Bezdzietność bywa wyzwoleniem. Czasami uwalnia od demolującej życie tęsknoty za dzieckiem, innym razem pomaga uciec od trosk w rozmiarze XXL. Dla Karoliny wychowanie dziecka byłoby zbyt dużym wyzwaniem. Wie o tym, dlatego – w poczuciu odpowiedzialności – zrezygnowała z wszelkich przymiarek. Nie zamierza sprawdzać, czy pokocha, bo jako „niewidzialne dziecko” uzależnionych od alkoholu rodziców zna wszystkie odcienie braku miłości. Dziś uczy się kochać siebie. Oddaję głos Karolinie…
Bezdzietnik.pl: Dlaczego wybrałaś życie bez dzieci?
Karolina: Ponieważ jestem osobą cierpiącą na chorobę afektywną-dwubiegunową, nerwicę, liczne lęki oraz wysoką wrażliwość. Jestem pewna, że dziecko miałoby ze mną bardzo trudne życie. Prawdopodobnie „wychowałabym” kolejne zaburzone pokolenie w mojej rodzinie.
Bezdzietnik.pl: Opowiedz o swoim dzieciństwie.
Karolina: Wychowałam się w domu w którym panowały alkohol, przemoc i wyłącznie negatywne emocje. Ojciec jest czynnym alkoholikiem, matka jest współuzależniona, znerwicowana i w depresji „od zawsze”. Wszystkie małżeństwa w bliższej i dalszej rodzinie są nieudane, patologiczne, większość moich wujków, kuzynów i szwagrów to alkoholicy.
Byłam tzw. niewidzialnym dzieckiem w rodzinie. Oczywiście, miałam co jeść i w co się ubrać, ale tak naprawdę nikt się mną nie zajmował. Największą traumą było dla mnie odtrącenie przez matkę, jej chłód i brak zainteresowania mną. Od 5 roku życia sama jadłam posiłki w kącie, sama w kącie się bawiłam, praktycznie nie odzywałam się, będąc w domu, żeby tylko nikogo nie zdenerwować. Potem sama się uczyłam i wszystko robiłam sama, żeby nie sprawiać dodatkowego problemu rodzicom zajętym uzależnieniem ojca. Od maleńkości towarzyszył mi strach, samotność i nieustanny stres – musiałam być w ciągłej gotowości, bo za chwilę pojawi się pijany ojciec albo wybuchnie kolejna awantura. Byłam dzieckiem emocjonalnie opuszczonym.
Bezdzietnik.pl: Takie dzieciństwo musiało wycisnąć piętno na twoim życiu. Jakie? Jakie blizny ci po nim zostały?
Karolina: Można tu niestety wymieniać i wymieniać. Przede wszystkim już w wieku nastoletnim zachorowałam na depresję. W połączeniu z dojrzewaniem była to naprawdę wykańczająca mieszanka. Życie w ciągłym stresie wpędziło mnie nerwicę, pojawiły się lęki, problemy ze snem, zaburzenia jedzenia, problemy żołądkowe.
W domu nie było rozmów, śmiechu, nie pamiętam, bym kiedykolwiek usłyszała od matki ciepłe słowo. Myślałam, że tak to wygląda wszędzie. O tym, że matki potrafią przytulać, wspierać i mówić „kocham cię”, dowiadywałam się od koleżanek. Spowodowało to u mnie całkowite zablokowanie emocji, zamknięcie się w sobie, borykałam się z paraliżującą nieśmiałością i marnym poczuciem własnej wartości. A w późniejszym, dorosłym już życiu doszło do tego stałe poszukiwanie aprobaty u przypadkowo spotykanych mężczyzn, pojawiły się gniew i agresja, ciągłe zmiany nastrojów. Raz po raz pakowałam się w związki z toksycznymi partnerami. Po ostatnim nieudanym związku, gdzie partner okazał się socjopatą, byłam całkowicie zniszczona psychicznie i fizycznie. Wiedziałam, że muszę iść na terapię.
