Dziś post osobisty. O tym, dlaczego nie mam dzieci (krótko). I o najbardziej znienawidzonych tekstach, jakich wysłuchiwałam przez ostatnie dwadzieścia lat (nieco dłużej). Wpis na blogu powinien mieć solidną dramaturgię, ale moja historia to raczej leniwy strumyk niż pełen przełomów Dunajec. Nie mam dzieci, bo nigdy nie chciałam ich mieć. Kropka. Nigdy też nie żałowałam swojej decyzji. Takie zdeklarowane niematki wciąż jeszcze traktuje się jak stwory mitologiczne, coś między strzygą a yeti. Niby wszyscy słyszeli, że są, ale mało kto w nie wierzy, dlatego dwudziesto-, trzydziestoletnie kobiety, które nie chcą mieć dzieci, często słyszą:
Zobaczysz, zachcesz…
Tekst z pozoru niewinny, rzucany lekko jak uwagi o Eurowizji czy pogodzie, ale ma sporą siłę rażenia. Niczego tak bardzo się nie bałam, jak chwili, gdy „zachcę”. Bo co? Nagle obudzę się jako ktoś zupełnie inny? Z innymi pragnieniami? Z inną hierarchią wartości? Z inną wizją siebie? Czy to jeszcze będę ja, czy jakaś moja podróbka? Dziś wiem, że bałam się na wyrost. Dobijam pięćdziesiątki i nie zachciałam. Oczywiście, takie nagłe przebudzenie pragnień macierzyńskich niekiedy się zdarza, ale przed odstawieniem pigułek warto zrobić wewnętrzny remanent. Może się okazać, że zamiast autentycznej tęsknoty znajdziemy w sobie cudze lęki i pragnienia. Równie niebezpieczny wydaje mi się inny tekst, który prześladował mnie przez wiele lat:
Zobaczysz, będziesz żałować…
Naprawdę? Czy człowiek, który przez całe życie nie lubił zapachu ryb, będzie na starość żałował, że nie został rybakiem? No nie! Nie będę żałować tego, że nie miałam dzieci. Mogę co najwyżej napluć sobie w brodę, że nie odłożyłam okrągłej sumki na emeryturę. Że niewystarczająco pielęgnowałam przyjaźnie. Że nie zabezpieczyłam się na wypadek jakiejś życiowej katastrofy. To gorzkie, ale sensowne żale, nieurągające zdrowemu rozsądkowi. W przeciwieństwie do kultowej frazy, która także towarzyszy mi od dwóch dekad:
Zobaczysz, nikt ci szklanki wody na starość nie poda…
Aż trudno uwierzyć, że ludzie z tak asekuranckich powodów mają dzieci. Sprawić sobie potomka tylko po to, by wysługiwać się nim na starość? Toż to egoizm w najczystszej postaci. Jeżeli to miałby być jedyny powód rodzicielstwa, mężniej i uczciwiej wybrać bezdzietność. Jednak w konkursie na najgłupszy tekst, jaki w życiu słyszałam, wygrywa:
Zobaczysz, jak urodzisz, to pokochasz…
No masz, babo, rosyjską ruletkę! A jak nie pokocham? Mam wyrzucić juniora przez okno czy sama przez nie wyskoczyć? Zawsze wydawało mi się, że decyzja o urodzeniu dziecka trochę waży i warto ją podejmować z rozmysłem, a tu nagle słyszę, że z dzieckiem jak z butami – bierz w ciemno, w domu rozchodzisz. Buty może rozchodzę, a może wyrzucę, ale jeżeli z dzieckiem będzie mi w życiu za ciasno? Co wtedy? Życia nie rozciągnę na prawidle. Co najwyżej mogę je koncertowo spieprzyć.
Litania tekstów, jakich muszą wysłuchiwać bezdzietni z wyboru, jest bardzo długa: Nie masz dzieci, nie jesteś prawdziwą kobietą; Jak zmądrzejesz, to zajdziesz; Gdyby twoja matka tak myślała… itp. Gdy przyłożyć do nich ucho, można usłyszeć lekceważenie, pogardę, złość, ale i coś więcej – kompletną niefrasobliwość w podchodzeniu do tematów tak poważnych jak ciąża, rodzicielstwo czy odpowiedzialność za swoje życie. Podejrzewam, że ci, którzy sięgają po te utarte frazy, byliby zdumieni taką interpretacją. Rzucają nimi w dobrej wierze, z przyzwyczajenia albo umysłowego lenistwa. Bo akurat były na języku i wypadły. Bo wszyscy tak mówią… Nie zdają sobie sprawa z tego, że powtarzając te komunały, drastycznie wypaczają sens rodzicielstwa. No bo czym ono miałoby w takim razie być? Funduszem emerytalnym? Rosyjską ruletką? Certyfikatem kobiecości? Asekurancką zagrywką? Naprawdę tak ludzie myślą o powoływaniu dzieci na świat? Nie wierzę! Trzeba mieć bardzo kiepskie mniemanie o ludziach i rodzicielstwie, żeby mówić takie głupstwa.
A gdyby tak wymazać te niemądre zdania z naszych codziennych rozmów? Podejrzewam, że nie tylko bezdzietnym, ale też idei rodzicielstwa wyszłoby to na zdrowie:)
Foto: Luiza Różycka
151 komentarzy
Nie wierzyłam, że znajdę gdzieś tyle zrozumienia. To jest wyjęte z mojej głowy!! Tak rzadko można z innymi o tym porozmawiać. Super, że jesteś!!
Dzięki! Szczerze mówiąc, sądziłam, że będę ten blog pisać w jakiejś kompletnej pustce i osamotnieniu, w atmosferze hejtu i nagonki, a tu totalne zaskoczenie:)) Bardzo się cieszę, gdy trafiają tu pokrewne dusze. Oby jak najwięcej nas, może wówczas uda się zrobić razem coś fajnego. O tym po cichu marzę, podglądając to, co dzieje się w Europie i Stanach. Pozdrawiam!
W końcu <3 miejsce, gdzie mogę poczytać "swoje własne" myśli 🙂 dzięki i powodzenia w dalszym blogowaniu! :*
Dzięki!:)) Rozgość się!
Cześć. Mądre słowa. Pozdrawiam Was, Mariusz ( 48 – letni bezdzietny, czyli w opinii innych co najmniej dziwak. A pewnie też nieudacznik, impotent, może homoseksualista, etc.)
Mariusz, jesteś tu jednym z nielicznych chyba męskich głosów. Nie wiem, czy mój post zauważysz, ale może coś więcej napiszesz o swoim wyborze? 🙂
Nie znalam Pani bloga:) dzisiaj w tvn24 widziałam Pani rozmowę z Panem Sałatą, cóż za ogromną ulgą posłuchać mądrego dziennikarza i mądrych, wyciszonych i kulturalnych ludzi po całym tym jazgocie polityków i skrajnicowców. Jestem matką z wyboru, żoną z wyboru, lewaczką z wyboru i Polką z przymusu. Poczytałam bloga, świetny, zabawny, mądry. Fajnie byłoby mieć Panią za przyjaciólke:) powodzenia we wszystkim
Dzień dobry! Bardzo dziękuję za ten wpis. Przed moją rozmową, w programie gościli posłowie. I aż za głowę się złapałam. Od 15 lat nie mam telewizora, więc nie miałam pojęcia, że dziś tak się rozmawia. Musiałam zapytać, czy to dziś obowiązujący wzorzec, bo ja umiem albo mówić, albo słuchać. Nie potrafię tych dwóch rzeczy robić jednocześnie. Na szczęście nie naciskano, bym przekrzykiwała Przemysława Saletę. On również mnie nie przekrzykiwał. Na dłuższą metę, z tak uładzonym przekazem pewnie nie mam medialnych szans. Rozmowy o rodzicielstwie i bezdzietności to nie igrzyska. Warto o tym rozmawiać, bo to ważne tematy (być może nawet najważniejszej w życiu), ale bez napadania na siebie wzajemnie. Cieszę się, że nie tylko ja myślę w ten sposób. Serdecznie pozdrawiam!
„Niczego tak bardzo się nie bałam, jak chwili, gdy „zachcę”” – ja dokładnie tak samo miałam z powołaniem do stanu duchownego. Siostra na religii powiedziała, że powołanie tak po prostu przychodzi a ja jako 10 letnie pacholę uwierzyłam i co wieczór modliłam się, żeby to powołanie do mnie nie przyszło 😀
A tak na serio, bardzo fajny blog, świetne podejście do tematu. Ja jeszcze nie wiem czy chcę dzieci. Może dlatego, że w naszym przypadku tylko in vitro wchodzi w drogę? A może też dlatego, że pomimo 34 lat na karku nie poczułam nigdy instynktu macierzyńskiego…
Bardzo się cieszę, że jest takie miejsce jak to.
Pozdrawiam
Karolina 🙂
No to czeka was naprawdę trudna decyzja. Póki co – korzystajcie z uroków bezdzietnego życia. Bo to naprawdę jest świetne życie dla tych, którzy nie czują „powołania”. Nic na siłę. Nie wszyscy muszą mieć dzieci. I tak sobie myślę, zwłaszcza po ostatniej „Bezdzietnikowej” rozmowie z Natalią i Dominikiem, że nie za każdą cenę. Nawet jeżeli się chce, to trzeba sobie ustalić limit wydatków. I wcale mi nie chodzi o pieniądze. Koszta psychiczne są dużo wyższe i trudniejsze do poniesienia. Powodzenia!
Z ostatnich świąt, moja chrzestna, która niedawno została babcią mojej chrześnicy, coś tam bredząc do młodej, która sobie łaziła między nami: „Wujek Tomek chciałby pewnie mieć taką wnusię!”
NOSZ.
Chcieć to sobie może, decyzja należy do mnie. Może będę miałą dziecko, a może nie. Wiem na pewno, że bez będe szczęśliwa, a z mogę ale nie muszę.
I o to chodzi! O ten błogosławiony wybór. Ale żeby wujek?:) Rozumiem, mama, tata czy babcia. Ale wujek? To może i sąsiad albo zawiadowca stacji:))) Trzymaj się swego! Pozdrawiam!
Bo chrzestna, zapewnie ciocia autorki postu, mówi do swojej wnuczki. Dlatego używa sformułowania wujek Tomek. A podejrzewam, że chodzi o tatę autorki posta.
Mam jedno dziecko, bo bardzo chcialam.Bardzo szanuje ludzi ktorzy nie maja dzieci na sile,bardzo zal mi tych ktorzy nie moga miec dzieci i bardzo mi przykro, ze nie moge miec drugiego?kazdy ma inne potrzeby i odczucia, pozdrawiam Cie serdecznie.
Ja akurat mam dwójkę dzieci, ale do 30tki zapieralam się, że nigdy mieć nie będę. Macierzyństwo nie odebrało mi pamięci i wiem i rozumiem o co mi chodziło 10 lat temu. Nie moja sprawa i nikogo nie namawiam. To zmiana stylu życia na jaką nie każdy jest chętny. Dzieci ograniczają na dobrych kilka lat. Komplikuja życie towarzyskie, dostępność, sposób spędzania wolnego czasu. Jest to trochę jak nałożenie kaganca. Kocham je. Mam inne życie, mam trochę radości i trochę niepokoju. Mam też mniej czasu dla siebie i znajomych. Dlatego nigdy nikomu nie narzucam tego jak ma żyć. Ludzkość nie wyginie. A jeśli nawet to co?
Jak ja lubię takie komentarze czytać! Sama znam parę mam, które były zatwardziałymi „BZW”. Pewnie, że czasami to się zmienia. Nie pamiętam dokładnych statystyk, ale podobno coś około jednej trzeciej kobiet deklarujących bezdzietność z wyboru w końcu zachodzi w ciążę (choć statystycy sami mówią, że wobec bezdzietnych są lekko bezradni). Najważniejsze to słuchać siebie. Głupotą byłoby trzymać się ram nakreślonych w wieku lat nastu lub dwudziestu:) Tak sobie myślę, że my, kobiety, mamy takie „okienko pogodowe” – trafiłyśmy na czasy, gdy rzeczywiście same możemy decydować o tym, czy chcemy, czy nie chcemy dzieci. I nie musimy się martwić biologią, naciskami rodziny czy sąsiadów, a nawet tym, że ludzkość wyginie (jeżeli wyginie, to nie dlatego, że jedna czy druga babeczka powiedziała „nie”). Korzystajmy z tego i wybierajmy, co dla nas najlepsze!
Wytłumaczysz, co oznacza „BZW”?
Bezdzietni z Wyboru:)
Cieszę się, że taki blog istnieje 😉 Mam 25 lat i już wiem, że nie chcę mieć dzieci, na szczęście z tekstami o tym, kiedy będę matką nie spotykam się często (jeszcze…). Super mi się czyta Twoje artykuły. Pozdrawiam! 🙂
Bardzo dziękuję! Cieszę się, że znalazłaś tu coś dla siebie! Wpadaj!
Kolejny, świetnie napisany tekst. Dowcipnie i w sedno. Ja dzieci miałam, ale doskonale pamiętam, że czułam i myślałam tak samo. Gdybym była mądrzejsza i na czas pomyślała o antykoncepcji, to świadomej decyzji nie podjęłabym nigdy, a już na pewno nie drugi raz. Ciąża jest koszmarem, aż wierzyć mi się nie chce, że ludzie tego pragną. Poród to trauma na całe życie. W moim przypadku tak się szczęśliwie złożyło, że instynkt zadziałał, miłość się pojawiła i naprawdę z wielkim oddaniem 20 lat poszło. Ocknęłam się bez dzieci, z zupełnie obcym człowiekiem obok, za to bez zawodowej kariery i pieniędzy na koncie.
Dzieci moje są wykształcone, wrażliwe ( najbardziej na swoim punkcie) pełne żalu, że nie dość ciekawe i bogate dzieciństwo miały. Nie sądzę, żeby ktoś do mnie biegł ze szklanką wody, nawet do głowy mi nie przyjdzie zwrócić się z czymś o pomoc. W między czasie stałam się kimś innym, zatroskaną kobieciną, z dwoma dyżurnymi strojami. Kompletnie nie umiałam o sobie myśleć. Moje koleżanki mają bardzo podobne doświadczenia, odchowane dzieci jeszcze kopną celnie na pożegnanie. Błędy skrupulatnie podliczą, wszelkie słabości wytkną, jakby status „matka” dawał światłość z automatu. Jakby nie była zwyczajną kobietą, samotną, czasami niepewną. Można się otrzepać, przyjąć godnie uwagi, wybaczyć sobie i zrobić to, czego się nie zrobiła dla siebie wcześniej. Da się! Część kobiet wpada w miłość do wnuków, cała jest z macierzyństwa utkana, wokół tego kręciło się całe życie, trzeba czymś pustkę zapełnić. Myślę, że trzeba się zająć nadrabianiem, dać im żyć i zbierać doświadczenia.
Kiedyś nie miałam odwagi mówić, że nie chcę mieć dzieci. A teraz już się niczego nie boję:) Gorąco pozdrawiam.
Bardzo się cieszę, że trafiłaś na mojego bloga, bo pokazujesz macierzyństwo od zupełnie innej strony. Myślę, że kobiety, które wciąż się wahają, odkładają decyzję o ciąży, mają do niej ambiwalentne podejście, powinny się uważnie wczytywać w twoje komentarze. A tak swoją drogą – miałabym dla ciebie propozycję. Ale to już napiszę na priva. Pozdrawiam!
Dziękuję za Twój wpis. Uderzył odwagą i jednocześnie ubrał w słowa moje obawy związane z macierzyństwem. Tym macierzyństwem, na które czekam. A podejrzewam, że to czekanie to nic innego, jak owoc powstały z zasianych w podświadomości lęków. I jednym z nich jest taki obraz kobiety rodzicielki. Dziękuję – świadomość to skuteczna broń.
Najskuteczniejsza! Daj sobie czas na obawy i na spokojny namysł nad nimi. Mocno trzymam kciuki za to byś znalazła najlepsze rozwiązanie i nigdy go nie żałowała!
Mnie najbardziej boli pytanie a dlaczego nie masz dzieci? Nie chce mi się opowiadać obcym ludziom że nie mam ochoty sprawdzać które z nas nie może ich mieć. Nie mam ochoty na żadne invitro i inne zabiegi. Nie chcę uprawiać sex na zawołanie. Co to za pytania są?! To prawie tak jakby Pani w sklepie zapytała czy robiłam dziś kupę…. Dramat. Dopiero trafiłam na ten blog ale już wiem że zostanę na dłużej.
