Oto trzecia odsłona cyklu o aborcji. Do tej pory mogłyście przeczytać o tym, że nie ma prawa do bezdzietności bez prawa do aborcji, oraz zbiór herstorii pt. „Aborcja ratuje życie”.
Dziś podrzucam rozmowę z przyjaciółką aborcyjną, Izą, która o aborcji farmakologicznej wie niemal wszystko. Setkom kobiet pomogła bezpiecznie przejść przez ten zabieg, na forum maszwybor.net służyła im wiedzą, doświadczeniem i emocjonalnym wsparciem. I robi to nadal. Bezdzietnikowi opowiedziała między innymi o tym, jak wygląda samodzielne wywołanie poronienia, jak się do niego przygotować i czego spodziewać się w trakcie. I żeby uprzedzić ewentualne zarzuty – nikogo nie namawiam do aborcji. I nikogo do niej nie zniechęcam. Nie mam prawa wchodzić z butami w cudze życie, pouczać i moralizować. Mam za to dość hipokryzji, która każe milczeć na temat tego powszechnego kobiecego doświadczenia. Codziennie dziesiątki osób pozbywają się niechcianych ciąż. Robią to kobiety młode i starsze, bogate i biedne, samotne i w związkach, katoliczki i ateistki, feministki i konserwatystki, zwolenniczki prawicy, lewicy i Konfederacji… Od prawa do lewa. Od nastolatek po ryczące czterdziestki i pięćdziesiątki. Aborcja jest jednym z najpowszechniejszych zabiegów medycznych, rocznie na świecie wykonuje się ich prawie 80 milionów. A mimo to, dopóki same jej sobie nie zrobimy, zazwyczaj nie wiemy, jak wygląda. Naszą wyobraźnią zawładnęły krwawe, przygnębiające wizje z filmów, książek, szkolnych pogadanek i antyaborcyjnych plakatów. Ale współczesna aborcja to nie – jak w słynnym obrazie z „Dirty Dancing” – stołek i brudny nóż w dłoni rzeźnika, lecz czysty, bezpieczny zabieg w domowych warunkach lub w nowoczesnej przygranicznej klinice. Uzbrójcie się w tę wiedzę, zanim życie przyprze was do muru!
Jak się zostaje przyjaciółką aborcyjną i czym ona się zajmuje?
Każda osoba może zostać przyjaciółką aborcyjną albo przyjacielem aborcyjnym. Ja dzięki zbiegowi okoliczności trafiłam na szkolenie organizowane przez Aborcyjny Dream Team ze wspierania osób w aborcji farmakologicznej. Wcześniej już to parokrotnie robiłam. Chciałam pomagać, krążyłam mentalnie wokół aborcji, ale wydawało mi się, że jeżeli nie doświadczyłam jej na własnej skórze, nie mam prawa wymądrzać się na jej temat. Jednak po szkoleniu zaczęłam wspierać osoby na forum maszwybor.net. Wygląda to tak, że przez cały dzień, od rana do wieczora, co jakiś czas zaglądam na forum i udzielam informacji zainteresowanym osobom. Podpowiadam na przykład, gdzie zamówić tabletki, jakie leki przeciwbólowe można brać podczas aborcji farmakologicznej albo udzielam wsparcia emocjonalnego. Tłumaczę forumowiczkom, że nie są same, że są nas tysiące w podobnej sytuacji, że nie stanie im się żadna krzywda, że domowa aborcja to tania, skuteczna i bezpieczna metoda wywoływania poronienia. Moje doświadczenie uczy, że dużo bezpieczniejsza niż korzystanie z usług polskich szpitali. Pomagałam kiedyś osobie we wczesnej, nierokującej ciąży. Była zmuszona czekać dwa tygodnie, aż zarodek obumrze. Od razu jej napisałam: najpierw będą czekać, potem wezmą cię na wywołanie poronienia misoprostolem w za małych dawkach i będzie to trwało bardzo długo, następnie zrobią ci łyżeczkowanie. Będziesz traktowana jak pusty inkubator. Jak krowa rozpłodowa. Sama zrobisz to lepiej, szybciej, bezpieczniej, w domowych warunkach, na swojej sofie, a nie na łóżku szpitalnym. Nie uwierzyła mi i przeszła drogę, o której opowiadałam: dwa tygodnie czekania, bieganie na USG, potem trzy dni ronienia, stado studentów zaglądających jej w cipkę… Dziewczyna po tych przejściach była zdewastowana. Poczucie uprzedmiotowienia, jakiego doświadczamy w zetknięciu z systemem ochrony zdrowia, jest obezwładniające.