Bezdzietnik.pl: Czy kiedykolwiek myślałaś o tym, by zostać matką?
Karolina: Nie. O tym, że nie chcę być matką, po raz pierwszy powiedziałam na głos, kiedy miałam 14 lat. Po niespełna 20 latach nic się nie zmieniło.
Bezdzietnik.pl: A gdybyś jednak rozważała macierzyństwo? Czego byś się najbardziej obawiała?
Karolina: Tego, że psychicznie nie dam sobie rady. Nieleczona depresja i nerwica spowodowały bardzo duże szkody w mojej psychice i w organizmie. Będąc w takim stanie, nie mogłabym dobrze zająć się dzieckiem. Jestem na terapii od 2 lat, mnóstwo uwagi i czasu zajmuje mi codzienna praca nad sobą. Oczywiście są postępy i jakość mojego życia bardzo się poprawiła. Mimo to nie uważam, bym poradziła sobie w roli matki. Myślę, że jest to odpowiedzialna i dojrzała postawa.
Bezdzietnik.pl: Według wielu osób recepta na twoje obawy jest jedna: „Idź na psychoterapię, zrób porządek w głowie i zachodź w ciążę. Na pewno będziesz świetną matką”. Co byś im powiedziała?
Karolina: Zapytałabym przede wszystkim, dlaczego wtrącają się w tak intymne sfery mojego życia, i poprosiłabym, żeby zajęli się swoim własnym. Nie dyskutuję i nie chce obcować z ludźmi, którzy w tak bezczelny sposób manifestują, że wiedzą lepiej, jak powinno wyglądać moje życie.
Bezdzietnik.pl: Czy spotykasz się z naciskami ze strony otoczenia?
Karolina: Już nie. Po dość dosadnym upomnieniu jednej z ciotek nikt z rodziny nie zadaje mi więcej tego typu pytań. Natomiast moi przyjaciele i znajomi są normalnymi, inteligentnymi ludźmi, którzy wiedzą, że takie pytania czy wręcz przekonywanie do macierzyństwa jest po prostu niekulturalne. O posiadaniu i nieposiadaniu dzieci rozmawiam jedynie ze swoimi przyjaciółkami. Z nikim innym nie poruszam tego tematu, ponieważ jest zbyt intymny. I tak jak wcześniej wspomniałam, jeśli chodzi o znajomych czy obce osoby – ucinam rozmowę już na początku. Jeśli temat bez/dzietności jest poruszany w szerszym gronie, po prostu nie uczestniczę w dyskusji.
Bezdzietnik.pl: Czy gdybyś miała inną biografię, rozważałabyś zostanie matką? Albo inaczej: czy żałujesz czasem, że nie będziesz mieć dzieci?
Karolina: Gdybym miała nieco weselszą biografię, na pewno brałabym to pod uwagę. Ale swojej decyzji nie żałuję, co więcej – jestem pewna, że jest dla mnie najlepsza.
Bezdzietnik.pl: Jak się czujesz z bezdzietnością?
Karolina: Doskonale. Jestem na półmetku terapii, która przynosi rezultaty, pokochałam siebie i dzięki temu odkrywam nieznaną mi do tej pory jakość życia, rozwijam się prywatnie i zawodowo. Spełniam marzenia i realizuję swoje cele. To zdecydowanie mój czas. Temat macierzyństwa po prostu nie istnieje w moim życiu, wiec nie mogę czuć żadnej straty. Nie chcę macierzyństwa i nie zależy mi na nim.
Bezdzietnik.pl: Czy dopuszczasz do siebie myśl o zmianie decyzji? Jakie musiałyby zaistnieć okoliczności, byś zmieniła zdanie?