Rozgość się. O tym pytaniu już parę razy pisałam. Też nie mogę zrozumieć, jak można ludzi pytać o tak intymne sprawy. I to bez cienia zażenowania! Dlatego właśnie zaczęłam prowadzić tego bloga – żeby pokazać, że to wkurza, rani i przytłacza.
Na pytanie ,, dlaczego nie masz dzieci?” odpowiadam pytaniem ,,a czy wszyscy muszą je mieć”???
Macierzyñstwo to ciężka harówka 24 na dobę 7 dni w tygodniu.Bardzo kocham moje dzieci (4) pomimo że urodzenie ich było dalekie od świadomego i planowanego macierzyństwa Nigdy nie zapytam bezdzietnej koleżanki dlaczego nie masz dzieci, bo wiem że nie każda kobieta nadaje się na opiekunkę bandy małych pijanych krasnoludków a potem nastolatków a czasy kiedy dzieci opiekowały się starymi rodzicami minęły bezpowrotnie więc rodzić i wychowywać po to żeby nam na starość pomogły totalnie mija się z celem .Chcesz to masz a nie chcesz to tylko Twoja sprawa dlaczego …Może nie chcesz sobie na 20 lat zakładać kajdanek a może po prostu lubisz żyć dla siebie i spełniać swoje zachcianki .Bardzo mi się podoba Twój blog i czytam go z przyjemnością … Komentarze także
Dzięki za komentarz. Tak sobie myślę, że przy okazji odczarowywania i odkłamywania bezdzietności, czytelniczki odczarowują też trochę macierzyństwo. Pada tu wiele cennych uwag o wychowywaniu dzieci. I w konfrontacji z reklamówkową wizją macierzyństwa brzmią naprawdę bardzo szczerze i prawdziwie. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz się spotkamy w tych „okienkach”:)
Całe nastoletnie życie powtarzałam że chcę mieć dużo dzieci, niekoniecznie męża 🙂
Teraz mam jedno dziecko i więcej nie będę miała z wyboru. Kocham moją córkę nad życie, ale jej problemy ze zdrowiem kosztowały i kosztują mnie mnóstwo energii. To ciągłe zamartwianie się czy ten kaszel to przeziębienie czy już atak astmy, to niespanie po nocach, te rajdy po różnych specjalistach, gdzie często byłam traktowana jak matka wariatka hipochondryczka, bo moje dziecię ma nietypowe objawy różnych schorzeń lub początkowych objawów nie ma wcale…
Kocham moje dziecko, obecnie nie jestem w stanie wyobrazić sobie sytuacji że jej nie ma, ale …. gdybym przed zajściem w ciążę wiedziała co mnie czeka, to nie wiem czy nie byłabym BZW 🙂
Moim zdaniem dzieci i macierzyństwo są mocno przereklamowane.
uważam, że każdy robi to, co chce, ale nazywanie dziecka „kajdanami” albo „kagańcem” też jest krzywdzące. tak uważają zwykle osoby, które nie potrafią się przy dziecku zorganizować i zwalają na nie winę za to, że np. nie czytają albo nie wyjeżdżają (;
Oczywiście, że jest krzywdzące. To nie wina dziecka, że jest.
Dla mnie krzywdzące jest twierdzenie „wszystko jest kwestią organizacji”. We wspaniałym czasie przed dzieckiem była to moja mantra i powód do patrzenia na dzieciatych z pogardą. Phi, jacy nieogarnięci. Przecież wszystko można zaplanować.
Nie, z dzieckiem nie można. Bo kupa gdy akurat już wychodzicie. Bo jest chore gdy jutro macie jechać na wakacje. Bo płacze gdy próbujesz jak człowiek robić zakupy. Bo dostaje szału z nudów gdy próbujesz np. umyć okna.
Kocham Panią <3 decyzję o nieposiadaniu progenitury podjęłam w wieku lat czternastu. Obecnie liczę sobie wiosen pięćdziesiąt i cztery i nadal zdania nie zmieniłam 🙂 Oczywiście przerobiłam wszystkie przedstawione w Pani cudownym felietonie sytuacje. Moja osobista mamunia, gdy zorientowała się, że nie ma nadziei na wnuczęta – dopilnowała resztę szanownej rodziny oraz przyjaciół, aby się ode mnie łaskawie odpierdolono. Dodam tylko jeszcze jedno: nie ma rzeczy, która bardziej mnie wkurwia i wyprowadza z równowagi, jak ryk dziecięcia oraz mający to centralnie w dupie rodzice. Natura specjalnie tak to urządziła, aby częstotliwosc owego ryku była na takim, a nie innym poziomie ( zapewne troszcząc się aby dziecko wyżyło) ale ja nie dość, że bym nie udzieliła pomocy , to wręcz łapię agresora. No mamunia byłaby ze mnie na medal, doprawdy :O
Witam w rodzinie:)) I brawa dla osobistej mamy, taki parasol ochronny to luksus! Moja mama akurat od początku mnie wspierała i niech wielkie dzięki jej będą za to. A na wrzask dziecka reaguję bardzo podobnie. Dosłownie łzy mi stają w oczach. I nawet nie chodzi o to, że nie lubię dzieci, bo tak wybiórczo to nawet kilka egzemplarzy bardzo lubię. Gdy nie ma się odpowiedniego treningu (jak rodzice), nie można chyba inaczej reagować.To czysto fizjologiczne. Pozdrawiam!
A co do tej przysłowiowej ,,szklanki wody” na starość…znam wiele matek, które mimo lat poświęceń dla dziecka, próżno będą jej wyglądały…Wychowanie młodego człowieka,uchronienie go przed złymi wpływami z zewnątrz, które niweczą czasem cały wysiłek,to ciężka i bardzo odpowiedzialna praca.Nie każdy się do tego nadaje.Ja na pewno nie. W dzisiejszych czasach dobro, współczucie,altruizm nie są zbyt popularne, więc czego to dziecko uczyć??? Rozpychania się łokciami, dążenia do celu ,,po trupach”? Że pieniądz jest najważniejszy? A jeśli samemu się tak nie myśli…nie wiem. Obserwowałam wiele matek małych dzieci, które byle mieć spokój,sadzały je przed telewizorem z idiotyczną kreskówką albo przed komputerem…Nie wiem, jaką matką bym była… może właśnie taką? Dlatego lepiej nie być nią wcale.
Jestem świeżo upieczona mama, a decyzje o macierzyństwie podjęłam świadomie i z pragnienia płynącego prosto z serca. Nie potrafię sobie juz wyobrazić jak wyglądałoby moje życie bez tej małej istotki, która wypełnia mi cały dzień. Nie zamieniłabym tych chwil za żadne skarby na to co miałam przed jej przyjściem na świat. Serce rośnie, kiedy widzisz jak dziecko, któremu dałaś życie, jest szczęśliwe i kochane. Dlaczego wiec wpis pod tym postem? Chciałam Ci podziękować za to, że uświadamiasz nasze zakłamane społeczeństwo, że nie każdy się do roli matki nadaje. Proszę pisz więcej postów o takiej tematyce, a byc może choć w pewnym stopniu zmniejszy się ilość matek „na siłę”, „bo trzeba”. Uszy więdną od informacji na temat niechcianych, bitych lub wręcz katowanych dzieci. Niech społeczeństwo wie, że nie rodzi się dla chwały narodu, a po to by życie, któremu dało się początek, wzrastało w miłości i szczęściu. Nie chcesz mieć dzieci, nie zmuszaj się do tego, bo wyrządzasz krzywdę i sobie i światu, bo z niekochanego dziecka niestety zazwyczaj wyrasta człowiek z ogromnym brzemieniem psychicznym.
Hej! Dzięki za ten wpis. Wzięłam go sobie do serca, zwłaszcza że mam sporo głosów od matek, które nie chciały zostać matkami. Dlatego pewnie nie raz jeszcze wrócę do tego tematu. Marzy mi się świat, w którym dzieci są chciane, matki są szczęśliwe (choć śmiertelnie zmęczone), a niematki są rozumiane i traktowane z szacunkiem. Pozdrawiam serdecznie!
Sama mam 3 dzieci, ale doskonale sobie mogę wyobrazić fajne życie bez nich. Kocham je bardzo i życie bym za nie oddała, ale gdybym np. Nie mogła zajść w ciążę, wybrałabym życie bezdzietne. Każda opcja ( z dziećmi i bez ) ma swoje plusy i minusy. Najgorzej, jeśli ktoś chce narzucać innym swoje wartości. I jakoś przez skore czuję, ze te, które wmawiają innym kobietom konieczność macierzyństwa po prostu im zazdroszczą świetego spokoju 😉
Coś mi się wydaje, że z tym świętym spokojem to najprawdziwsza prawda. Najgorsze, że w sztafecie pokoleń to też obowiązuje. Ja miałam, przerąbane, to teraz córko/synowi twoja kolej. Tak to przynajmniej wyglądało do niedawna, ale może właśnie się to zmienia…
może będę bezczelna, a może niesprawiedliwa, ale wydaje mi się, że te wszystkie głupie teksty padają zwykle z ust kobiet, które jednak z tym macierzyństwem nie do końca sobie radzą lub nie są z niego wcale takie zadowolone. ich życiowym celem stało się wychowanie dziecka oraz prowadzenie domu, nie potrafią dobrze zorganizować sobie życia (np. nie mają hobby, nigdzie nie jeżdżą, nie wychodzą), więc gderają nad uchem kobietom, które się, powiedzmy oględnie, realizują. ja mam dziecko (sztuk jeden), ale ono nie stanowi dla mnie kłody pod nogami, mam pracę, czytam książki, jeżdżę na wakacje, ciągle gdzieś wychodzę (z dzieckiem lub bez dziecka)… i po prostu jestem szczęśliwa, w związku z tym nie mam czasu na biadolenie komuś, że on to powinien mieć dzieci (; szczęśliwe dzieciate kobiety nie pierniczą, wybaczcie słownictwo, że bez dziecka to nie ma prawdziwego życia i nie zazdroszczą innym kobietom, że one mają czas dla siebie. wydaje mi się, że to właśnie te „cierpiętnice” matki-polki krzyczą najgłośniej, reklamując macierzyństwo, którego wcale tak nie kochają… no ale może to tylko ja uważam, że centrum życia człowieka NIE POWINNO być krojenie jabłek na przekąskę dla Karolka i Halinki.
Ciekawe, bo ja ostatnio mam odmienne obserwacje. Mam wrażenie, żajgłośniej o tym, że powinno się mieć dzieci, mówią właśnie mężczyźni. Powołując się na naukę, statystyki, ekonomię i Bóg wie, co jeszcze. Co też mi dało do myślenia, bo nawet przy partnerskim układzie, i tak wciąż kobiety więcej muszą zainwestować w potomka. Niestety, nikt tego jeszcze nie zbadał telemetrycznie czy czort wie jak:))) Byłabym bardzo ciekawa wyniku. Czytałam jakieś badania angielskie, które dowodziły jedynie, że faceci gorzej niż kobiety znoszą bezdzietność – oczywiście tę wymuszoną.
Podpisuje się pod tym postem obiema rękami, u mnie w pracy kobiety po 50 matki 4 i 5 dzieci, wiecznie pracujące, żadnych wyjazdów, rozwijania siebie, widać w nich ta frustrację, kiedy mężczyzna po 50 mający jedna córkę i pieniądze mówi jak wysyła ja na wakacje i dba żeby niczego jej nie brakowało. Gdy tylko wyjdzie idzie na niego salwa ataku pod tytyłem ,,ma jedno dziecko to może się pomądrzyć itd”
Ja najczęściej słyszę argument „gdyby twoi rodzice nie chcieli mieć dzieci…”. Zawsze wtedy odpowiadam, że mocno spieprzyłam swoje życie, bo zamiast tak jak rodzice iść do policji, zostałam marketingowcem, a zamiast domu na wsi wybrałam mieszkanie w mieście. A przecież trzeba podejmować takie same decyzje życiowe jak rodzice!
Bardzo dobra odowiedź??
Przez przypadek trafiłam na twojego bloga. Wpis bardzo mi się spodobał. Dodam coś od siebie jako antymatka, która w końcu urodziła. „Urodzisz, pokochasz” i takie tam… Świadomie nie chciałam mieć dzieci. Mój mąż chciał, ale nigdy nie wywierał na mnie presji. Natomiast presję generowały koleżanki matki-polki, które ciagle powtarzały, że spełniona będę dopiero mając dzieci. Trochę mi to nie pasowało do mojej wizji spełnienia. One realizowały się w sprzątaniu i obiadkach dla rodziny a ja w kolejnych kursach, studiach, sporcie. Błędem było, że uwierzyłam w tego typu opowieści, jak i w to, że kiedyś pożałuję. Pierwsze 4 miesiące po urodzeniu dziecka były nieziemską trauma. Nienawidziłam tej małej dyktatorki rządzącej każdym aspektem mojego życia. Byłam o krok od psychiatryka. Bardzo raniły mnie koleżanki mówiące, że to taki cudowny czas, którym trzeba się cieszyć. Nie byłam w stanie się cieszyć. Z czasem pokochałam córkę i mogłabym dla niej zrobić wszystko. Jednak aż za dobrze pamiętam dawne życie i często żal mi niektórych możliwości, które utraciłam na najbliższe 20 lat. Gbybym mogła wybrać jeszcze raz to nie zdecydowałabym się. Macierzyństwo zbyt dużo kosztuje psychicznie i fizycznie. Zmusza do podejmowania bardzo niewygodnych decyzji a wielokrotnie do przeskoczenia siebie samej. Chociaż brak sił to ze względu na dziecko pewne rzeczy trzeba zrobić. Mnie kosztowało rozwalone emocje, roztargnienie, brak koncentracji, nadprogramowe kilogramy. Na pewno nie jest słodko i różowo. Płacz dziecka wyzwala we mnie agresję. Dodam, że mój mąż jest osobą wspierającą i zaangażowanym rodzicem. Umie się zająć córką tak samo dobrze, jak ja. Umożliwia mi powrót do pasji i wyrywanie kilku godzin w tygodniu tylko dla siebie. Niestety wiele kobiet nie ma aż tak dobrze i są uwiązane na lata przy dziecku i pracach domowych. Bo jakimś cudem to zawsze matka musi się poświęcić – zrezygnować z pasji, odsunąć rozwój zawodowy na bliżej nieokreśloną przyszłość. Często chciałabym, żeby życie miało przycisk „pauza”. Wciskałabym i przenosiła się na chwilę do beztroskiego życia studenckiego bez rodziny i dzieci. Ktoś powie, że jestem niedojrzałą egoistką, ale ciąży mi poczucie odpowiedzialności za tego małego człowieka i wcale nie uważam, że to konieczny etap, żeby stać się na prawdę dorosłym. Na ten moment moim zadaniem jest zapewnić jej szczęśliwe życie i nigdy więcej nie zajść w ciążę. Co mogę zrobić to zaapelować, aby żadna z nas nie wciskała innej kobiecie, że musi żyć w taki sam sposób. Mój styl życia nie jest jedynym wlasciwym i może nie dać szczęścia innej osobie.
Hej, dzięki za ten wpis. Bardzo bym chciała, żeby kobiety, wchodząc tu, usłyszały ten wielogłos o bezdzietności i macierzyństwie. I żeby miały szansę dobrze, mądrze i jak najszczęśliwiej wybrać. Bezmyślne wtłaczanie kobiet w ciasne ramy stereotypowych ról jest i głupie, i okrutne. Pozdrawiam!
Nie ma za co 🙂 Na blogu o bezdzietności można ujawniać kontrowersyjną prawdę 🙂 Marzy mi się, żeby inne kobiety nie podejmowały decyzji, która nie jest zgodna z ich przekonaniem. Ja obowiązek prokreacyjny mam odhaczony i można się ode mnie odwalić a nikt nie zarzuci, że nie wiem, jak to jest 🙂 Sprobowałam, wiem, macierzyństwo mnie nie przekonało. Drugi raz nie zaryzykuję.
Asiu, czuję bardzo podobnie! Też mam dziecko, które kocham i które jednak mnie męczy i denerwuje, a z którego chętnie bym zrezygnowała, gdybym miala ponownie decydować o zajściu w ciążę. I mąż też jest wspaniałym tatą, który pozwala mi odetchnąć. Pocieszam się, że dziecko podrośnie, i zrobi się fajnie, a życie przestanie przypominać klatkę.
