natomiast to wieczne użalanie się nad sobą, fochy i roszczeniowość, powodują, że ludzie nie lubią bezdzietników, Sami sobie gotujecie taki los.
Najwyraźniej ciebie obchodzą, skoro tu zaglądasz;) A mnie nurtuje pytanie, skąd ty wiesz, co ludzi obchodzi, a co nie. Przepytałaś wszystkich mieszkańców tej planety?
Nie rozumiem po co Pani się tu udziela skoro ewidentnie się tu męczy. Nikogo Pani do niczego nie przekona, a już na pewno nie w taki agresywny i nie uprzejmy sposób. Nikt też Pani nie będzie współczuł ciężkiego życia z dziećmi (tak zakładam, skoro w pierwszym poście pisała Pani, że tylko mając dziecko można być naprawdę zmęczonym) ponieważ nie sądzę, żeby ktoś miał na to ochotę po tym jak Pani wszystkich tu obraża. Nie próbuje Pani też zrozumieć ani tego co się do Pani pisze, ani innego spojrzenia na życie. Proponuję znaleźć sobie stronę/forum /inne miejsce w internecie, w którym będzie mogła Pani wymieniać się uwagami na swoim poziomie z innymi rodzicami. I w imieniu Igi proszę, żeby się Pani zajęła sobą, a nie wysyłaniem innych na terapię
Nieuprzejmy piszemy razem. To po pierwsze.
Bezdzietnicy sa nieuprzejmi i zawłaszczający przestrzeń tylko dla siebie.
A innym to już nie wolno. Jak to u Was zawsze w jedną strone działa!
Chwatko Niematko ( cóż za tendencyjny pseudonim), podbiłam Ci komentarze. Bądź wdzięczna.
Raczej wielu tutaj podniosła pani ciśnienie. Ja akurat na brak komentarzy na blogu nie narzekam. I nie muszę ich podbijać za pomocą nic niewnoszących do tematu „wojenek”. Często stawiam tezy, które mogą nie podobać się rodzicom, ale nigdy nie jestem nieuprzejma. Taka moja uroda:) Dlatego nie cenię sobie komentarzy pisanych histerycznym, napastliwym tonem. I na ogół na nie nie odpowiadam, bo nie ma to sensu. Tym razem odpowiedziałam, ponieważ temat firmowej równości jest nowy i wart tłumaczenia. Naprawdę nie ma powodu się unosić.
Aha. I nie napisałam, że bezdzietni są lepszymi pracownikami:)
Niczego konkretnego pani nie naaspisała. Nie podała ani jednego powodu, dla którego bezdzietni mieliby mieć cokolwiek więcej niż rodzice.
Rodzice mają takie same problemy , co bezdzietni, a DODATKOWO ogromną odpowiedzialność za dzieci. Zarówno w sferze materialnej, jak i wychowawczej ( i nie mam tu na myśli patologii).
Absurdem jest więć rownanie praw, bo wtedy należałoby też zrównać życiowe obowiązki.
Jest pani nieuprzejma. Pisze przez zaciśnięte zęby. Niechęć do dzieci i rodziców wychodzi u pani, jak słoma z butów. Stawianie siebie ponad innymi, to podstawowa cecha bezdzietników, pani też.
O Wielka Niematko! Nic nie poradzę na to, że tak pani odbiera moje teksty. To nie w nich jest problem, tylko w pani. Nie rozumie pani tego co piszę, wkłada mi w usta to, czego nie napisałam i z tego mnie pani rozlicza. Nie da się tak rozmawiać. Więc uprzejmie – chowając słomę do butów – pożegnam się i podziękuję za uwagę. Proszę już tu nie zaglądać i nie podbijać mi liczby komentarzy. Bardzo ładnie proszę.
Ja również nic nie poradzę, że tak a nie inaczej odbiera pani MOJE słowa. I jak zwykle wyprasza tych, co maja odmienne zdanie i demaskują kwadraturę koła w wypowiedziach prześladowanych BB (biednych bezdzietników). No cóż, ja o nic ładnie nie proszę. Zjadła pani własny ogon.
Wypraszam tych, którzy nie potrafią swojego zdania sensownie i kulturalnie wyrazić.
Do Justyny 12 – typowe trollowanie i hejtowanie, bez argumentów, agresywnie. Już tu kiedyś dawniej takie osoby próbowały się udzielać, ale zniknęły, bo chyba zwyczajnie nie udźwignęły dyskusji, a chyba też nie taki był ich cel. Takie „ulewanie”, wielka frustracja i agresja biorą górę, ale jak widać, na długo to nie wystarcza. A dla pozostałych szacun, naprawdę ciekawe i w punkt argumenty, nic dodać, nic ująć!
Dziękuję za wskazanie literówki. Ja jednak nie wymienię wszystkich Pani błędów stylistycznych i interpunkcyjnych. Po prostu nie mam tyle czasu a i komentarz byłby za długi.
Czy mogłaby Pani z łaski swojej posłuchać udzielanej Pani wielokrotnie rady i się stąd wynieść?
Naprawdę jest nam wszystkim bardzo przykro, że nie spełnia się Pani jako matka, co wnioskuję po tym, że nieustannie podkreśla Pani jakie ma trudne i męczące obowiązki, których absolutnie nikt nie rozumie. Naprawdę bardzo ubolewamy nad Pani losem. Wyrażam również nadzieję, że nie opowiada Pani swoim dzieciom jakim są dla Pani męczącym ciężarem
@Justyna 12, z Pani komentarzy wylewają się hektolitry jadu. Przy tym jest Pani agresywna i niegrzeczna. Tak jak tu już ktoś napisał, na różne imprezy dla dzieci, paczki, dofinansowania pracują również bezdzietni.
A z tą opieką na starość dla bezdzietnych przez obecne dzieci to już Pani pojechała 😆.
Niestety najczęściej przestrzeń chcą sobie zawłaszczyć niektóre osoby dzieciate. Dziecko może wrzeszczeć, niszczyć drogie sprzęty, wszędzie bawić bo to tylko Dziecko… Nie mówiąc już o rodzicach którzy są roszczeniowi i domagają się pierwszeństwa. Sama mam dziecko ale jak widzę zachowania niektórych matek o ojców to czuję zażenowanie. Gdy jestem gdzieś że swoim dzieckiem to muszę się liczyć z tym, że jego płacz i piski mogą komuś przeszkadzać, tak jak mi przeszkadza smród tytoniu. Ludzie ogólnie są wyrozumiali wobec rodziców z małymi dziećmi ale wszystko ma granice. Zresztą teraz świat jest bardzo otwarty na rodziny z małymi dziećmi i można korzystać z naprawdę wielu udogodnień o których jeszcze kilkanaście lat temu można było pomarzyć.
Justysia, czy 12 to Twój wiek? Pytam poważnie, bo o ile nieumiejętność czytania ze zrozumieniem, histeryzowanie, nieradzenie sobie z emocjami i fantazjowanie są częścią dorastania, to w przypadku dorosłej osoby mogą świadczyć o chorobie i zwykła terapia tutaj nie pomoże.
Jeśli masz odrobinę szacunku do siebie, to przestań marnować swój czas na rzekome „nabijanie” komentarzy Autorce, która Ciebie o to nie prosiła i idź stąd. Naprawdę, ja również ładnie proszę, bo z komentarzy jasno wynika, że nie jesteś tutaj mile widziana.
Na otarcie łez dostajesz ode mnie medal z ziemniaka. Za co? Sama sobie wymyśl, jesteś w tym naprawdę dobra 😊
Podaj adres. Rodzice wyślą ci paczki świateczne dla dzieci. Dwie czekolady, orzeszki i kakao. Zrekompensujesz sobie braki z dzieciństwa i niskie poczucie własnej wartości. Pomożemy Ci. Jak zawsze. Rodzice nieustannie pomagają BB. Może się troszke uspokoisz. A wyrzucać to ty sobie możesz złość z własnej głowy. To jest przestrzeń publiczna i każdy może czytać i komentować. Zwłaszcza takie szkodliwe bzdury.
To nie jest przestrzeń publiczna. To moja przestrzeń i to ja decyduję, kogo tu wpuszczam. To jest ostatni komentarz w tym tonie, który publikuję. Drugiego ostrzeżenia nie będzie.
Pani obecność tutaj i teksty z 4 liter są wysoce tendencyjne, proszę się tu nie pojawiać
Justyna 12, weź pospierdalaj może, co? Rozumiem, bombelek którąś noc z rzędu nie daje ci spać i jesteś sfustrowana, ale idź wypłacz się na jakimś mamusiowym forum.
A tu już autorce nie przeszkadza chamstwo i emocjonalny ton wypowiedzi. Tylo jeden punkt widzenia jest dopuszczalny., bez względu na formę wypowiedzi. Hipokryzja paani pseudokulturalna autorko.
Przeszkadza, ale postawiłam na symetryzm. Proszę wziąć to, co pani daje.
A komentarze się mnożą i pieniążki też. Przedsiębiorcza kobieta. I za to szacum.