Karolina: W myśl zasady „nigdy nie mów nigdy” – nie dałabym sobie uciąć ręki, że to się nigdy nie wydarzy. Być może odpowiedni partner jakimś cudem mógłby spowodować, że zmienię zdanie. Jednak niezawodna intuicja podpowiada mi, że to mało realne. Od jakiegoś czasu jednak staram się nie rozmyślać nad przeszłością i nie martwić się o przyszłość. Żyję rzeczywistością i ją doceniam, dlatego nie zadaję sobie pytań: „Co by było, gdyby?…”. To niepotrzebnie zatruwa głowę.
Bezdzietnik.pl: Mówienie o tak osobistych sprawach jest niełatwe. Dlaczego zgodziłaś się na ten wywiad?
Karolina: Cieszę się, że temat bezdzietności jest coraz częściej poruszany i że coraz więcej ludzi rozumie, że jest to temat bardzo złożony. Za tym wyborem nie zawsze stoi wygoda, brak instynktu macierzyńskiego czy egoizm, które oczywiście też są argumentami i które jak najbardziej rozumiem i szanuję. Ale oprócz nich istnieją w życiorysach kobiet tragedie i problemy nie do przeskoczenia, i o nich się nie słyszy już tak często. Dlatego właśnie zgodziłam się opowiedzieć swoją historię.
Może też dzięki tym paru słowom chociaż jedna osoba zrozumie, że następnym razem, zadając pytania o macierzyństwo, może sprawić komuś ogromną przykrość i postawić go w niezręcznej sytuacji. Bądźmy bardziej taktowni, szanujmy siebie nawzajem i pozwólmy innym żyć po swojemu.
Bezdzietnik.pl: Jak myślisz, co można zrobić, by społeczeństwo bardziej otworzyło się na argumenty ludzi bezdzietnych?
Karolina: Przede wszystkim trzeba o tym rozmawiać, ale w sposób mądry, merytoryczny, a nie uprawiać przepychanki słowne i wykrzykiwać swoje racje, zatykając uszy na odmienne punkty widzenia. Myślę jednak, że musi przeminąć jeszcze kilka pokoleń, aby staroświeckie przekonania odeszły do lamusa.
Bezdzietnik.pl: Dziękuję za rozmowę.
Zdjęcia: https://pixabay.com, iStock
30 komentarzy
Super że jest takie miejsce jak Bezdzietnik, gdzie można poczytać takie historie i wiedzieć, że w komentarzach nie rozpocznie się jatka 🙂
Hej Karolinko, cieszę się , że zdecydowałaś się na ten wywiad. Musisz wiedzieć, że nie jesteś sama. Również pochodzę z takiej rodziny. Bardzo dużo czasu zajęło mi uczenie się prawdziwego życia, zaufania do ludzi, miłości do siebie. Mam wrażenie, że teraz, po trzydziestce, zaczęłam cieszyć się życiem i nadrabiać stracone dzieciństwo. Czy wciąż emocjonalnie niedojrzała osoba może być dobrą matką? Czy moje potomstwo byłoby szczęśliwe bez prawdziwej rodziny, bez dziadków? Nie będę eksperymentować na żywym organizmie. Pozdrawiam Cię serdecznie!
Bardzo ciekawy wywiad, chwilami miałam wrażenie, że przeprowadzny ze mną.
U mnie w rodzinie co prawda nie było alkoholu, ale wieczne kłótnie, awantury, całkowity chłód emocjonalny tak. Z dzieciństwa pamiętam tyle, że chciałam jak najszybciej dorosnąć i się stamtąd wyprowadzić.
Bohaterce zazdroszczę tego, że potrafiła pójść na terapię, mówić o swoich problemach na głos. Ja mam tak silnie zakorzenione, że o uczuciach się nie rozmawia (gdy tylko poruszałam taki temat słyszałam w domu, ze jestem przewrażliwiona i że świat nie kręci się wokół mnie), że nie jestem w stanie z nikim o tym rozmawiać. Depresja, stany lękowe, zerowe poczucie własnej wartości – to właśnie wyniosłam z domu rodzinnego…
Staram się nie żyć przeszłością, mam wspaniałego męża, kontakty z rodziną ograniczyłam do minimum. Ale na dziecko nigdy się nie zdecyduję – podobnie jak bohaterka nie chcę „produkować” kolejnego zaburzonego emocjonalnie pokolenia….
