Foto: Pexels.com
Gdy Germaine de Stael zapytała Napoleona o to, która z żyjących kobiet jest „pierwszą kobietą świata”, ten odparł bez wahania:
– Ta, która wydała na świat najwięcej dzieci.
Z pewnością ostatnie miejsce w cesarskim rankingu zajmowały bezdzietnice. Istoty ułomne, niepełne i przeżarte grzechem, więc niepobłogosławione łaską macierzyństwa. A także puszczalskie, bo – jak wiadomo – „na wydeptanej ścieżce nic nie wykiełkuje”. Przez długie stulecia wytykano je palcami, naśmiewając się z ich niepłodnych ciał i niezbyt czystych dusz. A kiedy w drugiej połowie XX wieku pojawiła się bezdzietność z wyboru, okrzyknięto ją usterką kobiecego charakteru i także postawiono pod pręgierzem. Konserwatyści różnej maści poużywali sobie! „Zimna suka”, „karierowiczka”, „puszczalska”, „egoistka” – to tylko niektóre z zawstydzających etykietek, jakimi hojnie szafowali. Odmawiali niematkom kobiecości, wytykali im niedojrzałość, wyrokowali, że są nieczułe, leniwe i nie potrafią kochać. Wszystko po to, by je poniżyć i przerobić na posłuszne, wydajne matki.
Pod pręgierzem społecznościowym
Publiczne zawstydzanie od wieków skutecznie dyscyplinowało jednostki i całe grupy społeczne, zwłaszcza kobiety. Było jak smagnięcie batogiem. Świst, prask – i kolejna zbłąkana duszyczka równała do szeregu. Dziś, gdy przeglądamy roznegliżowane instagramy i pozbawione hamulców twittery, może nam się wydawać, że żyjemy w epoce dezorganizującego wspólnotę bezwstydu, ale to złudzenie. Odkąd wynaleziono pręgierze społecznościowe, zwane niewinnie sołszal midiami, zawstydzanie ma się lepiej niż kiedykolwiek. Odnoszę wrażenie, że jedyną rzeczą, której dziś nie trzeba się wstydzić, jest głupota. Można się z nią obnosić jak z orderem zasługi. Przybyło natomiast „hańb”, za które możemy oberwać dyscypliną po grzbiecie. Biczuje się nas za urodę i jej brak, za cnotliwość i rozwiązłość, za jedzenie i niejedzenie, podróżowanie albo siedzenie na tyłku… W Encyklopedii Wstydu Powszechnego przybywa haseł: body shaming, slut shaming, fly shaming, eko shaming, mom shaming, flat shaming… Czy do tych współczesnych „hańb” nadal należy bezdzietność? Czy istnieje coś takiego jak childfree shaming? Sprawdźmy!
Czego brakuje bezdzietnicom?
W 2016 roku Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan oświadczył, że kobiecie, która odrzuca macierzyństwo, „czegoś brakuje”. Wezwał też Turczynki do posiadania co najmniej trójki dzieci. Zawstydził? Z pewnością bardzo się starał! Polacy, rzecz jasna, nie gęsi i też swego Erdogana mają. A nawet cały ich legion. Gdy wsłuchać się w wypowiedzi partyjnych i kościelnych pomazańców, można odnieść wrażenie, że zawstydzanie bezdzietnych kobiet lada chwila stanie się doktryną państwową, a sama bezdzietność uznana zostanie za bydlę spokrewnione z elgiebete i genderem. Bezdzietnica w tym ujęciu to bezwolna, podatna na manipulacje leniuszka i egoistka, nie-Polka, która zamiast służyć społeczeństwu i wierzyć w Boga, robi karierę i łyka takie bzdury jak wolność wyboru i równouprawnienie. Oto kilka przykładów:
„Jak się pierwsze dziecko rodzi w wieku 30 lat, to ile ich można urodzić? To są konsekwencje mówienia kobietom, że nie muszą robić tego, do czego zostały przez pana Boga powołane” – grzmi minister edukacji Przemysław Czarnek.
„Dziękuję za wielki trud wychowania dzieci w duchu patriotycznym, w duchu służby. Jesteście Panie naszym największym dobrem narodowym” – rozczula się niczym Bonaparte prezydent Andrzej Duda.
„Każda kobieta jest powołana do macierzyństwa. Jeśli nie odda się opiece nad dzieckiem, powinna ofiarować się Bogu i innym ludziom, a nie żyć tylko dla siebie” – wyrokuje bp Mieczysław Cisło.
Za biskupami i politykami podążają niezawodni internauci:
„Niezakładanie rodzin, bezdzietność… to cicha forma eutanazji” – piszą histerycy.
„Każda kobieta, która nie jest się w stanie sama obronić, ani utrzymać, ni jest jednostką wybitną, lub w inny sposób nie może się przyslużyć ojczyźnie, a mimo to, nie chce choćby rodzić dzieci, by tę ojczyznę wspomóc nie powinna mieć prawa nazywać się Polką!” – wtórują im patrioci.
„Proszę wybaczyć ale bezdzietni są egoistami bo innych dzieci będą na nich pracowały a to w obecnym modelu społeczeństwa stwarza poważne zagrożenia ekonomiczne” – bełkoczą niedorobieni ekonomiści.
Bóg czy podatki?