Pozdrawiam. Szczerze.
Gdybym tak za każdy hejterski komentarz dostawała pieniążki, byłabym milionerką. Niestety, tak to nie działa…
Pani Justynko 12: uprzejmie żegnamy proszę iść na inne forum wylać swoje frustracje tu najwyraźniej pogubiła się Pani siejąc bardzo nieprzyjemny klimat nic tu po Pani!
Pani Edyta jest kulturalna w przeciwieństwie do niektórych osób. Jak sie Pani tu nie podoba to cóż nie nasz problem.
Iga, daruj sobie.. Twój komentarz to taka rozpaczliwa próba przykrycia niewygodnej prawdy, którą obnażyła Justyna. Prawdziwe oblicze BB.
Tak, wiem, zaraz zostanę grzecznie wyproszona, bo tutaj trzeba przyklaskiwać Autorce.
Justyna, podsumowałaś w punkt.
Nie trzeba przyklaskiwać. Warto jednak wykazać się odrobiną ogłady. Chamskich gości zazwyczaj wyprasza się z domu. Z innymi można sobie ciekawie porozmawiać.
Fascynujące jest dla mnie to, z jaką pasją orędownicy dzietności nacierają na każdą bezdzietną przestrzeń, czy to kocia kawiarnia, czy przypadkowy blog gdzieś w internecie. A przecież wystarczy iść dalej, w stronę przyjaźniejszych sobie miejsc -wszak ani obowiązku wejścia nie ma, ani nikt przemocą wleczony nie jest. Ot, chyba niepewność w swoim wyborze.
To nie prawda. Wielokrotnie wypowiadały się w komentarzach osoby dzieciate, dla których dzieci to szczęście i spełnienie. Jednak nie przychodziły tu nikogo obrażać, a poznać odmienny od swojego punkt widzenia. Jednak wypowiedzi Pani Justyny 12 nie spełniają warunków kulturalnej wypowiedzi
Powiem szczerze, że trochę mnie śmieszy spoosób, w jaki Justyno 12 się o nas wypowiadasz. Mówisz o nas jakbyśmy byli jakimiś kosmitami, przybyszami z innej planety, którzy przylecieli tu w UFO i zasiedlili Ziemię. A my też jesteśmy czyimiś dziećmi. I tak jak Twoje dzieci, kiedyś byliśmy mali, a potem dorośliśmy i podjęliśmy decyzję o tym, jak chcemy przeżyć nasze życie. Za te 10, 15, 20 lat jak Twoje dzieci dorosną, też być może usłyszysz „mamo, nie chcę mieć dzieci, mam inny plan na siebie”. I biorąc pod uwagę, że bezdzietny model życia jest coraz częściej wybierany, to wcale nie jest takie nieprawdopdobne. Ludzie, zwłaszcza młode kobiety, są coraz bardziej świadomi, że mają wybór. Że mogą sami wybrać jak chcą przeżyć swoje życie. Coraz lepiej umieją oddzielać presję społeczną i konwenanse wpychane im do głów od małego od swoich rzeczywistych pragnień. I coraz bardziej szczerze odpowiadają sobie na pytanie „czy ja faktycznie tego chcę, czy to tylko chęć spełnienia oczekiwań partnera/rodziców/społeczności – niepotrzebne skreślić”. I co wtedy odpowiesz dzieciom? Że są roszczeniowymi egoistami czy po prostu zaakceptujesz ich wybór i pozwolisz im iść własną drogą? Mam nadzieję, że to drugie.
Generalizowania, które stosujesz o tym, że bezdzietni są tacy, owacy, roszczeniowi i nikogo nie obchodzą, nawet nie chce mi się komentować. To tak słabe jak czesto słyszane w naszym społeczeństwie uogólnienia, że nauczyciele to lenie, rodziny wielodzietne to dziecioroby 500+, a imigranci z Afryki to gwałciciele. Mam szczerą nadzieję, że nie wkładasz swoim dzieciom do głowy pogardy i braku szacunku do drugiego człowieka, jakkikolwiek by on nie był.
Być może wszyscy bezdzietni w Twoim otoczeniu to roszczeniowi egoiści, nieliczący się z nikim i niczym. Chociaż sądząc po Twoich wypowiedziach, myślę, że to raczej soczewka, którą nakładasz na ich obraz, bo nie da się nie odnieść wrażenia, że masz duży problem z tą grupą społeczną samą w sobie, niezależnie kto by się do tej grupy zaliczał. Bezdzietni w moim otoczeniu to wspaniali ludzie, przyjaciele, na których zawsze można liczyć, oddani zwierzętom, otwarci, tolerancyjni, życzliwi.
Nie wiem skąd u Ciebie tyle niechęci i pogardy dla nas, ale pamiętaj, że być może teraz sama wychowujesz przyszłych bezdzietników – członków grupy społecznej, którą ewidentnie gardzisz.
Mini, jak zwykle pokazałaś klasę!
Dziękuję <3
Myślę, że jak ktoś jest pewien swoich wyborów, nie robi nic wbrew sobie i jest bardzo spójny i zintegrowany wewnętrznie, to nie tylko nie gardzi innymi ludźmi, ale też sam jest bardzo odporny jak słyszy słowa pogardy o sobie. Szczęśliwy człowiek, żyjący w zgodzie ze sobą, po prostu nie prezentuje takich postaw.
Tego wszystkim życzę – życia po swojemu i robienia tego co się kocha. Bezcenne. I jeszcze coś: szacunek do innych i życzliwość wracają w życiu ze zdwojoną siłą.
Bardzo pięknie powiedziane
Brawo 👏❤️
Nie wiem Mini, czy istniejesz, czy jesteś tylko kreacją autorki tego bloga. Tak, czy siak, świat byłby lepszy, gdyby ludzie mieli takie poglądy i szacunek do innych. I tu nie ma znaczenia, czy ktoś ma dzieci, czy ich nie ma. Życie w zgodzie ze soba, czyni człowieka wewnętrzenie spokojnym.
Wypowiedź Justyny 12 jest emocjonalna, ale dotyka istotnrj różnicy w sytyacji bezdzietnych, a zawiera się ona w zdaniu:” Rodzice mają takie same problemy , co bezdzietni, a DODATKOWO ogromną odpowiedzialność za dzieci.”
To jest sedno.
Pracuję w sfeminizowanym środowisku i osoby bezdzietne, samotne są bardziej chronione. Nie mają lekcji na pierwszych godzinach, bo się nie wyrobią. Nie zostaną po pracy, bo mają zawsze jakieś bardzo ważne sprawy. Nie pojadą na zieloną szkołę, bo nie moga nie spać w nocy. Przeważnie nie mają wychowawstewa, bo piętrzą problemy, zamiast je rozwiązywać. Bywają często drażliwe na swoim punkcie i trzeba uważać, co i jak się przy nich mówi. To męczące dla reszty. Oczywiście są wyjątki, ale generalnie właśnie tak wygląda, że to właśnie osoby bez rodzin i dzieci są uprzywilejowane w pracy. W mojej szkole tak właśnie jest. Także z tym brakiem równouprawnienia to przesada, chyba, że w drugą stronę.
To jasne, że bywają różne środowiska i różne doświadczenia. Fakt, że rodzice mają więcej obciążeń, nie przekreśla faktu, że bezdzietni w pewnych sytuacjach mają prawo czuć się niesprawiedliwie traktowani. Nikt tu nie twierdzi, że należy odebrać przywileje rodzicom – w każdym razie ja tak nie twierdzę. Można natomiast budować taką atmosferę w firmie, by nikt nie czuł się „za burtą”, wykluczony ze wspólnoty, gorzej traktowany itp.
A co do uprzywilejowania bezdzietnych w pracy – twoje przykłady sugerują raczej, że mają większą siłę przebicia. Nie podejrzewam, by to, o czym piszesz, było systemowym uprzywilejowaniem. Być może się mylę, ale pewnie chodzi o to, że to osoby z pewnym stażem i mogą sobie pozwolić na kapryszenie. Ale kapryszenie to jeszcze nie uprzywilejowanie. By o nim mówić, muszą istnieć rozwiązania systemowe, które te kaprysy wspierają.