Kolejny odcień bezdzietności. Wspaniałe jest to miejsce i skłania do wielu refleksji. Ja nie mam dzieci bo jestem chora, ale również wychowywałam się w domu z ojcem alkoholikiem. Dopiero w dorosłym życiu zobaczyłam, ile mi ta sytuacja zabrała i utrudniła. Raczej nie byłabym dobrą matką, a przynajmniej nie taką, która jest idealną matką w mojej wyobraźni. Widzę jak do tej pory moja mama ma problemy ze sobą i z relacjami ze mną i bratem (ojciec już nie żyje od 5 lat, a rozstali się 10 lat temu). Takie wydarzenia odciskają piętno na całe życie. Dużo siły życzę w walce o zdrowe i o szczęśliwe życie!
Na grupie, bo też się leczę z depresji, mam kilka dziewczyn/kobiet, które pomimo swoich schorzeń i przeżyć, chcą zostać matkami – ich wybór, ale dla mnie całkiem niezrozumiały. Ja nie mam wielkich traumatycznych przeżyć, ale przy moich humorach… wiem, że jakbym została postawiona przed faktem dokonanym, to bym się zaopiekowała, bo jest we mnie silne poczucie obowiązku, że jak kogoś przygarniasz, to nie ma zmiłuj, musisz dać radę… ale 9 miesięcy to dużo czasu na odpowiedni zabieg :> Szkoda, że w naszym kraju nadal tak stygmatyzowany i zepchnięty do podziemia, a przecież aborcja przeprowadzona w szpitalu, przez profesjonalny zespół to szansa na lepsze życie w przyszłości, bo jeśli nie teraz, to może kiedyś, a jeśli w ogóle nie, to przynajmniej dziewczyna będzie się lepiej zabezpieczać 🙂
Każdy ma prawo do swojego wyboru, i nikt z zewnątrz nie musi rozumieć dlaczego. Natomiast jeśli chodzi o aborcję, to nawet jeśli ktoś nie jest jej przeciwnikiem, to pisanie o niej w jednym zdaniu z jakąś emotką symbolizującą uśmiech, czy coś w tym stylu, jest nie na miejscu, przynajmniej w dyskusji powyżej pewnego poziomu. No ale może się czepiam. Natomiast na pewno nie ma się 9 miesięcy na podjęcie takiej decyzji. Pozdrawiam.
Dzień dobry. Piszę, bo nie zgadzam się z opinią i podejściem polskiego społeczeństwa ( tak polskiego, katolickiego społeczeństwa wychowanego w jednych schemacie dom, rodzina, kościół ), że aborcja to coś złego.
Aborcja jest ok 🙂 . Jest ok, bo to jest wybór, a skoro to jest wybór to znaczy, że to jest dobre. Nie ma nic bardziej wartościowego niż dać komuś, sobie WYBÓR i to jest ok. 🙂
Tak, miałam aborcję. Nie, nie żałuję, a wiec jest mi z tym dobrze, czuję się dumna, że dałam sobie wybór na to jak ja chcę żyć, na moją decyzję….
Jedyne co mnie irytuje to to, że ja nie mogę o tym mówić otwarcie, nie ma na to pozwolenia…
Gdybym to powiedziała otwarcie to nie dostałabym zrozumienia, że taka była moja decyzja tylko zostałabym oceniona jako ta która usunęła – jak mogła … ta zła…niedobra… bez uczuć… wygodna… nieodpowiedzialna … bla bla bla
Totalny społeczny ostracyzm.
A ja się tak nie czuję, a wręcz przeciwnie, czuję się bardzo odpowiedzialna, że nie dałam sobie wmówić : jakoś to będzie. Nie chcę żeby było jakoś… tylko chcę żeby było dobrze na moich zasadach .