Pozdrawiam Cię, trzymaj się kochana!
Cześć Karolina. Też tak mi się wydaje. Moja mała skończyła 1.5 roku. Każdy nowy przejaw samodzielności witam z radością, bo przybliża mnie do mojego spokoju 🙂 Myślę, że w miarę upływu czasu będzie fizycznie i psychicznie coraz mniej na mnie się uwieszać. Teraz w otoczeniu presja na posiadanie drugiego dziecka, ale olewam komentarze. Mówię im: „Ja z tej kolejki już dawno się wpisałam” 🙂 Pozdrowienia.
Asia, to mamy dzieci w zbliżonym wieku. Już pewnie jest lepiej, przynajmniej u mnie, bo zajmie się czymś samo, trzeba tylko pilnować, czy czegoś nie zjada lub nie robi sobie krzywdy. Też masz wizję, jak to będzie z cztero-, pieciolatką? Bajkę sobie obejrzy. Pomoże przy odkurzaniu (u nas odkurzacz to ulubiony sprzęt agd, oby się nie zmieniło). Posprzątać po sobie zabawki. Zje samo posiłek bez uwalania wszystkiego w zasięgu 1,5 metra. Będzie iść obok na spacerze, a nie kręcić się jak bąk. I będzie zasypiać samo, bez cyca. Ech, czekam na te dni. Będzie dobrze i jeszcze odzyskamy nasze życie. Trzymaj się!
Karolina, odkąd młoda opanowała umiejętność poruszania się zaczęło być lepiej. Czymś się sama zajmie – choćby zdejmowaniem wszystkiego z półek w zasięgu 🙂 Koleżanka (bardzo rozsądna matka nastolatki) pociesza mnie, że pierwszy głębszy oddech można złapać po skończonym 4 roku życia dziecka a od 6 już zaczyna być z górki. Myślę, że taka 7latka, która ma już swoje zainteresowania i grono koleżanek może być już całkiem fajna. Coraz bardziej mam poczucie, że odzyskuję dawne życie w nowej formie. Trzymaj się!
O rany, to jeszcze prawie dwa lata męki…
Lepsze to niż np. 10 😉
Karolina, damy radę 🙂 Trzymaj się ciepło.
polecam książkę:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4378476/zalujac-macierzynstwa
W zakładce Biblioteczka umieściłam książki o macierzyństwie o bezdzietności. Jest tem pozycja Orny Donath i kilka innych wartościowych książek🙂
Tak sobie dumam, czy aby to „ciśnięcie” otoczenia na rodzenie w młodym wieku, nie ma na celu udupienia kobiety w roli matki, zanim zobaczy, że można inaczej? Zanim nie pożyje w sposób, za którym potem będzie tęsknić. Im wcześniej tym lepiej, pretensji do świata o stracone lata w pieluchach mieć nie będzie, bo nie zdążyła poznać jak to jest…
Mogą się trafiać takie przypadki. W pewnych sytuacjach rzeczywiście tak może być. Na przykład jak ktoś był skrajnie niezadowolony z własnego losu i nie chce by ktoś inny miał wybór. Pretensje do świata nikogo nie obchodzą, dopóki nie są głośno wyrażane. Do niedawna powszechnie uważano, że ich nie ma. Dopiero od bardzo niedawna coś się zaczyna, że kobiety zaczynają mówić publicznie o takich sprawach. Nie można też zakładać, że jak ktoś urodził dziecko to automatyczne przysłoniło mu ono świat i nie dostrzega już niczego innego ( może nie zdążyła poznać jak to jest, ale widzi jak żyją jej rówieśnicy, którzy nie mają dzieci – nikt nie żyje z dzieckiem na pustkowiu). To schemat życia się zmienił i właśnie to przesuwa często „czas na dziecko”. Teraz jest tak, że studia stały się powszechne i dlatego zamiast 19 lat jest 25. Chyba, że ktoś nie chce się kształcić w ten sposób to wtedy rzeczywiście wielu nie widzi przeszkody dla macierzyństwa w wieku 19 lat. Jak ktoś ma 25 lat to już ma często, choć nie zawsze, jakieś doświadczenie życiowe i większą pewność siebie i widzi, że można żyć inaczej. Z tego z czym ja się spotkałam to największy problem z późnym macierzyństwem czy bezdzietnością mają ludzie, którzy byli młodzi w czasach, gdy nie było skutecznej antykoncepcji i po prostu dzieci się trafiały. Do dzisiaj krąży jakieś przekonanie, że dzieci można mieć maksymalnie do 30 ( zwłaszcza pierwsze ). Jakieś dziwne przeinaczenie tego, że dawniej zaczynało się wcześnie ( często pierwsze doświadczenia seksualne w wieku 18-19 lat i pierwsza ciąża, potem ślub, bo dziecko ) i szybko kończyło, bo była moda na dwoje i ze względu na to żeby nie było zbyt dużej różnicy wieku pomiędzy, za długo nie czekano. I do 30 miało się pełną rodzinę. Mąż, żona i 2 dzieci. I rzadko kto miał jeszcze później dzieci. W tamtych czasach też ludzie nie mieli zbyt wielu możliwości, życie było prostsze i dlatego pewnie dla większości czymś atrakcyjnym było założenie rodziny. Łatwiej też było ją utrzymać i wychować dzieci, nie poświęcano im też tyle uwagi co teraz, ani nie przeznaczano na nie tyle środków finansowych. Była większa pomoc państwa (np. darmowe kolonie i dentysta w szkole). Związki były stałe z powodu presji otoczenia. Teraz wielu ludzi nie decyduje się na dzieci, bo ich na nie nie stać, chcą czegoś innego, nie mogą znaleźć odpowiedniego partnera czy z jeszcze innego powodu, i wielu tego nie rozumie, ponieważ wielu starszych ludzi nie interesuje otaczający świat i zmiany jakie w nim zachodzą tylko żyją przeszłością – jak ja byłem/byłam młody/młoda to było tak i tak i teraz też tak jest. Dla nich nic się nie zmienia. Za ich czasów życie kręciło się tylko wokół pracy i domu. I niczego więcej. Nie myślą o tym z jakich przyczyn było jak było. Po prostu było to powszechne. Zresztą wielu ludzi żyło tak jeszcze z 10-12 lat temu ( zwłaszcza na wsi ), więc nie dotyczy to tylko osób w średnim wieku. Nie było problemów i możliwości takich jak teraz. Pewnie swoją rolę odegrało też to, że zmiany nadeszły zbyt gwałtownie i zbyt dużo ich było na raz. Stąd konflikt, bo postrzegają świat w różny sposób.
Myślę, że coś w tym może być. Na zasadzie „ja mam tak, czemu ty masz mieć lepiej”. Ja urodziłam jako „dojrzała kobieta” w wieku 32.5 🙂 Przed dzieckiem miałam całkiem udane życie – podróże na inne kontynenty, studia, kursy językowe, sport. Czułam się spełniona i z każdym rokiem coraz mniej widziałam się w roli matki. Moim błędem było, że dałam sobie wyłączyć do głowy mądrości typu „kiedyś będziesz żałować, że nie miałaś dzieci”, „spełniona będziesz dopiero, jak urodzisz”. Otoczenie ciosało mi kołki na glowie jakieś 5 lat. Boleśnie przekonałam się, że spełniona w życiu to ja już byłam 🙂 Teraz odbudowuję z gruzów psychikę i odzyskuję dawne życie w nowej formie. To, co dla mnie ważne będę nadal realizować, choć teraz jest to trudniejsze i wymaga większej logistyki. Sumarycznie mogę stwierdzić, że spokojnie mogłam się obyć bez tych wstrząsów z ostatnich kilkunastu miesięcy. Na pewno zdrowie, nerwy i psychika byłyby w lepszym stanie.
Witaj Edyto! Do pewnego momentu przyglądałam się z zaniepokojeniem swojemu unikaniu towarzystwa matek małych dzieci. Z zaniepokojeniem, bo sama posiadam jedną sztukę, która pojawiła się zupełnie przypadkiem. Potem odkryłam źródło swojej irytacji i rozgrzeszyłam się z własnego zachowania. Nie chciałam, aby jedynym tematem rozmów były dzieci, a niestety każde słowo ocierało się o wszelkie odmiany macierzyństwa…Odkryłam ,że to mnie po prostu nudzi i ogranicza. Świadomie wybieram egzemplarze bezdzietne lub z odchowanym narybkiem. Lubię przestrzeń i jej szukam. I jak bardzo jest mi bliski motyw „nieposiadania” w zakładce „o mnie”;) Bo nieposiadanie to właśnie przestrzeń…
Hej! Fantastycznie to ujęłaś. Ostatnie zdanie mogłabym umieścić na swoim blogu jako motto. Wielkie dzięki za to zdanie i za dostrzeganie bogactwa tam, gdzie wielu widzi jedynie pustkę! Mam nadzieję, że się jeszcze na tym blogu spotkamy. Pozdrawiam?
Ha!
Niektóre babeczki, które to czytają, pewnie sobie myślą: jak można porównać dzieci do rybiego smrodu?! Ten, kto to pisał, to chyba nie kobieta, a jakiś potwór…!
A mi tak błogo po lekturze Twojego kolejnego tekstu. Tak się cieszę, że są na świecie osoby, które nie boją się powiedzieć tego, co myślą.
Oczywiście nie do końca jeszcze wiem, czy chcę mieć dzieci, czy nie. Ale postanawiam, że poczekam na jakieś lepsze powody do macierzyństwa niż ten, który mam. A jedyny argument do zrobienia i wychowania dziecka w mojej głowie wygląda tak, że w pierwszej klasie podstawówki dzieci opowiadają, czym zajmują się ich rodzice, i ja przygotuję moją córkę tak, że odpowie: moja mama nieważne, czego by nie zrobiła, i tak zrobi to zajebiście. 😀 Także pobudki mam raczej marne, zbyt egoistyczne. Ale z drugiej strony czy to nie egoizm każe ludziom robić dzieci? Żeby na przykład nie odstawać spośród własnej grupy wiekowej? Żeby rodzice dali święty spokój? Żeby uratować małżeństwo, mając o czym gadać? Meh.
Pozdro!!! :*
Ja mam jedn córkę siedmioletnia, którą kocham nad życie, ale z kolei nie wiem, czy chce mieć drugie dziecko. Na te chwilę sobie tego nie wyobrażam i nie wiem, czy to się zmieni. Moja córka jest nad wiek dojrzała i samodzielna, dzięki czemu mam sporo czasu na własne pasje i nieszczególnie chciałabym to sobie odbierać. Zwłaszcza że nikt mi nie zagwarantuje,, że za drugim razem trafi mi się podobnie nieklopotliwy egzemplarz. Poza jakoś nie mi się dzielić mojej miłości macierzynskiej i uwagi na dwa. Mamy z córką sporo aktywności, z ktorych musialybysmy zrezygnować albo bardzo je ograniczyć, gdyby pojawił bobas. Otoczenie jednak niespecjalnie to rozumie i często słyszę teksty – a kiedy drugie? Przydałby się braciszek/siostrzyczka. Ostatnio nawet pani lekarz nazwała moją córkę biedną sierotka z uwagi brak rodzeństwa. Bardzo mnie to irytuje i frustruje, że ludzie tak wchodzą z butami w moje życie i mnie oceniają. Tak jakby opcja bycia szczęśliwą matką jednego dziecka zamiast przemęczona matka dwójki była czymś niewłaściwym. Jestem wygodnicka? Może tak i co w tym złego?
Wszyscy mamy prawo do wygodny, do osobistego szczęścia i osobistych wyborów. Zresztą, zupełnie nie wierzę w altruizm tych, którzy wymagają od innych poświęceń. To najłatwiejszy rodzaj bohaterstwa – wymuszanie go na innych. A ludzie zawsze wtrącą swoje trzy grosze. Jak będziesz miała drugą córeczkę, to zapytają: „a kiedy chłopczyk do pary?”. A jak już doczekasz się chłopczyka, to będą kręcić nosem, że po co ci tyle dzieci. To naprawdę zadziwiające. Fajnie, że żyjesz po swojemu i się tym cieszysz! Pozdrawiam!
Zgadza się, a potem żadna z tych pytających osób, niby tak szczerze zatroskanych, nie odciąży mnie w zajmowaniu się dzieckiem. A z tymi „parkami”to już w ogóle dramat, jakby dzieci to były Pokemony, ktore trzeba zbierać różnymi gatunkami, żeby mieć całą kolekcję. A co, jeśli dana osoba np straciła córeczkę czy synka? Albo w ogóle nie może mieć dzieci, chociaż bardzo się starała? Takie pytania naprawdę mogą bardzo zranić. Mam wokół siebie całkiem sporo bezdzietnych z wyboru i w życiu nie sugerowalabym im, że powinni zmienić ten stan rzeczy. Rodzenie dzieci zostawmy tym, którzy naprawdę tego pragną.
Witam,jestem pod wrażeniem świetnego poziomu bloga ,na którym znalazłam się w sumie…zupełnie przypadkowo .Jestem mama wspaniałej dwuletniej córeczki ,cudownej ,wyczekiwanej itpKtora kocham nad zycie .U mnie było tak,że ja po doświadczeniu straty matki na długo zamroziłam swój instynkt macierzyński ,może to kwestia opieki nalodszym bratem ,zamiast imprezowania w młodości ,dość ,że unikalam związków jak ognia ,a chcualam być żoną i matką .Ale wszyscy mi dogryzali ,że nie moge być taka nieudolna ,nie być szalona singielka ,i nie mieć ekstra kariery ,nie majac dzieci .Ale to mimo wszystko był mój charakter ,mój wybór ,mój strach ….bałam się,żebmoje dziecko też straci matkę ,jak ja i rodzeństwo.Podobno matki ,które tracą matkę mają późno dzieci ,ja swojego doczekałam się w 36 wiośnie życia .Dalej uważam,że bez wsparcia czasem!!! I pomocy mamy ,ciężej to idzie.Ja bym się nie zdecydowała na potomstwo,nie miałam mieszkania ,mój mąż bywa cokolwiek dziwny ,ale zaważyła operacja .Dostałam wyrok-wyciecie macicy .Lekarze kosztem krwotoku uratowali moj organ . I tak po tym doświadczeniu zaszłam w ciążę po równo ,dwóch latach,nie patrząc na presję czasu ,że może nie zdążę ,byłam już pogodzona w pełni
z potencjalnym niemacierzynstwem..Coz operacja mnie popchnęła do walki o dziecko ,i zostałam (nie bez obwa) mama.Jesrem wierząca i uwazam,że powinno sie mieć dzieci,ale jak się mówi o tej ciemnej stronie macierzyństwa ,wszyscy robią dziwne miny i mówi ciesz się,że masz .Każda kobieta powinna ten temat ustalić w zgodzie ze sobą .Dobrze ,że jest blog ,który pomaga spojrzeć na ten temat z innej perspektywy.Pozdrawiam?
Ps.Fajnie ktoś napisał,że można mieć dzieci,inaczej ludzkość bybwyginela,ale można też nie udawać ,że człowiek staje się już tylko slodko-pierdzaca matka i żoną -napisala matka i żoną jeszcze niepracujące,acz szukajaca
Hej! Bardzo poruszyła mnie twoja historia. Odkąd prowadzę bloga, poznałam naprawdę wiele odcieni macierzyństwa (nawet więcej odcieni macierzyństwa niż bezdzietności, o dziwo). Co człowiek, to inny odcień, inna motywacja, inne obawy. To szalenie skomplikowane i delikatne sprawy. Dlatego właśnie wydaje mi się to takie ważne – by o posiadaniu lub nieposiadaniu dzieci decydować z rozmysłem, mądrze, wsłuchując się w siebie, a nie w ten harmider dookoła. Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego dobrego!
W samo sedno! Przez te teksty które ciągle słyszę, żyję w strachu, że może rzeczywiście będę kiedyś żałować, chociaż dziś uważam, że dziecko komplikuje życie i niszczy związek. Pomimo wykształcenia, dobrej pracy, przyszłego męża, domu, itd świadomie kiedyś wzięłam tabletkę PO, ponieważ wizja zostania matką była tak przerażająca, że innego wyjścia dla siebie nie widziałam. Ważne, żeby żyć w zgodzie ze sobą zamiast próbować uszczęśliwiać innych.