Oczywiście nie da się zaprzeczyć, że odpowiedzialność za dzieci jest jedną z większych odpowiedzialności. Masz w domu niesamodzielnego, wrażliwego, rozwijającego się człowieka, któremu dałaś życie. Brzmi patetycznie, ale to prawda. Jednak wydaje mi się, że nie w samym tym fakcie leży sedno problemu kto ma jakie relacje w pracy, a w ludziach. Bo każdy ma swoje życie i swoje problemy i każdy w pierwszej kolejności zajmuje się swoimi, później cudzymi. Problemem nie jest więc to, że czyjeś życie i potrzeby są ważniejsze bo ma/nie ma dziecka. Problemem jest to jak się do siebie odnosimy i przez jakie soczewki się oceniamy. Dla przykładu ja – nie mam dziecka. Mam za to endometriozę. I na pytanie dzietnej koleżanki z pracy „czy zostaniesz dłużej, bo ja musze wyjść do dziecka” mogę odpowiedzieć „dzisiaj nie, bo jestem na silnych lekach przeciwbólowych i naprawdę dłużej przy biurku nie wytrzymam”. To, że ktoś nam czegoś odmawia nie oznacza, że nami gardzi i jest egoistą. Nigdy nie wiemy kto ma jakie problemy, kto się jak czuje i na co sobie może w danej chwili pozwolić. Gdyby ta dzietna koleżanka obraziła się na mnie, że mimo choroby i złego samopoczucia nie chcę iść jej na rękę to nie byłby mój problem. Dbanie o swoje potrzeby, zdrowie i szanowanie swoich granic nie jest egoizmem i pogardą do innych. Tak samo jak godzenie się na wszystko nie jest wyrazem szacunku. To toksyczne myślenie i trzeba z nim skończyć. Natomiast sposób wyrażania swoich potrzeb może być chamski. Chamska może być matka mówiąca o bezdzietnej koleżance, że jest leniwa i nie ma prawa czuć się zmęczona. I chamska jest osoba bez dziecka, która mówi o matce, że jest leniwa i tylko 500plusy bierze. Przede wszystkim mamy okropne problemy systemowe. Brak żłobków, przedszkoli, sensownych urlopów ojcowskich, stereotypy na temat kobiet: bezdzietych, matek, kobiet w okresie menopauzy, którymi kierują się pracodawcy, a które sprowadzająca się do „baba jest głupia i rządzą nią hormony” (oczywiście mężczyźni nie mają hormonów w takim myśleniu). Zamiast się wyzywać od lambadziar, leni i wypominać sobie przywileje, powinnyśmy, tak jak mówi pani Edyta, rozmawiać o tym jakie każda z nas ma społeczne ograniczenia. Czym różni się sytuacja mam, brzdzietnic, straszych pracownic. Powinnyśmy porównywać to, w których aspektach mamy lepiej, gorzej i na tej podstawie dążyć do tego żebyśmy wszystkie miały tak samo dobrze. Wyzywanie się i wypominnaie komuś koszyków świątecznych jest niedorzeczne
Nie wiem skąd pomysł, że nie istnieję i jestem kreacją Autorki xD, ale nie będę nikomu nic udowaniać.
Twój przykład z pracy rozumiem jak najbardziej. Tak jak napisała Edyta – brzmi to raczej jakby te konkretne osoby były po prostu bardziej asertywne i wyszczekane, a nie jakby to wynikało z polityki szkoły, ale rozumiem rozgoryczenie. Z kolei pod artykułem na tym blogu dot. podobnego wątku posypały się komentarze o tym, że bezdzietne dziewczyny zapieprzają za dzietne koleżanki po godzinach, bo trzeba odebrać dziecko z przedszkola, bo dziecko chore itd.
Świadczy to tylko o tym, że każdy ma swój indywidualny punkt widzenia, pracuje w innym miejscu i innej społeczności i jak zapytasz 100 osób o ich doświadczenia, to dostaniesz 100 różnych odpowiedzi. I żaden indywidualny przykład z zakładu pracy nie tworzy jakiejś reguły czy statystyki.
Wracając do funduszu świadczeń socjalnych – u mnie w firmie od lat działa to świetnie i nikt nigdy nie narzekał. Dostajemy punkty w ramach MyBenefit, które możemy wydać praktycznie na wszystko, a ich ilość uzależniona jest od dochodu na członka rodziny. W praktyce więc ludzie mający więcej dzieci, otrzymują więcej punktów do wydania, natomiast nie jest to reguła. Bezdzietny pracownik zarabiający 3 500 dostanie więcej niż rodzic na stanowisku dyrektorskim zarabiający 20 000. Kryterium jest więc bardzo twarde i obiektywne i nie ma tu miejsca na emocje i indywidualne preferencje, tj. nikt nie zastanawia się czy kasa bardziej należy się dzietnemu czy bezdzietnemu, starszemu czy młodszemu, specjaliście czy ekspertowi.
I im bardziej obiektywne warunki przyznawania świadczeń, tym mniejsze potencjalne niezadowolenie różnch grup.
Za Justyną 12 podajesz argument o tym, że rodzice mają większą odpowiedzialność i inne obowiązki, więc (w domyśle) więcej im się należy. Przyjmijmy, że masz rację. Ale ale nadal prosty podział dzietni na prawo, bezdzietni na lewo jest krzywdzący. Bo inne obowiązki i odpowiedzialność ma zamożne małżeństwo z prawie dorosłym nastolatkiem, a inne niezamożny samotny rodzic z trójką dzieci, w tym jedno niepełnosprawne. I jako pracodawca wywołałabyś gównoburzę jaką mieliśmy przy wprowadzaniu 500 plus – dlaczego najbogatsi dostają pieniądze na dzieci, jeśli nawet tego nie poczują, podczas gdy przecież tylu jest niezamożnych, samotnych rodziców, dla których to wielka gotówka. I jedni rodzice szczuliby na drugich.
Zmierzam do tego, że próba dzielenia ludzi wg wyimaginowanych, nieobiektywnych kryteriów to dalsze pogłębianie sporów. To, że rodzic ma odpowiedzialność za dziecko, nie jest jednoznaczne z tym, że ma cięższe życie, bo i właściwie co to znaczy cięższe? Rose napisała o endometriozie. Życie z tą chorobą potrafi być istnym koszmarem, ciągłym fizycznym bólem i niemożnością zrobienia koło siebie podstawowych rzeczy. Możemy dyskutować do rana kto ma gorzej i komu się „bardziej należy”. I gwarantuję, że nie dojdziemy do porozumienia, tylko rozejdziemy się pozostając przy swoim zdaniu. I sedno w tym, żeby będąc np. tym pracodawcą tak zarządzać funduszem socjalnym czy innymi benefitami, żeby w miarę możliwości nikt nie poczuł się pominięty i żeby kryterium było możliwie jak najbardziej obiektywne. Kryterium „mam/nie mam dzieci” nie jest obiektyne w ogóle. I o tym jest mowa w tym tekście.
Mini w punkt. Idealnie wyraziłaś to o co mi chodziło. Każdy z nas ma swoje życie i problemy, którymi nie należy się licytować. I to, że jakieś mam nie znaczy, że ktoś inny nie ma żadnych. Ma inne. O czym powinniśmy pamiętać zanim się na kogoś obrazimy.
Matki też mają endometriozę i dolegliwości z nią związane. Łykają tabletkę i funkcjonuja w pracy i w rodzinie. Mają takie same problemy jak bezdzietne, tylko nie domagają się z tego tytułu specjalnego traktowania i odrębnych praw, bo są bezdzietne. BB
Droga Pani Justyno 12, najprawdopodobniej nie mają, bo endometrioza w większości przypadków powoduje bezpłodność. I nie, to nie polega na tym, że „łykają tabletkę i funkcjonują”. Bardzo Pani życzę żeby Pani nie poczuła nigdy jaki to jest ból i nigdy nie musiała przejść na swój koszt operacji ratującej życie, co przy pewnym zawansowaniu tej choroby jest konieczne. Np. kiedy trzeba usuwać tkankę endometrium z jelit. Nie wie Pani o czym mówi, ale to nie mój problem ani moje zadanie Panią edukować. Jestem leniwą bezdzietnicą i mi się nie chce. Zwróciłam jedynie na to uwagę, bo trochę osłabił mnie poziom Pani ignorancji. Poza tym jak pisała Mini, nie będziemy się licytować kto ma ciężej. Cierpienie to nie zawody. Każdy ma ciężko, ja, Pani i pozostałe osoby piszące w komentarzach. Każdy ma ciężko inaczej: przykłady różnych sytuacji znajdzie Pani w komentarzach innych dziewczyn.
Jest Pani nie logiczna w swoich komentarzach. To Pani domaga się specjalnego traktowania z racji dziecka, to Pani chce paczek, dni wolnych i innych benefitów, w dodatku chce Pani aby inni ich nie dostawali, bo będzie Pani mogła czuć się dzięki temu lepsza. Nie jest Pani lepsza. Prawdę mówiąc ja, gdy czytam Pani komentarze, nie denerwuję się na Panią za formę i treść a obie są skandaliczne. Ja po prostu Pani współczuję, bo daje Pani świadectwo swojej frustracji, niespełnieniu. Trzeba się czuć ze sobą naprawdę źle, skoro poświęca się chyba trzeci dzień na obrażanie obcych osób, denerwowanie ich, zwłaszczanie przestrzeni, która nie jest dla Pani. Poziom Pani empatii też jest niezwykle niski, a przynajmniej taki nam Pani prezentuje o czym świadczy Pani uwaga o endometriozie i konsekwentne wyżywanie się na udzielających się tu osobach, chociaż powiedziano Pani, że są osoby, które nie mogą mieć dzieci i jest to dla nich dramat. Ale rozumiem, że są osoby, które kiedy nie są szczęśliwie muszą dokopywać innym, żeby poczuć się lepiej. Mam nadzieję, że już Pani lepiej po tym morzu żalu jaki tu wylała. A jeśli nie to po raz kolejny – proszę sobie znaleźć inny sposób regulowania emocji, bo nikt nie musi tego znosić, nawet obce osoby w internecie.
