Kilka dni temu w skrzynce mejlowej znalazłam niezwykły list. Napisała go młoda matka, czytelniczka Bezdzietnika. Gdyby przysłała mi tę historię dwa miesiące wcześniej, gdy mój blog raczkował, pewnie mocno bym się zdziwiła. No bo jak to – mama na blogu o bezdzietności?! W sieci jest przecież tyle miejsc dla rodziców! Okazuje się jednak, że macierzyństwo nie zawsze jest pięknym i pożądanym doświadczeniem, a matki, które nie zachwycają się swoimi „fasolkami”, są jeszcze bardziej osamotnione w sieci niż ludzie bezdzietni. Przywdziewają kostium matki wbrew swojej woli, bez wcześniejszych przymiarek, i całe życie czują się w nim jak w maskaradowym przebraniu. Kostium jest za ciasny, uwiera, pije pod pachami, pęta ruchy, ale zdjąć go nie mogą. Tego bolesnego doświadczenia nie opiszą na Bakusiowo.pl, już prędzej opowiedzą o nim osobie bezdzietnej, która nie wpada w euforię na widok dziecięcej kupy i rozumie, co to znaczy nie chcieć mieć dzieci. Przez ostatnie dwa miesiące dostałam wiele mejli i komentarzy od kobiet, które są matkami, choć nie czują do tego powołania. Okazuje się, że jest to doświadczenie dużo bardziej powszechne, niżbyśmy chcieli przypuszczać. I nie można o tym milczeć!
Źle obsadzona rola
Rola matki, jak mało która we współczesnym świecie, składa się głównie z norm i nakazów. Dlatego przypisany do niej kostium jest tak ciasny i uwiera nawet te kobiety, które są matkami z powołania. Bo matka musi być doskonała w każdym calu – oddana dzieciom, poświęcająca się im bez reszty, sama niemal przeźroczysta. Bez własnych marzeń, pragnień czy ambicji. To spore wyzwanie i pewnie mało która kobieta jest w stanie mu sprostać, a większość nie zwariowała tylko dlatego, że potrafi sobie to i owo odpuścić. Kobiety, które są matkami wbrew sobie, mają jeszcze gorzej. Dbają o dzieci, wychowują je, ale bez głębszego zaangażowania. Niektóre, by lepiej się zamaskować, odgrywają swoją rolę z samobójczą perfekcją, inne robią, co do nich należy, ale codziennie kombinują, jak by tu zrzucić ten niechciany kostium, uciec od dziecka, choć na chwilę o nim zapomnieć. I nawet nie mogą o tym z nikim pogadać, bo każda krytyka macierzyństwa brzmi u nas jak najgorsza herezja. Jest zamachem na Rodzinę, Naród, Kościół i całą Ludzkość.
Chcemy być sobą
A jednak naród, Kościół i cała ludzkość muszą w końcu przyjąć do wiadomości, że nie każda kobieta chce być matką. A te, które odrzucają macierzyństwo, nie są ani potworami, ani innymi wybrykami natury. Każda z nas ma prawo do szczęścia. I warto z tego prawa skorzystać, nawet jeżeli trzeba postąpić wbrew oczekiwaniom tych, z którymi się liczymy. A przejmować się zdaniem tych, z którymi się nie liczymy, w ogóle nie ma sensu! Myślę, że bardziej niż sfrustrowanych matek świat potrzebuje szczęśliwych i spełnionych kobiet. A czy będą one artystkami, matkami, krawcowymi czy polityczkami – nie ma najmniejszego znaczenia. Ważne by były sobą!
