Na pytania Bezdzietnika odpowiada Agnieszka Pixi Frączek, terapeutka, absolwentka krakowskiego Centrum Counsellingu Gestalt, feministka związana ze środowiskiem LGBTQ+, matka. Dużą część jej pracy stanowi obszar tożsamości płci i nienormatywności. Prowadzi w Poznaniu terapię indywidualną, grupy wsparcia oraz warsztaty psychoedukacyjne.
Bezdzietnik: Przeprowadziłaś ostatnio warsztaty pod hasłem „Wątpiąc w macierzyństwo”. Skąd ten pomysł?
Agnieszka Pixi Frączek: Przede wszystkim z potrzeby stworzenia miejsca, gdzie można mówić głośno o wszystkich uczuciach i emocjach związanych z rolą matki. Inspiracją była praca z kobietami w gabinecie terapeutycznym w obszarze macierzyństwa oraz moje własne doświadczenie bycia czyjąś matką. Kolejny powód to niezgoda na powszechny sposób przedstawiania macierzyństwa w dyskursie społecznym, o czym powiem za chwilę. Pracuję z kobietami w różnym wieku, które w bardzo zróżnicowany sposób doświadczają swojego macierzyństwa. Mają małe albo dorastające dzieci. Spotykam również kobiety dojrzałe, będące już babciami, i mające odwagę mówić o tym, że nie lubiły ani roli mamy, ani nie lubią roli babci, która stereotypowo powinna być oddana wnukom. W mojej pracy wiele miejsca poświęcam nienormatywności. Stereotypy, które do tej pory obowiązywały, dziś stają się nieaktualne, ale nasza kultura uparcie je podtrzymuje. Dotyczą zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Ci ostatni mierzą się choćby z mitem, który nie ma już dziś większego uzasadnienia, a który mówi, że mężczyzna musi mieć syna, zbudować dom i zasadzić drzewo. Coraz więcej mężczyzn już się z tym nie identyfikuje, ale ta dawna „mądrość” uwiera i boli tak samo, jak kobiety bolą rozmaite „powinności” przypisane do kobiecych ról. Kobiety dopiero w gabinecie mają odwagę o tym mówić, bo w przestrzeni publicznej nie ma na to przyzwolenia. Dopiero w gabinecie terapeutycznym są gotowe przyznać, że rola matki mocno je uwiera, są w niej niespełnione i samotne. Warto spojrzeć na tę kwestię szerzej: nie każda kobieta zostaje mamą dlatego, że akurat tego pragnie. Czasami za tą decyzją stoją rozmaite sytuacje życiowe.
Bezdzietnik: Jakie na przykład?
Agnieszka Pixi Frączek: Chociażby presja rodziny i środowiska, chęć ucieczki z przemocowego domu albo ubóstwa. Poza tym mamy nadal spory odsetek ciąż nastolatek, które rodzą dzieci w wyniku gwałtu, braku świadomości własnego ciała i podstawowej edukacji seksualnej. Co roku takich ciąż jest od piętnastu do siedemnastu tysiecy.
Bezdzietnik: Wróćmy na chwilę do mężczyzn i męskich wzorców. Z jednej strony mamy stereotyp spełnionego mężczyzny, który zbudował, zasadził i spłodził, z drugiej – współczesny wzorzec korporacyjny, który od mężczyzny – poważnego mężczyzny – wymaga, by miał żonę, dzieci i kredyt hipoteczny.
Agnieszka Pixi Frączek: Niestety tak i wiem, że im z tymi stereotypami też nie jest łatwo. Jednak między męskimi a kobiecymi wzorcami są różnice. Rodzicielstwo nie zawłaszcza mężczyzn w takim samym stopniu jak zawłaszcza kobiety. To one rodzą dzieci, zostają z nimi przez pierwsze miesiące w domu, są odpowiedzialne za wczesny etap wychowania, zorganizowanie opieki, jeśli chcą wrócić do pracy. Mężczyźni coraz częściej się angażują, umacnia się rodzicielstwo partnerskie, ale projekt „dziecko” na etapie niemowlęcym to wciąż kobieca domena. Ojcowie wkraczają w życie dziecka później, gdy staje się ono partnerem do zabawy, rozmowy czy treningu. Ale nawet wówczas mają znacznie więcej przestrzeni dla siebie niż kobiety. Dla kobiety rola matki to praca na cały etat i do końca życia. Matkom też społeczeństwo znacznie mniej wybacza niż ojcom.