Droga Autorko, możliwe że premiowanie dzieciatych bierze się z tego, większość z szefostwa ma swoje dzieci i inaczej już postrzegają osoby bezdzietne. Kolejna rzecz, kobieta dzieciata jest jednak bardziej pewna na stanowisku pracy bo musi zarobić na rodzinę. W przypadku bezdzietnej zawsze jest ryzyko że jednak prędzej czy później zajdzie i trzeba będzie szukać zastępstwa. W sumie dzieciaci bardziej się trzymają pracy, co w przypadku wielu stanowisk specjalistycznych jest na wagę złota. Teraz dyskryminacja dzieciatych jest nie na miejscu, kojarzy się z typowymi januszeksami rodem z lat 90tych.
Zgadzam się, że to mogą być powody uprzywilejowania rodziców. Choć przypuszczam, że w znacznym stopniu bierze się to po prostu z braku refleksji. Bezdzietność jest tak przezroczysta, ze się jej nie dostrzega. A sami zainteresowani dotąd też raczej unikali poruszania tego tematu. Z różnych względów. Bo to „prywatne”, a o prywatnych sprawach nie wszyscy lubią mówić w miejscu pracy. Bo narażali się na wiadome komentarze i oceny. Bo bezdzietność zwykle budziła albo współczucie, albo dystans. Poza tym sama w sobie traktowana jest jako „przywilej”, bo to i czas, i pieniądze, i mobilność. No i polityka DEI ma u nas bardzo krótką historię. Dopiero teraz firmy zaczynają ją wdrażać, przyglądać się swoim składom pracowniczym. Więc wszystko przed nami:)
Agnieszka- każdy musi się utrzymać bez względu na to czy ma dziecko czy nie. Dzieciata kobieta,którą zwolnią wyląduje jeszcze na utrzymaniu męża/partnera, jej bezdzietna koleżanka singielka jest w o wiele gorszej sytuacji. Także wcale bycie singielką też wcale do łatwych nie należy
Masz jakieś badania, z których wynika, że matka jest pewniejsza na swoim stanowisku niż bezdzietna? Bo ja się z tym kompletnie nie zgadzam. O tym, czy ktoś jest pewny czy nie świadczy masa kryteriów i dziecko jest tylko jednym z nich. Inną motywację ma matka, która ma bogatego męża i „nie musi pracować” niż bezdzietna singielka, która zarabia tyle, że ledwo starczy jej do pierwszego. Prawdopodobnie wyższą motywację ma bezdzietna, która kocha swoją pracę i lubi codzienne obowiązki niż matka, która swojej pracy nie cierpi i wykonuje ją bo musi. Inną motywację ma młodziutka bezdzietna, dla której jest to pierwsza praca i od której zależy dalsza kariera, a inną ma matka, która pracuje w swoim zakładzie od lat, wie wszystko i zna wszystkich. Inny jest też poziom motywacji osoby wychowywanej w szacunku do pracy i pieniędzy, a inny osoby, która od zawsze miała wszystko podane pod nos i żyła w poczuciu, że jej się należy.
I znowu wracam do tego, co napisałam wcześniej – kategoryzowanie ludzi w pracy pod kątem bycia/niebycia rodzicem jest totalnym błędem, bo sam fakt, że urodziłam albo nie urodziłam dziecka na poziomie ogółu pracowników nie świadczy absotulnie o niczym.
Rzadko spotykam matki które nie muszą pracować. Mało kto ma swoje własne mieszkanie/ dom bez kredytu. Najczęściej matki trzymają się miejsca pracy, zwłaszcza gdy jest blisko domu, dojazd jest dogodny oraz godziny pracy im pasują. Pracowałam w kilku miejscach i najczęściej rotacja zdarzała się wśród bezdzietnych. Moja opinia jest na podstawie obserwacji. Mieszkam w pobliżu wielkiego miasta wojewódzkiego, gdzie dosłownie praca szuka człowieka. W sumie zgodzę się z tym, że nie powinno się kategoryzować lub dawać przywilejów na podstawie sytuacji rodzinnej lub kryteriów tożsamościowych. Jednak rodzicielstwo jest tak powszechne i tak mocno wchodzi że pewnych sytuacji ciężko uniknąć.
Tak jak powiedziałaś – opinia na podstawie własnych obserwacji. Moje obserwacje są zupełnie inne. Pracuję w bardzo dużej międzynarodowej spółce w Warszawie. Mało kto ma tu blisko do pracy, za to dość sporo osób w moim otoczeniu to ludzie zamożni, kupujący mieszkania za gotówkę i jeżdżacy dwa razy w roku na drogie wakacje. I w większości te osoby są rodzicami. Nie ma absolutnie żadnej reguły wskazującej na to, że matki są bardziej przywiązane do swojej pracy, a bezdzietne mniej. Nie ma w ogóle żadnej reguły, która różniłaby poziom wykonywania pracy przez matki i bezdzietne, bo to zależy od człowieka i jego indywidualnej sytuacji i osobowości, a nie od bycia lub niebycia rodzicem.
Tak więc mamy kompletnie różne doświadczenia w tej samej kwestii. Wracam więc do tego, co kilka razy już tu napisałam. Różnicowanie podejścia do pracowników w oparciu o to, czy mają dzieci to strategiczny błąd, bo to komplenie o niczym nie świadczy, za to bardzo polaryzuje dwie strony.
Droga Mini, zgadzam się z Tobą odnośnie kategoryzowania pracowników i tego, że to może polaryzować- jakby tego było mało we współczesnym świecie…
Idąc tokiem myślenia pewnych osób tutaj, jeśli np. nie interesuję się sportami żużlowymi, albo piłką nożną (co jest prawdą dla mnie, a inni mogą mieć inaczej), powinnam iść na forum/spotkanie fanów tego typu sportów i zacząć im udowadniać jak bardzo ich sport jest ”nie na miejscu a w ogóle to pływacy mają gorzej”. To samo z rodzicami, nie ma to jak przyjść na forum dla osób bezdzietnych i im ,,nawywalać”… Ludzie, wszyscy pod pewnymi względami się różnimy. Są bezdzietnicy, którzy mają łatwo i bezdzietnicy, którzy mają trudno, są np. chorzy, opiekują się kimś chorym, mają problemy. To samo dotyczy rodziców. Są rodzice, którym idzie dość łatwo (tak, są tacy), a są rodzice dzieci chorych, trudnych, albo po prostu nieposłusznych, choćby bardzo się starali. Wśród obu grup są pracowici, fajni ludzie i lenie, którym ”się należy i ja to jestem ofiara a Ty gie wiesz o życiu”. Tak samo jak są oni wśród kierowców, nauczycieli, lekarzy, kobiet, mężczyzn, Czarnych, Białych i tak dalej. Są ludzie wyuczeni bezradności, ale są to osoby o różnym statusie posiadania/nieposiadania dzieci. Ocenianie kogoś przez pryzmat wyboru (albo kolei losu) życiowego i chamskie przepychanki, zamiast dyskusji, są więcej niż nie na miejscu i nie świadczą o dojrzałości. Ani rodzic ani bezdzietnik nie jest z automatu lepszym pracownikiem, tak jak nie jest lepszym człowiekiem, bo to jest tylko łatka, nie wpływa na predyspozycje, jeśli ktoś jest zorganizowany i chętny do pracy, to po prostu jest. Są zorganizowani bezdzietnicy i nieogarnięci rodzice. I są nieogarnięci bezdzietnicy i zorganizowani rodzice. Są dojrzali rodzice/bezdzietnicy a są i niedojrzali, w obu grupach. Tylko, że, właśnie, wszyscy, nawet w obrębie tych sztucznych ”grup”, różnimy się pod pewnymi względami. Kto z tych ludzi jest lepszym pracownikiem TYLKO DLATEGO, że się rozmnożył/a, bądź nie zrobił/a tego? Wszystko to zależy od indywidualnej osoby, jej temperamentu, predyspozycji, typu pracy, a czasem okoliczności, w jakich się znalazł ten ktoś. Jeśli ktoś był nieogarnięty jako bezdzietnik i został rodzicem (jeśli chciał), najprawdopodobniej też taki będzie. A jak ktoś był ogarnięty, to jak został rodzicem, dalej jest ogarnięty. Albo jeśli nie został. Pakowanie wszystkich do 1 wora i udowadnianie obcym ludziom, których być może nigdy się nie zobaczy na oczy swojego ja, zamiast dyskusji (nie piszę tutaj o wszystkich osobach dyskutujących) to istna pomyłka. Chyba wielu ludziom dziś miesza się udowadnianie bzdetów z faktycznymi ważnymi sprawami, a szkoda. Tekst nie jest bzdurą, bo ktoś się z nim nie zgadza. To indywidualne odczucia Pani Edyty, i dopóki ktokolwiek się z kimkolwiek nie zgadza ale, BEZ PRZEPYCHANEK, to mamy prawo i wolność dyskusji. Problem w tym, że dziś wielu ludziom myli się wolność słowa z chamstwem. Za słowo, nawet kontrowersyjne i nie zgadzające się, jest się odpowiedzialnym, nawet pod loginem M. A fakt, niestety, jest taki, że ja (i każdy tutaj) nie obchodzi 99,99 % ludzkości, poza najbliższymi, obojętnie czy ma dzieci, czy nie, i tylko wydaje się mu/jej, że ich problemy są te najważniejsze (nie neguję, że poważne). Nie życzę nikomu ”dystansu”, życzę nam, jako ludzkości, troszkę więcej pokory i zrozumienia siebie nawzajem. Nie usłużności/uniżenia. Zrozumienia.