Nie wiem czy mogę się tu wpisywać, bo jestem 33 letnim chłopem, ale bardzo podoba mi się zarówno sposób, jak i sam sens tego artykułu. Sam nie mam dzieci, nie wiem czy mieć będę, więc dokładnie to rozumiem. Pozdrawiam!
Pewnie że możesz? Jakoś tak jest, że jak o dzieciach, to do kobiet. Ale przecież decydowanie o dzieciach czy ich braku to sprawa zarówno kobiet, jak i mężczyzn! Cieszę się, że ci się podobało. Mam nadzieję, że będziesz wpadał i znajdziesz u mnie więcej treści, które cię zainteresują. Pozdrawiam!
A ja jestem szczęśliwą matką dwójki dzieci, dzieci lubię, pracuje jako nauczycielka przedszkola, ale lubię też ludzi i lubię poznawać różne punkty widzenia. Pani wpisy łykam jeden po drugim niczym pelikan. Pozdrawiam zza drugiej strony barykady 😉
Bardzo dziękuję:) Ja też lubię popatrzeć na świat cudzymi oczami. W ogóle uważam, że człowieka dojrzałego poznaje się po tym, że nie mów: „Nie rozumiem, jak ty możesz… (mieć dzieci, nie mieć dzieci, jeść mięso, nie jeść mięsa)! Człowiek dojrzały mówi raczej: „Chcę cię zrozumieć… Prowadzenie takiego bloga to właśnie poznawanie różnych punktów widzenia – i to jest w tym najciekawsze. Bo przecież nie męka „twórcza”!!!:))) Pozdrawiam serdecznie!
Powodzenia, Asiu! Grunt, że masz jasno wytyczone cele – to połowa sukcesu:)) Mocno trzymam kciuki i pozdrawiam!
Super, że jesteś. Pisz więcej, proszę. A ja mogę tylko zanucić za mistrzem: „mam tak samo jak Tyyyy….” 🙂
Dzięki za zachętę. Uwierz, przydaje się! Po dwudziestym wpisie zastanawiasz się, czy ty w ogóle masz jeszcze w głowie jakieś wyrazy, czy same trociny!:))) Pozdrawiam serdecznie!
Trociny? Jestem pod wrażeniem Twojego tak bogatego słownictwa. Zazdroszczę. 🙂
Po pierwsze, dzięki za to, że prowadzisz takiego bloga, bo faktycznie w sieci BZW jest mało.
Jestem jeszcze przed 30. , ale mam już serdecznie dosyć tych wszystkich „życzliwych” dociekań podszytych zwykłym wścibstwem i konieczności tłumaczenia się z takiego, a nie innego stanu rzeczy.
Ostatnio spotkała mnie dość irytująca sytuacja, kiedy dawno niewidziana sąsiadka na moje „dzień dobry!” wypaliła: „gdzie masz brzuch?!”…. Nie muszę chyba mówić, że czułam się jakby ktoś mnie zdzielił w twarz?
U mnie bezdzietność to sprawa świadoma-mam zdiagnozowane stwardnienie rozsiane-chorobę o nieznanym pochodzeniu i trudnym do przewidzenia przebiegu. Dotychczas jestem(odpukać) w niezłej formie, ale jest to wynik łutu szczęścia i mojej ciężkiej pracy. To nawet nie jest tak, że nie lubię dzieci (chociaż przeraża mnie wizja wychowywania dzieci we współczesnym świecie), po prostu zdaję sobie sprawę z wysiłku,jaki trzeba włożyć w w wychowanie. Nie stać mnie na to, ani fizycznie, ani psychicznie. Naprawdę nie mam ochoty każdemu się z tego tłumaczyć.
Chociaż jestem szczęsciarą pod tym względem, że moja mama otwarcie sie przyznaje do braku natychmiastowego, wrodzonego instynktu i rownież daje wścibskim do zrozumienia, gdzie ich miejsce. Za to moje przyjaciółki, które zostały matkami są po prostu świetne i normalne w całym tym macierzyńskim szaleństwie.
Hej, Emilia! Fajnie, że napisałaś. Sporo tutaj mówimy – w tekstach i w komentarzach – o powodach, dla których wybieramy bezdzietny styl życia. To są ważne i głębokie powody. Których nie wolno sprowadzać do inwektyw w stylu „egoiści” czy „lenie”. Twoja historia dobitnie to pokazuje. Komentarz twojej sąsiadki, choć z pozoru niewinny i rzucony prawdopodobnie bez złych intencji, to „klasyka rocka”:) Mam wrażenie, że gdy chodzi o dzieci, to nawet fajni ludzie prezentują grację nosorożca. Powodów jest pewnie wiele, ale jednym z nich jest na pewno niewiedza. Ludzie, którzy mają dzieci „z rozpędu”, z trudem wyobrażają sobie, co czują i przeżywają bezdzietni. Im częściej będziemy im to uświadamiali, tym takich komentarzy powinno być mniej. Staram się w to wierzyć:) To świetnie, że oprócz takich nieokrzesanych „nosorożców” masz obok siebie fajnych ludzi, którzy cię rozumieją! To prawdziwy dar od losu! Życzę ci dużo szczęścia! Wpadaj na bloga. Pozdrawiam!
Trafiłam na Twojego bloga zupełnie okrężną drogą, ale jest to strzał w dziesiątkę. Faktycznie miejsc takich jak to, gdzie można odetchnąć od tej presji SuperMam, poczytać historie podobne do własnej – jest mało w ogóle, a w Polsce wcale. Mam 35 lat, dobrą pracę, dom, super wspierającego męża i udany z nim związek od ponad 10 lat i … oboje nie chcemy dzieci. Jeszcze może przed 30-tką słuchałam bez komentarza argumentów jak przytoczone wyżej: „odmieni Ci się”, ” jeszcze zrozumiesz co się w życiu liczy” czy też od teściowej: „no kiedy w końcu spełnisz moje marzenie o byciu babcią”.. teraz już asertywnie ucinam wszelkie tego typu dyskusje.
Bardzo trafiło do mnie to co napisałaś, że z dnia na dzień nie zmienisz swojego DNA i tego co jest w środku naprawdę „Twoje”. W pełni się z tym zgadzam. Sama próbowałam racjonalizować sobie tą decyzję, jak piszesz „update-ować” życiowo i raz na jakiś czas odgrzewać temat ale głównie pod kątem: czy nie będę żałować braku takiego doświadczenia w życiu. Najbliżej macierzyństwa byłam raz tylko kiedy przez podróżowanie spóźniał mi się okres i robiąc 3 testy ciążowe dotarła do mnie prawdziwa myśl tak z głębi Ja: „pozytywny wynik to byłoby nieszczęście, to zniszczy moje dotychczasowe życie”. Od tamtej chwili nie mam już wątpliwości, odeszły wyrzuty sumienia i myśli „co by było gdyby”.. I oczywiście, że polskie społeczeństwo piętnuje takie postawy, oczywiście, że rodzina naciska ale – jesteśmy oboje z Mężem z tą decyzją szczęśliwi, bardzo doceniamy swoje życie i wszystkie jego aspekty. Po latach zastanawiania się nad tematem dochodzę do wniosków, że presja jaką się na Kobiety wyciska jest przeogromna i nie ulec jej to jest naprawdę wielka rzecz. Dziękuję Ci za Twojego bloga. Szukałam takiego miejsca kilka lat temu kiedy sama byłam 'na rozdrożu’ – czułam, że muszę/powinnam, że 'może będę żałować’ i biłam się z myślami czy alternatywa (inny styl życia, trochę wyobcowanie społeczne) jest do udźwignięcia. Ja już tą drogę przeszłam a wsparciem były podobne blogi zagraniczne. Cieszę się, że teraz i osoby z podobnymi rozterkami mogą znaleźć takie miejsce w Polsce.
I oczywiście my wszyscy „po ciemnej stronie mocy” – zdeklarowani Child-Free – możemy się trochę wesprzeć nawzajem 😉
Hej! Dzięki za ten wpis. Jakbym czytała o sobie – kropka w kropkę:) Tylko że ja dopiero niedawno odkryłam te wszystkie blogi zagraniczne. I do dziś nie mogę wyjść ze zdumienia, dlaczego u nas tego do tej pory czegoś takiego nie było:)) Nadrabiam więc to przeoczenie, bo też uważam, że takie wspierające miejsce czasami się przydaje. Pozdrawiam!
Ja bym do tej listu dodała to co notorycznie słyszę w pracy od obcych osób:
– zmęczona? A czyn Ty możesz być zmeczona. Będziesz miała dzieci to zobaczysz
– pff, jak facet będzie chciał to co? To się skończy wymyślanie
Najlepsze w tej sytuacji jest to, że żadna z tych osób nie wie czy ja dziecka chce, czy nie ( Sama tego nie wiem), bo dla mnie to tematy intymne i dziele sie nimi z partnerem o najblizszymi. Tego typu teksty są wyciąganie podczas głupich firmowych smak talkow przy kawie, tak po prostu rzucane. Aktualnie lecze się, żeby móc mieć w ogóle wybór. Przez to przy kazdym takim tekscie czuje się jakby mi ktoś przylozyl w twarz. Paradoksalnie im więcej tego typu tekstów słyszę, tym dalszą jestem od podjęcia decyzji o posiadaniu potomstwa. Obcy ludzie. Szastaja bezmyślnie głupimi tekstami być może rujnujac komuś życie. Marzy mi się świat, w którym ludzie zdadzą sobie sprawę, że ich słowa nie lądują w próżni tylko trafiają do kogoś i często bardzo długo tam tkwią, powodując bolesną, jątrząca się rane.
Hej, wiele razy zastanawiałam się, skąd się bierze ta bezmyślność i niewrażliwość, gdy chodzi o te delikatne kwestie, i to czasem u ludzi naprawdę myślących i wrażliwych. Pewnie nieraz jeszcze się nad tym zadumam i o tym napiszę, bo z moich własnych doświadczeń i z komentarzy moich czytelników wynika, że to nas, bezdzietnych, najbardziej rani, uwiera i frustruje. Po takich tekstach rzeczywiście odechciewa się mieć dzieci. Podejrzewam, że dla ludzi, którzy mają dzieci „z rozpędu” albo dlatego, że wszyscy mają, te tematy nie wydają się ani delikatne, ani intymne, ani tym bardziej problematyczne. Bo oni z nimi żadnego problemu nie mieli. Zwykły, choć smutny, brak empatii. Mam nadzieję, że kiedyś to się zmieni. Mnie też marzy się świat, w którym niewtrącanie się w intymne sprawy będzie tak oczywiste jak niedłubanie w nosie. Tego nam życzę i pozdrawiam!
Mam 2 dzieci ale nie zawsze bylo to mohe marzenie. Mialam taki czas ze nie chcialam i nie lubilam dzieci. Np do mnie przyszlo to z czasem powoli stopniowo. Przy pierwszym dziecku po porodzie nie naszla mbie fala milosci ja kto wszyscy okreslaja.oka pierwsza mysl byla,, Jezu… jak to sie tam zmiescilo” Co do instynktu nie wiem co to jest. Jak dz9ecko czy 1 czy 2 zaczelo plakac to poprostu musialam sie nauczyc ze to lubbi co 15 minut jesc i np co 1h spac itd. Poza tym ludzie zawsze beda oceniac. Jak zrobisz jedno to powiedza taka mloda i juz dziecko jak bedziesz za stara to powiedza na stare lata zachcialo jej sie… Albo o jedynak to bedzie mu smutno napewno chce miec rodzenstwo. Albo beda sypac dobrymi radami co Tobie lub dziecku wolno co nie. Jak ich nie masz to tez im zle bo nie masz. Ja nym ich olala bo ludziom nigdy nie dogodzisz.
Masz rację, ludzie pewnie zawsze będą dogadywać innym. Bo lubią, bo nie zastanawiają się nad swoimi słowami… I nigdy im nie dogodzisz. Nie ma innego wyjścia, jak się tym po porostu nie przejmować i robić swoje. Nie po każdym takie rzeczy lekko spływają, ale każdy z biegiem czasu nabiera w tym wprawy:)
Spadłaś mi z nieba, kobieto! Gdybym nie trafiła na Twój blog, to sama musiałabym podobny założyć. Choć odkąd mieszkam za granicą, jestem trochę odizolowana od polskiego mamusiowego piekiełka, więc poziom irytacji mocno spadł. Odkąd pamiętam dzieci mieć nie chciałam. Nie lubiłam ich, denerwowały mnie i nie wyobrażałam sobie siebie w roli matki. Zawsze mocno stawiałam na samorozwój, komfort życia i przede wszystkim wolność podejmowania decyzji. Nagle miałabym z czegoś rezygnować? Nie, to nie dla mnie. Oczywiście, nasłuchałam się wszystkich możliwych „prawd objawionych” i „dobrych rad” na ten temat. Że jak sama będziesz miała, to pogadamy (a jak nie będę miała, to co?), że jeszcze Ci zegar zatyka (hmm jestem już grubo po 30 i wciąż stoi jak zaklęty), że zobaczysz sama zostaniesz na starość (już odkładam na luksusowy dom starców w Alpach). Klasyki. Nawet moja wykształcona i światła mama jeszcze do niedawna moje wynurzenia na temat braku chęci posiadania potomstwa traktowała jak najgorsze bluźnierstwa. Momentem przełomowym było dla mnie spotkanie faceta, który nie może mieć dzieci. Był związek, była przeprowadzka za granicę, potem decyzja o małżeństwie. Odtąd nareszcie wszyscy zaczęli traktować moje „gadanie o bezdzietności” poważnie. Mama, która po rozwodzie z ojcem sama zwątpiła w instytucję rodziny, zrozumiała, że to nie z przekory i potrzeby bycia inną i dzisiaj, widząc, że jestem szczęśliwa tak, jak żyję, cieszy się razem ze mną. O bezdzietności rozmawiamy już bez tabu i teraz słyszę od niej, że to moje życie i mam prawo układać je sobie tak, jak mi pasuje. Alleluja! Jak radzimy sobie jako bezdzietna para z głupimi pytaniami i komentarzami? Różnie. Zależy od kogo je słyszymy. Najbliżsi wiedzą, o co chodzi, więc ich mamy już z głowy, choć i oni czasem nie mogą się powstrzymać od roli wujka dobra rada i potrafią palnąć coś w stylu „a nie chcecie adoptować” albo „teraz jest tyle różnych metod”. Hmm… Naprawdę?? Nowo poznane osoby prędzej czy później się dowiadują i od ich reakcji zależy, jak dalej rozwinie się nasza relacja (staramy się otaczać osobami otwartymi i mądrymi). Bezmyślne komentarze przypadkowo spotykanych osób zazwyczaj obracamy w żarty (które niestety nie wszyscy rozumieją). Pamiętam jedną sytuację podczas podróży do RPA (tak, dużo podróżujemy, mamy na to czas i pieniądze, bo nie mamy dzieci ;)), kiedy pan w hotelu widząc, że zarezerwowaliśmy apartament, zapytał: o taki duży tylko dla dwójki, następnym razem zapraszamy z dziećmi. Na co mój przytomny mąż odparł bez zająknięcia: wie pan, my to nie lubimy dzieci, może wpadniemy z psem. Czasami szczerość jest najlepsza. Przepraszam za długaśny komentarz, mogłabym tak długo jeszcze pisać, dzieląc się przemyśleniami i doświadczeniami. Czekam na kolejne wpisy! I zapraszam do siebie 🙂 Pozdrawiam!
Hej, Agnieszko! Witaj w klubie:) Obejrzałam sobie twojego bloga i powiem ci – zaimponowałaś mi! Kawał solidnej dziennikarskiej roboty! Fajnie zatem, że wpadłaś, bo będę miała dla ciebie propozycję – napiszę w mejlu. I więcej takich przykładów asertywności proszę. Chyba zacznę je spisywać z komentarzy i wydam w postaci poradnika „Bezdzietność dla opornych”, albo coś w tym guście. Pozdrawiam!