Bezdzietnik: Spotkałyście się więc w gronie kobiet. Kto przyszedł na zajęcia i z jakimi oczekiwaniami?
Agnieszka Pixi Frączek: Na warsztaty przyszły kobiety w wieku od trzydziestu do czterdziestu kilku lat, z różnych środowisk. Były to kobiety bezdzietne i dzietne. Przyszły też mamy z rodzin nienormatywnych np.: tęczowych, w których biologiczna mama i jej partnerka razem wychowują dziecko. One ze względu na polski kontekst społeczno-kulturowy inaczej doświadczają swojego rodzicielstwa niż kobiety z tradycyjnych rodzin. Chcę podkreślić, że dziś w takich rodzinach wychowuje się około stu tysięcy dzieci. To niemało. Brakuje warsztatów dla mam nienormatywnych, które wsparłyby je oraz ich dzieci w funkcjonowaniu społecznym. Uczestniczki mojego warsztatu chciały przede wszystkim powiedzieć głośno o tym, co je boli w obszarze ich macierzyństwa. Niektóre z nich nigdy o tym z nikim nie rozmawiały, nawet z najbliższymi przyjaciółkami, a to może oznaczać, że bardzo wstydzą się tych uczuć, głęboko je przeżywają albo tak bardzo się ich boją. Warsztat był przestrzenią, aby o nich opowiedzieć. Była złość, żal, płacz – pierwszeństwo miały emocje.
Bezdzietnik: Płacz jest oczyszczający. Od czego uwalniał?
Agnieszka Pixi Frączek: Uczestniczki warsztatu często czuły, że odstają od tych matek, które z macierzyństwa zrobiły swoją misję, dla których jest to obszar spełnienia i radości, które mówią, że uśmiech dziecka wszystko im wynagradza. Trzeba jednak uznać, że są kobiety, którym ten uśmiech niczego nie wynagradza. Zwykle są wyeksploatowane, zaangażowane w swoje macierzyństwo, ale dostrzegają też ciemną stronę tej życiowej roli. Tę, która wiąże się ze zmęczeniem, z poczuciem niespełnienia, ze świadomością zawodowej stagnacji, dojmującą samotnością i poczuciem niezrozumienia. Warsztat, który zorganizowałam, był okazją do tego, by o tym głośno powiedzieć, nie spotykając się z oceną, tylko ze wsparciem – zarówno grupy, jak i moim. Mówienie o swoich emocjach to nic złego. Emocje mogą okazać się niszczące, jeżeli będziemy je wypierać, tłamsić w sobie albo im zaprzeczać. Moją rolą było uświadomić tym kobietom, że nie są złe. Po prostu inaczej doświadczają macierzyństwa. Bo ile kobiet, tyle sposobów jego przeżywania.
Bezdzietnik: A kobiety bezdzietne?
Agnieszka Pixi Frączek: Ich trudnością było poczucie, że nie pasują do reszty. Gdy kobieta przekracza trzydziestkę, otoczenie zwykle zaczyna domagać się, by została matką. Bliscy robią to przynajmniej raz w roku, składając życzenia świąteczne, co jest absolutnym nadużyciem. Bezdzietne kobiety, które były u mnie na warsztacie, świadomie nie chcą zostać mamami i to dla nich nie jest problem. Trudne jest powiedzenie tego głośno bez poczucia dyskomfortu. Obawiają się niezrozumienia albo odrzucenia. Te, które mają odwagę i mówią, że nie chcą mieć dzieci, osaczane są lękami innych ludzi: nikt ci szklanki wody nie poda, nikt się tobą nie zaopiekuje, zostaniesz sama na starość… Przecież to bzdura, ale bardzo dokucza.