Anonimowi zawstydzacze, w odróżnieniu od biskupów i prawicowych polityków, rzadziej odwołują się do Boga, Rodziny i Kobiecych Powinności (koniecznie wielką literą!), częściej natomiast zaglądają nam w zeznania podatkowe i rozliczają nas z niepoczętych istnień, które – gdyby zostały poczęte – jakże ubogaciłyby place budów, koszary i ołpenspejsy! Źródłem naszego wstydu mają być nie zlekceważona powinność czy pogwałcona natura, ale przewiny znacznie bardziej współczesne i możliwe do wyceny – bezproduktywność i społeczna bezużyteczność. Marnotrawienie jajeczek (polskich jajeczek!) przemawia do wyobraźni typów i typiar, których osobowość zlepiona jest z patriotycznych sloganów i arkuszy excela. Pytanie, czy przemawia do naszej wyobraźni. Czy można nas zawstydzić, wytykając nam bezdzietność?
Nasze współczesne supermoce
Moja odpowiedź brzmi – nie. Zarówno politycy, jak i anonimowi komentatorzy, próbując zawstydzić bezdzietnice, odwołują się zwykle do zwietrzałego zestawu kobiecych cnót. W ich ujęciu kobieta idealna to piastunka i służebnica, zastygła w czasie matka Polka, nieustannie zapominająca o sobie, za to bez słowa skargi poświęcająca się innym. Kobieta bezdzietna jest zatem godnym pożałowania antywzorem. Ale czułość, troska, opieka i poświęcenie nie są wartościami premiowanymi przez nowoczesne społeczeństwo. Oczywiście, wyrwani do odpowiedzi, będziemy wychwalać je pod niebiosa, lecz zarówno od kobiet, jak i od mężczyzn wymagamy dziś zupełnie innych cech: elastyczności, niezależności, przedsiębiorczości, asertywność, mobilności, kreatywności, ambicji… To są supermoce współczesnych bohaterów i bohaterek. I niespecjalnie kojarzą się z macierzyństwem. Zdecydowanie bardziej z bezdzietnością. Archetypiczna strażniczka domowego ogniska, kobieta z konserwatywnych bajań, choć rozczulająca, nie sprosta wymaganiom współczesnego świata. I nie jest przez ten świat ceniona! Wystarczy sprawdzić, na ile wyceniana jest praca pielęgniarek, opiekunek w DPS-ach czy gospodyń domowych. Czy tego chcemy, czy nie, prestiż społeczny jest gdzie indziej – w zawodach, które z troską i poświęceniem nie mają nic wspólnego. Jeżeli za zmienianie pampersów i wycieranie nosa będzie się płacić tyle samo co za wymyślanie kampanii reklamowych albo naciskanie sejmowych guzików, jeśli matki będą traktowane z taką samą estymą jak przedsiębiorcy czy górnicy, wtedy… kto wie! Może się zarumienię.
Czym jest kobiecość?
Inna sprawa, że współczesna kobiecość to już nie ubożuchna w wątki nowelka, ale potężna, wielowątkowa i wielotomowa powieść, w której Lara Croft spotyka się z Anną Wintour, Marina Abramović idzie pod rękę z Olgą Tokarczuk, Czarodziejka Yennefer przybija piątkę Cersei Lannister, a Vianne Rocher z „Czekolady” dotrzymuje kroku Claire Underwood. Kobietą jest dziś wolność i polityka, siła i wykształcenie, czułość i przedsiębiorczość. W patriarchalnym społeczeństwie, jeśli nie byłyśmy żonami i matkami, byłyśmy nikim. Dziś możemy same zdefiniować sobie kobiecość, bez oglądania się na zapóźnionych mentalnie dziadersów (obojga płci), którzy z cwanej kalkulacji albo historycznego nawyku redukują kobietę do jej układu rozrodczego. Młode dziewczyny, spacerujące w tych gorących dniach po ulicach miast i miasteczek, mają im do przekazania tylko jedno: #wypierdalać. Jestem pewna, że to samo myślą młode bezdzietnice, gdy słyszą konserwatywne brednie o macierzyństwie jako najwyższej formie kobiecości i macicach jako skarbnicy narodu. A przynajmniej powinny tak myśleć!
Kto jest odpowiedzialny?
Skoro trudno nas zawstydzić, zarzucając nam niedostatek „kobiecych cech”, to może z odpowiedzialnością pójdzie łatwiej? Wiadomo, że bezdzietnice to jednostki patriotycznie niedoedukowane i nieodpowiedzialne, w rzyci mające przyszłość społeczeństwa, dobro wspólnoty, a nawet – o zgrozo! – „wielką, katolicką Polskę”. Ale prrrrr… Chwileczkę! Coraz częściej słyszymy głosy, że tylko ograniczenie ludzkiej populacji może ocalić nas i naszą cywilizację (nie piszę Planetę, bo ta ocali się sama). Do wielu zakutych łbów jeszcze nie trafia, że walka o wielki i mocarny naród – pal sześć: polski, węgierski czy mongolski – stoi w sprzeczności z walką o nasze globalne przetrwanie. Jednak w obliczu piętrzących się zagrożeń nawoływanie do prokreacyjnej powściągliwości zaczyna brzmieć całkiem rozsądnie. Znacznie rozsądniej niż pohukiwania ślepych na rzeczywistość natalistów. Niewykluczone, że za 10-20 lat nakłanianie kobiet, by rodziły więcej dzieci, będzie równie niestosowne, co dziś klepanie ich po pupach albo paradowanie po ulicach z emblematami „white power”.