https://noizz-pl.cdn.ampproject.org/v/s/noizz.pl/spoleczenstwo/mowilam-ze-nie-lubie-dzieci-dzis-mam-swoje-nie-lubie-rodzicow/492wjte.amp?amp_gsa=1&_js_v=a9&usqp=mq331AQIUAKwASCAAgM%3D#amp_tf=Od%3A%20%251%24s&aoh=16856297954970&referrer=https%3A%2F%2Fwww.google.com&share=https%3A%2F%2Fnoizz.pl%2Fspoleczenstwo%2Fmowilam-ze-nie-lubie-dzieci-dzis-mam-swoje-nie-lubie-rodzicow%2F492wjte
Wrzucam tu bo nie mam fb. Jest to tekst, w którym autorka przekonuje, że jak bezdzietna kobieta mówi „nie lubię dzieci” to na pewno ma na myśli to, że nie lubi jak rodzice wychowują dzieci, albo nie wie dużo o dzieciach, albo boi się wizji rodzicielstwa i siebie w roli matki. Autorka tak miała, więc na pewno wszyscy tak mają. Nie pamiętam czy podobny temat był poruszany na blogu. Myślę, że to ciekawe na swój sposób jak głęboko w niektórych siedzi poczucie wyższości skoro nie chcą sobie wyobrazić, że słowa bezdzietnych kobiet „nie lubię dzieci” znaczą wszystko tylko nie to co znaczą
Gdyby rodzice nie wychowali dzieci, to nie miałaby pani komu zapłacić za opiekę. Zreszta na szczęście ludzie wolą opiekować sie starymi ludźmi za granicą. Zostaje DPS. Jeśli znajdzie się miejsce, czego szczerze wam życzę. Ależ to tendencyjne i jednostronne myślenie . Beton. Trzeba was omoijać jak śmierdzącą kupę, bo jak się wdepnie to smród wszędzie i z buta zmyć nie mozna. W każdej pracy jest z wami problem, niestety.
Justynko 12 czyli wg tego co piszesz Tobie również pozostaje DPS skoro dzieci wyjadą opiekować się starcami z a granicę może się tam spotkamy ? jak ktoś komuś niefajnie życzy to często to do niego wraca podwójnie także słońce nie życz źle ludziom taka moja mała rada a co do kupy …śmierdzącej można porównać twój tok myślenia ….ale może jeszcze nie jest za późno, jakaś terapia?????? ratuj się bo ta zgryzota cię wykończy, jak narazie ratujesz się widzę wylewaniem paskudnych emocji na forach zresztą nie nie dedykowanych tobie..trzymam kciuki za twój detoks
Czy to znaczy, że opuści Pani stronę i znajdzie sobie inne zajęcie?
Nowinki typu: jaka jestem oryginalna, bo nie mam dziecka, dziecko płacze, dziecko wymaga uwagi, a ja jestem przecież najważniejsza, mam prawo i koniec, buuu… to są przebrzmiałe nuty i powinny być rozkminiane w zaciszu gabinetów terapeutycznych.
Młodzi ludzie soptykają na swojej drodze takich sfrustrowanych i ludzi jak ty. A niestety, jest takich coraz więcej i rozbijają się o wasz egoizm i nieumiejętność tworzenia miedzyludzkich, dobrych relacji. Życzliwi światu bezdzietnicy to wyjątki.
Justynko 12 twoja wypowiedź słońce – jest dobitnym przykładem na egoizm / myślenie ja mam i tylko ja rację i tylko ja wiem jak żyć/ oraz nie widzę tu kszty życzliwości ani zalążka tworzenia dobrych międzyludzkich relacji , więc o czym ty piszesz, rozdwojenie jaźni masz? proponuje czytać swoje wpisy przed ich publikacja aby całość trzymała się kupy ( śmierdzącej )
Ja? Ja nie jestem sfrustrowana. Natomiast w Pani komentarzach widać silne emocje. Przykro mi, że było dla Pani zaskoczeniem, że dzieci wymagają czasu i uwagi i najwyraźniej próbuje Pani przekierować na mnie i pozostałe osoby swoją właśnie: frustrację wywołaną najwyraźniej szokiem ile pracy oraz odpowiedzialności wymaga zajmowanie się dziećmi. Ja to wiem i zdecydowałam, że nie jest to coś na co chcę poświecić swoje życie. Nie ma obowiązku robić w życiu tego co unieszczęśliwia. W żadnym Pani komentarzu ani razu nie napisała Pani nic miłego o macierzyństwie, o radości posiadania dzieci, o tym jacy są fajni Ci mali ludzie, że lubi Pani się nimi opiekować i czuje się Pani spełniona. Ani razu. Zamiast tego pisze Pani jedynie o obowiązkach, że dużo i ciężkie, o tym, że dzieci męczą. W Pani narracji macierzyństwo to jakiś koszmar, a osoby bezdzietne obrażają Panią samym swoim istnieniem, bo ośmielają się mieć inne potrzeby niż Pani oraz podjęły inną niż Pani decyzję na temat swojego życia i być może nie zawsze mają czas, siłę i ochotę na to żeby pochylać się nad Panią i Pani dzieckiem z uwagą. Nie będę Pani po raz kolejny tłumaczyć dlaczego tak jest. Ja i pozostałe dziewczyny próbowałyśmy. Pani po prostu zrozumieć nie chce, zbyt skupiona na tym, że Pani jest ciężko. Nie wiem czemu przyszła tu Pani i z miejsca, z pogardą i chamsko zaczęła się wyżywać na wszystkich, mogę wnioskować na postawie Pani słów. I tak mi się wydaje, że powody Pani zachowania są naprawdę smutne. Tak jak powiedziałam naprawdę Pani współczuję, że musi się Pani tak męczyć ze swoimi nieprzepracowanymi emocjami. Na kolejny Pani komentarz nie odpowiem, uważam, że temat został wyczerpany. Jeśli chce Pani wałkować ciągle te same tematy proszę ponownie przeczytać wszystkie kierowane do Pani komentarze, bo niczego nowego już Pani nie usłyszy. Miłego dnia życzę
Justyna, to czy ktoś to robi z siebie osobę wyjątkowa z powodow rodzinnych lub tożsamościowych to zależy od jego charakteru. Sama mam Dziecko ale nie stawiam się wyżej od bedzietnych koleżanek a one nie traktują mnie jak kogoś gorszego lub głupszego. Ja doskonale rozumiem że nie każda kobieta musi i chce mieć dzieci. To jest odpowiedzialność non stop. Dziecko to nie zabawka za pomocą której należy udowodnić światu że się jest zdolnym do miłości. Szanuje bezdzietne które żyją jak chcą. Za to mam czasami ochotę przywalić bezmyślnym dzieciorobom, którzy nie wiedzą co to odpowiedzialność i miłość do dzieci.
Pani Edyto. Moja koleżankapokazała mi pani blog o dyskusję pod tym tekstem. Mam dorosłe dzieci. Koleżanka ich nie ma. Przyjaźnimy się. Trudno sie czyta te komentarze. Ludzie bez rodzin, czy dzieci mają takie same prawa, jak rodzice. To oczywiste dla każdego. Punk widzenia ludzi bez dzieci jest inny, ale są to specyficzne osoby. Ataki miedzy rozmówcami są tu na równym pozziomie, jednak tak przedstawiane, że czytelnicy tego firum to ludzue wyższej kultury i elitarnego, mądrzejszego stylu życia. Tak nie jest. Nie przeszkadzają mi ludzie zyjący inaczej. I nikomu mądremu nie przeszkadzają. Po co, więc tworzyć kastę ludzi bezdzietnych? To tak jakby ludzie bez psów, czy kotów, bwez rodziców, czy partnerów, tworzyli odrębne grupy i domagali się, żeby ci ze zwierzakami, rodzicami, czy partnerami, schodzili z ich drog, nie mówili o tym i nie przebywali w przestrzeni innych. Pani teś wypuszcza tu ludzi na siebie, publikując komentarze na takim samym poziomie ( Rose justyna 12, itp.), ale jednak stając po jednej stronie. To jedni są gorsi, bo bdzietni, a drudzy lepsu, bo bezdzietni. Szkoda tak dzielić ludzi.