Niech to będzie pointa do historii młodej mamy, która niedawno napisała do mnie list i pozwoliła mi go opublikować. Anonimowo. Oddaję głos „Kasi”. Jej historia dobitnie pokazuje, że nie każda kobieta musi być matką…
Witam! Podzielę się swoją historią, może ktoś coś z tego wywnioskuje. Może Pani to zachować dla siebie bądź udostępnić anonimowo. Zacznę od początku. Jako nastolatka zawsze marzyłam o tym, by mieć dziecko. Wtedy był szał na niańki i moje koleżanki dorabiały sobie po szkole. Zawsze mi się to podobało. Mnie nigdy nie chciano dać dziecka pod opiekę, gdyż jestem osobą niedosłyszącą. Mam głęboki obustronny niedosłuch. Zazdrościłam nawet koleżance z LO, że miała wpadkę! Tak, tak! Wiem, że to głupie, ale to fakt! Na magisterce poznałam mojego obecnego męża. Po 4 miesiącach znajomości wpadliśmy. On się ucieszył jak małe dziecko, a ja? Wyłam jak suka do księżyca. Po 9 miesiącach urodził się synek. Słodki i w ogóle. Jego pierwszych 9 miesięcy prawie nie pamiętam. Później niby miało być lepiej. Ale nie jest. Mimo że synek ma już 2 lata, ja jestem zła na siebie. Że mogłam postąpić inaczej. Sądzę, że jakby mi dano dziecko pod opiekę jako niani, mogłabym się przekonać, czy podołam. Nigdy mi jednak nie dano, bo „ty nie słyszysz” itp. Teraz jestem sfrustrowana i zmęczona dostosowywaniem grafiku życia do widzimisię synka. Nigdzie nie mogę wyjść na spontanie. Zawsze muszę się umawiać i kombinować, komu dziecko podrzucić. Nie ma u mnie żłobków. Najbliższe są 20 km i 30 km od miejsca zamieszkania. Rodzice i teściowie chętnie zostają, ale jak się okazuje, że trzeba dzieckiem zająć się trochę dłużej, to już kręcą nosem. Zazdroszczę Pani wolnego czasu i możliwości robienia tego, co chce. Zauważyłam wcześniej, że dzieci mnie irytują, ale takie większe, tj przedszkolaki lub wczesnoszkolne. Sądziłam jednak, że interesują się moim aparatem, i to mnie w nich denerwowało. Wiadomo, dzieci są wścibskie. Jednak teraz zrozumiałam, że już wtedy nie czułam instynktu. Przy dziecku wszystko robię mechanicznie. Nawet widzę, że syn woli męża i się z tego cieszę. Podsumowując, po urodzeniu dziecka zrozumiałam, że nie mam instynktu macierzyńskiego. Niech ta moja historia będzie ostrzeżeniem dla innych kobiet. Zanim zajdą w ciążę, niech sprawdzą, czy dzieci je irytują, czy nie. Przepraszam, że tak bez ładu i składu, może coś z tego Pani zrozumie. Musiałam się wygadać. Przepraszam…
Dziękuję ci, Kasiu, za tę historię. Nie musisz za nią przepraszać…
50 komentarzy
Chciałabym sie podzielić i jednocześnie uzupełnić powyższą historię.
Zawsze wiedziałam, że chce mieć dzieci, ale bardzo późno ew. ok. 30 roku życia.
Niestety, czasami się wpada, czasami o wiele za wcześnie – miałam 19 lat.
Nie mogę powiedzieć, że instynkt istnieje, bo nie istnieje. Miłości do dziecka należy się uczyć także jak każdej innej miłości.
Jestem typem wszedobylskim.
Wszystkiego chce spróbować, wszędzie być, uczyć się, kocham pracować, nie znoszę bycia w domu. O ironio, wcześnie było łatwiej.
Miałam więcej czasu.
Przez ostatni rok również rozstałam się z tatą mojego dziecka, Młody mieszka ze mną.
Kocham go, bardzo mocno go kocham jednak czasami ta niemożliwość spakowania się i wyjechała choćby do innego miasta… irytuje.
Teraz wiem, nie powinnam być mamą.
Staram się być najlepszą, ale podchodzę do Synka trochę jak do.. obiektu badań pedagogicznych. Po prostu. Chcę doprowadzić do tego, by był szczęśliwy, żeby podejmował dobre wybory.
Nie wiem, czy dobrze robię. Nie mam pojęcia. Jednak tak mówi mi przeczucie, ale wiem że to przeczucie jest spowodowane tym, czego ja chce. Po prostu.
Fajny cel sobie wybrałaś – „chcę, by moje dziecko było szczęśliwe”. Myślę, że to najlepsza rzecz, jakiej może chcieć rodzić dla swojego dziecka. Nie zapominaj przy okazji o sobie – ty też bądź szczęśliwa. Nałap tego szczęścia, ile się da! Dzieci dorastają, a taka dorosła progenitura, z własnym życiem, mieszkaniem i dowodem osobistym, to już sama słodycz:)) Pozdrawiam!
„Mogłam postąpić inaczej” tzn jak?? Dlaczego Autorka tego nie rozwinęła? Co mogła zrobic, dowiedziawczy się, że jest w ciąży? Aborcja? To jest wyjście? Rozumiem, że można nie mieć instynktu, ale, patrząc na swoje dziecko, myśleć o tym, że mogła je zabić, gdy było jeszcze dość małe, aby to zrobić, sprawia, że mi się nóż w kieszeni otwiera i odbiera mowę. To już nie jest brak instynktu. To jest nieludzkie. A sama nie mam instynktu macierzyńskiego.
Aborcja to wyjście dla wielu kobiet. Aborcja nie jest nieludzka. Nieludzkie jest zmuszanie, kogoś, by skazywał sam siebie na cierpienie.
Nieludzkie jest odbieranie głosu tym, którzy nie mogą krzyczeć. Proszę obejrzeć filmy bez cenzury, jak wygląda aborcja. Na yt jest np film byłego lekarza kliniki aborcyjnej. To nie jest zabieg. Zabieg to wyrywanie zęba, nie morderstwo.