A zatem nie – ględzeniem o odpowiedzialności nas nie zawstydzicie! Podobnie jak argumentem finansowym. Wielokrotnie pisałam, że ludzie nie są dla systemu emerytalnego, ale system emerytalny dla ludzi. Skoro kolejne pokolenia, zarówno w Polsce, jak i na świecie, masowo wypisują się z rodzicielstwa, trzeba zapomnieć o zastępowalności pokoleń, odesłać ją na śmietnik historii i wymyślić „nową normalność”, nie pierwszą i nie ostatnią w dziejach. Czyżby wątpiący w taką możliwość wątpili w intelektualne możliwości ludzkości, którą tak desperacko chcą pomnażać? Ejże no, smuteczek…
Nie będziesz diagnozował bliźniego swego nadaremno!
Jak widać większość argumentów zawstydzaczy chybia celu. Budzi raczej irytację niż wstyd. Łatwo przejść obok nich obojętnie, prychnąć, wzruszyć ramionami czy rzucić jakimś krwistym befsztykiem albo innym stekiem. Jednak od pewnego czasu obserwuję nową formę zawstydzania niematek, nieco bardziej perfidną, bo przebraną za diagnozę psychologiczną. Pod wieloma wypowiedziami bezdzietnic, zamieszczanymi w mediach, pojawiają się komentarze w stylu: „Hej, ale skoro się tłumaczysz (czytaj: mówisz o swojej bezdzietności), to pewnie masz jakiś problem. Może się boisz? Może jesteś niegotowa? Sfrustrowana? Powinnaś to przepracować”. Dziś każdy, kto przeczytał jeden numer „Charakterów”, uważa się za Eichelbergera i beztrosko łamie jedenaste przykazanie: „Nie będziesz diagnozował bliźniego swego nadaremno”. Internetowi pseudoterapeuci uwielbiają stawiać diagnozy i dawać zalecenia. Właściwie jedno zalecenie – przepracuj to! Czujesz gniew? Przepracuj to. Nie chcesz być matką? Przepracuj to. Drażni cię pytanie o dzieci? Przepracuj to. Masz ochotę przyłożyć wujkowi, który zagląda do twojej macicy? Przepracuj to.
Nie ma już słusznego gniewu i zrozumiałej irytacji. Wujek może być impertynencki, polityk może wpieprzać ci się w życie intymne, a ty – bezdzietnico – przepracuj to! Bądź twarda jak kostka bauma. Niech jeżdżą po tobie konserwatywne buldożery i prawicowe czołgi. Niech maszerują po tobie pronatalistyczne wojska. Niech depczą cię rodzinne zastępy. Trwaj i nie skarż się. Nie bierz tego do siebie. Nie odszczekuj się. Nie tłumacz. Nie broń. Bo jak spróbujesz zareagować, przypuścimy na ciebie psychologiczną szarżę. Zawstydzimy cię niedojrzałą osobowością i konfliktami wewnętrznymi. Wybatożymy nieprzepracowanymi emocjami. Dołożymy lękiem przed bliskością. Oto współczesna forma zawstydzania bezdzietnych – dość niebezpieczna, bo z dobrostanu psychicznego uczyniliśmy swojego bożka. Pamiętajcie jednak, że nie o wasz dobrostan chodzi internetowym eichelbergerom, ale o to, byście równały do szeregu. Dlatego zamiast wątpić w swój gniew i milczeć o swojej bezdzietności, radośnie ją celebrujcie, opowiadajcie o niej, jeśli tylko macie ochotę, zachwalajcie ją, jeżeli tak wam w duszy gra. I nie oglądajcie się na resztę!
Bądźcie zdrowi i szczęśliwi!
45 komentarzy
Dokładnie. Skoro dzietni się nie muszą tłumaczyć, dlaczego mają dzieci, to bezdzietni tym bardziej nie muszą się tłumaczyć dlaczego dzieci nie mają 🙂 à teksty podszyte „patriotyzmem” wkurzają mnie najmocniej – niech się głoszący zabiorą za pracę dla kraju lepiej, bo to im chyba średnio wychodzi.
Oj tak, najlepiej stroić się w patriotyczne piórka cudzym kosztem:)
No powiem Ci, że pióro to masz niczym samurajski miecz! 🙂 Gratuluję doskonałęgo stylu i celnych spostrzeżeń (także skończyłam polonistykę, więc jeśli zechcesz, możesz poczuć się extra doceniona, a jeśli nie chcesz, to tylko tak normalnie ;))
Już kiedyś pisałam o tym w komentarzu na FB, ale to było dawno – tego typu zawstydzanie jest formą myślenia plemiennego. Każdy, kto przyczynia się do umacniania i trwania plemienia, jest dobry, a ten, który wręcz przeciwnie – jest jak widać traktowany z buta. Zawsze tak było, mamy chciaż ten komfort, że nas bezdzietnych na stosach nie palą 🙂 Żartuję, ale w sumie, to jednak nie do końca.