Ależ ja nie tworzę kasty bezdzietnych. Tylko piszę o bezdzietności i dla bezdzietnych. Po co? Ludzie, którzy tu zaglądają, którzy śledzą moje profile i wymieniają się tam doświadczeniami – wiedzą po co. Zaglądają tu też rodzice, z ciekawości, z życzliwości, a czasami po to, by podyskutować. Zaglądają tu również ze złości – i wtedy robi się klimat, jak pod tym postem. A proszę mi powiedzieć – po co matki tworzą blogi parentingowe? Bo ludzie lgną do podobnych sobie ludzi. Bo mają z nimi wspólne tematy. Bo chcą się wymienić doświadczeniami. Czy blogi parentingowe też dzielą ludzi na lepszych i gorszych?
Bardziej chodziło mi o ton wypowiedzi. On dzieli.
Blogi paretningowe to głównie wymiana poglądów, porad na temat dzieci, ich zdrowia, wychowania. Piszą tam też matki o swoim zdrowiu. Tu głównie pisze się o nierównym traktowaniu i żali na społeczenstwo. To jest właśnie pisanie o braku, czyli temat zawężony. Są ciekawe teksty, o zainteresowaniach i pasjach ludzi, którzy wybrali drogę naukową, podróżują, o zwierzętach, itp. Niedużo ich jest, a szkoda, bo są ciekawe. Rozumiem, że niekiedy mierzycie się z niekonfortowymi pytaniami, czy życiowymi sytuacjai, ale wszyscy tak mamy. I trzeba sobie z tym radzić. Ja mam dwóch , dorosłych synów ( bez 500+ i innych benefitów), pracuję, i wie pani, ile racy złyszałam, a kiedy córka? I jeszcze: Nie masz córki, nie masz dziecka. Dlatego nie warto wchodzić w takie dyskusje. Może lepiej się milcząco i tajemniczo uśmiechać?
To nie jest blog lifestylowy, dlatego nie piszę o podróżowaniu, o urodzie ani o swoich pasjach. To blog o prawach osób bezdzietnych, o ich postrzeganiu w społeczeństwie, o stereotypach itp. Nie piszę w ostrym tonie, nie atakuję rodziców ani nie promuję bezdzietności. Piszę o bezdzietności jako takiej – o jej pozycji w społeczeństwie. Żeby tę pozycję poprawić. Rodzice nie mają takich doświadczeń jak bezdzietni, dlatego takich blogów rodzicielskich nie ma.
Po drugie: nie sądzi pani, że pouczanie ludzi niemających dzieci, jak powinni o swojej bezdzietności mówić i pisać, oraz czym się powinni interesować, jest – delikatnie mówiąc – nie na miejscu?
Bezdzietni nie mają mniej praw. Różnice zaś wynikają z życiowego statusu człowieka i to jest naturalne.
Nie twierdzę, że mają mniej praw. Ale dotykają ich inne sprawy, o których piszę od dawna. Można sobie poczytać, nie będę streszczała tu artykułów z ostatnich pięciu lat. A odmienne traktowanie nie wynika jedynie ze statusu życiowego, ale z wielu innych czynników, o których najwyraźniej nie ma pani pojęcia. Tym bardziej zachęcam do wnikliwej lektury.
Anna, odniosę się tylko do ostatniego zdania, które napisałaś o milczącym, tajemniczym uśmiechu, bo, powiem szczerze, ciężko mi przejść koło tego stwierdzenia obojętnie.
Kobiety (a treści tutaj dotyczą głównie kobiet) przez lata były tresowane przez patriarchat do milczenia i uśmiechania się. Wiele z nas było wychowywanych na takie, które mają być grzeczne, miłe, przytakiwać i nie robić problemów. W wielu społecznościach w naszym kraju nadal dziewczynki są rugane za niewłaściwy strój, zachowanie, język. Bycie mocnym, pewnym siebie i glośne wyrażanie własnego zdania to rzecz „dla chłopców”. Dziewczynka ma być ucieleśnieniem spokoju, życzliwości, poświęcenia i – oczywiście – macierzyństwa.
Efekt jest taki, że wiele kobiet nie umie stawiać granić, mówić głośno jakich zachowań sobie nie życzą, przeciwstawiać się molestującemu szefowi czy przemocowemu partnerowi. Nie umieją chronić siebie ani własnych córek przed jawną przemocą, czy to fizyczną, czy psychiczną czy słowną.
Bezdzietne kobiety regularnie padają ofiarami kulturowego wzorca, który mówi, że jak nie masz dziecka to jesteś nikim. Padają ofiarami agresywnych pytań ze strony nawet obcych ludzi, są ciągle oceniane przez pryzmat wyboru, którego dokonały i nierzadko poddawane ostracyzmowi ze strony rodziny czy społeczności, w której żyją.
Ten blog jest między innymi o tym, żeby ludzie bezdzietni zrozumieli, że mają prawo żyć jak chcą, mają prawo odpierać agresywne komentarze i przytyki i nikt nie ma prawa oceniać i komentować ich życiowych wyborów. Wścibskich ludzi dookoła trzeba edukować, że wtrącanie się w cudze życie nagabywaniem o dzieci i komentowaniem ich bezdzietności są karygodne, chamskie i absolutnie nieakceptowalne. Uśmiechanie się i milczenie tylko pogłębia problem i odbiera poczucie sprawczości w stawianiu granic, a chamscy komentatorzy cudzego życia robią sobie dalej co chcą.
Nie wybrażam sobie, że jakiejkolwiek kobiecie, koleżance czy znajomej mogłabym doradzić tajemnicze uśmiechanie się, podczas gdy jej osobiste granice są bezceremonialnie przekraczane. I ta pewność siebie w stawianiu granic i dyscyplinowaniu chamów to cecha, w którą kobiety powinny być uzbrojone niezależnie czy są bezdzietnymi czy matkami. W każdej sferze naszego życia powinniśmy być asertywne, bronić swoich granic i wyraźnie się przeciwstawiać, jeśli ktoś narusza naszą przestrzeń.
Odniosę się bo zostałam wywołałana. Ja nie widzę tej symetrii, o której Pani mówi. Pani Justyna 12 pojawiła się na stronie, której treści jej nie odpowiadają i zaczęła z pogardą i wyjątkowo chamsko odnosić się do pozostałych osób. Próby rozmawiania, czy przedstawienia Pani Justynie innego od jej własnego punktu widzenia nic nie dają, sprawiają jedynie, że ton jej odpowiedzi robi się bardziej agresywny. Zgadzam się, że zbyt długo wymieniałam z tą Panią komentarze, dając się wciągnąć w dość bezsensowną rozmowę. Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to, że naprawdę szlag mnie trafia, gdy ktoś w taki sposób przychodzi i wypowiada się o ludziach i do ludzi, których nie zna, niczego o nich nie wie i nawet nie próbuje się zastanowić czy nie rani kogoś kto dziecka mieć nie może. Strona Pani Edyty to bezpieczna przestrzeń, gdzie bezdzietne kobiety (czasem też panowie) rozmawiają o swoich bezdzietnych doświadczeniach. Czasem naprawdę bardzo intymnych, czasem mniej. A dlaczego tutaj? Bo najwyraźniej nie mają innego miejsca, w którym zostaną zrozumiane. Gdy ktoś wchodzi tu i pluje z pogardą na te osoby i ich doświadczenia, owszem, wtedy mnie ponosi.
Rodzice maja swoją przestrzeń do wymiany doświadczeń i poglądów, dlaczego tego odmawiasz bezdzietnym?
Ojej, ale tu się zrobiło niemiło…Nie rozumiem, dlaczego pod każdym postem o bezdzietności muszą się pojawić osoby, które mają problem z bezdzietnością innych ludzi? Są miejsca w sieci dla matek, dla wielbicieli perfum, gotowania, więc dla bezdzietnych też mogą być (i są potrzebne). Zwracam uwagę, że wyrażana w pewnych komentarzach nienawiść do osób bezdzietnych jest czymś podszyta, coś sygnalizuje, coś próbuje nam przekazać.
Moim zdaniem sygnalizuje ewidentne problemy tych osób, które piszą chamskie komentarze… ze sobą 😉 Pani Edyto, to jest Pani blog i nie mam żadnego prawa Pani ”ustawiać”, ale, może, należałoby teraz grzecznie, acz stanowczo, wyprosić chamskich (nie nie zgadzających się, tylko tych chamskich) gości z domu? Żeby nie psuło nerwów innym gościom i gospodarzowi. Jak ktoś już napisał, chamstwo to nie wolność słowa, czy to się komuś podoba, czy nie.
Zdecydowanie tak zrobię. Pani Justyna ma bana i tyle. Nie lubię tego robić, ale niekiedy inaczej nie można.