Kto zgłasza się do ciebie po pomoc?
Moje prywatne statystyki mówią, że najrzadziej zdarzają się nastolatki. Ale jednak się zdarzają. Są zazwyczaj przerażone sytuacją i nic nie wiedzą o swoim ciele. Większość osób przerywających wczesną ciążę ma od dwudziestu pięciu do czterdziestu lat. Zwykle mają już dzieci i nie chcą więcej. I są z tym zupełnie same. Boją się powiedzieć partnerowi lub komukolwiek z otoczenia. Czasami o aborcji wie tylko partner. Poza tym nikt. Z nikim się tym nie dzielą. Naprawdę, jest bardzo wiele osób, które robią aborcję w całkowitej tajemnicy. My jesteśmy wtedy ich jedynym wsparciem. Czasami piszą: „To jest niezgodne z moim światopoglądem, ale jestem w ciąży, w której nie chcę być. Co mam robić?”. Odpisuję im wówczas, że aborcja to nie pogląd, tylko doświadczenie. Po prostu ci się to przydarza. Znajdujesz rozwiązanie, załatwiasz sprawę i idziesz dalej. U niektórych osób po aborcji pojawia się silny zgrzyt moralny. Rozmawiamy o tym. Mówię, że można cieszyć się i jednocześnie przeżywać smutek. Trudno pomieścić w sobie tak różne emocje, dlatego warto dać sobie czas, przeżyć żałobę po scenariuszu, z którego się zrezygnowało. Najczęściej jednak po zabiegu kobiety czują ulgę. Odzyskują kontrolę nad własnym życiem.
Jak wygląda aborcja farmakologiczna?
Zamawiasz zestaw poronny, który składa się z mifepristonu i misoprostolu. Do aborcji w pierwszym trymestrze potrzebujesz jednej tabletki mifepristonu i czterech tabletek misoprostolu. Organizacja przysyła ich trochę więcej na wypadek, gdyby trzeba było doczyścić macicę. Procedura podzielona jest na dwa dni. Pierwszego dnia bierzesz mifepriston, a po dwudziestu czterech godzinach – lub trochę później, bo przerwę można wydłużyć – cztery misoprostole. Po upływie kilku godzin, jeżeli to wczesna ciąża, zaczyna się krwawienie przypominające regularną miesiączkę. W wyższych tygodniach, w dziesiątym lub dwunastym, krwawienie jest trochę większe. Cała akcja trwa kilka godzin – dwie, cztery, sześć… Tego nie da się przewidzieć. Każda ciąża jest inna i każda aborcja jest inna. Najpierw pęka pęcherz płodowy, tryska woda, jakby osoba się zsikała. Wypada zarodek, a po nim łożysko. Jeżeli to jest superwczesna ciąża, piąty-siódmy tydzień, to nawet tego nie czuć ani nie widać. Mniej więcej od siódmego-ósmego tygodnia można już poczuć i zobaczyć zarodek, który ma wtedy dwa-trzy centymetry. I tyle. Zarodek wypada, najczęściej do toalety, po nim jeszcze zalążek łożyska, i nagle ból mija, pojawia się głód, wraca jasność umysłu. Niektóre osoby potrzebują się jeszcze porządnie wyspać, żeby poczuć tę różnicę w ciele. Jeszcze bolą piersi, jeszcze boli brzuch, bo macica musi się obkurczyć, ale czuć już zmianę. Oczyszczanie macicy trwa od kilku do kilkunastu dni albo i dłużej. Czasem krwawienie jest silniejsze, czasem słabsze, czasami przeplatają się dni plamienia i dni krwawienia, potem pojawia się śluz, jakby strupki wyschniętej krwi – i to wszystko jest normalne. Na koniec pojawia się miesiączka, która może być nieco obfitsza. Skurcze wywołane misoprostolem bywają bolesne, choć zwykle przypominają ból miesiączkowy. Można pomagać sobie lekami przeciwbólowymi dostępnymi bez recepty lub na receptę, od ibuprofenu po pyralginę i ketonal. Nie wolno jedynie zażywać no-spy, bo działa przeciwnie do misoprostolu, oraz aspiryny/polopiryny, ponieważ rozrzedzają krew. Pomocny bywa też termofor czy butelka z gorącą wodą albo ciepły prysznic.