Bezdzietnik: Dlaczego to bzdura?
Agnieszka Pixi Frączek: Po pierwsze, to są lęki osób, które to mówią, i trzeba to sobie jasno powiedzieć. Po drugie, prawdopodobieństwo, że w przyszłości dzieci zapewnią nam opiekę jest, niewielkie. Dzieci wychowujemy dla świata, nie dla siebie – wielu ludzi nie chce tego zaakceptować. Dzieci są odrębnymi jednostkami, mają prawo do realizowania swoich marzeń i zamierzeń. Nie można oczekiwać, że porzucą życiowe plany i poświęcą się opiece nad rodzicami. W otwartym i mobilnym świecie, w którym żyjemy, liczenie na taki „układ” jest myśleniem życzeniowym. Więzy rodzinne nie są już tym samym, czym były kiedyś. Zauważmy, że obecnie cała rodzina spotyka się coraz rzadziej, głównie przy okazji ważnych wydarzeń. W przyszłości ten trend stanie się jeszcze bardziej wyraźny. Mienie dzieci tylko po to, by zapewnić sobie opiekę na starość, jest w moim odczuciu bardzo naiwne.
Kobiety bezdzietne czują, że na jakimś etapie przestają pasować do swoich grup rówieśniczych. Kiedy większa część koleżanek decyduje się na dziecko, zmienia się temat wszystkich spotkań. Najpierw omawiane są ciąże i porody, następnie dyskusje toczą się wokół opieki nad dzieckiem, diety malucha, żłobków i przedszkoli itp. One wypadają. Mogą być fajnymi ciociami, które przez chwilę pozajmują się maluchem, natomiast nie czują się częścią tej matczynej społeczności. Ponadto koleżanki często dopytują: „A kiedy ty? A kiedy wy? Kiedy dziecko?”. To jest bardzo wykluczające i stygmatyzujące. Osoby bezdzietne z wyboru są zwykle bardzo świadome i pewne swoich decyzji, ale spotykają się z kompletnym niezrozumieniem i nieposzanowaniem ich postawy.
Bezdzietnik: I z tym osoby bezdzietne, które przyszły na warsztat, miały problem?
Agnieszka Pixi Frączek: Tak. Dlatego o tym też trzeba mówić. Że można nie chcieć dzieci i to jest OK. A o powody tego niechcenia nie powinno się nikogo wypytywać. Tak samo jak nikt nie pyta matek, dlaczego chciały mieć dzieci. Nikt nie drąży: „A do czego ci to dziecko potrzebne”? Ja nie słyszałam nigdy takiego pytania. Sama też nigdy go nie zadaję, oczywiście poza pracą terapeutyczną, kiedy temat macierzyństwa sam wypływa.
Bezdzietnik: Tym bardziej żadna matka nie usłyszy: „Będziesz żałowała, że urodziłaś dziecko”.
Agnieszka Pixi Frączek: A właśnie! To jest coś, o czym też nigdy się nie mówi: „Zobaczysz, będziesz żałować macierzyństwa”. Nie ma społecznego przyzwolenia na takie komunikaty. Oczywiście, żal czasem się pojawia. Żyje swoim życiem, wybija raz tu, raz tam, ale zwykle nie jest nazwany, wyrażony wprost. Natomiast dzietne osoby dają sobie prawo do naruszania granic, wkraczania w intymność i prywatność osób bezdzietnych. Kiedyś jedna z kobiet powiedziała, że zapytano ją, czy nigdy nie żałowała, że nie ma dzieci. I ona odwróciła to pytanie: „A czy ty nigdy nie żałowałeś, że je masz?”. Zapadła konsternacja i rozmowa się na tym zakończyła. To jest rozmowa na bardzo grząskim gruncie, bo narusza prywatność jednej i drugiej strony, ale dobrze pokazuje, w jakiej desperacji muszą być osoby bezdzietne, skoro sięgają po takie środki obrony.