Dziś zrobiłabym to samo.
przede wszystkim nie oceniaj
I to właśnie jest odpowiedzialność za dziecko. To znaczy, nie sprowadzać go na świat bez względu na wszystko, bo tak wypada.
Cieszę się, że ten wywiad się pojawił.
Problemy z trudnych dzieciństwem i w następstwie zaburzenia emocjonalne to równiez mój powód bezdzietności.
Nie udałabym rady być dobra ani nawet poprawną matka mając nerwicę, stany depresyjne i brak miłości własnej.
Dzięki czytaniu tego bloga uzmysłowiłam sobie, że to decyzja tylko moją i mojego męża czy chcemy się rozmnażać 🙂
Oczywiście teściowie nie są z tego zadowoleni pomimo naszych argumentów.
Dziecko to nie chomik (a i nim trzeba się zająć z miłością). To nowy człowiek, który wychowany w zły sposób dołączy do grona nieszczesników z depresją lub innymi problemami.
Dziękuję za wspaniale artykuły i czekam na więcej!
Bardzo ciężko czyta się taki tekst, bo też niełatwo dowiadywać się o krzywdzie drugiego człowieka. Niestety zarówno los, jak i ludzie bywają okrutni. Wielkie brawa dla bohaterki wywiadu, że nie poddała się i zawalczyła o lepszą jakość życia dla siebie. Mając tak trudne doświadczenia za sobą, obawa przed macierzyństwem lub rezygnacja z niego jest uzasadniona i całkowicie zrozumiała.
Świetny artykuł, szacunek dla Karoliny za odpowiedzialność i mądrość życiową, pozdrawiam serdecznie 🙂
Dzięki, dziewczyny, za te wszystkie komentarze i za wasze historie! I dla mnie, i dla Karoliny to ważne, że ten wywiad tu się ukazał. Pozdrawiam serdecznie!
Też przeżyłam podobne dzieciństwo. Przeżyłam je z kobietą, która nigdy nie chciała mieć dzieci, otwarcie się przyznawała do paru abrocji, mówiła na głoś, że „dzieci niszczą życie, to koniec życia, jesteś uwiązany”, która zostawiała swoje dziecko pod opiekę obcych. Tą kobieta była moja matka, z którą już nie mam kontaktu. Ona ze mną też nie.
Dlatego zawsze gdy słyszę od kogokolwiek, że nie chce mieć dzieci albo nie czuje powołania, to mu szczerze gratuluje 🙂 gratuluje świadomej decyzji, nie namawiam, bo wiem jak słabe jest życie z kimś przymuszonym do zostania rodzicem.
Jestem za aborcją, a gdy słysze głupie teksty pod tytułem ” a co gdyby Twoja matka Cię wyskrobała” odpowiadam, że nie miałabym nic przeciwko 🙂 niestety życie z nią i dzieciństwo kosztowało mnie wiele, to był koszmar… wiele razy żałowałam że się urodziłam. Zyję i życ będę, odnalazłam miłość w przyjacielach, partnerze… Nie mam dzieci, choć nie podjęłam ostatecznej decyzji czy je chce mieć czy nie, można powiedzieć że się waham, zastanawiam, odkładam to w czasie … (mam 30 lat).
Hej! To, o czym piszesz, jest niewyobrażalnie bolesne. Tym bardziej budujące jest to, że odnalazłaś miłość. To na pewno wielka praca, jaką wykonałaś, i twój osobisty sukces. Dziś czytałam wywiad z Wiesławem Myśliwskim – i tam znalazłam zdanie o tym, że miłość to najwyższa forma mądrości, jaka jest nam dostępna. Mam nadzieję, że tej mądrości już nigdy ci nie zabraknie! Pozdrawiam!