Jeżeli przerywamy ciążę w jedenastym-dwunastym tygodniu, wygląda to nieco trudniej. Gdy pęcherzyk pęknie (a nie zawsze tak się dzieje), widać zarys ludzkiego kształtu, chociaż zarodek wciąż ma kilka centymetrów. Niektóre osoby bardzo to przeżywają. Pamiętam kobietę, która po aborcji w jedenastym tygodniu schowała ten zarodek do pudełka po zapałkach i zakopała w ogródku. Większość osób roni do toalety, bo to jest wygodna pozycja, choć niektóre wolą to zrobić w wannie. Chcą widzieć, co z nich wypada, potrzebują dowodu rzeczowego. I tak to najczęściej wygląda do dwunastego tygodnia. Jeżeli osoby widziały zarodek i dobrze się czują, nie muszą się nigdzie zgłaszać. Jeśli chcą mieć pewność, mogą pójść na badanie beta HCG lub USG. Beta HCG zaleca się robić dwa razy (najlepiej w odstępie nie mniejszym niż czterdzieści osiem godzin), zwłaszcza jeżeli nie widziało się zarodka. Spadek wartości w drugim pomiarze wskazuje, że ciąży już nie ma. Bywają też osoby w drugim trymestrze, które przerywają ciążę w domu, tabletkami. Mniej więcej do piętnastego tygodnia, nawet do szesnastego, jest to jeszcze do udźwignięcia. Wciąż mówimy o płodzie od kilku do dziesięciu centymetrów. Jednak ja uczciwie informuję takie osoby, że to nie będzie jak miesiączka. Będzie trudniejsze, bo szyjka macicy musi się bardziej otworzyć. To boli. Zachęcam, by jak tylko odejdą wody, jechały do szpitala i tam przeszły przez finał. Niech się na to przygotują: sprawdzą, który szpital ma dyżur, na wszelki wypadek spakują torbę. Lekarze zadbają o to, żeby odeszło łożysko, ewentualnie zrobią łyżeczkowanie. Radzimy tak ze względów bezpieczeństwa. Im większe łożysko, tym większe ryzyko, że dojdzie do krwotoku. Że oderwie się ono zbyt gwałtownie, zrobi się rana w macicy, która nie będzie chciała się zasklepić
Czy to z prawnego punktu widzenia nie jest ryzykowne?