Tekst, który mnie regularnie dotyka, z ust mej własnej maci : Nie masz dzieci, nie wiesz, jak to jest. Przy banalnej okazji zapodawany – gdy do mamy wpadam celem pogadania, ogarnięcia, jakiejś pomocy. I mama czymś mnie częstuje, zazwyczaj jedzeniowo-obiadowym, bo taka pora. Najczęściej po prostu pożeram, bom głodna 🙂 Ale od czasu do czasu po prostu mi się nie chce, odmawiam raz, odmawiam drugi, mama namawia, ja odmawiam, wreszcie fukam, że dość – i wówczas słyszę: nie masz dzieci, to nie wiesz, jak to jest. Ta przemożna chęć nakarmienia, jak rozumiem, atawistyczna i nie do pojęcia dla bezdzietnej. Wzdraga mnie to, bo wyklucza niejako z automatu. Nie mam dzieci, nie pojmuję chęci nakarmienia, nawet wbrew woli.
No, karmienie potomstwa to cała epopeja narodowa. Jest na to nawet osobne określenie – matka gastronomiczna. Nie jest winą kobiet, że zostały zepchnięte do kuchni. Ale faktycznie, solidnie się w tej kuchni okopały i dowodzą naszymi żołądkami niczym generałowie na wojnie. Skąd to się wzięło? Dlaczego jedzenie i kuchnia? Tylko tam kobiety coś znaczyły, tylko poprzez karmienie mogły zaznaczyć swoją podmiotowość. Dlatego gest karmienia obrósł tak wieloma znaczeniami. Nie jest zwykłym podaniem obiadu. To manifestacja. Też to ciężko znoszę, zwłaszcza że niewiele jem, ale jednocześnie czuję okropny żal. Że w ten sposób kobiety z pokolenia mojej mamy czy teściowej musiały walczyć o miejsce w rodzinie i społeczeństwie, o uwagę i o poczucie znaczenia. O ileż nam jest łatwiej! A za tekst „Nie masz dzieci, to nie wiesz” – dziękuję. Zbieram te teksty do kolejnego zestawienia. Są ich setki. I wszystkie cholernie są cholernie dokuczliwe. Pozdrawiam!
Jestem położną- położną podstawowej opieki zdrowotnej więc na co dzień pracuję z kobietami. Ze wszystkim co jest związane z ich kobiecością. Kobiety nauczyły mnie pokory – wobec życia, wyborów i tego czego zmienić nie można. Zdarza mi się, że czasami dochodzę do przekonania, że lepiej byłoby gdyby niektóre kobiety (które nie chcą mieć dzieci) nie uginały się pod presją otoczenia i ich faktycznie nie miały. Nie ma szczęśliwych dzieci przy nieszczęśliwych rodzicach. A przekazywanie własnej traumy (której się nie przepracowało) innym jest największym świństwem jakie można zrobić drugiemu człowiekowi. Jedną z nich jest m.in. obraz obrzydliwości ciąży i traumy porodu. Moja praca w dużej mierze polega na tym by „odczarowywać” te idiotyczne mity. Wszystko ma swoje plusy i minusy, dobre i złe strony. Mamy prawo wyboru ale i obowiązek ponoszenia konsekwencji każdego z naszych wyborów. Do tego byłoby miło gdybyśmy także posiadali na tyle dobrego wychowania by jeszcze szanować ludzkie wybory i nie uszczęśliwiać ludzi na siłę lub dla odmiany nie deprecjonować ich. Nie mamy nakazu posiadania dzieci ale z drugiej strony nie obarczajmy ich winą za własne „niechciejstwo” bycia szczęśliwym czy spełnionym. Nawet gdy są nikt nie każe żyć dla dzieci – można po prostu żyć z dziećmi. Przeczytałam na tej stronie artykuł ” o szklane wody” – fantastyczny! Dzieci nie wychowujemy dla siebie- wychowujemy dla świata! Współczuję szczerze każdemu dziecku, które ma wdrukowany nakaz moralny uszczęśliwiania swoich rodziców- to właśnie Ci rodzice nigdy nie powinni decydować się na ich posiadanie. Każdy z nasz ma moralny obowiązek zabezpieczenia się na starość w możliwe jak najlepszy dla siebie sposób -by być jak najdłużej samowystarczalnym. Przecież to nie istotne czy to dotyczy dzieci, partnera czy przyjaciół – tak jak buduje się relacje i tworzy więzi na tyle można liczyć na wsparcie w sytuacjach trudnych. Mam dwójkę dorosłych dzieci, męża- który był zawsze dla mnie równie ważny jak ja sama. Mamy oboje swoje własne dokonania zawodowe, w których dzieci nam nie przeszkadzały. Gdy wybieram pomiędzy pracą a dziećmi to dlatego, że ja tak chcę a nie dlatego, że muszę. Ja nic nie muszę. Opiekuję się 85 letnią Mamą – bo chcę, a nie muszę. Moja przyjaciółka dokładnie tak samo opiekowała się swoją sąsiadką, niespokrewnioną – bo chciała. Bo była Jej bliska poprzez swoją dobroć i ciepło jakim emanowała na całą jej rodzinę.
Na co dzień słyszę czego nie powinno mówić się kobiecie w ciąży, młodej mamie, kobiecie po rozwodzie..tu jeszcze kobiecie bez dzieci. ..A może tak po prostu wziąć pod uwagę, że każdy ma inne doświadczenia, z innej perspektywy patrzy na te same sprawy i zamiast domagać „nie mówienia” po prostu wyszkolić umiejętność własnej asertywności? Nauczyć się przyjmować inne od naszych poglądy? Dlaczego zakładać, że ktoś nas atakuje, chce dla nas źle? Na swój własny sposób, może całkowicie nieudolnie ( bo nie wyobraża sobie świata innego niż ten który zna) ale stara się wyciągnąć do nas pomocną dłoń?? Cieszę się, że trafiłam na tę stronę Do zobaczenia? …chyba bardziej „Do następnego razu” 😉
Dzień dobry, Ewo! Bardzo ważne sprawy poruszasz, masz też szalenie ciekawą perspektywę. Zupełnie inną niż ja – która dzieci nie ma i obraca się w środowisku ludzi bez dzieci. Bardzo ci dziękuję za ten komentarz. Z prawdziwą przyjemnością go przeczytałam i puszczam w świat:) Pisząc o życiu bez dzieci, bardzo często dotykam tej chyba najważniejszej kwestii – posiadanie dzieci to wybór. I powinno się go dokonywać mądrze, z głową, z najlepszymi intencjami wobec dziecka. Nie z pobudek egoistycznych. Nie dla siebie – żeby sobie coś zrekompensować albo dlatego, że wszyscy mają. W tym świetle bezdzietność z wyboru to często konsekwencja mądrego wyboru. Mam nadzieję, że to wszystko widać w moich postach. Bo nie piszę ich przeciwko rodzicom. Ale przeciwko tej niefrasobliwości w podchodzeniu i do macierzyństwa, i do bezdzietności.
Pozdrawiam cię serdecznie. Wpadaj na bloga i dziel się swoimi spostrzeżeniami, niezwykłą perspektywą i doświadczeniem!
W końcu znalazłam świetny blog! Mnie irytuje też tekst (który słyszę gdy powiem że dzieci mnie denerwują) – „TY TEŻ TAKA BYŁAŚ”. No i co z tego do cholery, że też taka byłam? Tak, zgadza się, byłam dzieckiem, musiałam nim być ale czy to znaczy, że mam lubić dzieci i mają mnie nie denerwować? Tylko dlatego bo „ja też taka bylam”? No to wtedy ja kogoś mogłam irytować, mnie mógł ktoś nie lubić i na mój płacz i ciągle jęczenie (podobno byłam straszną marudą) ktoś mógł przeklinać. Miał do tego prawo i wcale mu się nie dziwię. Też kolejna sprawa jaka mnie denerwuje to teksty koleżanek które najpierw mówią że one muszą postarać się o dziecko (pierwsze lub już kolejne), potem wszystko niby pięknie i cudownie s później opowiadają jak to one chciałyby się wyrwać, jedna stwierdziła że zapisała się do szkoły policealnej żeby „odpocząć od tych dzieci”, kolejna z tekstem że „najlepiej w młodym wieku urodzić dwójkę lub trójkę bo POTEM MASZ JUŻ SPOKOJ”.. I tu miałam na końcu języka :” to po cholerę wam te dzieci? „:D Jak mnie męczy coś to się na to nie decyduję, proste 🙂 Pozdrawiam!
Hej! O irytujących tekstach będę musiała jeszcze napisać, bo widzę, że to jest coś, co nas, bezdzietnych, najbardziej porusza. Widać to choćby po komentarzach – ten krótki tekścik ma ponad 70 komentarzy! Najwięcej na całym blogu. „Ty też taka byłaś” to kolejna mantra. Przeczytałam to z dziesięć razy wczoraj na fejsie pod jednym z moich postów:) Tak że wpadaj i czytaj! Tematów jeszcze przez jakiś czas nam nie zabraknie! Pozdrawiam!
tekst „jak urodzisz, to pokochasz” jest moim zdaniem najgorszym z możliwych, bo kobieta, która to słyszy i jest namawiana przez rodzinę może ulec presji, no bo przecież „może teraz nie czuję instynktu, ale to się zmieni”, i kończy z dzieckiem, którego nie chce i nie umie pokochać. i wszyscy są pokrzywdzeni.
Dokładnie. Też ten tekst wyróżniłam jako najgłupszy i najbardziej niefrasobliwy ze wszystkich. Dziwię się, że ludzie, którzy go wypowiadają, nie czują tej niefrasobliwości i niestosowności. Ale w ogóle wydaje mi się, że kwestia mieć-nie mieć dziecka dopiero od niedawna (no, może nie od wczoraj, ale jednak od niedawna) jest poddawana głębszej refleksji. I stąd te zaszłości – że to natura, że nie masz nic do powiedzenia, że ludzie zawsze rodzili dzieci…
to „jak urodzisz, to pokochasz” jest tak lekko rzucane, bo niestety u nas wciąż króluje przekonanie, że dzieci chce mieć każdy, bo to jest naturalny instynkt i inaczej być nie może. a dziecko to nie rower, że można sprzedać albo oddać, jak się jednak nie spodoba.
Zapomniałaś o najważniejszym:
„Jak znajdziesz odpowiedniego partnera…”
Jakby ci ludzie nie przewidzieli, że facet też może nie chcieć mieć dzieci, bo tak.
Faktycznie, przeoczenie:) Trzeba będzie do tego jeszcze wrócić!:)
Ja własnie zaszłam w druga ciaze. Mamy jedno dziecko zaraz drugie. Mialam mieszane uczucia kiedys. Dziecko to ogromne ograniczenie ale ma swoje plusy. Ale bardzo rozumiem i szanuje ludzi którzy świadomie dzieci miec nie chcą. Jest to sto razy lepsze niz nieszczęśliwe rodziny z.niechcianymi czy zaniedbanymi dziećmi
Hej! Gratulacje! O to chodzi, by się nawzajem szanować i rozumieć:) Fajnie mieć takie blogowe otoczenie! Pozdrowienia!
Trafiłam na bloga przypadkiem,na ten post. Do tej pory uważałam,że jest że mną coś nie tak,ale nie będę się rozpisywać.
Boli mnie jedynie,że prawdopodobnie zakończę dobre małżeństwo. Kiedyś przed ślubem mówiłam,że może będą dzieci, a z czasem mi po prostu przeszło. Początkowo zrzucałam to na „logiczne” wytłumaczenia-brak stałej pracy, brak warunków,a potem wszystko się zmieniło,mam stabilizację ale…dotarło do mnie,że nigdy nie chodziło o rzeczy materialne,ja po prostu tych dzieci nie chce.
Rozmawiając z mężem słyszę oczywiście tutaj wymieniony tekst „kiedyś zechcesz”…Nie,nie zechce.Zawsze słucham swojej intuicji i nigdy mnie nie zawiodła. Szkoda mi tylko związku,bo widzę,że mąż bardzo by chciał dziecko,a ja „Na siłę/dla niego” nie zrobię tego,bo byłabym nieszczęśliwa.
Eh,gdybym doszła to tych związków wcześniej,”puściłabym” męża wolno,żeby znalazł taką,co dzieci chce…:(
Hej! Jak przeczytałam Twój komentarz, pomyślałam sobie niemal jednocześnie – „masz szczęście” i „bardzo mi przykro”. Oczywiście, przykro mi z powodu trudności w małżeństwie. To cholernie skomplikowana sytuacja, gdy jedno chce, a drugie nie. Bardzo trudno też dojść ze sobą do ładu, znaleźć tę pewność: „chcę” lub „nie chcę”. Zwłaszcza to ostatnie bywa karkołomne, bo wszyscy dookoła zapewniają cię, że chcesz (tylko o tym nie wiesz) albo na pewno zachcesz. Wiem jednocześnie, że można bardzo żałować pochopnej decyzji o macierzyństwie, albo tej podjętej wbrew sobie, więc w tym sensie jesteś szczęściarą. Rozmawiałam z wieloma kobietami, które od wielu lat nie mogą się ze sobą dogadać – to męczące (sama to pewnie doskonale wiesz) i niebezpieczne, bo łatwo wtedy popełnić błąd, ulec presji lub źle rozpoznać swoje pragnienia. Widzieć, czego się chce, to tak naprawdę – w dłuższej perspektywie – dać sobie szansę na udane życie. Mam nadzieję, że w twoim życiu wszystko się w końcu szczęśliwie poukłada. Życzę powodzenia i pozdrawiam!
To może się przywitam. 🙂 Porozglądam się, i…
Niech Wasz dzień będzie dobry. Pozdrawiam,
Pozdrawiam również. Ciekawe brewerie wyprawiasz na swoim blogu:)
Zatem zapraszam do zwiedzania,czytania i komentowania. Będzie mi miło Ciebie/Was ugościć.
Dzisiaj/wczoraj odkryłam ten blog.
Ale skąd wiesz, że nie będziesz żałować?
Ja nie chciałam, odgrażałam się, że nie będę żałować, a teraz żałuję.
Nie wiem tego. Ale jeżeli ja nie wiem, to tym bardziej nikt inny nie ma prawa mi tego wmawiać. Człowiek ma prawo podejmować własne decyzje. Nawet jeżeli są one złe.
Bardzo ważny tekst.
Nigdy nie chciałam mieć dzieci. Nigdy też nie ruszały mnie cudze teksty (identyczne jak te, które cytowałaś).
Na ciążę zdecydowałam się w ostatnim momencie, (wcześniej czerpiąc z życia ile się da) przede wszystkim z powodu ekonomicznego, czyli „kto ci poda szklankę wody”. Nie dosłownie. Nie oczekuję, że jeśli moja końcówka życia wypadnie w chorobie, to dziecko mnie ugości, zrobi osobny pokoik z wygodnym łóżkiem i z uśmiechem na ustach będzie podcierać dupę.
Spodziewam się, że w razie takiej sytuacji zapewni mi fachową opiekę na przyzwoitym poziomie i dopilnuje, żeby dom starości nie był podłą umieralnią.
Tak, uważam że należy mi się zapłata za mój poświęcony czas, za przyjemności, podróże i samorozwój, których muszę sobie teraz odmawiać. Za smród kupy w pampersie, który muszę wdychać przynajmniej raz dziennie. Za zmęczenie, za kierat i nudę dziecięcych zabaw. Za słuchanie pieprzenia innych rodziców, którzy sądzą, że mój świat też kończy się tylko na dziecku.
Że dziecko nie prosiło się na świat? Ja też się nie prosiłam. Dlatego myślę o sobie i zabezpieczam się na starość.
Że dziecko jako dorosły może mieć inne plany niż finansowanie mojego domu opieki? Można wystąpić do sądu o alimenty od dziecka. Po to inwestuje czas i dużo wysiłku, żeby dziecko miało dobrze płatną pracę.
Że mogłam sobie odłożyć kasę na starość? Ależ robię to w miarę możliwości, ale żadna kasa nie zapewni mi tego, że ktoś spojrzy krytycznym okiem i nie pozwoli na upokarzające traktowanie mnie przez personel domu opieki, jak pokazują to czasem reportaże. Po to przykładam dużo starań, żeby dziecko wyrosło na empatycznego człowieka i samo czuło chęć pomocy, jak np. ja w stosunku do moich rodziców.
Na pewno wiele osób powie, że to nieludzki powód do rozmnażania. Wiele osób też pewnie przyznałby mi w duchu rację. Właściwie nie obchodzi mnie, co myślą na ten temat inni i jak to oceniają. To mój wybór, nie jest przestępstwem i za to nie ograniczają praw rodzicielskich ?