Ale tu jest miejsce ludzi, którzy popierają aborcję nie widząc w niej niczego złego. Jak chcesz mieć inne poglądy to nie na tym blogu.
Chyba Anno M nie jesteś Gospodynią tego bloga i nie powinnaś zakazywać innym się tu wypowiadać, tylko dlatego, że mają inny pogląd niż Ty, poza tym nigdzie nie jest napisane, że to blog dla zwolenników aborcji.
Niekoniecznie. Nie wszyscy bezdzietni z wyboru są za aborcją. Ja nie jestem. Czuję się wolna w wyrażaniu poglądów na blogu, z którego w pewnej części coś mnie interesuje. Żaden blog nie jest kołem wzajemnej adoracji, tylko strefą także do wymiany poglądów. Zabłądziłabym, gdybym udzielała się na profilu stricte feministyczno-aborcyjnym. Tu interesuje mnie wartość życia bez dzieci ale jednocześnie bronię życia nienarodzonego. Mam do tego prawo i czuję się w tym wolna na tym blogu. Aczkolwiek coraz mocniej drażnią mnie prywatne zwrotki Autorki przeciwko Kościołowi, w dodatku błędne świadczące o braku wiedzy teologicznej, a jeśli o czymś się nie wie i wyraża opinię jako fakt to jest to bardzo nieprofesjonalne, ale to osobny temat. Rzeczywiście powinnam szukać innego bloga ale nie znam alternatywy.
Jestem feministką, ateistką, jestem za prawem do aborcji, antykoncepcji i salpingektomii. I o tym będę jeszcze wiele razy pisała. Niezależnie od tego, czy kogoś to drażni, czy nie. Każdy ma prawo do własnych poglądów i przekonań. Oraz do tego, by dać im kulturalny wyraz. Ja też. I tego się trzymam.
Zgadzam się, przecież przerywa się ciążę jedynie w pierwszych kilku tygodniach. Jak ktoś nie może pozwolić sobie na dziecko to co ma zrobić, a wpadki zdarzają się nawet z użyciem antykoncepcji.
Zgadzam się. Kobieta musi mieć wybór, a często ostatecznym i jedynym jest aborcja.
To ironia była. Tak dla porządku wyjaśniam.
Przeczytaj koniecznie książkę ” Żałując macierzyństwa” Orna Donath.
Patologia była, jest i będzie. Dzieci się na świat nie proszą. A jak się pojawiają to powinna się pojawić odpowiedzialność. A odpowiedzialność to dojrzałość. To dorośli mają być odpowiedzialni za dzieci, które powołali do życia.Co winne jest dziecko, że rodzić sobie nie radzi? To rodzic ma sobie poradzić. Poszukać pomocy w razie potrzeby. Poszukać wsparcia. Świadomość i antykoncepcja to są rozwiązania.
Gratuluję ,, Kasi” odwagi , że potrafiła opisać swoje uczucia. Jestem matką dwójki dzieci. Jedno niepełnosprawne. I dziś wiem że nie jestem matką,, roku”. A nawet wygrywam w kategorii zła matka roku. Wieczna frustracja- bądź idealna, szczupła, cudowna i seksowna dla męża, spokojna i kochana dla dzieci, taka perfekcyjna pani domu. Żygam ,, tęczą”… przerosło mnie to. Ostatni doszłyśmy z dziewczynami do wniosku że każda kobieta zarabia za mało. Powinno ją być stać na niezależność od faceta, społeczeństwa, pracy. Jesteśmy uwiązane kredytami, bo co ludzie powiedzą, wstydem, i ,, dobrem dzieci” . Kraj prorodzinny…… śmiechu warte. Urodzisz chore dziecko- brawo jesteś wielka. Masz 4 tyś……. tylko co dalej. ……koszty opieki nad takim dzieckiem ogromne- rehabilitacja, leki, turnusy, pieluch…..wiele by wymieniać. Sam sprzęt- wózki, pionizery, siedziska, łóżka to majątek. Zostaje żebranie na zbiórkach, 1%, i prośby prośby…. eh szkoda gadać….. rozumiem kobiety bezdzietne i singielki. Brawo dla nich za odwagę postawienia na Siebie!!!!!
Nasi politycy, niestety, są prorodzinni tylko „w gębie”. Płacenie kobietom za niechciany heroizm jest kpiną i okrucieństwem, a nie wspieraniem rodziny. Tym bardziej trzeba podziwiać kobiety, które w tym całym szaleństwie zawsze jakoś dają radę. Przykro mi, że znalazłaś się w tak trudnej sytuacji. Mam nadzieję, że masz swoje źródełko mocy, z którego czerpiesz, gdy jest naprawdę źle. Oby nigdy nie wyschło! Pozdrawiam!