Przykre to Pani dzieciństwo sam nie miałem lekko ale widać że ma Pani duże problemy psychiczne. Widać że żyje Pani z piętnem matki. Staje się Pani taka sama jak ona, a jeżeli chce pani coś zmienić to musi być Pani lepsza inna od tej kobiety która zniszczyła pani życie. Ale najpierw musi Pani iść do dobrego lekarza.
Uwielbiam fakt, ze sa wsrod nas tak bardzo swiadome kobiety! Brawo Karolina! Jestes wspaniala, wartosciowa i bardzo madra osoba. Ciesze sie ze podjelas bardzo przemyslana decyzje. Niewiele kobiet jest tak odpowiedzialna by zastanowic sie czy nadaja sie na matke. Ciesze sie ze odnajdujesz radosc zycia. Pozdrawiam bardzo serdecznie.
Dziękuję za wywiad, dziękuję za tego Bloga i dziękuję za komentarze. Każda tutaj kobieta ma jakąś historie do opowiedzenia, ma swoje przemyślenia, swoje zdanie, każda coś od siebie daje. To wszystko w połączeniu buduje naszą świadomość. A za świadomością z czasem podążają decyzje…najczęściej te właściwe decyzje, bo… ,dopóki nie uczynisz nieświadomego świadomym, będzie ono kierowało Twoim życiem…”. Świadomość siebie (swoich potrzeb, trudności, pragnień) – to jest klucz wolności…
Nie pochodzę co prawda w patologicznego domu,ale doskonale rozumiem osobę z historii. Sama nie radzę sobie ze światem, z pracą, życiem osobistym. Ciągle mi źle, ciągle szukam lekarzy-psychiatrów, którzy mi pomogą. Dlaczego miałabym powoływać dziecko na świat, który DLA MNIE – jest okropny? Jakie wartości przekazałabym dziecku, jeśli sama nie radze sobie ze sobą?
Super wywiad:)
Bardzo mądra decyzja tej Pani. Ludzie muszą być odpowiedzialni i ciężkie choroby powodują że najpierw powinni się zając sobą i jako osoby chore nie nadają się do wychowywania dzieci, ale jest to jakaś mała grupa i to jest logiczne. Wychowanie dziecka nadają się osoby ukształtowane emocjonalnie i psychicznie i odpowiedzialne. Mówimy tu jednak o osobach, które miały normalne dzieciństwo i dlatego nie chcą mieć dzieci bo utrudniło by im to spotkania z znajomymi czy wypoczynek, albo jakieś ważne w ich mniemaniu pasje a według nich te bachory to tylko przeszkadzają .
Twój blog i ten wywiad uswiadamia, że decyzja o dziecku jest odpowiedzią dana nie tylko przyszłości, ale i przeszłości.
Ja również dziękuję za ten wywiad. Mając matkę – potwora sądziłam, że nie może być nic gorszego, niż bycie jego ofiarą, lecz uświadomiłam sobie, że stanie się dla kogoś takim katem, wykutym na podwalinach ofiary, z pamięcią ofiary, z bólem ofiary i reakcjami naprzemiennie kata (np pod wpływem negatywnych emocji) i ofiary, byłoby dla mnie gorsze. Potwory rodzą rany, a rany rodzą potwory. Mam wbudowany w umyśle cały schemat postępowania taki, jakbym nadal była w „domu” zamknięta z rozjuszonym, głodnym tygrysem, schemat przetrwania w pojedynkę z kimś życzącym mi śmierci. Ludzie zazwyczaj nie rozumieją, jak to jest kiedy jesteś skazana na obcowanie z kimś takim. Dla nich schemat często jest prosty, jak ktoś jest toksyczny, to się go unika, a jak dobry – to się do niego lgnie. Nie potrafią zazwyczaj ogarnąć sytuacji niemożności ucieczki przed potworem, skazania na jego łaskę i niełaskę. Nie wiedzą i trudno im pojąć do jakich sposobów muszą uciekać się ofiary, by przetrwać kolejny dzień. Jak ciężko jest dorosłej osobie w szponach takiego człowieka, a jak ciężko