Ania, problem z czyjąś bezdzietnością wynika z: a) bezmyślności, czyli każdy musi mieć dzieci, co to za dziwna moda
b) plemiennych przyzwyczajeń (takie określenie, które mi przyszło do głowy), w myśl których nasz gatunek ma się rozmnażać,
c) zawiści, że bezdzietni żyją po swojemu w sferze finansowej, emocjonalnej i społecznej
d) ograniczonych horyzontów, czyli niezrozumienia że można żyć po swojemu
Ja dorzucę trochę inny aspekt dzietności i niedzietności w miejscu pracy. Mam na myśli przyprowadzanie dzieci do biura. Kiedy pracowałam w wielkim korpo, to zdarzało się rzadziej. Jakieś firmowe imprezy dla rodziców z dziećmi – do biura zapraszano animatorów, rozdawano jakieś baloniki i grała muzyka. Bąbelki biegały pośród biurek, rodzice rozanieleni. Bezdzietni w tym jazgocie usiłowali się skupić w pracy – imprezka ich nie uwzględniała. Deadline’y już tak.
Pracując w pewnej małej firmie jako jedyna osoba bezdzietna doznałam szoku – obok biurek pracowników dostawione były mini-biureczka dla dzieci. Często mama pojawiała się rano w biurze z dzieckiem – „Bo Oliwcia dziś ZADECYDOWAŁA, że nie pójdzie do przedszkola, wolała przyjść ze mną do pracy!” Pełna aprobata szefostwa. Śmiechy, baloniki, budowanie namiotu, zabawa w Indian, malowanie twarzy, rozrzucanie kredek, salta i fikołki. Na środku współdzielonej powierzchni biurowej. W takich warunkach musiałam skupiać się na pracy.
W innej firmie kolega często przyprowadzał do biura swoją progeniturę. Zaczynałam i kończyłam pracę wcześniej niż on – więc zostawał w pracy godzinę dłużej. Następnego dnia na moim biurku zastawałam pobojowisko – resztki jedzenia, plamy z soku, podarte papiery (moje notatki) a na tym sterta kredek. Moja dezaprobata spotkała się z niezrozumieniem. To tylko dziecko.
No i ostatni aspekt – drodzy rodzice, dlaczego (niektórzy z was) uczycie swoje dzieci, aby do obcych zawracać się per ciocia/wujek? Czułam się dziwnie, gdy współpracownicy przyprowadzali do biura dziecko (którego nie znam) i ono łapało mnie za rękę, za włosy, krzycząc do mnie „ciocia!”. Nie mam nic do dziecka, ale jest ono dla mnie obce, nie chcę aby mi wchodziło na kolana gdy klepię tabelki do raportu. Nazywanie obcych ludzi członkami rodziny praktykuje się w sierocińcach. Robicie dziecku wodę z mózgu każąc mu nazywać ciocią osobę, którą widzą kilka razy w życiu.
Pozdrawiam rozsądnych rodziców, którzy rozumieją, że biuro to nie przedszkole.
Nietolerancja, egoizm, roszczeniowość, pretensjonalność pani,jest typowa dla bezdzietnych. I dlatego są nielubiani, omijani szerokim łukiem i traktowani jak ludzie specjalnej troski. Pani tak wyolbrzymia sytuację, że aż parsknąłem śmiechem. Dorosła osoba o mentalnosci dziecka, krytykująca dzieci. Bezdzietni nie znają i nie rozumieją tak wielu mechanizmów rzeczywistości, bo pozostali na etapie dzieciństwa, nie wkraczając w dorosłość. W pracy, ludzie bezdzietni, są trudnymi kolegami. A bezdzietni mężczyźni, to ludzie jeszcze bardziej nieżyciowi, niz kobiety.Wyjątki potwierdzają regułę. Tylko, że dzieci dorastają, bezdzietni, z wiekiem stają się coraz bardziej męczący dla otoczenia.
Za to ten komentarz jest typowy dla ”Polaka”. Uważanie, że się pozjadało wszystkie rozumy. Spotkałam na swojej drodze bardzo wielu pretensjonalnych i roszczeniowych ludzi, i wśród nich były zarówno osoby dzieciate, jak i bezdzietne. Wśród osób „życiowych” również. A pisanie, że wyjątek potwierdza regułę… Cóż, większość facetów, których spotykam, to albo wulgarne chamy, albo alkoholicy (albo mix) albo inna patologia, dresy i ”patryjoci”, którzy swoim zachowaniem obrażają Polskę. Wyjątek potwierdza regułę, prawda? Takie pisanie rzeczywiście ma sens, sama logika, tak jest bo random z Internetu tak powiedział 🙂
I właśnie dlatego jesteś samotna i bezdzietna, bo postrzegasz świat przez swoje kompleksy. Spotykasz takich facetów, na jakich zasługujesz. Troszkę psychologii proponuję zgłębić,
Puszczam pana głupie i obraźliwie komentarze tylko dlatego, by zobrazować, jakimi idiotycznymi stereotypami wciąż jeszcze posługują się ludzie w ocenie bezdzietnych kobiet. Ale to już ostatni. Proszę się więcej nie wysilać – następnego nie puszczę.
Nie wszyscy ludzie, którzy nie chcą mieć dzieci są samotni. Być może inaczej postrzegają świat i mają wyższe wymagania, co do jakości swojego życia i poziomu odczuwania komfortu. Cóż, mają do tego prawo. W dzisiejszym świecie walczy się o prawa wszystkich grup, czy mniejszości. Dlaczego Ci, którzy nie lubią dzieci, nie maja mieć do tego prawa? A jacy są dla innych, to już inny temat. Każdy jest, jaki chce, umie, potrafi.. I to niezależnie od posiadania dzieci.
A skąd wiesz, że jestem ”samotna” i skąd wniosek, że bezdzietna? I dlaczego na „Ty” skoro się nie znamy? Psycholog się znalazł, w Internecie to każdy jest psychologiem od siedmiu boleści, widać po komentarzu, psycholog i empata 😉 Kompleksy to ja u Łysego wyczuwam, pewnie przez brak włosów (nie wiem czemu, to przecież żadna ujma, podobnie jak brak dzieci). Pani Edyto, już więcej nie odpiszę temu ”Panu” 🙂
Nie ma sprawy! Należała mu się!
Co do bezdzietnych kobiet to tego bym nie powiedziała, sama jestem bezdzietną kobietą i mam wiele bezdzietnych osób (kobiet) wokół siebie i są to bardzo ”życiowe” kobiety. Bardzo życzliwe, pomocne, otwarte, pracowite. Tylko jedna uwaga. One są z tych starszych pokoleń ludzi. Młodsze kobiety to różnie bywa, sporo jest tych ”życiowych”, sporo nie, rożnie. Jednak co do mężczyzn, niestety, ale z moich obserwacji wynika pełna zgoda z Łysym. Mówię o młodym pokoleniu. W większości (bo, jak napisał Łysy, są wyjątki) to są bardzo niedojrzali ludzie. I nie chodzi tu o kwestie samych dzieci, nie każdy przecież musi je powoływać na świat. Ale pod względem decyzyjności, życiowej odpowiedzialności (za siebie, partnerkę), stanowczości, lojalności (nie, to nie są ”męskie cechy”, po prostu cechują odpowiedzialnych ludzi, a nie ”pływaków”), pracowitości i chęci pomocy drugiemu człowiekowi, to często są Piotrusiowie-Panowie, którzy, jak tylko pojawi się jakaś trudność, to zwiewają żeby się nie spocić za nadto. Żeby nie było, ja nie mówię, że nie ma takich kobiet, bo jest ich wiele, czy, że dzieciaci ludzie też nie są nieodpowiedzialni. Są, często gęsto. Ale, jak dla wielu kobiet (w dużej mierze) powodem rezygnacji z dzieci może być zwykła niechęć do nich, strach, czy obrzydzenie do swojej ciąży, problemy zdrowotne, brak predyspozycji, tak u wielu facetów (nie wszystkich, są wyjątki, które odpowiadają tym kobietom i ich decyzjom) to po prostu życiowe lenistwo. Cóż, FPSy nie wymagają żadnych realnych wysiłków. Klimatyzowana siłka też nie jest jakoś specjalnie męcząca. Obiadek się zje u mamusi, majteczki dziewczyna wypierze i można być ”bardzo zmęczonym”. I mieć dużo czasu na głupoty: you tuby, facebooki, demotywatory, dziwaczne fora i inne pralnie mozgów i wylęgarnie płycizny. I nie, nie każdy bezdzietny człowiek posiada od razu swoje pasje i działa na rzecz innych, coś odkrywa, rozwija, zwiedza. Są tacy co siedzą i pierdzą. Zresztą, wielu współczesnych rodziców również, dlatego mamy takie niewychowane pokolenia, roszczeniowe, bez dyscypliny. Pójście na łatwiznę jest dziś lansowane, znudził(a) Ci się partner(ka)? Zmień! Ptak nabrudził na okno? Wytępimy szkodniki! W relacji z kimś coś nie działa? To jej/jego wina, na pewno jest toksyczny! Starsza osoba sobie nie radzi, albo jest chora? Do piachu z dziadygą! Brawo, zamiast rozwiązywać problemy, to ucieknijmy od nich. I to wcale nie chodzi o dzieci, albo ich brak. Obecne pokolenia przed około 40 są tak zinfantylizowane, że nie wiem jak to dalej pójdzie.