Ja miałam to szczęście, że będąc w wieku nastoletnim miałam styczność z dziećmi w różnym wieku, więc wiedziałam, z czym to się wiąże. Na początku nawet mi się to podobało ale szybko mnie dzieci zaczęły irytować i stwierdziłam, że to nie dla mnie – zwłaszcza, że ciężko mi było wytrzymać kilka godzin, a będąc matką przecież mam dziecko pod opieką cały czas. Dzięki temu doświadczeniu moja decyzja o nie byciu matką była w pełni świadoma i dobrze przemyślana. Cieszę się też, że nie zaliczyłam wcześniej wpadki i mogę się teraz cieszyć moim życiem bez potomstwa.
Ciesz się życiem i wykorzystaj je najlepiej, jak się da! Powodzenia!
Cieszę się że powstają takie strony internetowe i takie historie. Trzeba nam pełnego obrazu macierzyństwa, małżeństwa czy bycia singlem- prawdziwych historii z różnych stron spektrum, od cukierkowych historii o bobaskach po historię pani Kasi. Brawa za odwagę i szczerość.
Też myślę, że trzeba jak najgłośniej mówić o tych ciemnych stronach macierzyństwa, żeby młode kobiety wiedziały, na co się decydują. A i matkom, które borykają się z niechcianym macierzyństwem, będzie łatwiej, gdy nie będą musiały niczego udawać. Gdy będą mogły powiedzieć, co je boli. Ten „wątek”, który pojawił się na moim blogu, mocno mnie zaskoczył, myślałam, że będę pisała o ludziach bezdzietnych i dla ludzi bezdzietnych. Ale teraz myślę, że „Bezdzietnik” to dobre miejsce również dla ludzi, którzy mają dzieci, i chcą o tym szczerze pogadać. Pozdrawiam!
I tu sie okzuje jak bardzo jest prawdziwe zdanie „urodzisz, to pokochasz”… u mnie jest taki paradoks, ze ja… lubie dzieci! Lubie z nimi przebywac, bawic sie, jestem instruktorem i dzialam z dzieciakami w roznym wieku. I jestem mega szczesliwa, jak po kilku godzinach przebywania z nimi wracam do domu, do moich kotow, papug, popatrze na akwarium i jestem w moim wlasnym, innym swiecie. Nie wyobrazam sobie 24/7 jak w przedszkolu… a z kazdym kolejnym rokiem coraz bardziej utwierdzam sie w tym, ze dzieci tak, ale nie swoje 😉
Pewnie! Ja też zdecydowanie wolę nie swoje dzieciaki:)) Nie na tyle, żeby z nimi pracować (co to, to nie!), ale jest mnóstwo bezdzietnych, którzy uwielbiają dzieciaki i potrafią fantastycznie się z nimi dogadywać. Ja maluchów „nie ogarniam komunikacyjnie”, jak się ładnie wyraziła moja koleżanka, ale za to uwielbiam takie dzieci po 20-tce:)) Z takimi to mogę nawet pracować! Pozdrawiam!
Hej. Każdy post to kolejny temat który nie jest mi obcy. Patrząc na matki, czy to w granie znajomych czy też mijane na ulicy zastanawiam się ile z nich jest nieszczęśliwych i ile żałuję że zostały matkami. Niestety to temat tabu, nie można przecież powiedzieć że żałuje się bycia matką. Matka zaciska zęby, uśmiecha się i powtarza że dziecko to cud. Słucham czasem tego badolenia, że na nic nie ma się czasu, pieniędzy i sił i myślę że w kwestii potomstwa bardzo wcześnie wydoroślałam i dokładnie wiedziałam z czym to się wiąże i dlatego „egoistycznie” powiedziałam nie, dziękuję.
I tu matka w podobnym tonie: https://malinowaplaneta.pl/zaluje-ze-mam-dziecko/
Każdy ma prawo do własnych poglądów. Macierzyństwo ma jasne I ciemne strony. Ja zasmakowałam obu. Nie oceniam innych matek, bo sama nie jestem idealna.
Rozsądne podejście 🙂
Zawsze wychodziłam z założenia, aby pozostawiać ludziom dowolność w kwestii potomstwa, świadomego braku rodzicielstwa czy dużej liczby pociech, niech każdy układa życie po swojemu.
Jestem singielką, podczas gdy większość moich koleżanek jest w kilkuletnich związkach i/lub mają dziecko/dzieci… Na mnie patrzą trochę z politowaniem i chyba nie rozumieją, że ja jeszcze po prostu nie chce rodziny. Lubię siebie i bycie samej mi nie przeszkadza, rozwijam siebie i swoje zdolności, dużo podróżuję… Kiedyś na pewno chciałabym mieć dziecko, ale czy to będzie moje, czy adoptowane, bo dla mnie będzie za późno, bez różnicy. Grunt, żeby mi to odpowiadało w danym czasie, bo na razie czuję się jak duży dzieciak, który jeszcze nie dorósł i chce po prostu żyć 😀
Rozumiem cię bardzo dobrze. Jestem matką dwojga fajnych dzieci i szczęśliwą żoną. Zawsze chcialam mieć dzieci i cieszę się, że są, ale jest we mnie też ogromna potrzeba samotnosci. Kiedy moje dzieci były mniejsze, to w pierwszym dniu szkoły po wakacjach, szłam do kawiarnii , książką, zamawiałam kawę, ciastko i świętowałam początek roku szkolnego.