dziecku.. nie znającemu innych sposobów postępowania, wykuwanemu codziennie w ogniu nienawiści i bólu zupełnie nie do wyobrażenia dla tzw. normalnych ludzi. Chyba każda z tych Nas, która jest po takich przejściach, znalazła się w punkcie z trzema rozwiązaniami. Albo się zabiję, albo zwariuję, albo spędzę resztę życia w więzieniu za morderstwo ze szczególnym okrucieństwem. Każda, której udało się mimo to przetrwać, jakkolwiek, w kawałkach ale przetrwać – zasługuje na szacunek, na święty spokój. Na możliwość regenerowania się zgodnie z własnym rytmem i na własnych zasadach. Może dlatego do takiego szału i bólu doprowadzają Nas niby błahe aluzje na temat tego, jak powinnyśmy żyć, na temat naszych powinności etc. i standardowo koronnym tematem macierzyństwa. Właśnie my od samego początku poddajemy ten temat w wątpliwość, wałkujemy go w głowie wiedząc z autopsji, że istnieją osoby najoględniej mówiąc – niepowołane do tej roli i finalnie ponosimy odpowiedzialność i ciężar decyzji, podczas, gdy innym dzieci się sypią, jak z rękawa, często bez głębszej refleksji. Kiedyś jedna z osób po podobnych przejściach, w rozmowie ze mną wyznała jak bolesne jest dla niej to, że ludzie nie są zdolni docenić ile kosztowało ją świadome powstrzymanie się od posiadania dzieci. Ile kosztowało przepracowanie ze sobą za i przeciw. Jej zdaniem tego typu postawa, świadomej zgody na jakiś stan rzeczy i niepozostawianie pola przypadkowi i „jakoś to będzie” powinna być przynajmniej zrozumiana i doceniona. Podzielam tą opinię.
Dziękuję za powstanie tego bloga.
Dzień dobry. To ja dziękuję za ten wpis. Wstrząsający. Przejmujący. Mądry. Gdy z poziomu akademickiego gdybania – mieć czy nie mieć dzieci – zanurzamy się w prawdziwym życiu, coś zaczyna chwytać za gardło. Nic mądrzejszego i ważniejszego już nie napiszę. Życzę ci dużo siły i szczęścia, za wszystkie traumy i za całe cierpienie, choć wiem, że nie da się uciec od siebie i swojej historii, a życie nie wypłaca rekompensat. Pozdrawiam serdecznie!
Jest i taki problem.
Chwatko Niematko pozwalam sobie wkleić ten link, ponieważ jest w nim mowa o Twoim blogu w kontekście trudnej i ważnej kwestii, o której w powszechnej opinii nie wolno mówić.
https://kobieta.wp.pl/matki-ktore-zaluja-ze-urodzily-dzieci-musza-sie-ukrywac-przed-rodzinami-6338069383166081a
Hej! Dzięki za link. To dobre miejsce dla niego. Wkleiłam ten link również na fanpage na FB.
Jak ja to znam…to jakby o mnie. Bardzo bolesne jest nie zrozumienie przez innych, nikt kto tego nie przeżył moze tylko powiedziec: było minęło, przeciez jestes juz dorosła. No tak. Jestem juz bardzo dorosłą bo 35 letnią kobietą, ktora od wielu wielu lat próbuje dać ukojenie wewnętrznemu, zranionemu dziecku. Chciałabym tak jak osoba w wywiadzie pogodzić sie z myślą, ze matka nie bede. Jednak powoduje to we mnie ogromna obawę, jest kolejnym źródłem lęków. Dla osób z którymi podzieliłam sie owym lękiem sprawa jest jasna: chcesz albo nie chcesz. Ot tak zero- jedynkowo. Partner rownież nie chce mieć dzieci i jest to zdawaloby sie sytuacja idealna…no wlasnie zdawałoby sie. Bo to pragnienie chyba gdzieś jest. Ukryte, głęboko pod ranami. Chyba, że to nie pragnienie dziecka a lęk przed tym, że mogę żałować(co tez mi teściowa przepowiada a czasem mam wrażenie, ze tego mi nawet życzy).