Powinnaś mocno zaprotestować przeciwko takiemu procederowi. Narzucanie innym swoich dzieci, to brak elementarnej kultury, ale niestety, częsty proceder. Zacznijmy przyprowadzać do pracy zwierzęta i niech szczekają, skaczą na kolana pracownikom, drapią i rozrzucaja papiery na biurkach. Ale byłby krzyk! Dzieciaci to już nie wiedzą , co robic z tymi dziećmi. Dzisiaj panuje dzieciokult, A to nie wychodzi na zdrowie, ani społeczeństwu, ani rodzicom, a najmniej samym dzieciom, rosnącym w przekonaniu, że wszyscy powinni się im podporządkować. Dziś coraz mniej ludzi chce mieć dzieci i wcale się temu nie dziwię.
Dokładnie. Mnie np. znak ”zakaz wprowadzania psów” na sklepie nie razi, bo to nie jest miejsce dla psiaka. Podobnie jak klub go-go, nie jest miejscem dla dziecka. Ani korpo. Kiedyś jakoś ludzie rozumieli, pamiętam jak moja babcia opowiadała, że jak jej rodzice jechali na wesele (była mała) to nimi opiekowała się sąsiadka (i wielu ludzi tak robiło) i nie było dramy. Niech ktoś teraz spróbuje zorganizować weselisko ”bez dzieci”… To było gdzieś w 1940 + roku, zaraz po II wojnie. A teraz ”nowoczesność” i drama, bo do pracy nie można małego dziecka zabrać. No nie można. W pracy się pracuje a nie niańczy cudze dzieci, jak ktoś chce tak zarabiać, to zostaje nianią. Nie wiem, kiedyś młynarz też chyba 3 latka do pracy nie brał. Ani kowal. Ani rybak. Ani szwaczka…
Uważam tak samo. Co innego jest np. ubliżanie grzecznemu dziecku, wyzywanie go od bachorów, g*wniaków (bardzo częste, niestety dzisiaj, swoją drogą) bez żadnego powodu, a co innego respektowanie norm i granic. Podarcie notatek, niszczenie mienia pracowników, brudzenie biurek to nie są zabawy grzecznego dziecka. I biuro, czy korporacja, to nie jest miejsce na regularne przyprowadzanie dzieci i urządzanie im zabaw, są odpowiednie okresy np. dni otwarte dla dzieci w różnych instytucjach. Co innego np. sytuacja kryzysowa, ktoś, kto miał się zająć dzieckiem rozchorował się, itp. I co innego, gdy dziecko np. przyszłoby z rodzicem ale grzecznie się bawi i niczego nie niszczy. Nie wiem, czy ci sami rodzice byliby zadowoleni, gdyby np. pies sąsiada albo dziecko kolegi/koleżanki przyszło do ich domu i zaczęło wszystko niszczyć, brudzić ”bo to tylko dziecko/piesek” i ”zadecydowało, że chce się tu dziś bawić”. Zabawa to jedno. Bezmyślne niszczenie, wrzaski, i to w nieodpowiednim miejscu, to drugie. Jeśli ktoś (kto ma takie dziecko) myśli, że każde dziecko w zabawie wszystko niszczy, nie szanuje niczego, to jest w błędzie (nie mówię o dzieciach o specjalnych potrzebach, tylko o tych całkiem zdrowych, a niewychowanych). Naprawdę, to nie jest zabawa. Niszczenie, bezmyślne darcie się, bieganie (bez celu) to nie jest dziecinna zabawa, tylko brak wychowania. A, że dziś wielu rodzicom nie chce się dziecka wychować, to inna sprawa. Co innego normalna zabawa w odpowiednim miejscu, nawet głośna, a co innego ”należy mi się a wszyscy mają się do mnie dostosować”. To może zacznijmy dzieciom urządzać specjalne zabawy np. podczas akcji policyjnych, w sądzie podczas rozprawy, w bibliotece darcie się na całego, wpuścić dzieciaki na tor Formuły 1, albo ganianki w kościele (podczas mszy)? Przecież ”to tylko dziecko”. I jak takie dzieci, którym ”się należy wszystko” mają potem stać się dorosłymi, którzy rozumieją, że nic ”im się nie należy” a innych wokół siebie się szanuje? Jak mają rozumieć, że są takie miejsca, w których trzeba się odpowiednio zachować? Jak przecież mogą przyjść wszędzie i wszędzie się bawić. I to nie grzecznie i uważnie, a rozwalać całe biuro, niszczyć papiery, ”bo tak zadecydowały”.
Z własnych obserwacji podczas pracy w różnych firmach stwierdzam, że matki są kiepskimi pracownikami, coraz częściej dzietni mężczyźni niestety również. Jest wspaniała książka argentyńskiego pisarza J.L. Borges’a, w której opisał on jak powinno wyglądać dobrze i sprawnie funkcjonujące społeczeństwo. A mianowicie, podzielił on społeczeństwo na 4 grupy – kasty: 1) kapłani, czyli nadający kierunek rozwoju, którym ma podążać dane społeczeństwo – i to są ludzie bezdzietni; 2) rządzący – tak samo też bezdzietni; 3) wojownicy, też bezdzietni, czyli ochraniający wszystkie pozostałe 3 grupy, no i na końcu ostatnia 4) pracownicy i oni są jedyną grupą rozmnażającą się, czyli ci wszyscy, którzy pracują, rodzą kolejne pokolenia. Uważam, że to ma duży sens. Jak widać w tym podziale ludzie mający dzieci nie mają prawa ani do rządzenia, ani do wojowania, ani tym bardziej do nadawania kierunku duchowego. Mężczyzna, czy kobieta, posiadający dzieci zawsze, zawsze i zawsze będą myśleć jedynie o swojej rodzinie, dzieciach i o zapewnieniu im bytu, absolutnie nie nadają się do rządzenia, bo u nich wygrywa chciwość i brak myślenia w kategorii narodu, społeczeństwa, całości, ich myślenie ogranicza się, moja rodzina, moje dzieci. Chcą zdobyć swemu potomstwu jak najwięcej, zazwyczaj kosztem innych i nie mają szerokiego spojrzenia na całokształt. Pomijam fakt, że kobiety, które rodzą dzieci tracą jednocześnie istotę szarą w mózgu, więc tym bardziej nie nadają się do rządzenia. Borges miał duży kontakt z masonerią, myślę, że warto czasem poczytać ludzi spoza jakiejkolwiek religii, którzy maja szerszy ogląd na ludzkość niż to co zafundował nam konserwatyzm chrześcijański, islam, judaizm, czy jakakolwiek inna religia na świecie. Ponadto taki podział gwarantowałby brak przeludnienia jaki mamy obecnie, a także kontrolę nad reprodukcją, na pewno nie rodziłoby się tyle głupich ludzi jak teraz. Obecnie niestety najmniej inteligentni mają największą ochotę na rozmnażanie się, dlatego też inteligencja ludzi mocno pikuje w dół od około 30 lat co jest przedstawione w wielu badaniach.
Co za, przepraszam, bzdura. Będąc osobą bezdzietną, stwierdzam z całą stanowczością, że te ”prymitywne” odruchy (nachapać się, ”moi-nie moi”) prezentuje ogrom ludzi, niezależnie od posiadanego potomstwa. Równie dobrze można chcieć załatwić coś kuzynom, siostrzeńcom/bratankom/żonie/mężowi i tak dalej. Patrząc na instagramowe niunie z metrowymi pazurami i chłopaczków z tzw. manosfery, nie trzeba badań, by stwierdzić, że to nie ciąża wpływa na zmniejszenie istoty szarej w mózgu… Zgadzam się, że ludzie podli, wulgarni, głupi i nie szanujący nikogo i niczego nie powinni zajmować żadnych stanowisk. Ale to, serio, nie zależy od posiadania dziecka albo jego braku. Masoneria, hmmm. Ściśle hierarchiczne struktury i kolejna sekta, chyba podziękuję. Btw. od około 30 lat mamy rozwój internetu i mediów. Jak ktoś pompuje sobie papkę do głowy, to jego/jej inteligencja spada, niezależnie, czy ma dziecko, czy nie. Przesiadywanie na dziwnych forach, pudelkach i ”śmiesznych” stronach na pewno ją poprawia. A kasty to mamy w Indiach i ludzie są przeszczęśliwi z tego powodu. Niedotykalny nie może jeść z Braminem, bo jest ”nieczysty”, nawet jeśli to porządny człowiek, a nie przestępca. Podzielmy i tak skłóconych ludzi jeszcze bardziej, będą się rozumieć i szanować na pewno. Pisanie, że ludzie, którzy realizują po prostu naturalne odruchy (jeśli to ich wybór, tak jak u mnie naturalna bezdzietność) są jacyś ”nie tacy” to dokładne odwrócenie narracji o bezdzietnych, że niedojrzali, myślą tylko o sobie (a dzietni tylko o dzieciach). Chcemy zrozumienie, nie dając go w zamian.