Na pewno zrobię wszystko, żeby dziecko wyrosło na szczęśliwego człowieka, bez poczucia, że „musi” się nami na starość zaopiekować, tylko że chce to zrobić.
A najbardziej mam nadzieję, że ominie mnie starość w ciężkiej chorobie i po prostu umrę we śnie, nie robiąc nikomu kłopotu w życiu. Późne macierzyństwo sprzyja ruchowi i aktywności, więc jak jest szansa, że i z tego powodu posiadanie dziecka będzie na plus.
Hej, Karolina! To odważne z twojej strony i naprawdę niesamowite, że potrafisz tak otwarcie i bez owijania w bawełnę powiedzieć to, co wielu ludzi myśli, choć za diabła nie chce się do tego głośno przyznać. Powiem ci tak – sama nigdy bym z takiego powodu nie urodziła dziecka. Jak tu już wielokrotnie padało – wolę mieć spieprzoną starość niż całe życie. Ale ponieważ sama mówię ludziom, którzy mnie nie rozumieją: „odczepcie się od moich wyborów”, do cudzych też nie zamierzam się przyczepiać. Twoje życie, twoje decyzje, twoje konsekwencje. Masz tego absolutną świadomość i to jest najważniejsze. Jesteś uczciwa wobec siebie i wobec własnego dziecka, i to jest OK. Jak mówiła na debacie profesor Dziemianowicz, bardzo trudno zaakceptować cudze wybory, jeżeli są tak odmienne od naszych. Ale mam nadzieję, że ci, którzy będą czytać twój wpis, uszanują twoje zdanie i twoje racje. Chciałabym, żeby w bezdzietnikowej przestrzeni – zamiast oceniać innych – każdy po prostu mógł się wypowiedzieć. Przyznać do rzeczy, do których na co dzień trudno się przyznać. Zrzucić jakiś ciężar. Pozdrawiam cię serdecznie i gratuluję odwagi i szczerości, przede wszystkim wobec siebie!
Wracam do twojego posta, bo trochę nie daje mi spokoju. Przeczytałam go jeszcze raz i myślę, że kluczowe jest tu zdanie: „Na pewno zrobię wszystko, żeby dziecko wyrosło na szczęśliwego człowieka, bez poczucia, że „musi” się nami na starość zaopiekować, tylko że chce to zrobić.” Abstrahując od ocen, dziecko tak naprawdę nie ma żadnych obowiązków wobec rodziców. Oczywiście, można je zmusić do płacenia alimentów i tylko do tego. Trzeba to mocno podkreślić. To na pewno jest trudna sztuka, wychować dziecko tak, by chciało nam pomagać. Ewentualnie, by jako dorosłe zaakceptowało ten swoisty życiowy „targ” – ja się poświęcam dla ciebie, ty dla mnie. Najważniejsze w tym jest to, by go nie skrzywdzić. Bo wiesz, jak to działa – im więcej od dziecka oczekujemy, tym większy nakładamy na niego ciężar. Reakcje mogą być różne. I nie chodzi o to, czy dziecko ci pomoże kiedyś, czy nie. Tylko – czy nie spieprzysz mu życia. No, powiem ci, Karolina, że porwałaś się na niezły hazard. Mam nadzieję, że twoje plany się powiodą, i ani ty nie będziesz tego żałować, ani twoje dziecko. Powodzenia!
Szczerze to mam głęboko, czy ktoś z obcych czytających mój wpis będzie moje zdanie szanować. Tak czuję, tak uważam i staram się za często nie żałować tego, jak teraz wygląda moje życie. Jestem przekonana, że dużo ludzi ma dziecko z tego samego powodu, ale nawet sobie tego nie uświadamia.
Wydrukowanie kalek „dzieci są największym dobrem”, „nie ma większego szczęścia od dzieci”, „rodzina bez dziecka to nie rodzina” itp. odsuwają nas od prawdziwych pobudek decyzji życiowych. Ja akurat znam mój chyba najważniejszy powód do rozmnażania, co nie zmienia faktu, że czasem chciałabym się czuć w macierzyństwie tak, jak moje koleżanki, które są nie matkami, ale Matkami Całymi Sobą. Ja jestem tylko matką i to bardziej biologiczną niż mentalną.
Ogromnie się cieszę, że trafiłam na Twój blog i bardzo Ci za niego dziękuję. Jak to dobrze, że jest takie miejsce! Myślę, że dla wielu kobiet (i mężczyzn, jak sądzę, również) jest i będzie wielkim wsparciem.
Pozdrawiam ciepło.
Aśka BZW 😉
Hej! Witaj na Bezdzietniku! Cieszę się, że nas znalazłaś. Wpadaj. Pozdrawiam!
Powtórzę się, jak wiele kobiet wyżej. Jakbym czytała swoje myśli. Dziękuję za te słowa i, że znajdę tu miejsce dla siebie. Mam nadzieję, że otuchy i wsparcia też.
Mój przypadek jest o tyle trudny, że w będąc 10 lat z kimś o takich samych poglądach, nagle jego „nie”, zmieniło się w „chcę”… 🙁
Hej! Cieszę się, że się tu odnalazłaś. Wiele razy pisałam, że mężczyźni częściej niż kobiety zmieniają zdanie na „tak, chcę”. U kobiet przebiega to odwrotnie. Z biegiem czasu częściej mówimy „nie”. I trudno się temu dziwić. Rodząc dziecko, to my więcej musimy poświęcić. Na pewno jesteś w trudnej sytuacji. Mam nadzieję, że czas przyniesie dobre rozwiązanie. Trzymam kciuki i pozdrawiam!
Na ten wspaniały blog trafiłam niby przypadkiem a jednak podczas poszukiwania odpowiedzi dotyczącej radzenia sobie w nietolerancyjnym i zaściankowym społeczeństwie. Najbardziej bolą przytyki najbliższych, których nie chciałabym urazić, ale czy oni mają na uwadze nasze dobro psychiczne? Piszę nasze, gdyż wspólnie z mężem podjęliśmy decyzję, której jak dotąd nie żałowaliśmy. Wprawdzie jesteśmy po 30tce, ale co wiemy to wiemy i nikomu nic do tego, a kolejny bobas wciskany w nasze ręce powoduje większy odruch zwrotny. Dziękuję za to że jesteś – Ta, która głośno i bez ogródek prostuje zakrzywiony obraz bezdzietności 🙂
Hej! Świetnie cię rozumiem i cieszę się, że trafiłaś na Bezdzietnik. Bardzo mnie rusza, że o bezdzietniści to sobie możemy tylko po cichu i we własnym gronie. Nie umiem tego zaakceptować. I widzę, że jestem w doborowym towarzystwie? Rozgość się i wpadaj! Pozdrawiam?
Witam,
Również jestem kobietą przed 30tką, zawsze miałam pewną awersję do dzieci, raczej nigdy tego nie kryłam. Niedawno dowiedziałam się że prawdopodobnie gdybym nawet chciała zajść w ciążę to będzie potrzebne leczenie, nie do końca wiadomo z jakim skutkiem. Nie zmartwiło mnie to więc coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu że nie jest to tylko fanaberia młodego „podlotka”. Niestety coraz mniej mam odwagi do mówienia o swoich pragnieniach by nie posiadać potomstwa ponieważ mam wrażenie że dalej pod tym kątem żyjemy w jakimś średniowiecznym ciemnogrodzie gdzie najchetniej takie co to nie chcą paliłoby się na stosie. Nawet nie wiesz droga Autorko jak przyjemnie było trafić w związku z tym na ten przylądek oświecenia:) Ja na swoje „nie chcę” usłyszałam kiedyś nawet odpowiedź „nie bluźnij bo Cię Bóg ukarze”. Mroki średniowiecza wiecznie żywe. Jeszcze poniekąd rozumiem starsze osoby w mniejszych miejscowościach – one poniekąd nie znają innego życia, od dziecka tak były wychowywane i nie da się zmienić jedną rozmową pięćdziesięciu lat budowania światopoglądu. Najbardziej przeraża mnie to że czasem strasznym brakiem zrozumienia potrafią wykazać się rówieśnicy, którzy często są ludźmi wykształconymi, uchodzącymi za elokwentnych. Jak w takim razie można przy całej tej nauce nie potrafić zrozumieć że każdy ma prawo do wlasnych wyborów? I ten ciągły brak jakiegokolwiek wsparcia – moja mama nie miała lekkiego życia i często w złości potrafiła wykrzyczeć że gdyby nie mąż i dzieci to miałaby wspaniałe życie a teraz sama uważa że jestem niedojrzała i że „zobaczysz jeszcze Ci się zachce”. Co za hipokryzja. Każdy jest pierwszy do układania cudzego życia, mam nadzieję że takich stron powstanie więcej i że w końcu będzie można otwarcie mówić o tym czego się pragnie bez musu obracania w żart, odpyskowywania czy jeszcze innych manewrów. Choć obawiam się że potrzeba by stuleci by zmienić naszą polską mentalność gdzie każdy jest najmądrzejszy. Jak w filmie Dzień Świra „moja racja jest najmojsza” ;). Pozdrawiam ciepło wszystkie osoby które dają innym prawdziwą wolność wyboru i potrafią szanować bliźniego bez względu na ilość (nie)posiadanych dzieci:)
Niezmierna radość mnie ogarnęła po przeczytaniu tego bloga i komemtarzy. Myślałam że w obecnych czasach już nikt mnie nie zrozumie a tu tyle kobiet o takich poglądach jak ja. Mam 28 lat i nigdy nie chciałam mieć dzieci. Uważam że ta rola nie jest dla mnie. Od 5 lat kiedy jestem po ślubie nienawidzę spotkań rodzinnych. Padły już wszystkie tu przytoczone teksty i inne. Ostatnio: „po co wam taki duży dom jak dzieci nie chcecie” (mamy od roku dom 100m) więc się wkurzyłam i powiedziałam ” bo może chcę mieć miejsce na wszystkie moje buty i sukienki które noszę do pracy gdzie spełniam się życiowo” (choć to nieprawda to mina bezcenna ;)) A poza tym rok temu dowiedziałam się że mam brak czynnika krzepnięcia krwi co utrudnia możliwość ciąży i porodu. Choć to nie powód do radości to społeczny nacisk doprowadził do tego że cieszę się że chociaż moja mama w końcu przestała mnie „nauczać” jaka jestem bezduszna, a pies to nie dziecko, a jestem coraz starsza itp. Teraz mówię „nie będę ryzykować własnym życiem”
Hej!? Wątki domowo-mieszkaniowe już się tu pojawiały. Po co ci tyle miejsca, skoro nie masz dzieci? Jakby dziecko było pretekstem do kupna mieszkania, zmiany pracy czy samochodu. Przedziwne konstrukty myślowe. Chodzi pewnie o te nieszczęsne schematy – masz męża, to teraz dziecko, masz dziecko, to teraz dom… Niech żyje nieschematyczne podejście do życia!? Jeśli takie nas uszczęśliwia. Pozdrawiam!
Hahah, u mnie jest jeszcze rozwiniecie podpunktu o szklance wody: „No tak, kotki latwiej miec niz dzieci.. Ile ty kasy wydajesz na te koty? Dziecko to inwestycja, a kot? Co, kot ci poda szklanke wody na starosc?” ;))))))
Jak ja się cieszę z tego bloga 🙂 Również nigdy nie chciałam mieć dzieci i mimo 32 lat nic się nie zmienia, a nawet słuchając i obserwując doświadczenia dzietnych dochodzę do wniosku, że byłoby to najgorsze, co mogłoby mnie w życiu spotkać. Moja znajoma mając dziecko nie ma nawet możliwości spokojnego wyjścia do toalety, bo mały od razu płacze. Drze się średnio co 10 minut, można oszaleć. Koleżanka potwornie schudła bo nie ma kiedy jeść! Nie chcę takiego życia, doprowadziłoby mnie to do mocnej depresji albo do czegoś jeszcze gorszego. Już po 2 godzinach w obecności dziecka czuję się potwornie wyczerpana i zniechęcona życiem. Do tego małe dzieci uważam po prostu za brzydkie, nie lubię ich widoku. Brzydzi mnie to, że mogą zrobić kupę w mojej obecności. Kiedyś prawie zwymiotowałam, gdy moja kuzynka zmieniała dziecku pieluchę. Ciężko mi przy nich coś jeść, bo mi niedobrze. Nie przeżyłabym nieprzespanych nocy. Nie przeżyłabym bólu porodowego ani strachu przed różnymi powikłaniami. Nie potrafiłabym wyrzec się siebie, świętego spokoju, ulubionych książek, lekcji śpiewu i podróży. Albo po prostu leżenia w łóżku i myślenia o „niebieskich migdałach”. Do tego jestem bardzo wrażliwa i nerwowa. Odpowiedzialność za życie kogoś tak nieporadnego jak dziecko to jest strasznie poważna sprawa. Zmuszanie kogoś do rozrodu uważam za bestialstwo. Wciąż niestety jest dużo opinii, że ludzie, którzy nie chcą mieć dzieci są chorzy i powinni się leczyć. Albo nie wiedzą, że chcą. Okropność! Wystarcza mi do opieki jedno dziecko, moje wewnętrzne dziecko, które mieszka w mojej psychice. Dużo czasu zajmuje mi opieka nad nim, nie chcę innych 😉
Hej, witaj na blogu! Mnie też strasznie wkurza, że bezdzietność wciąż traktuje się jako „problem”, coś do wyleczenia albo do zmiany. Znam mnóstwo ludzi, wielu jest tutaj na blogu, którzy tę decyzję podjęli po głębokim namyśle, wsłuchawszy się w siebie, w poczuciu odpowiedzialności za siebie lub za dziecko, które mogliby powołać na świat. To są dojrzałe decyzje. Przemyślane. Przynoszące radość albo ulgę. Nikt nie powinen ich oceniać ani osądzać. Pozdrawiam i życzę dużo radości i satysfakcji z dokonanego wyboru:)
Przeprasza,ale Twoja znajoma niestety sama doprowadziła do tej sytuacji.Dzieciak nauczył się,że będzie na każde jego zawołanie i to wykorzystuje.Tak,niemowlaki też potrafią się warunkować.
Arya:
Brrr, dosadnie, przykro, ale tak to wygląda… Końcówka komentarza bardzo trafna. Co, jeśli ludziom w ogóle tylko ta jedna, wewnętrzna sztuka potomstwa potrzebna jest do rzeczywistego szczęścia i spełnienia? Czasami myślę, że tak jednak jest, że ludzkość nie rozumie pewnych mechanizmów, które powinny nią rządzić. Jakbyśmy – świadomie lub nie – stale podążali nieodpowiednią drogą. Nawet książkę taką widziałam ostatnio, autorstwa tego pana od Narnii 😉
Ale to już takie nieakceptowalne przez społeczeństwo dywagacje, dla ochotników.
Jak dobrze widzieć tu tak rozsądne, realistyczne podejście do tematu.
Witam 🙂 Mam trójkę dzieci.. Zawsze chciałam je mieć, no i mam. To moja decyzja 🙂 i bardzo szanuje tych, którzy podejmują takie same czy też zupełnie inne decyzje niż moje jeśli chodzi o potomstwo 🙂 Muszę tylko zauważyć, że ludziom nigdy nie dogodzisz.. Nie masz wcale – jest źle. Masz jedno – to kiedy drugie? Masz dwójkę – to kiedy trzecie? Masz trójkę – no chyba już wam wystarczy? Tyle dzieci?? To patologia! No i tak dalej. Takie życie 😉 Ważne by żyć w zgodzie z własnym sobą i robić to co się kocha najbardziej.
Pozdrawiam 🙂
Piszesz bardzo ciekawie, więc mimo, że jestem z tych co dzieci mają to i tak tu zostaję 😉
Jest dokładnie tak, jak mówisz – jeżeli chodzi o dzieci, zawsze jest coś do zarzucenia. Za mało, za dużo, to źle, to jeszcze gorzej:) Dlatego bardzo się ciesze, gdy spotykam ludzi, którzy realizują swój plan na życie – nieważne, z dziećmi czy bez. Ważne, że szyty na miarę:) Dziękuję i pozdrawiam serdecznie!