Witaj na blogu! Rzeczywiści, z boku sytuacja wydaje się prosta: albo się chce, albo nie, i już. Najtrudniej znaleźć się w impasie, pomiędzy obawami i pragnieniami. Wtedy żadne dobre rady ani krzepiące wzorce nie pomogą. Trzeba samemu dojść do ładu ze sobą. Próbowałaś może pogadać o tym z jakimś psychologiem albo terapeutą? Gdy nie wiadomo, czego chcemy, warto znaleźć czas i przyjazne miejsce na to, by poprzyglądać się sobie, zrobić wewnętrzny remanent.
Natomiast o lęku przed tym, co nam umyka, wiele razy już tu pisałam. To jedna z najbardziej jałowych i destrukcyjnych emocji w naszym życiu. Zamiast żyć swoim życiem, żyjemy jakąś atrapą, która majaczy gdzieś na alternatywnej ścieżce. Ja mam na takie destrukcyjne chwile jeden patent – bardzo mocno staram się koncentrować na tym, co tu i teraz mnie cieszy. Żałuję tylko tego, co tu i teraz przeoczę. A nie tego, co mogłabym przeoczyć w alternatywnym życiu. Alternatywna ścieżka nie istnieje. Jest tylko ta, po której idziemy. Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo uważności i radości z tego, co jest!
Dziekuje za odpowiedz. Kilka miesiecy temu zakonczylam (kolejna juz terapie) i tam wspomnialam o swoich rozterkach. Niestety braklo juz czasu, zeby sie temu przyjrzec. Ciesze sie, ze trafilam tutaj i moge poczytac podobne mojej historie. Daje to troche wsparcia i powoduje, ze czlowiek czuje sie mniej wyobcowany w swiecie gdzie- strzelam: 99% chce/ma dzieci. Na bloga trafilam niedawno i czekam z niecierpliwoscia na kolejne wpisy:) Pozdrawiam serdecznie!
Posty już się piszą i mam nadzieję, że będą choć trochę pomocne:) Do zobaczenia/usłyszenia na blogu!
DDA, nie bierz pod uwagę teściowej, bo w jej czasach, gdy wychowywała swoje dzieci lub dziecko, macierzyństwo wyglądało zupełnie innaczej. Nikt też wtedy nie mówił o drugiej stronie medalu, że można żałować macierzyństwa. Niektóre kobiety do tego takie są, że są wredne dla innych kobiet – może twoja teściowa też taka jest. Poczytaj sobie w internecie jak naprawdę wygląda macierzyństwo, ale u normalnych osób – nie popadających w skrajności, wiedza zawsze się przydaje i pozwala dokonać lepszego wyboru.
Trudno sie to czyta. Jest to historia nieszczesliwej kobiety, ktora przez rany z dziecinstwa odbiera sobie mozliwosc szczescia i szczesliwego zycia. Nie twierdze, ze macierzysnstwo jest jedynym szczesciem- ale z tego wywiadu bije obraz osoby, ktora sie zamknela w swoim cierpieniu na swiat i zrezygnowala ze wszystkiego, bo “ojciec alkoholik”. Ja to rozumiem, ale wyczuwam jeszcze dluga droge do rownowagi przed ta osoba i zycze jej powodzenia, bo chyba jest dopiero na poczatku drogi do zdrowienia. Szkoda, ze w zyciu nie poznala ludzi, ktorzy pokazaliby jej, ze jednak “da sie”. Wiem, ze toksyczna rodzina zabiera wiele- ale jak sie walczy o siebie, to mozna. Ja nie pozwolilam, zeby trudne dziecinstwo zabralo mi mozliwosc cieszenia sie zyciem i swoja wlasna rodzina, ta zalozona przeze mnie. “Ale kazdy robi, co uwaza”. Pozdrawiam