Bardzo potrzebny w dyskusji o macierzyństwie głos! Tak, bo najważniejsze w tym wszystkim, aby taka dyskusja rzeczywiście była. W rzeczywistości bowiem jej nie ma. Jest tylko jeden akceptowany nurt, zgodnie z którym najbardziej chwalebnym i jedynym naturalnym powołaniem kobiety jest bycie matką. A tymczasem KOBIETA jest przede wszystkim właśnie KOBIETĄ, czyli człowiekiem. Dajmy więc żyć kobietom! Wciąż tylko wszyscy czepiają się naszych macic, naszych pochw, naszych kilogramów, naszych mlecznych piersi, naszych praw do życia. Cofamy się do średniowiecza? Macierzyństwo to dar, to wybór, to prawo – tylko nie obowiązek. To pisałąm ja, matka dwójki dzieci, ktore są dla mnie wszystkim. Bo tak wybrałam
Dzięki za ten głos! Mnie też się wydaje, że takiej dyskusji nie ma. Nawet jeżeli te młode i nowoczesne kobiety żyją już tak, jak chcą, to i tak o tym nie mówią. Taka cicha rewolucja. Oficjalna narracja, zwłaszcza teraz, jest zupełnie inna. Macie rodzić, a jak nie chcecie, to wam za to będziemy płacić. Obrzydliwe! Pozdrawiam!
Dokładnie, zgadzam się. Kobiety mają wybór i każdy powinien to respektować 🙂
Z jednym nie mogę się zgodzić – z mojej oczywiście perspektywy. Nie można sprawdzić czy dzieci irytują czy nie na przykładzie tych obcych. Zawsze miałam styczność z dziećmi, niektórych w mojej ocenie nie dało się polubić. Irytowaly, denerwowaly i były żywa reklama polityki antyrodzinnej. Własne, prywatne nawet gdy podnosi ciśnienie nie irytuje. Można nie lubić innych dzieci a swoje już tak.
Zgadzam się, że tak być może – cudze mnie wkurzają, swoje kocham. I pewnie tak jest w większości przypadków. Tak przynajmniej wynika z moich pobieżnych obserwacji. Jednak czasami ta niechęć jest głębsza niż zwykła irytacja. Ja do dzieci zawszem miałam olbrzymi dystans. Nie ciągnęło mnie do nich w żadnej sytuacji – ani nie chciałam ich przytulać, ani nawiązywać z nimi kontakt. I to mi dało do myślenia. Przy takim nastawieniu byłabym szalona, gdybym poszła na żywioł i postanowiła: a, spróbuję, może pokocham. Wolałam nie ryzykować. Sądzę, że dla osób takich jak ja przebywanie w towarzystwie dzieci może być czytelną wskazówką. Też bym nie wiedziała, że nie chcę mieć dzieci, gdyby w moim życiu nie pojawiały się systematycznie czytelne sygnały. Właśnie w sytuacjach, gdy na dzieci byłam skazana. Pewnie kobiety, które nie odrzucają macierzyństwa tak radykalnie, inaczej do tego podchodzą.
Nawiązując do historii Kasi – cieszę się teraz z tego ze w wieku ok. 14 lat miałam okazje zostać „prawie” mamą. Choć czas ten, prawie całodobowej opieki nad bratem, wspominam jako najgorszy okres w moim zyciu – pełen stresu, płaczu i braku wolnego czasu – to teraz przynajmniej jestem pewna, że nie chce mieć własnych dzieci, to nie dla mnie. Czasem sama myśl o wpadce i posiadaniu dziecka mnie przeraża.