Jestem oczywiście przeciwna tego typu zachowaniom, bo są prostackie i nie na miejscu (i mnie też bardzo irytują), ale z drugiej strony – pozwolę sobie wsadzić kij w mrowisko (także moje własne, bo sama jestem bezdzietna i podzielam Twoje poglądy, a bloga uwielbiam) – może to jest jakaś cena, którą płacimy za wspólnotowość? Lub jej resztki chociaż? To tylko moje pytanie i refleksja. Ja czasem sobie myślę, że fakt, że ktoś się wtrąca w moje życie, oznacza, że jednak obchodzi go mój los. Albo los wspólnoty. Nie mam na myśli tylko polityków, bo akurat w ich szlachetne pobudki nie wierzę, ale np. rodzinę czy znajomych. Fakt, że mój brat rozmawiając ze mną mówi niby żartem „Co robicie? Gracie w gry planszowe? Powinniście dzieci robić!” mnie trochę irytuje, ale z drugiej strony wiem, że wtrąca się, bo mu zależy na mnie. On kocha swoje dziecko do szaleństwa i uważa, że to wielkie szczęście i także by chciał, abym ja takiego samego szczęścia zaznała. Mierzy mnie oczywiście swoją miarą, co jest błędem, robi to niedelikatnie z typową gracją mięśniaka samca alfa tańczącego balet, ale trochę to jednak doceniam, bo przyznam, że wolę to, niż jego obojętność na mój los. Gdyby był obojętny, cierpiałabym o wiele bardziej, niż od tych jego przygłupich żarcików. Nie oznacza to, że bronię chamstwa i piętnowania, bo to jest zachowanie niedopuszczalne. Jednak w jakichś rozsądnych granicach staram się rozumieć, bo może w sumie wolę te docinki, niż całkowitą obojętność na mnie i na to, co robię. Niby to jest wtedy wolność, ale okupiona ogromną samotnością i brakiem głębokich więzi. Tak więc nie wiem, czy to się opłaca na dłuższą metę. Tak mi się wydaje. Zostałam wychowana w domu, którego mottem było „rób co chcesz”, byłam wychowana niezwykle liberalnie, nawet jak na lata ’90 i w gruncie rzeczy moje dzieciństwo było bardzo nieszczęśliwe, bo czułam, że moich rodziców niewielę obchodzę, a zwłaszcza moja matka (jeszcze bardziej liberalna niż ojciec) ma w głębokim poważaniu, co się ze mną dzieje. To jest oczywiście skrajność, ale tylko dzielę się refleksją, że doprowadzone do takiej właśnie skrajności (a do tego ludzie jak wiadomo mają wielkie tendencje i nie ma się co łudzić, że czeka na nas piękny złoty środek) „poszanowanie wyboru i wolności innych ludzi” jest po prostu pierwszym krokiem do całkowitego zobojętnienia na siebie wzajemnie. To są moje refleksje i chętnie przeczytam Wasze, jeśłi ktoś zechce się odnieść. Także proszę, nie czujcie się atakowani czy obrażeni. Ja nikogo nie chcę do niczego przekonać, po prostu się publicznie i w cichości własnej głowy nad tym zastanawiam. Pozdrawiam wszystich ciepło 🙂
Piszesz arcyciekawe rzeczy. I trafiasz w dziesiątkę moich ostatnich rozważań. A dotyczą one właśnie wspólnoty. Też uważam, że całkowity brak zainteresowania innymi prowadzić może do znieczulicy społecznej. Jak wytyczyć granicę między wolnością jednostki a dobrem wspólnoty, do której ona należy? Gdzie kończy się życzliwość a zaczyna przemoc? Dzięki za inspirację i postawienie ważnych pytań. Postaram się odpowiedzieć na nie w jednym z najbliższych postów.
I dziękuję za polonistyczny komplement❤️
Pozdrawiam serdecznie!
Moi rodzice też są liberalni, a mimo to ja czuję że jestem dla nich bardzo ważna. Okazywać zainteresowanie i uczucia można na wiele sposobów, nie trzeba bliskim mówić jak mają postępować. Jeśli okazywanie troski polega na wpajaniu rodzinie naszego pomysłu na życie to coś nie gra.
krótko mówiąc dla mnie brak posiadania dzieci to nie egoizm , to odpowiedzialność
Długo kazałaś czekać na wpis, ale się opłacało 😉 Bardzo trafne spostrzeżenie z tymi wartościami, które są cenne w dzisiejszym świecie i faktycznie daleko im do „matczynych”. Przy tym co się ostatnio na świecie i w Polsce dzieje, macierzyństwo wydaje mi się być jakąś ponurą abstrakcją, nie wspominając już o tych wszystkich społeczno-politycznych naciskach na nasze łona. Brzmi to obrzydliwie, ale w sumie dokładnie takie jest.
Fakt, niezbyt chyża ze mnie blogerka:) Kajam się i przepraszam! Jakoś na początku prowadzenia Bezdzietnika ciągle mi coś w duszy grało, a teraz cisza:) No ale dumnam z siebie okropnie, że w końcu wypichciłam posta!
Na początku pandemii ludzie żartowali, że będzie jak w czasach stanu wojennego. Ciemno wszędzie, nudno wszędzie, więc naród zacznie robić dzieci. Sądzę jednak, że będzie odwrotnie – to, co się dzieje, nie nastraja ani optymistycznie, ani promacierzyńsko, więc urodzeń będzie pewnie coraz mniej. I nie piszę tego z satysfakcją, broń boże! Szkoda mi tych dziewczyn, dla których rezygnacja z macierzyństwa będzie trudną, ale jedyną sensowną opcją. Kto dzieci mieć zdecydowanie nie chce, ma luksus.