W Polsce nie karze się osób w ciąży za jej przerwanie. Nielegalne jest robienie zabiegów innym, czyli karani są lekarze oraz wszyscy ci, którzy pomagają przy aborcji. Ale to musi być pomoc materialna, np. kupienie lub przekazanie komuś tabletek poronnych. Oczywiście, żeby można było mówić o pomocnictwie, te tabletki muszą następnie posłużyć do wykonania zabiegu. Samo kupienie nie jest karalne. Polskie prawo, to z 1993 roku, powstało w czasach, gdy nie było jeszcze aborcji farmakologicznej, dlatego jest ona poza naszym prawodawstwem. To jest samoobsługa aborcyjna, nieujęta w kodeksie karnym. Ale uwaga – nie wolno przekroczyć dwudziestego drugiego tygodnia ciąży. Bywa, że gdy w dwudziestym drugim tygodniu dochodzi do poronienia lub przedwczesnego porodu, rodzą się żywe dzieci. Do końca dwudziestego pierwszego tygodnia ciąży nikt nie oskarży cię o wywołanie u siebie przedwczesnego porodu czy dzieciobójstwo. Po tym terminie może się tak zdarzyć. To jest nasza granica bezpieczeństwa. Od tego momentu mówimy, że zgodnie z prawem nie możemy pomagać. Ale do szóstego dnia dwudziestego pierwszego tygodnia osoba w ciąży może ze swoją ciążą zrobić, co chce. Możesz w szesnastym tygodniu wywołać poronienie, pojechać do szpitala i powiedzieć: zaczęłam sobie robić aborcję, przyjechałam na finał. Lekarze muszą ci pomóc i nie mogą ci nic zrobić. Bywają oczywiście nadgorliwi medycy, którzy wzywają policję. Ale prawnie nic nie grozi. My najczęściej uprzedzamy, że jeżeli osoba w ciąży nie chce spotkać się z nieprzychylnością, nie musi nic mówić. Poronienie wywołane i poronienie naturalne mają taki sam przebieg. Nikt się nie zorientuje.
Tu warto wspomnieć o nadmiernej medykalizacji aborcji w Polsce. Nasi lekarze mają naprawdę małe doświadczenie w przeprowadzaniu aborcji, bo od trzydziestu lat praktycznie jej u nas nie ma. Po poronieniach obsesyjnie czyszczą macice. Za granicą aborcje przeprowadza się metodą próżniową – specjalną strzykawką, która zasysa zarodek. W Polsce robi się zabiegi chirurgiczne. Wprawne oko lekarza, jego umiejętności i doświadczenie są niezbędne do tego, żeby podczas łyżeczkowania nie uszkodzić macicy. Inaczej mogą pojawić się zrosty, może dojść do zapalenia, można mieć potem problemy z zajściem w ciążę… Nie rozumiem, czemu tak często łyżeczkuje się pacjentki po poronieniach. Słyszałaś, żeby komuś czyszczono macicę po porodzie? Przyjmuje się, że macica ma sześć tygodni na oczyszczenie. I doskonale potrafi oczyszczać się sama! Gdyby tego nie potrafiła, nasz gatunek by nie przetrwał. Dlatego krew mnie zalewa, gdy słyszę, że dziewczyna poszła do ginekologa, by sprawdzić, czy wszystko jest okej, a ten wysłał ją na łyżeczkowanie, bo zobaczył kawałek endometrium. Absurd! Jeżeli nie ma cech zapalenia, stanu podgorączkowego, bólu brzucha, przykrego zapachu wydzieliny z pochwy, to nic złego się nie dzieje. Macica w swoim tempie się oczyści. Czy to będzie tydzień czy trzy – nie ma znaczenia. Mamy czas do pierwszej miesiączki na to, żeby macica się oczyściła. Na szczęście są już ginekolodzy, którzy to wiedzą. Na Zachodzie nikt nie skrobie dziewczyn po poronieniach. Łyżeczkowanie to zabieg chirurgiczny, niepozbawiony ryzyka. Zawsze powtarzam dziewczynom: „Zgłoś się do ginekologa, jeśli chcesz, ale na dziewięćdziesiąt procent każe ci robić łyżeczkowanie. Pamiętaj, nie musisz iść na ten zabieg”.
W jakich sytuacjach taki zabieg jednak jest potrzebny?