Nie wiem jak z tym poradzi sobie mój przyszły mąż, ale nie pozwole by ktoś mnie zmuszał do ciąży bo wiem, ze zle by to się skończyło
Swietny blog, trafilam bo gdzies wyswietlil mi sie jako sponsorowany i po pierwszym wpisie przepadlam:) lubie takie historie bo tylko utwierdza mnie w tym, ze „ze swoim” wcale nie musi byc inaczej, wcale nie kocha sie go od pierwszego momentu i wreszcie, wcale zadna z nas nie jest do tego stworzona. Sama nie czuje sie do tego powolana. Ale jeszcze z 10 lat temu uwazalam, ze najwazniejsze w zyciu to miec dzieci, duzo dzieci. Az zaczelam sie usamodzielniac, zobaczylam, ze fajnie zyje sie bez zobowiazan i tego „uwiazania”. Mialam przygode z bycia niania. Radosc dalo mi pierwsze pol roku. Potem bylo mi ciezko siedziec w domu. A przeciez mialam wolne weekendy, mialam dla siebie popoludnia. Ale te 8-9h z dzieckiem zaczelo byc monotonne, nudne i mnie irytowalo. A dodam, ze podopieczny byl cudnym dzieciakiem a mimo to, mialam dosyc. W tym roku koncze 30lat, jestem dwa lata po slubie a 10 w zwiazku. Zaczynaja sie delikatne pytania i zyczenia w kierunku dzieci. Maz twierdzi, ze chcialby miec dziecko ale nie widze by byla to jakas silna potrzeba, nie ma u nas na tym tle zadnej nerwowosci, wyrzutow itd. On mowi, ze zrobimy sobie dziaciaka, ja odpowiadam, ze raczej nie i tyle:) wszystki na jakims lajcie:) nie przesadzilam jednak tej decyzji – wszystko sie zmienia. Choc tak jak napisalas w ktoryms z tekstow – czlowiek nie obudzi sie ktoregos ranka i nie bedzie innym czlowiekiem z checia posiadania dzieci. Ale mimo to roznie bywa:)
Gratuluję mądrego, wyważonego podejścia! Niełatwo wyzwolić się z pęt oczekiwań i zacząć słuchać siebie. I tak jak piszesz – wszystko może się zmienić. Dlatego nie ma się co zarzekać: ja nigdy, ja muszę itp. Bo samej sobie urządzić w mózgu klatkę to też kiepska sprawa. Życie lubi zaskakiwać. Życzę ci, żeby cię zaskakiwało tylko pozytywnie:))
Ciekawy wpis,polecam uwadze wystąpienie Christen Reighter podczas TED pt.: „I don’t want children – stop telling me I’ll change my mind”
https://www.ted.com/talks/christen_reighter_i_don_t_want_children_stop_telling_me_i_ll_change_my_mind#t-124706
Super! Bardzo dziękuję za ten link! Pozdrawiam!
Tez mam za sobą opiekę nad młodszym rodzeństwem (siostra urodziła się , kiedy miałam 16 lat), więc obce mi były ciągoty rodzicielskie przez dłuższy czas- to było trochę jak szczepionka ;).
Dopiero będąc w związku z moim obecnym mężczyzną zapragnęłam mieć dzieci- właśnie z nim, jego dzieci. No i mamy dwójke, wyczekaną i kochaną, i lubię moje macierzyństwo. Ci wcale nie kłóci się z faktem, że trudno mi było wytrzymać z nimi 8 godzin sam na sam, i po 8 miesiącach wróciłam do pracy, i ich ojciec by w domu przez następnew8 miesięcy, a potem żobko- przedszkole. Nie lubiłam też się z nimi bawić, jak byli mali, nudziło mnie to przeraźliwie. Ale uwielbiałam i dalej uwielbiam robić z nimi inne rzeczy: podróżować do dalekich i bliskich krajów, jeździć na wycieczki rowerowe, na kajaki, grać w planszòwki etc. Mysle, że można wychowywać dzieci integrując je w swoje życie, konieczność stawiania wszystkiego na głowie to mit.
Taki sam z resztą jak konieczność posiadania potomstwa, btw. ( jakoś mi to ” posiadanie” dzieci nieładnie brzmi, tak w ogóle…)
Świetny blog i super masz czytelniczki!
Hej! Uwielbiam takie historie i zawsze bardzo się cieszę, gdy znajduję je pod moimi postami. Zawsze mam nadzieję, że moje czytelniczki (moje superczytelniczki!!!), zwłaszcza te, które nie podjęły jeszcze decyzji, znajdą w nich jakąś inspirację. Bo właśnie czasami tak jest – że dzieci nie! Czasami radykalniej – nigdy w życiu! A potem zmienia się życie, pojawia się w nim ktoś ważny i nagle okazuje się, że dziecko to najbardziej oczywisty wybór pod słońcem:) Innym razem jest tak jak u mnie – dzieci nie chciałam i nigdy nie zachciałam. Nawet gdy pojawiły się doskonałe i sprzyjające okoliczności. Chciałoby się zapytać: skąd wiedzieć, czy „nie chcę dziecka teraz” znaczy „nie będę chciała go nigdy”. Nie ma dobrej odpowiedzi na to pytanie. Trudno to przewidzieć. Ale właśnie dlatego nie wolno sobie odbierać szansy na zmianę definicji szczęścia. Piszę to już któryś raz, ale wydaje mi się to ważne zwłaszcza w kontekście pytań o sterylizację. Gratuluję ci mądrych decyzji i fajnego macierzyństwa. Pozdrawiam! Wpadaj na bloga!