Ja „uwielbiam” jak wszelkiej maści „obrońcy moralności” zaznaczają,że NORMALNA KOBIETA zawsze dąży do macierzyństwa. Cóż, to będę popierdolona (:
Popierdolona, ale w dobrym towarzystwie:)
Coraz ciężej być tą radośnie celebrującą.
Coraz większa nienawiść u tych, co myślą „normalnie”. Ale wstydem się brzydzę (moja życiowa filizofia mówi, że od wstydu szczebelek niżej jest tylko śmierć) i dalej będę przy tym obstawać choćbym miała być nieskończoność wyzywana od bezwstydnic. 😉 wolę się konstruktywnie gniewać i wku*wiać, bo to przynajmniej pomoże zbudować coś nowego.
Dziękuję za ten wpis.
Bądźmy sobą do końca, zwłaszcza wtedy, gdy jest ciężko.
Pozdrowienia!
Hej, Emilia! Miło cię znów tu widzieć:)
Ja paradoksalnie przeżyłam ostatnio optymistyczne oświecenie:) Generalnie w tych marnych czasach w duszy gram mi raczej marsz żałobny niż polka galopka, ale akurat w kwestii praw kobiet nabrałam wiary w przyszłość. Gdy popatrzyłam na te manifestacje, pooglądałam sobie te cudowne, odważne młode dziewczyny, które bez lęku i bez fałszywych skrupułów poszły pod kościoły pokazać, gdzie mają całą tę kościelno-patriarchalną hucpę, to ja – ateistka – uwierzyłam:)))) Myślę (nie ja jedna), że oglądamy jakiś przełom.
Masz rację – bądźmy sobą do końca i wyglądajmy przyszłości. Będzie lepsza:)
Trzymaj się!
Komentarz koleżanki z przed paru dni (uwaga to jest tak głupie, że aż śmieszne):
Jeśli Polki nie będą rodzić dzieci przez tą głupią modę na rodzenie jednego dziecka albo co gorsze żadnego to spełni się przepowiednia królowej Saby i żółta rasa zaleje nawet nasze Słowiańskie ziemię! A Ciebie to wcale nie rusza!
Witki mi opadły ale przyznaję to powiew świeżości po emeryturach i szklance wody 😅😅😅😅😅😅😅
Pozdrawiam Was szczęśliwie i bezdzietnie ❤
P.S teskniłam!!!
Straszne, co siedzi w głowach niektórych ludzi;)
Ściskam i sadystycznie cieszę się, że tęskniłaś:)))
Ale ta koleżanka to tak serio? 😀 Aż trudno uwierzyć ^^”
A ja ostatnio leżałam sobie pod kołderką z chłopakiem i tak mówię mu „Ale fajnie, że nie mamy dzieci”. A on patrzy na mnie zachwyconymi oczyma i odpowiada „Nooo!!!” 😀 11 lat razem i plany zdecydowanie antyprokreacyjne 😉
I super! Pozdrawiam:)
Jak bardzo chciałabym przeczytać o parach childless…i szczęśliwych, takich, które nie poświęciły wszystkiego dla ciąży, i które znalazły sposób na siebie mimo wielkiego pragnienia rodzicielstwa. Szukam na ten temat materiałów, ale jest ich jak na lekt. Zdecydowanie więcej historii dotyczy właśnie par, które wytykane palcami zupełnie nie odnalazły się w życiu bez dziecka.
Na tym profilu, w komentarzach, znajdzie pani wiele szczęśliwych bezdzietnych par. A o parze childless, która zrezygnowała ze starania się o dziecko za wszelką cenę i wytyczyła sobie nową drogę pisałam choćby tutaj: https://www.bezdzietnik.pl/1590-2/
Pozdrawiam!
Bardzo dziękuję. Takich historii mi brakuje. Mam za sobą traumatyczne doświadczenia przemocowego związku. Połowę życia zmarnowałam. Kiedy stanęłam na nogi, poznałam męża. Oboje bardzo chcemy zostać rodzicami, i choć zegar tyka coraz mocniej, wciąż nie straciłam nadziei. Ale mamy za sobą rozmowę – że nie będziemy walczyć za wszelką cenę. Tylko jak tu odnaleźć się w świecie, gdzie nie ma wokół ludzi podobnych ? I mówię to z perspektywy rozsądnej, wykształconej kobiety, z dużego miasta. Nie umiem wyobrazić sobie nas tylko we dwoje, choć powinnam się z tą myślą oswoić. Po takich doświadczeniach myślałam, że los będzie bardziej łaskawy. Nie jest. I wciąż słyszę, że muszę walczyć, że przecież jestem taka silna, że jest tyle metod. A my nie chcemy stracić resztek sił na walkę. Tylko wciąż nie umiem pożegnać się z wizją siebie jako mamy. //Niewiele jest w sieci takich miejsc, gdzie ludzie odważnie mówią niepopularne rzeczy. Dzięki.
Myślę, że w życiu warto być elastycznym i podążać za tym, co los nam zsyła. Upieranie się przy swoim, podążanie za sztywno nakreślonymi planami, oczekiwanie, że los dostosuje się do naszych pragnień, często kończy się fatalnie. Ja sobie to przyjęłam za złotą zasadę i jest mi z tym dobrze. Z podziwem patrzę na koleżanki, które zaplanowały swoje życie i z żelazną konsekwencją dążą do realizacji planów. To imponujące, ale zawsze może zdarzyć się moment, kiedy coś pójdzie nie tak. I wtedy dobrze mieć w sobie tę plastyczność, dzięki której popłyniemy z nurtem, zamiast walczyć z przeciwnościami losu. I tego Pani życzę – żeby znalazła Pani w sobie tę zbawienną elastyczność i popłynęła z nurtem. Szczęście naprawdę można smakować w najróżniejszych konfiguracjach – w pojedynkę, we dwoje, we czworo. Wszystko tkwi w naszej głowie!