Według statystyk dwie na sto osób potrzebują interwencji lekarskiej przy aborcji farmakologicznej. Najczęściej po zabiegu, bo na przykład mają za silne krwawienie. Albo macica nie chce się sama oczyścić. Zaalarmować powinien nas nieprzyjemny zapach wydzieliny z pochwy. Może też pojawić się stan podgorączkowy, ból brzucha albo pleców. To sygnały, że macica próbuje się czyścić, ale jakiś skrzep krwi nie może się wydostać. Na to najczęściej polecamy dwie tabletki misoprostolu, jeśli osoba ma je jeszcze w domu. Jeżeli nie ma, podpowiadamy: weź ciepły prysznic, zafunduj sobie orgazm, pobiegaj po schodach. Może ten wysiłek sprowokuje skurcze. A jeżeli nie, mówimy wprost: powinnaś jechać do szpitala. To się zdarza. Bardzo rzadko, ale się zdarza. Wizytę w szpitalu albo rezygnację z aborcji farmakologicznej na rzecz zabiegu za granicą polecamy często wtedy, gdy są jakieś problemy zdrowotne: endometrioza, mięśniaki macicy, polipy. Wtedy lepiej skorzystać z pomocy lekarza.
Jak zachować się, gdy ktoś bliski lub znajomy jest w niechcianej ciąży?
Pierwsze pytanie powinno brzmieć: czy to jest dla ciebie dobra wiadomość? Czy się cieszysz? Jeżeli okaże się, że niezbyt, warto zadać drugie pytanie: czy potrzebujesz pomocy? Czy mogę cię jakoś wesprzeć? To są dwie rzeczy, które należy powiedzieć. Trzeba podążać za tym, czego potrzebuje osoba w ciąży. To jest nasza reguła: zawsze jesteśmy skupione na osobie i jej potrzebach. A nie na tym, co wydaje nam się dla niej dobre. Nie wolno mówić: „Wiesz, to jest poważna decyzja. Może się rozmyślisz. Może będziesz żałować”. Każda osoba w ciąży wie, co jest dla niej najlepsze. A jeżeli jeszcze tego nie wie, trzeba wspierać ją w odnalezieniu jej własnej drogi. Nie ma nic gorszego niż odwodzenie takich osób od planowanej aborcji i namawianie ich do zastanowienia. To jest upupianie, odbieranie nam rozumu i podmiotowości. Oczywiście absolutnie bezpieczne jest udzielanie wyczerpujących informacji. Jeżeli słyszysz, że osoba nie chce być w ciąży i nie wie, co robić, a ty wiesz, że można zamówić tabletki do aborcji domowej, można wyjechać na zabieg za granicę, powiedz jej to! To jest legalne. Możesz dać jej namiary, możesz ją wspierać emocjonalnie, możesz z nią być podczas jej aborcji.
To, co jest śliskie z punktu widzenia prawa, to dawanie lub kupowanie tabletek drugiej osobie. Oczywiście jeśli w zaufaniu dasz przyjaciółce tabletki, to ryzyka nie ma. Gdy zdarzają się przykre sytuacje, to zwykle w tle pojawia się jakaś trzecia nieżyczliwa osoba. Na przykład jedna koleżanka pomogła drugiej, ale facet jednej z nich został wtajemniczony i zaczyna bruździć. Albo chłopak tej, która chce przerwać ciążę, dowiaduje się o tym i wszczyna alarm. Najbezpieczniej jest, jeżeli osoba w ciąży sama sobie zamawia tabletki do aborcji farmakologicznej z serwisów Women Help Women lub Women on Web – do domu lub pod jakiś bezpieczny adres. Można zamówić na pocztę albo do pracy. Tabletki przychodzą w zwyczajnych kopertach, nie rzucają się w oczy, nie wyglądają podejrzanie, nie mają naklejki „abortion pills” ani nic w tym stylu. Zawiezienie osoby po aborcji do szpitala też nie jest pomocnictwem, jest pomocą osobie potrzebującej. W ostatnich latach raz się zdarzyło, że o pomocnictwo został oskarżony mąż kobiety, ponieważ w szpitalu pochwalił się, że to on zamówił tabletki. Supernieżyczliwy lekarz zawiadomił organy ścigania i ten pan rzeczywiście został skazany na pół roku w zawieszeniu. Takie historie zdarzają się bardzo rzadko. I zawsze wtedy pojawia się jakaś trzecia nieżyczliwa osoba.