Bezdzietność to trudny temat. U nas w Polsce – tabu, można powiedzieć. Nie wiem jak to jest być bezdzietną, bo jestem matką dwóch synów, pełnoletnich już. Pierwsza ciąża, choć planowana i trzy lata po ślubie, wprawiła mnie w popłoch!! Bałam się po prostu, a teraz myślę, że nie byłam dojrzała, mimo 26 lat. Dopiero jak z krwotokiem odwieźli mnie do szpitala i po badaniu USG, stwierdzono, że „tam nic nie ma”, poczułam stratę. Bardzo to przeżyłam, a następną ciążę musiałam częściowo „przeleżeć:, bo na początku znowu pojawiły się problemy. A wtedy to już chciałam – bardzo, bardzo! Udało się i mam teraz studenta psychologii! Drugą ciążę zniosłam świetnie, cały czas pracowałam, więc nie ma reguły, jak widać. Mam studenta politechniki.
Piszę to, bo dopiero po wielu latach nauczyłam się być matką. Bo tego nas nikt nie uczy. Do wszystkiego trzeba mieć papier, szkoły, kursy, a do bycia rodzicem nikt nas nie przygotowuje. Uczymy się przez naśladowanie swoich rodziców albo przez stosowanie zachowań „wręcz przeciwnych” do tego jak postępowali nasi rodzice. I to bardzo długi i trudny proces- dojrzewanie do macierzyństwa. Mnie zajęło wiele lat i cały czas się uczę.
Bycie matką to dla mnie najtrudniejsza życiowa rola. przyznaję. Z facetem można się rozstać, pracę i miejsce zamieszkania zmienić.
A dziecko??!! Do „ochronki” oddam??? Dziecko jest na całe życie. A rzadko jest takie, jakie byśmy chcieli. Zazwyczaj wprost przeciwnie! I trzeba się z tym „zmóc”, poradzić sobie metodą prób i błędów. Nieraz jest bardzo ciężko, nieraz masz już dość i czujesz się zupełnie bezradna!!! Ale jak słyszysz: mamo, kocham Cię najbardziej na świecie, to wszystko inne przestaje być ważne i wiesz, że to, co robisz, ma sens. Dziś wiem, że nie muszę być MATKA IDEALNĄ, wystarczy, że staram się być MATKĄ NORMALNĄ czyli pozwalać sobie na słabości i przede wszystkim mieć swoje życie. I broń Boże nie poświęcać się!!!! Ciary mam jak słyszę „poświęciłam się dzieciom”. A prosił Cię ktoś, mam ochotę spytać???? Nie poświęcam się, choć próbowano i wciskać, że POWINNAM. A figa z makiem!!!! mam pracę, partnera, koleżanki, czytam książki, chodzę do kina , na basen uśmiecham się i moje dzieci taką mamę chcą mieć. Ale nie zawsze taka byłam i sporo czasu mi zajęło, żeby stać się MATKĄ NORMALNĄ a nie MATKĄKTÓRASIĘDZIECIOM POŚWIĘCIŁAITERAZCZEKAZAŻJEJDZIECITODDADZĄ (pisownia celowa). Nie oddadzą, to znaczy nie w taki sposób. Największą radością i „zapłatą” dla mądrej matki jest widzieć jak jej dzieci radzą sobie w życiu i są zadowolone z siebie, spokojne i szczęśliwe. A ja jestem jak Anioł Stróż, czuwam, ale ruszam z pomocą tylko wtedy jak naprawdę jest taka potrzeba. Poza tym obserwuję i pozwalam iść swoją drogą. To najlepsze, co rodzice mogą dać swoim dzieciom: wypuścić spod skrzydeł i pozwolić im iść swoją drogą. I nie wymądrzać się, obserwować, „niewidzialnie” czuwać.
Nauczyłam się tego, codziennie się uczę. Nie było łatwo, ale dziś jak patrzę na moich synów, to wiem. że sobie poradzą w życiu. Dużo przeszliśmy, tym bardziej cenię moje relacje z synami.
Rozpisałam się, trochę mi oczy zwilgotniały. Dziś, jak obaj stoją obok mnie to czuję się szczęśliwa, że jestem matką, że pokonałam strach i wiele życiowych ograniczeń,że odrzuciłam wiele stereotypów, że przetrwałam okresy załamań i i własnych, ludzkich upadków. Dałam radę samotnemu macierzyństwu i nie mam już o to pretensji do nikogo ( A kiedyś taka biedna się sobie wydawałam!) Wybaczyłam, przede wszystkim SOBIE! Warto było. Bartosz i Mateusz, fajni faceci, silni młodzi mężczyźni, MOI SYNOWIE.
Oj, rozpisałam się… wzruszyłam kapkę.
Dlaczego piszę to właśnie na blogu o bezdzietności?
Bo macierzyństwo jest fajne! Trudne, ale fajne!