Bezdzietnik: Porozmawiajmy w takim razie o tym, dlaczego ludzie mają dzieci? Rzadko się nad tym zastanawiamy…
Agnieszka Pixi Frączek: Z różnych przyczyn. Na przykład dlatego, że ludzie chcą mieć dzieci i widzą siebie w roli rodziców, to jest dla nich kolejny, naturalny etap życia. Ale są też inne pobudki. Być może brutalnie to zabrzmi, ale dzieci rodzą się często z lęku. Z lęku przed byciem nienormatywnym, innym. Z przywiązania do zasad, jakie rządzą społeczeństwem, i z przywiązania do tradycji. Z powodu silnych stereotypów, które głoszą, że rodzina powinna składać się z ojca, matki i dzieci. Wystarczy rozejrzeć się po świecie reklam i mediów, żeby przekonać się, jak jest przedstawiana „pożądana społecznie” rodzina. Czasami ludzie mają dzieci, żeby spełnić się w roli rodzica. W pracy terapeutycznej spotykam osoby, które zdecydowały się na dziecko, bo chciały udowodnić, że można macierzyństwo czy tacierzyństwo realizować lepiej niż robili to ich rodzice. Poza tym urodzenie dziecka daje poczucie bycia we wspólnocie oraz satysfakcję ze zrealizowania kulturowo „najważniejszego zadania”, jakie stoi przed człowiekiem, zwłaszcza przed kobietą. I jeszcze coś… Dziś nasze życie jest pełne tymczasowości. Chwilowo gdzieś mieszkamy, tymczasowo gdzieś pracujemy, zmieniamy pracę o wiele częściej, niż robili to nasi rodzice czy dziadkowie, znajomości też są tymczasowe. Olbrzymi wpływ na to ma Internet i nowe technologie. Na nic nie mamy czasu, we wszystko wchodzimy bardzo płytko. W tym kontekście mienie dziecka daje poczucie stałości i osadzenia. Jest jakimś sposobem przedłużenia siebie w świecie. Swoją drogą, smutno mi się robi, gdy słyszę, że dzieci są kontynuacją czyjegoś życia. Takie słowa raczej nikogo nie wspierają, dlatego należy być ostrożnym w nazywaniu rzeczy w taki sposób – że dzieci są naszym przedłużeniem.
Bezdzietnik: Często chodzi o to, by nasze dzieci dziedziczyły i kontynuowały nasze plany, ambicje, marzenia, naszą karierę…
Agnieszka Pixi Frączek: Uważam, że to jest rodzaj ukrytej przemocy względem dzieci. I najlepiej, żeby one w ogóle nie były konfrontowane z takimi oczekiwaniami swoich rodziców, bo mogą za to zapłacić wysoką cenę. To jest bardzo obciążające. Myślę, że część rodziców traktuje dzieci jako „realizatorów i realizatorki” swoich niespełnionych marzeń.
Bezdzietnik: Myślę, że ten argument o przedłużeniu rodziny i przeniesieniu w przyszłość genów jest bardzo często podnoszony w sposób lekkomyślny. Wydaje nam się, że to takie szlachetne – obdarzyć ludzkość cząstką siebie. Jednak gdy pomyślimy o tym z perspektywy dziecka, które obarczamy odpowiedzialnością za „reprezentowanie i przedłużanie” nas samych, przestaje być to takie proste i oczywiste. Na tym tle może pojawić się wiele problemów i napięć. Jakich na przykład?
Agnieszka Pixi Frączek: To jest bardzo trudny i wielowymiarowy temat. Powtarzamy mit, że zostawiamy część siebie w dzieciach. Brzmi romantycznie, ale czemu to służy? Oswojeniu lęku przed śmiercią? Żyjemy złudzeniem, że nie umieramy całkowicie, bo kogoś po sobie zostawiamy. Biologicznie oczywiście dzieci mają w sobie część nas, ale zachęcam, aby nie dopatrywać się w córkach i synach szansy na przedłużenie czegoś, co definitywnie się kończy w momencie śmierci. To jest zawłaszczanie ich życia dla swoich rodzicielskich wyobrażeń. Może brzmi radykalnie, ale tak to postrzegam.