Co jeszcze warto wiedzieć o aborcji farmakologicznej?
Trzeba uważać, skąd zamawiamy tabletki. W polskim internecie jest mnóstwo oszustów, którzy obiecują gruszki na wierzbie. Za dużo większe niż organizacje kobiece pieniądze oferują zestawy poronne mifepriston z misoprostolem, a jeżeli już wysyłają, to najczęściej tylko misoprostol albo misoprostol z witaminą C, która udaje mifepriston. Jeżeli nie masz pieniędzy, napisz do organizacji kobiecej: Women Help Women albo Women on Web. Nie zdarza się, by odmówiły wsparcia. Zazwyczaj można zaoferować jakąkolwiek kwotę, na przykład 100 zł albo wpłacić darowiznę w przyszłości. Nikt nie zostanie bez pomocy. Nie może być tak, że osoba w niechcianej ciąży musi w niej trwać tylko dlatego, że nie stać jej na aborcję.
I druga ważna rzecz: w Polsce są dostępne leki, którymi można sobie zrobić aborcję. Bez mifepristonu. Sam misoprostol. To leki o nazwach handlowych: arthrotec i cytotec. Oba są dostępne na receptę w polskich aptekach, jednak kobieta w wieku rozrodczym takiej recepty nie dostanie. Nie dostaniesz jej ani u lekarza, ani w serwisach z teleporadami i receptami. Leki te przepisywane są tylko mężczyznom i osobom starszym, na wrzody żołądka albo na artretyzm. Arthrotec to bezpieczny lek. Zawiera ten sam składnik (misoprostol), którego używamy podczas aborcji farmakologicznej. Ma w swoim skłądzie jeszcze dodatkowo lek przeciwzapalny: diclofenac i dlatego po trzydziestu minutach trzymania tabletek w buzi polecamy wypluć ich resztki, bo jest to środek drażniący śluzówkę żołądka. Natomiast substancja, która służy do wywoływania skurczy macicy, działa tak samo. A zatem w Polsce – ten kto wie, to wie – można zrobić sobie aborcję tabletkami z apteki. Trzeba tylko zorganizować receptę, to jest największe wyzwanie. Arthrotec jest tańszy, kosztuje ok. 50 zł za opakowanie. Cytotec jest trudno dostępny i bardzo drogi, kosztuje ok. 500-600 zł. W opakowaniu jest zazwyczaj 20 tabletek. Do aborcji farmakologicznej samym misoprostolem potrzebujemy ok. 12 tabletek. I wtedy bierze się je inaczej: 4 tabletki co 3 godziny. Tak samo trzyma się je 30 minut w ustach, w dołkach policzkowych. Można też stosować go dopochwowo. Wtedy umieszczamy tabletki jak najgłębiej przy szyjce macicy, by wywołały skurcze.
Rys. Katarzyna Drewek-Wojtasik
Jeżeli potrzebujesz informacji i wsparcia, zajrzyj na strony:
Women Help Women
Women on Web
Aborcja Bez Granic
Aborcyjny Dream Team
forum maszwybor.net
Ciocia Czesia: ciocia_czesia@riseup.net
www: https://ciociaczesia.pl/
Ciocia Basia: ciocia.basia@riseup.net, +48 22 3970500
https://www.facebook.com/ciociabasiaberlin/