Nie każda kobieta musi być matką i jest to jej wybór, jeśli taka jej wola.
Ale jeśli jeszcze nie podjęłyście decyzji, wahacie się, boicie, to może moje przemyślenia i doświadczenia, na coś Wam się przydadzą.
Fajnie jest być mamą!
Pozdrawiam Was wszystkie dziewczyny, a szczególnie ciepło autorkę tego bloga!
Hej, Małgorzato! Myślę, że to bardzo ważne, co napisałaś. I też uważam, że Bezdzietnik to dobre miejsce na takie refleksje. Spotykamy się tu w szerokim gronie – matek i niematek. Są tu kobiety, które wiedzą, że nie chcą, i takie, które zawsze chciały mieć dzieci. I w końcu – są takie, które się zastanawiają. Bezdzietnik – choć wcale tego nie planowałam:) – stał się miejscem, gdzie możemy się macierzyństwu poprzyglądać z różnych stron. Zobaczyć je w prawdziwym świetle – jako coś dobrego, pięknego, ale też trudnego, wymagającego, wiążącego się z wieloma problemami. Bezdzietność też nie zawsze ocieka lukrem. Myślę, że dokonując w życiu wyborów, trzeba po prostu pamiętać, że wybierając życie dzietne albo bezdzietne, wybieramy nie tylko radości, ale i określone smutki. Pozdrawiam cię i gratuluję. Syna, życiowej odwagi i mądrego podejścia do życia.
Pani Małgorzato, piękne, mądre, prawdziwe słowa! Szczególnie spodobała mi się refleksja na temat matek „poświęcających się”:-) Myślę, że każda z naszych relacji jest potrzebna po to, aby obraz macierzyństwa był prawdziwy i pełny.
Wg statystyk, co 1,5 sekundy na swiecie dokonuje sie jedna aborcja. Czyli okolo 43,8 milionow aborcji rocznie.
Jakby od tego odbieralo komukolwiek mowe, to dopiero bylaby tragedia.
Ilosc aborcji dokonywanych w warunkach zagrazajacych zyciu kobiety jest bliska 100% w krajach Afryki, i 95% w krajach Ameryki Poludniowej (dane z 2008). Az noz sie w kieszeni otwiera.
„Mogłam postąpić inaczej” tzn jak?? Dlaczego Autorka tego nie rozwinęła? Co mogła zrobic, dowiedziawczy się, że jest w ciąży? Aborcja? To jest wyjście? Rozumiem, że można nie mieć instynktu, ale, patrząc na swoje dziecko, myśleć o tym, że mogła je zabić, gdy było jeszcze dość małe, aby to zrobić, sprawia, że mi się nóż w kieszeni otwiera i odbiera mowę. To już nie jest brak instynktu. To jest nieludzkie.
Czemu taka agresja? KAŻDA kobieta powinna mieć wybór, mało tego, aborcja nie do końca usuwa dziecko a płód.
Dlaczego ludzie myślą, że jak zastąpią słowo „dziecko” słowem „płód” to wszystko się zmienia? To tylko słowo. Akurat użytkownik o nazwie „Klinika Stonava” opowiadający się za wolnym wyborem aborcji nie jest obiektywny, gdyż klinika ta czerpie korzyści materialne z dostarczania usług aborcyjnych. Pozdrawiam.
To powiem teraz swoją historię , nigdy dzieci mieć nie chciałam wiedziałam to prawie od zawsze . Nawet jak bawiłam się lalkami to były one profesorkami , dyrektorami które prowadziły wykłady taką miałam wyobrażnię , ale przez myśl mi nie przeszło , że lalka może nagle być matką i jest rodzina nigdy w życiu . W wieku 12 , 13 lat kiedy odkryłam swoją największą pasję którą rozwijam do dziś , to odpłynęłam totalnie . A póżniej z upływem lat powoli zaczęłam odkrywać inne pasje , zainteresowania i cele które teraz w pełni mnie rozwijają . Teksty które tu są przytoczone na temat , że nie chcę mieć dzieci będziesz żałować słyszałam nieraz nawet niektórzy uznali , że jestem lesbijką nie zapominając o egoiżmie czy braku wkładu w społeczeństwo i demografię . Dzięki takiej świadomości , że są takie osoby jak ja naprawdę jest mi o wiele lepiej . Teraz po latach zrozumiałam , że wszystko jest ze mną w porządku , mam to szczęście , że mam normalnych rodziców którzy w pełni zaakceptowali mój wybór chcą tylko mojego szczęścia . A z resztą jestem w takim wieku , że dziecko mogło być chore a tego bym nie zniosła . Dodatkowo zakaz aborcji eugenicznej utwierdził mnie w przekonaniu o bezdzietności . Sama mogłam dziś być chora i wolałabym umrzeć niż żyć na łasce czy niełasce innych .
Dojrzałe podejście, popieram w 100%!