Wszystkiego najlepszego!
Świetny komentarz! Pierwsze dwa zdania przesłałam mojemu od kilku dni byłemu facetowi, który tak się trzyma sztywnych ram i oczekiwań, że sam nie widzi, że są one nie do spełnienia.
świetny artykuł podnosi na duchu osoby które świadomie zdecydowały o braku potomstwa . Ja wiedziałam o tym od dziecka , poświęciłam się swojemu rozwojowi i nie robię nikomu tym krzywdy . Zrobiła bym większą krzywdę dziecku gdybym je urodziła tego jestem pewna.
Grunt to mieć właśnie taką pewność – o nic innego nie chodzi:) Wszystkiego dobrego!
Od dziecka wiedziałam , że matką nie będę a jak odkryłam swoją pasję która stała się całym moim życiem to już w ogóle nie myślałam o dzieciach .
Pani Edyto, właśnie takich matek jak Pani nam w tym kraju brakuje, cóż za przewrotność losu nas spotyka.
Dobrze, że tym blogiem trochę nam Pani matkuje 😉
Ha! Cóż za przewrotny komplement:) Matkowanie w realu niespecjalnie mi idzie, ale z przyjemnością pomatkuję sobie na blogu! Niech to będzie mój wkład we wspólnotę. Dziękuję i pozdrawiam!
Bardzo dziękuję. Jedyną pewną w moim życiu jest zmiana 😎 Kiedy się buduje całe życie od nowa, wydaje się człowiekowi, że limit pecha się wyczerpał. Nieprawda. Los bywa przewrotny. I mimo ciężkiej pracy nie zawsze osiągamy to, o czym marzymy. Niestety fora dla niepłodnych rzadko traktują o rezygnacji ze starań, znajomi, którym powiedzieliśmy o kłopotach, z dobrego serca przesyłają namiary do sprawdzonych klinik albo sugerują adopcję. A ja szukam akceptacji dla wyjścia, na które my się zdecydowaliśmy – dokończyć pełną diagnostykę i przerwać leczenie zanim się znienawidzimy za te nieludzkie procedury. Mamy w sobie wielką chęć rodzicielstwa, dużo miłości, ale wiemy też, że los postawił nas sobie na drodze późno, że mamy swoje kłopoty zdrowotne i że po prostu możemy być jedynym wśród znajomych i rodziny małżeństwem, które jest bezdzietne z przymusu. Ale szczęśliwe.
Bardzo trafny post, moim zdaniem. A najsmutniejsze (albo najstraszniejsze) jest to, że to często właśnie mężczyźni, którzy nie mogą przecież sami być w ciąży z racji biologii, wydają te ,,wyroki” i obrażają bezdzietne kobiety. Ja takich ludzi bez empatii i wtrącających się (z pogardą do kogoś i obojętnie której płci) uważam za ułomnych właśnie w jakiś sposób a nie bezdzietnych 🙂 Uważam, że to tym ludziom (i obojętnie czy to internetowi ,,geniusze” czy politycy) czegoś w życiu brakuje i muszą ,,prostować” innym drogi bo sami mają jakieś braki emocjonalne/inne. Powodzenia w pisaniu! 🙂
Cześć! O tym, że nie chcę mieć dzieci wiem w sumie od zawsze jednak dopiero niedawno przestałam ulegać komentarzom „kiedyś możesz zmienić zdanie”, „znajdziesz odpowiedniego chłopa i zechcesz”. Kiedyś im przytakiwałam, jednak teraz mówię twardo, że zdania nie zmienię i zaczynam radośnie celebrować swoją bezdzietność! Czytając Twojego bloga tylko bardziej się z tym upewniłam i już nigdy nie pozwolę grać sobie na emocjach i wmawiać, że nie mogę podjąć takiej decyzji w tam młodym wieku bo przeżyłam dopiero 24 wiosny. Skoro ludzie potrafią zaakceptować, że kobieta w wieku 19 lat „wie”, że chce swoje życie poświęcić komuś innemu to czemu nie potrafią zaakceptować, że ja także wiem doskonale jak chcę aby wyglądało moje życie! Jak na razie założyłam sobie spiralę, o co i tak musiałam długo prosić bo „zakłada się dopiero po porodzie”. Myślę także, że za 5 lat decyzji nie zmienię więc planuję wykonać zabieg sterylizacji (oczywiście za granicą bo w Polsce to za samo myślenie o tym pewnie większość chciała by mnie spalić na stosie, no
chyba, że jesteś mężczyzną – wtedy spoko, nawet legalny zabieg da się ogarnąć), aby móc w pełni cieszyć się spokojną bezdzietnością bez niepotrzebnych hormonów i w *uj bolesnych operacji zakładania tych wkładek. Dzięki czytaniu twoich postów i komentarzy cudownych osób mam zamiar uświadomić moich bliskich w swoich planach i wiem, że znajdę na to siłę! Dziękuję Ci z całego serca!