O nieposiadaniu dzieci zdecydowałam mając 15 lat.Jestem w średnim wieku i wciąż ich nie chcę.Komentarze innych? Pytania,kiedy będzie mąż i dzieci-„No jak to nie będzie?’ „Przecież małe dzieci są takie fajne”-De gustibus….”Kiedyś będziesz żałować”-Jakoś nie żałuję,wręcz przeciwnie.”Byłabyś dobrą matką”-Jakoś wątpię…
Tak,jestem wygodna.Nie mam ochoty użerać się o najprostsze rzeczy,dla mnie to strata czasu.Nie chcę uczyć wszystkiego od podstaw,włącznie z załatwianiem się….W nocy chcę spać,a nie biegać na karmienie.Nie cierpię wrzasków.Prywatności i czasu dla siebie potrzebuję jak oddychania.Spokój do pracy bardzo mile widziany.A najbardziej nie mam ochoty spędzić reszty życia w całkowitym podporządkowaniu czyimś potrzebom.Pracować,bo trzeba utrzymać dziecko,rezygnować ze wszystkiego,bo potrzeby dziecka.
Do diaska z tym.
Mam koci dom tymczasowy.Owszem wymaga czasu i starań,ale wszystko zależy ode mnie: chcę gdzieś wyjechać,mogę poprosić petsittera.Gdyby coś się ze mną stało,kociaki mogą znaleźć inne domy.A dziecko to klops,nijak się go nie pozbędziesz.Jest uczepione ciebie na lata,nawet gdy masz naprawdę dość,na przykład marzysz o przespaniu nocy.
Tak,żal mi dzieciatych.Jeśli oni są zadowoleni,to dobrze-problem się zaczyna,kiedy próbują mi owo zadowolenie przekazać czy wręcz wcisnąć na siłę,bo skoro oni są hepi,to przecież ja też bym była…Doszło już do tego,że prewencyjnie urywam kontakty z każdą,która ma w perspektywie posiadanie dzieci.Nie zmuszę się do zachwytów nad jej dzieckiem,zatem się obrazi-więc wychodzi na jedno…
Chromolę to.
Chcę być wolna.
Mam 34 lata i od 15tego roku wiedziałam,że nie będę miała dzieci. Jestem wygodną egoistką.Zyje dla siebie A nie dla kogoś. Moje życie,moja sprawa.Pozdrawiam wszystkie kobiety bezdzietne.
Nie starajmy się siebie narzucać innym,jak ktoś chce być matką to nią zostaje a jak niechce to nie znaczy ,że jest gorszym sortem to znaczy ,że jest sobą a do tego każdy ma prawo.Żeby było jasne mam dziecko
Mnie niedawno strasznie wkurzyła koleżanka, która ma obecnie kilkuletnie dziecko. Wcześniej miała okres w swoim życiu, że nie bardzo chciała mieć dzieci, ale w końcu się zdecydowała (może tzw. zegar zaczął jej głośniej tykać). I oczywiście pyta mnie kiedy sobie zrobię dziecko? Ja odpowiadam, że raczej nie będę mieć dzieci. No to dlaczego? Podałam kilka argumentów, bo nie można przecież tak po prostu nie chcieć i trzeba się tłumaczyć. Toż to nienormalne jest, żeby tak po prostu nie chcieć! Ba! W ogóle, żeby nie chcieć z jakiegokolwiek powodu jest nienormalne. To zaczęła mnie przekonywać, że ona też nie chciała, ale się zdecydowali z mężem i teraz uważa, że to najlepsze, co ją w życiu spotkało i tak usilnie mnie namawiała, że ja też muszę mieć, że powinnam mieć dziecko, że mi tego życzy, bo mnie to uszczęśliwi, bo dla niej… No właśnie dla niej. Tacy ludzie mnie najbardziej drażnią i irytują. Takie wciskanie na siłę, eksperci od tego, co dla kogo jest najlepsze i nie słuchanie odmiennego zdania – w ogóle nie słuchanie co ktoś drugi ma do powiedzenia. Często powtarzam powiedzenie: „Nie jest piękne to co piękne tylko to, co się komu podoba”. A jak mi się podoba nie mieć dzieci, to dlaczego ktoś próbuje mi wmówić, że to „brzydkie”?
A teraz dlaczego nie chcę, bo akurat mam ochotę o tym powiedzieć. Jest kilka powodów i oczywiście wszystkie z nich prodzietni potrafią obalić i poddać w wątpliwość słuszność mojej decyzji o życiu bez dzieci. Po pierwsze nie czuję, żebym się do tego nadawała. Nie mam wystarczająco wyrozumiałości i cierpliwości. Po drugie nie lubię się poświęcać i nie będę sobie robić dziecka tylko dlatego, że ktoś tego ode mnie wymaga. Po trzecie nie będę zachodzić w ciążę (tak na próbę), żeby sprawdzić czy na pewno go nie chcę, bo ktoś uważa, że po urodzeniu się odmienia. Co się odmienia? No wiadomo, że wszystko. Przecież nie wyrzucę później tego dziecka do śmieci, jak uznam, że to nie dla mnie. Albo mniej drastycznie nie oddam gdzieś tam, bo to nie rzecz. Może nawet bym je pokochała, bo czemu nie, ale dlaczego mam zmieniać swoje przekonania? Dlaczego to ma być jedyna droga, którą warto podążać?
Poza tym mam duże problemy emocjonalne, z którymi nieraz nie mogę sobie poradzić, a które na pewno wpłynęłyby na moje ewentualne dziecko. Mam dużo żalu do swoich własnych toksycznych rodziców, przez których nie umiem sobie poradzić z samą sobą a co dopiero z dzieckiem. Ktoś mi powiedział, że myśli, że byłabym wspaniałą matką. Może tak a może nie. Skąd może to wiedzieć? W każdym razie ja nie mam potrzeby być tą matką. Mam potrzebę pozbierać siebie do kupy i żyć swoim życiem dla siebie. Przestać spełniać czyjeś oczekiwania. Moja mama bardzo chciałaby być babcią, zresztą tata też by pewnie chciał być dziadkiem, ale od mamy czuję większy nacisk. Jej życie jest puste. Nie ma żadnych zainteresowań. Całymi dniami siedzi przed telewizorem i całe życie ma depresję, do której się nie przyznaje, ale ja wiem. Przyjaciół nie ma, bo uważa, że to zło. Od zawsze słyszę, że nie można ufać ludziom, bo cię zdradzą, zawiodą… Trzeba więc zapełnić czymś pustkę.
Gdybym mogła wybrać za moich rodziców, to nigdy nie pozwoliłabym im mieć dzieci, bo nigdy nie powinni ich mieć i sobie też nie pozwolę, bo nie chcę skrzywdzić tych dzieci, żeby ich nie bolało tak jak mnie boli dużo rzeczy i nie chce przestać. Krzywdzące to jest też, jak ktoś mówi, że ludzie bez dzieci są egoistami.
Być może, gdybym nie była pokiereszowana przez swoich własnych rodziców, może chciałabym mieć dzieci, a może łatwiej byłoby mnie „przekonać”, a tak nie chcę powtórki z rozrywki. Moi rodzice nie są złymi ludźmi i ich rodzice też nie byli, ale fala idzie dalej i to się przenosi z pokolenia na pokolenie. Powiedzmy, że skrzywdzili mnie „niechcący”, ale to nie ma znaczeni w kontekście całego obrazka. Ja powiedziałam stop – nie przekażę tego dalej. Za dużo by mnie to kosztowało (i to nie w znaczeniu finansowym), więc nie – dziękuję. Generalnie uważam, że nie wszyscy muszą i nie wszyscy powinni mieć dzieci. A już na pewno nikt nie powinien decydować za innych i dyktować, co jest słuszne a co nie.
Mam to szczęście, że po różnych przejściach pojawił się w moim życiu mężczyzna, który mnie rozumie, wspiera i powiedział, że dla niego dziecko to nie jest „must have”. Do niczego nie będzie mnie przekonywać/namawiać i nie będzie miał do mnie żalu na starość, że nie urodziłam mu dzieci. Mamy oboje 32 lata i dobrze nam ze sobą tak jak jest. Nie potrzebujemy uzupełniać tego związku o dodatkową osobę/y, żeby mnożyć szczęście.
Osobiście nie mam też nic przeciw dzieciom. Nawet lubię dzieci jak „śpią i o jeść nie wołają”. Niektóre mnie mocno drażnią, ale mogę się zająć jakimś przez jakiś czas i krzywdy mu nie zrobię, zaopiekuję się. Tym bardziej, że taka opieka jest tymczasowa, można później oddać dziecko właściwej mamie. Najważniejsze to być świadomym, czego się chce, a nie iść z tłumem i powielać schematy.
Weroniko,
tak bardzo Cie rozumiem i dziekuje Ci z calego serca za Twa szczera wypowiedz! Mam wrazenie jakbym czytala wlasne mysli i analizowala kolejny raz swoje tragiczne przezycia… a wydawalo mi sie ze jestem kompletnym wyjatkiem…
Moja historia jest na pewno inna od twojej, ale wyczuwam podobienstwo naszego tragicznego cierpienia…
Moja matka po prostu mnie nie chciala, bo sama byla ztraumatyzowana – tzn. zostala wykorzystana sexualnie przez nauczyciela w podstawowce. O tym dowiedzialam sie dopiero po jej smierci.
Nie usunela ciazy (mnie) z powodu szantazu mego ojca, bo w tamtych czasach wypadalo miec dwoje dzieci. Tego tez dowiedzialam sie po jej smierci, bo to byly slowa pociechy ze strony mego ojca… abym nie cierpiala po zlej matce i byla mu wdzieczna za urazowane zycie…
Moj brat urodzil sie 6 lat przede mna i jeszcze „zalapal” sie na milosc albo jej probe, bo matka byla bardzo mloda i jeszcze wierzyla, ze sie uda. Ona nie rozumiala swych emocji i calej tej skomplikowanej sytuacji. Nie miala tez zadnego wsparcia z zewnatrz, sama nie szukala pomocy. Za duzo pracy i za malo wiedzy, takie czasy byly. Kochala syna, ale mimo wszystko zostal on alkoholikiem. Ale to jego historia….
Ja nie mialam szczescia w ogole, nie powstala zadna pozytywna relacja z moja matka, ona mnie podswiadomie nienawidzila i zarazem toksycznie kochala. Moze nie chciala miec wiecej dzieci z mezem, a mym ojcem – tyranem, zimnym jak lodowa gora? Moze wiedziala juz o swojej chorobie (traumie)… moze czula, ze nie potrafi wlasciwie kochac…
Nie otrzymalam normalnej milosci matczynej, nie bylam corka tatusia. Zawsze bylam sama, odrzucona, zamknieta w niezrozumialym swiecie emocji, targana glownie smutkiem i przerazajacym strachem. Stale odczuwam leki, mam problemy ze snem. Nigdy nie nauczylam sie regulacji swych emocji i nawiazywania zdrowych relacji z ludzmi. Nie potrafie zaufac wlasciwie nikomu. Mezczyzni (bardzo nieliczni) mnie wykorzystywali, bili… po prostu nie kochali. A ja czuje sie winna, nie warta milosci, podobnie jak to bylo z rodzicami. Pewnie sama nie potrafie kochac, nawet siebie.
Cale moje zycie czulam sie intruzem, umieralam ze wstydu, cierpialam z powodu swej beznadziejnosci i bezwartosciowosci, sadzilam ze nie zasluguje na nic, czulam sie niekomfortowo we wlasnym ciele, odbieralam sie jako brzydka i ulomna, mialam zawsze silne wrazenie ze cos jest nie tak…
Mimo ze moja matka sie mna opiekowala tak jak umiala, tzn. automatycznie pielegnowala, karmila, ubierala, dbala abym chodzila do szkoly… to zawsze wialo od niej przerazliwym chlodem. Jeszcze gorzej od ojca. Nikt mnie nie przytulal, nikt mnie nie pocieszal.
Slyszalam tylko krytyke i pogarde co do mojej osoby, ze jestem glupia i ze nic nie umiem. Nikt ze mna nie rozmawial, nie tlumaczyl np. uczuc. Wszelkie pytania byly krotko zbywane, ze jestem tylko dzieckiem, wiec nie zrozumiem. Nastepstwem tego bylo to, ze wczesnie przestalam pytac, przestalam samodzoelnie myslec i mialam wielkie problemy z wyslawianiem sie. Nawet po latach lapie sie na tym, ze powtarzam wtloczone schematy myslowe moich rodzicow.
Mimo mych najwiekszych, wrecz katorzniczych staran, tzn. dobrych ocen (nawet skonczenia studiow magisterskich) i bycia niewidzialnym (bezproblemowym) dzieckiem, nie moglam zaskarbic milosci rodzicow. Nigdy nie uslyszalam: „jestesmy z Ciebie dumni” i co najbardziej boli, nigdy nie powiedzieli: „kochamy Cie”. Mego skomlenia o milosc nigdy nie uslyszeli. Zawsze czulam sie kompletnym zerem…
Miedzy rodzicami nie bylo zadnej milosci. Oboje sie nienawidzili i zawsze tylko klocili albo bili, ale trwali razem, z ekonomicznych powodow, bo co ludzie powiedza, bo tak trzeba…
Jak mialam 18 lat to moja matka zachorowala na depresje, tak na powaznie. Wczesniej tez ja miala, ale nie rozumiala tego, nikt z rodziny tego nie rozumial. Lekarz przepisywal leki, a nie terapie… wszystko krecilo sie dalej, przytlumione psychotropami… byly krotkie euforie, a potem dlugie stany letargu…
Jako mlody czlowiek nic z tego nie rozumialam, a nawet jeszcze gorzej, myslalam o swojej winie… Brnelam dalej w tym nie zrozumialym bagnie i jak mialam 26 lat to znalazlam moja matke… martwa… Moj tragiczny swiat zawalil sie, i choc myslalam, ze juz gorzej byc nie moze, to bylo…
Musialam uciec z „rodzinnego domu” aby nie zwariowac i nie skoczyc w ta sama otchlan co moja matka. Moj mozg podpowiada mi logiczne rozwiazania (ciagle analizuje przeszlosc, ucze sie siebie), chce zyc, ale moje emocje ciagna mnie w destrukcje. To wyczerpujaca walka!
Wyjechalam za granice z jedna walizka i bez pieniedzy, nauczylam sie jezyka, utrzymuje sie. Duzo obcych ludzi dalo mi psychiczne wsparcie. Ale do tej pory ciezko mi komukolwiek zaufac. W ostatniej (przed trzema laty) rozmowie tel. z ojcem uslyszalam, ze [cytuje] jestem nikim, tak beznadziejna ze nawet dziecka nie umialam zrobic. Nie mam juz sily na kontakty z rodzina, kosztuje mnie to tyle emocji, ze mam wrazenie ze bym umarla…
Mam 38 lat i jestem bezdzietna. Cierpie! Spotykam sie z ogromnym niezrozumieniem w spoleczenstwie, stygmatyzacja, wrecz z pogarda. Slyszalam, ze jestem zlym czlowiekiem bo nie mam dzieci…
Niose swoj krzyz juz trzecie pokolenie (babka, matka i ja)… Kto chce, niech rzuci we mnie kamieniem!
Kochana Bezdzietna,
Twoja historia mną wstrząsnęła, ilość traumy i bólu jakimi obciążyli Cię Twoi rodzice jest ogromna. Rozumiem, że jest Ci bardzo ciężko, ale z Twojej wypowiedzi płynie ogromna siła! Przetrwałaś coś co dla mnie jest wręcz niewyobrażalne. Sama choruję na depresję i właśnie z tego powodu nie zdecyduję się na bycie matką. Nie chcę rzucać kamieniem, za to bardzo chciałabym Cię przytulić. Wierzę, że wszystko się ułoży.
Bezdzietna KOBIETO! Nie Twoja wina, że trafiasz na ludzi , którzy swoim nieudanym życiem chcą Cię obarczać, żeby choć chwilowo poczuć się lepiej. Jesteś Sobą. Dużo osiągnęłaś, wyrywając się z domu i usamodzielniając. Podziwiam Cię!!! A „argument”ojca o dziecku to typowy brak logicznego argumentu. Całe życie słyszę od ojca, że nic nie umiem, albo, że się wymądrzam, jeżeli umiem. Nie dogodzisz, dlatego nie pozwól, by przeszłość rzutowała na Twoje życie. Ona przysporzyła Ci niepotrzebnego cierpienia, ale z Twojej wypowiedzi wynika, że także uczyniła Cię silną. I tę siłę nosisz w sobie. Znajdź ludzi o podobnych poglądach, oni dobrze wpłyną na Ciebie! Całuję cieplutko!!!