Hej! Cieszę się, że mogłam zainspirować! Jednak przede wszystkim twój komentarz daje mi nadzieję. Siłaczka do siłaczki i zbierze się cała armia kobiet, które będą głośno mówić o swoich prawach prokreacyjnych i nie dadzą się wpuścić w maliny patriarchalnej narracji.
No cóż, w naszym kraju zawsze trzeba się tłumaczyć ze swoich prywatnych wyborów. Grunt, to wiedzieć, czego się od życia chce i tego się trzymac. Bezdzietna źle, jedynak źle, kilkoro źle. Czytam regularnie 'Twoj Styl’. Trudno posądzac ich o antykobiece poglądy, ale jak czytam wywiady z artystkami, to często próbuje się je wpędzić w poczucie winy. Synowie Maryli Rodowicz nie ukończyli studiów, bo pewnie za dużo jeździła w trasy i zaniedbala ich. Z drugiej strony Agata Kulesza się tłumaczy, czy nie czuła się niespełniona jako aktorka, będąc na kilkumiesięcznym macierzyńskim że swoją jedynaczką. Frycz porzucił żonę z piątka dzieci i zerwał z nimi kontakt, ale o tym w wywiadzie ani słowa. Ja np. jako matka trójki byłam przepytywana na spotkaniu koleżanek z liceum, co mnie napadło, że nie trzymam się modelu 2 plus 2. A nawet, czy to nie wpadka. Litości. Zacznijmy słuchać siebie i miejmy więcej asertywności.
Dobrze, ze sa madrzy ludzie na tym swiecie. Ten artykul jest mi bardzo potrzebny. To tak jakbym wysluchala kogos kto mnie lubi i chce pomoc. Na mnie ataki spadaja rowniez od mojego meza periodycznie co jakis czas kiedy strupy po porzednich razach jeczsz nie zdaza zupelnie odpasc. Nikt o tym nie wie oczywiscie. Na zewnatrz wszystko jest prawie idealnie. Ja niby tez silna, jak to ostatnio uslyszalam niezniszczalna egoistka, tchorz ktory bal sie miec dzieci. Moja bezdzietnosc jest zawsze najlepszym argumentem, zeby zamknac mi usta, bo jak tu sie bronic, kiedy nikt nie widzi w tobie czlowieka jesli nie jestes matka. Tak sobie tutaj napisalam, bo nie mam z kim pogadac. Pozdrawiam i dziekuje za to wirtualne miejsce.
Cześć, Jolu! Przygnębiające i niepokojące jest to, co napisałaś. Gdy słyszę, że jakaś kobieta jest krzywdzona w związku, nie mogę nie zapytać – czy szukałaś pomocy? Czy masz jakieś bezpieczne miejsce, gdzie możesz się wygadać? Ukryć? Poprosić o pomoc? Czy zastanawiałaś się nad zakończeniem związku, który przysparza ci cierpienia? Nie powinnaś dusić tego w sobie!
Az nie wiem jak odpowiedziec. Juz Twoja odpowiedz jest pomocna, Twoj blog i wpisy innych osob. Jestem osoba bardzo zamknieta w sobie wiec zle sie czuje mowiac o swoich problemach. Jakos sobie zawsze radze i tym razem chyba tez tak bedzie. Pisz dalej swojego bloga to pomaga jestem pewna nie tylko mnie.
Ja będę pisać, a Ty dbaj o siebie. I pamiętaj – z przemocowego związku trudno wygrzebać się o własnych siłach. Najtwardsze babki mają z tym kłopot, i to nie jest ich wina ani defekt charakteru. Jeśli poczujesz, że jesteś gotowa na zmiany, poszukaj pomocy! Ściskam serdecznie!
[…] wiecie, że to zjawisko ma swoją nazwę? Jest to Childfree Shaming i nikt nie opowie o nim lepiej, niż Edyta, która jest autorką bloga http://bezdzietnik.pl i od wielu lat bierze czynny udział w budowaniu […]
Jako osobę niebinarną bardzo śmieszą mnie te argumenty o prawdziwej kobiecości. Trafiają do mnie jak łysy do fryzjera.
Mnie najbardziej denerwuje przedstawienie bezdzietności w perspektywie braku. Ostatnio uderzyły mnie słowa mojej teściowej skierowane do mnie i mojego męża (bardzo szczęśliwego małżeństwa): „Tak, tak, kochanie. Szanuję waszą decyzję. Brakuje wam widocznie tego daru miłości”. Czyli niby mile słowa, ale szpilka wbita- jesteśmy wybrakowani, bo brakuje nam daru miłości.
Myślę, że autorka tekstu i czytelnicy rozumieją co mam na myśli… Ja nie czuje się w żaden sposób wybrakowana.
Chciałabym jeszcze dodać, że zawstydzanie z powodu bezdzietności dotyczy również mężczyzn. Mój mąż pozostaje niejako wykluczony z kręgu kolegów, odkąd tamci mają dzieci. Odnosi sukcesy sportowe? Przecież nie ma dzieci, to ma czas! Świetnie dogaduje się ze swoją żoną? Nie macie dzieci, to nie znacie prawdziwego życia! Byłeś z żoną na rowerowej wycieczce? My nie mamy na to czasu, bo rodzina jest najważniejsza.
Tak sobie myślę, czy ci ludzie są rzeczywiście szczęśliwi z dzieckiem, czy po prostu nie wypada powiedzieć, że jest inaczej.