Kochana, BEZDZIETNA NIE-KOBIETA, tak mi przykro słyszeć o Twoim cierpieniu. Nic z tego co Ci się przytrafiło nie jest Twoja winą! Czy zastanawiałaś się może nad psychoterapią? Wiem z własnego doświadczenia jak trudno samemu wykaraskać się z toksycznych uwikłań rodzinnych i jak wielka ulgę w cierpieniu przyniosła mi właśnie terapia. Jeszcze możesz o siebie zawalczyć i być szczęśliwa, ja w to wierzę!
Doskonale rozumiem Was także pod katem niechęci do przekazywania dalej dysfunkcyjnych schematów. Powiem Wam ze jesteś zdruzgotana tym, ile osób nie ma pojęcia i świadomości, ze to nie działa tak, ze ‚chce dla dziecka dobrze to jakoś to bedzie’. Jakoś może tak, ale dobrze to nie będzie! Jeśli nie wiesz w jakich chorych układach tkwisz, jak dysfunkcyjne sobie radzisz, jakie toksyczne mechanizmy radzenia sobie wykształciłes, w jakim zaklętym kole kręcisz się razem z rodzicami, to nie będzie dobrze ani dla Ciebie ani tym bardziej dla dziecka, któremu w błogiej nieświadomości wszystko przekażesz. Ludzie o tym nawet nie myślą, nie widząc nic złego w zawstydzaniu dziecka, nie rozumieją jaka krzywdę mu sprawia i jakie trudności emocjonalne może mieć przez niewinne z pozoru ‚nie płacz, bo cie nikt nie polubi’ i inne warunkowe akceptacje. Sama dobra intencja nie wystarczy, trzeba włożyć trochę pracy. Czasami mam wrażenie, ze nie chcąc i nie lubiąc dzieci mam więcej troski o ich przyszłość niż niektórzy pochopni i nieświadomi rodzice.
Kochana! Bądź dzieckiem sama dla siebie. Utul się wewnętrznie. Pokochaj siebie, bądź dla siebie dobra i wyrozumiała. Chwal się za każdy najmniejszy sukces. Układaj się wieczorem do snu na miękkiej poduszce, a co rano rób sobie ciepłą herbatę na dobry dzień. Tak rób już zawsze. Tego właśnie potrzebujesz, obojętnie czy doczekasz się własnych dzieci, czy nie. Niech to będzie rzecz drugoplanowa.
Jestem matką trójki dzieci. Z wyboru i z własnej przemyślanej decyzji. Moja przyjaciółka nie ma dzieci. Z wyboru i własnej przemyślanej decyzji.
Faktem jest gdy w dowolnym środowisku poruszany jest temat chęci bycia rodzicem, osoby bezdzietne są zawsze prezentowane jako te gorsze, egoistyczne etc…
Faktem jest, że ja na takie oceny reaguję agresją i dokładam do nich stwierdzenie, że jedyny racjonalny argument który mi przychodzi do głowy dlaczego ludzie chcą mieć potomstwo to nic więcej niż ATAWIZM. Wszelkie argumenty o szklance wody, o byciu samotnym… hmm przedstawiam tym „światłym” rodzicom, że są niczym innym jak wyrazem ich egoizmu wobec ich dzieci, zatem dlaczego negatywnie oceniają osoby, które potomstwa mieć nie chcą.
Zatem, choć jestem matką to wśród rodziców również mam opinię dziwoląga, wariatki która „staje” w obronie bezdzietnych. A ja nie staję w obronie. Ot, rozumiem samodzielne i świadome wybory. Mało tego, osobom wahającym się czy zostać rodzicem zawsze powtarzam, jeśli tego nie masz w sobie, nie czujesz mocno to odpuść bez względu na to jak rodzina, koleżanki, ktokolwiek będzie na Ciebie napierał „że już pora”. Pora jest wtedy gdy poczujesz to w sobie. Jeśli tego nie ma i nie będzie to nic złego się nie dzieje. Jestem z Wami – dla mnie dzietność czy bezdzietność nie jest ŻADNYM określeniem mnie jako człowieka, kobiety, pracownika, partnerki… A moje dzieci to wolne jednostki i nie będę wymagała podania tej szklanki wody i nie są moim bankiem, który podreperuje budżet emerytki.
Matką jestem bo chciałam. Nic więcej.
Moja przyjaciółka nie jest matką bo nie chciała. Nic więcej.
Ezelew, oby więcej takich Kobiet, jak Ty. Kobiet przez duże K. Ty po prostu stajesz po stronie sprawiedliwości, równości, niewinnie karconych ludzi, czasem nawet ofiar społecznej agresji. Wspaniale, że będąc mamą, umiesz współodczuwać i szanować wybory innych. Czegoś chcemy, lub nie chcemy, nic więcej – takie proste, a jednak dla wielu tak strasznie trudne…
MROWKA
nie jestem taka „szlachetna”, po prostu nie pozwalam innym by oceniali moje wybory ze swojego punktu siedzenia, dość głośno mówię WARA jeśli chodzi o moje życie i niczego innej osobie nie zrobię tego czego ja bym nie chciała by mi robiono – raczej to zdrowy egoizm niż empatia 😀
wiele osób ulega schematom wychowania, społecznej presji, zegarowi biologicznemu etc… zapominając w tym wszystkim o sobie, czego one chcą dla siebie i tych osób jest mi niezwykle szkoda… bo nie żyją swoim życiem a kierują się tym „co wypada”
świadomie żyjące osoby potrafią też NIE TŁUMACZYĆ się ze swoich wyborów (zakładam postawy takie które nie krzywdzą innych a nie posiadanie dzieci nie jest krzywdzące dla kogokolwiek – cokolwiek rodzina i znajomi próbują przekazać 😀 )
Pięknie napisane. Dziękuję, że Ci się chce.
jak się odzywacie pod postami, to mi się chce:) Dzięki, Gatling!
Witam, właśnie ostatnio przeczytałam artykuł o tym , że coraz więcej kobiet decyduje się na bezdzietność. Komentarze pod artykułem wyprowadziły mnie z równowagi,właśnie były w typie „szklanki wody „i strasznej starości spędzonej samotnie . Sama mam dwoje dorosłych już dzieci i absolutnie nie liczę na spędzoną z nimi starość. Znam też wiele samotnych, bezdzietnych starszych pań ,które dużo lepiej odnajdują się na starość niż ich dzietne koleżanki. Osoby bezdzietne nie czują rozczarowania ,że dzieci których nigdy nie miały nie zajmują się nimi, życie samotne czy w związku z mężczyzną nauczyły je liczenia na siebie , organizowania sobie czasu tak by zawsze realizować swoje plany, marzenia czy po prostu swoje życie. Osoby dzieciate -sama się do nich zaliczam ,więc mogę się wypowiedzieć jakby z autopsji – liczą na swoje dzieci , nawet podświadomie , i gdy na starość dzieci nie chcą poświęcać im tyle czasu na ile w głębi duszy liczyły są rozczarowane i czują żal.Można sobie wmawiać , a co tam sama sobie poradzę , niech dzieci zajmą się swoim życiem , ale mimo wszystko,czuje się żal, jak to wychowałam , dawałam z siebie tak dużo , a na starość co ? samotność ? niemożliwe. Zawsze osoba która ma dzieci wiąże z nimi nadzieje. A w chwili gdy nadzieje te nie spełnią się jest wielki ból i rozczarowanie. Bezdzietność daje ten plus ,że nie ma tego rozczarowania .Jest komfort ,to co się wypracowało , co się w życiu samemu osiągnęło daje zabezpieczenie i poczucie spełnienia.
Pani Anno, wyjęła to pani z mojej głowy. Tak właśnie myślę o swojej starości – całe życie liczyłam na siebie (i męża – czasami:) i na starość też znajdę oparcie w sobie. Nie ryzykuję przy tym bólu, rozczarowania, goryczy. Nie będę doświadczać syndromu pustego gniazda, udręki czekania i smutku podszytego rozczarowaniem. Rodzice oczywiście też tak mogą, tylko muszą wykonać ten wysiłek emocjonalny, o jakim pani pisze – odseparować się od dzieci, oddać je światu i skupić się na sobie. Dziękuję, że zajrzała tu pani i podzieliła się tą refleksją. Jest naprawdę cenna!
Pani Edyto…
Chciałabym napisać tu o presji,nazywam to nawet nękaniem czy terrorem…szczególnie mam na myśli miejsce pracy.
Z trudem wytrzymuję to psychicznie,ciągłe pytania,namawianie mnie do macierzyństwa,wmawianie,że zmienię zdanie,traktowanie mnie z politowaniem jako kobiety,która nie ma dzieci…życzenie mi dzieci,gdy tymczasem nie mam dziecka z wyboru.Ostatnio słyszałam,że to samo do mnie przyjdzie-takie słowa obrażają każdą inteligentną kobietę,żyjącą świadomie i dokonującą świadomych wyborów.Nie jestem chodzącą macicą,ale kobietą posługującą się rozumem,inteligencją.Za kilka miesięcy będę miała 36 lat,cały czas słyszę te słowa w różnych miejscach pracy.Powiem Pani,że nie da się już tego wytrzymać psychicznie.Wmawiają mi,że i tak zmienię zdanie.O tyle o ile nie widzę nic złego w zmianie zdania co do decyzji założenia rodziny,do nikt nie może na siłę kobiecie wmówić-to jest zawsze wybór kobiety.Jeśli ktoś zmieni zdanie to OK,a jeśli nie zmieni,to też OK. Ciągłe wmawianie,nam,które nie chcą mieć dzieci,jest niczym innym jak obrażaniem naszej inteligencji,lekceważeniem naszych wyborów,a często jest czymś,o czym wcześniej wspomniałam-nękaniem,molestowaniem,terroryzowaniem.
Pani Edyto,jak walczyć z tą opresją w miejscach pracy?!Czy są na to jakieś paragrafy?Co zrobić w takiej sytuacji?Jestem psychicznym wrakiem.Im starsza jestem,tym gorzej jestem atakowana tym chamskim wmawianiem konieczności urodzenia dziecka.Człowiek musi pracować,ale jak długo można tolerować taką presję?!Uważam,że nawet dla kobiety,która kiedyś chciałaby założyć rodzinę,taka opresja skutecznie obrzydza jej macierzyństwo-jako obowiązek każdej kobiety i to mechanicznie,przedmiotowe podejście do założenia rodziny,jak gdyby kobieta składała się tylko z macicy i waginy…obrzydliwe.
Na koniec dodam,że tą właśnie presje tworzą niestety kobiety na kobietach…i to jest najsmutniejsze.
Jeśli mogę coś podpowiedzieć,to zauważ,że to jest tylko ich zdanie,które nas w ogóle nie powinno obchodzić…Kiedyś się chłodno mówiło takiemu delikwentowi „To moja osobista sprawa”.
Probowalas im powiedziec, ze nie chcesz o tym rozmawiac i ze nie zyczysz sobie takich komentarzy? Albo ewentualnie powiedziec szefostwu? Tu gdzie mieszkam, w Kanadzie, nikt by nie smial w ten sposob komentowac wyborow zyciowych innych ludzi, m.in. dlatego, ze mozna poniesc tego konsekwencje. To co uskuteczniaja czesto Polacy jest terrorem i dyskryminacja. Sama sie z tym spotykam u rodziny i znajomych, tez mnie to bardzo doluje i postanowilam zajac sie sprawa z obu stron. Ucinac temat jak tylko sie da, ale przede wszystkim popracowac nad swoim nastawieniem do tego gadania, pomogl mi w tym tez psycholog. To jest dosc trudne, trzeba byc silnym wewnetrznie, ale da sie. Jest tez tak, ze im mniej o tym myslisz i sie nakrecasz, tym mniej komentarzy pada na ten temat.
Cztery zdania i w pełni zgadzam się z każdym z nich! Znakomite zsumowanie tego, co się słyszało, a słyszeć się nie powinno. Każda kobieta ma prawo zarówno do posiadania dzieci, jak i do ich nieposiadania, do bycia szczęśliwą, bezdzietną osobą.
Edyto, dziękuję za tego bloga i za każdy wpis. Jestem jedną z wielu kobiet, którym jest to potrzebne o wiele bardziej niż psychologowie i ich porady wszelakiej maści czy średnio szczere „rozumiem” z otoczenia. Jesteś wielka!
Dlaczego nie masz/ nie chcesz mieć dzieci? Można odpowiedzieć pytaniem – dlaczego nie masz/ nie chcesz mieć żyrafy na smyczy? albo paralotni? albo tatuażu na tyłku? Bez odpowiedniego kontekstu (np. gdy akurat mówimy, że bardzo lubimy dzieci i fajnie jest się nimi zajmować) wszystkie te pytania są równie absurdalne i bezzasadne.
Nie przyszedłem na świat z dziećmi. Stanem wyjściowym jest ich brak. To ich chcenie/ posiadanie powinno wołać o uzasadnienie. Ja takiego nie znajduję, więc po prostu dzieci nie mam.
„Będziesz żałować/ kiedyś zachcesz” to odzywki zwyczajnie chamskie, komunikujące rozmówcy, że nie traktujemy go poważnie, jako osobę dorosłą zdolną do dokonywania wyborów. Nigdy nie usłyszałem, że będę żałował, że nie zostałem cukiernikiem, spawaczem albo aktorem. Zadziwiająco osoby, które mówią o tym żałowaniu decyzji, nie mają zbyt wiele do powiedzenia w temacie osób żałujących rodzicielstwa – takich ludzi trochę też jest i jest to niestety temat tabu. Pomijając kwestie moralne tworzenia nowego, świadomego życia bez żadnej jego potrzeby zainstnienia, stan braku dziecka praktycznie zawsze można zmienić (chociażby adopcją), a stan jego posiadania – nie. Nie uduszę dziecka, a oddanie go do domu dziecka czy okna życia jak niepasujących butów do sklepu to rzeczywiście nieludzko chory pomysł (który zwolennicy rozrodu zapewne sami też by potępili). To już tym aktorem łatwiej będzie zostać po 50ce jak się człowiek mocno uprze.
Dodam jeszcze taki aspekt: nie mieć dzieci- wstyd, mieć rodzinę wielodzietną- patologia, urodzić dziecko wcześnie (przed 20)- puszczalska, urodzić dziecko po 42. roku życia- to już wstyd, hańba i patologia, urodzić niepełnosprawne dziecko po 42. roku życia- to wstyd, hańba, patologia, ale w sumie „dobrze jej tak, trzeba było wczęsniej”. Ot i taka mentalność w Polsce. Może są jeszcze jakieś inne opcje?
Trafiłam na Twój blog przypadkiem zupełnie, z komentarza w grupie „żałuję rodzicielstwa” na fb. Ten Twój wpis ma już swoje lata, ale jego przekaz chyba nigdy się nie zestarzeje. Mam 32 lata i wciąż nie chcę mieć dzieci. Pamiętam jak dziś, a to było conajmniej 4 lata temu, kiedy siostra wujeczna urodziła 3cie dziecko, a mnie je wciśnięto na kolanka. Wiedzą wszyscy w rodzinie, że to dla mnie żadna przyjemność, ale kogo by to obchodziło, nie? W każdym razie siedzi ten berbeć półroczny mi na kolanach i słyszę ciotkę „Do twarzy ci z takim dzieciaczkiem”. What the actual fuck, ja się pytam? Nie daje mi to spokoju od lat. Jak można dziecko tak frywolnie porównać do kuźwa części garderoby czy koloru włosów? Dziecko to jest istota żywa, która pochłonie w całości minimum 18 lat życia, a nie nowa torebka! Tej durnoty nie jestem po prostu w stanie zapomnieć. Jakie to bezmyślne i okrutne, i wobec mnie jako osoby, która od lat mówi wprost o niechęci do bycia matką, i do tego biednego dzieciaka, który miałby „mi pasować”. Uch.
Pozdrawiam serdecznie, zostaję tu na dłużej. 🙂
Ja uwielbiam jak ktoś mówi o braku stabilności finansowej i taka kolejna „mądra głowa” opowiada o tym jak to ona narobiła sobie piątkę dzieci w mieszkaniu jednopokojowym i „jakoś się żyło”. No właśnie, „jakoś”. A jak pada stwierdzenie że woli się życie przeżyć a nie przewegetować, to oczywiście kontrargumentem jest bla bla ale wy teraz jesteście wszyscy samolubni w tych czasach!