Pozdrawiam i dziękuję za świetny tekst 🙂
Mam dzisiaj 38 lat nie wspomnę ile razy jechano po mnie jak po łysej kobyle w temacie posiadania potomstwa. Jedynie u schyłku swego życia moja mama stanęła po mojej stronie i zrozumiała prawo do mojego wyboru jak i decyzji. Największym hitem był kiedyś mój ojciec kiedy od niego usłyszałam że nic nie osiągnęłam w życiu bo się nie rozmnożyłam. Jak widać według niektórych jest to jedyne dokonanie chyba dla kobiety. Nieważne że od 18 roku życia pracuje jestem samodzielna mam mnóstwo zainteresowań i świetnie radzę sobie w życiu. Nie ważne że po śmierci mamy to ja się nim opiekuję płacę rachunki utrzymuje, jego emerytura wystarczyłaby może na te rachunki i powietrze. Oczywiście nie dałam mu się sponiewierać nie należę do charakterów podległych po których można skakać . Powiedziałam mu wówczas że jedyne co zrobiłam to nie popełniłam błędu z byle kim i byle jak. Bo nie po to dzieci na świat przychodzą żeby je poniewierać pomiędzy dwójką ludzi którzy nie mogą na siebie patrzeć którzy często gęsto nie powinni być rodzicami . Znam mnóstwo koleżanek z którymi pracuje, przyjaźnię się większość posiada dzieci. Czy ta większość jest szczęśliwa? Na pewno kochają swoje dzieci ale czy podjęły by ty same decyzję wiedząc to co wiedzą obecnie. Pamiętamy gdzieś zapłakaną kobietę która chciała lecieć i usuwać trzecią ciążę. Pamiętam jak jej mąż obiecywał jak to będzie się zajmował dziećmi jak to pomoże jej byleby je urodziła. A dzisiaj również wiem jak ta piosenka się skończyła. Zostawił ją z trójką dzieci miesiąc po operacji kręgosłupa. Jedyna dobra rzecz to taka, że jak ją namawiał żeby rzuciła pracę i siedziała z dziećmi w domu to to, że nigdy się na to nie zgodziła. Takich obserwacji jest na pęczki. Pary które po wpadały za młodu nie znające ani siebie nawzajem ani tego kim chcą być. Obcy tak naprawdę wobec siebie. I dzieci pomiędzy nimi. Kłótnie, awantury, rękoczyny. Nigdy nie żałowałam swojej decyzji i nie sądzę żebym kiedykolwiek jej pożałowała. Nie mam i nie miałam nigdy problemu ogólnie jest z dziećmi w sumie to jestem ulubioną ciocią przyszywaną i nie przyszywaną. Uwielbiam nastolatków świetnie się z nimi dogaduje z mniejszymi też nigdy nie miałam problemu. Jednakże posiadanie swoich odpowiedzialność brak pewności czy jakiś związek przetrwa czy później to dziecko nie będzie szarpane na prawo i lewo. I przede wszystkim chęć pójścia własną drogą rozwoju i możliwości którą ona daje. Byłam nastolatką jak podjęłam ten decyzję i przeszło 20 lat temu nadal jestem z niej zadowolona. Nie dajcie sobie nigdy wmówić cudzych ideałów i pragnień. Bądźcie sobą i nie przepraszajcie za to. To zawsze powinna być świadoma dojrzała decyzja.
Ja przyznam, że celebrowanie radości z bezdzietności z dnia na dzień przychodzi mi łatwiej. Szczególnie jak widzę jak moja siostra morduje się przy swoich. Jestem w komfortowej sytuacji bo moja mama nigdy mi do majtek nie zaglądała. Nigdy nie było pytania kiedy ty… Ostatnio nawet byłam z niej dumna bo na wścibskie pytanie ciotki odpowiedziała, że ja po prostu nie chce i już. Poza tym teraz to niebezpiecznie je mieć, a mój wiek lat 35 też niesie wiele niebezpieczeństw. Ciotka się od razu zamknęła. A ja pekalam z dumy. Bo mama mnie rozumie.
Moja babcia niedawno poznała mężczyznę, który wychowuje dwójkę dzieci, bo jego żona odeszła i nie chciała być ich głównym opiekunem. Babcia przeżywała to ze dwa tygodnie. Nie mogła pojąć tego, że kobieta może nie chcieć wychowywać dzieci. Facet – no to jeszcze zrozumiałe, ale taka kobieta to potwór. Próbowałam ją przekonać do tego, że nie każdy chce być rodzicem. Jak grochem o ścianę. Więc na razie siedzę cicho i się jej nie przyznaję, że nie zamkerzam się rozmnażać. Przykro mi, bo wydaje mi się, że jestem w stanie zrozumieć, dlaczego ludzie pragną mieć dzieci. Dlaczego ta druga strona nie ma takiej empatii?
Dlatego że dla kobiety naturalnym jest zajmowanie się dziećmi które sama zrobiła. To ty tego nie możesz pojac a babcia ma całkowitą rację. Możesz nie chcieć mieć dzieci gdy jesteś singielka i nie wiesz jak to jest
Wypisujesz totalne bzdury – wielka szkoda i żal
Nie wiem co w tym naturalnego prędzej indoktrynacja od małego co komu wolno i co komu wypada. Podwójna moralność. Nie licząc jedynie tego że mężczyzna nie zajdzie w ciążę i nie urodzi dziecka. To może robić to samo co my, skoro może to robić to samo co my, to my możemy robić to samo co oni.