Bezdzietnik: Zapytajmy teraz: czemu ludzie nie decydują się na dzieci?
Agnieszka Pixi Frączek: Z różnych przyczyn, równie ważnych jak te, dla których ludzie mają dzieci. Po pierwsze, nikt nie rodzi się matką. Matką można się stać. To jest proces, a nie wrodzona potrzeba. Równie uprawniona, jak chęć bycia matką, jest chęć niebycia niczyją matką. Instynkt, brany za naturalny, tak naprawdę został w nas wmuszony i utrwalony w okresie rewolucji przemysłowej. Do tej pory garściami czerpiemy wzorce z tamtej epoki. W XVIII wieku świat zaczął się gwałtownie zmieniać, nastąpiła era silnego uprzemysłowienia, która zrewolucjonizowała charakter ludzkiej pracy i życia. Z epoki rolniczej przeszliśmy w epokę przemysłową. To wtedy mężczyźni zaczęli wychodzić do pracy, a kobiety zostały w domu, by „strzec domowego ogniska”. Ten wzorzec rodziny, w której mężczyzna zapewnia jej byt, a kobieta czeka na niego z dziećmi, wylansowało mieszczaństwo i burżuazja. Mężczyźni szli do biur i fabryk, kobiety zostawały w domu. To wtedy skojarzono je z aspektem miękkości, delikatności, emocjonalności, opiekuńczości. Wtedy też powołano się na „instynkt macierzyński”, który zamknął kobiety w domach, uniemożliwił im edukację na odpowiednim poziomie oraz odebrał prawo do realizowania się poza domem.
Bezdzietnik: Jaki to miało sens, czemu ten podział miał służyć?
Agnieszka Pixi Frączek: Tamta epoka utrwaliła binarny obraz świata, który towarzyszy nam do dziś. Człowiek jest przekonany, że w binarnym świecie jest bezpiecznie. Świat niebinarny nie jest tak czytelny i dlatego budzi lęk. Wydaje nam się, że nie będzie działał i nic już nie będzie pewne. W binarności wszystko musi być albo męskie, albo żeńskie. Albo w lewo, albo w prawo. Wszystko inne, wykraczające poza binarność, zaburza dobrze znany porządek. Dlatego wszystkie nienormatywne rodziny budzą taki lęk. Nieważne, czy są to rodziny tęczowe, patchworkowe, rodziny z jednym samodzielnie wychowującym potomstwo rodzicem, cz rodziny, w których dziecko lub jedno z rodziców ma inny kolor skóry. To jest coś, co zaburza znajomą binarność, dlatego powoduje niepokój, niechęć, a nawet odrzucenie.
Bezdzietnik: Myślę, że chodziło również o władzę. Władzę mężczyzn nad kobietami. Kobietami niewykształconymi, niesamodzielnymi, pozbawionymi własnych dochodów i uwiązanymi do dzieci bardzo łatwo było rządzić.
Agnieszka Pixi Frączek: Otóż to. Ten schemat się utrwalił i istnieje do dziś, a rozwiązania społeczno-rodzinne proponowane przez władzę nadal przytrzymują kobiety w kleszczach zależności od innych. Dziś w niektórych kręgach ostro negujemy tę zależność, ale sama widzisz, co się dzieje, gdy do głosu dochodzą niezależne nurty, na przykład głosy feministyczne, które chcą zwrócić uwagę, że tak dalej się nie da. Po prostu jesteśmy innym społeczeństwem i nie możemy dłużej kultywować przestarzałych ról. Upraszczając: musimy wgrać sobie aktualizację. Pojawiają się nowe formy życia rodzinnego i społecznego i odwoływanie się bez przerwy do wzorców z przeszłości nie wystarcza i będzie nas frustrować.
Bezdzietnik: To też jest ciekawe, że my już żyjemy w tym nowym świecie, realizujemy nowe wzorce, ale wciąż oceniani jesteśmy według starych norm społecznych. Tak jakby teoria nie nadążała za praktyką. Ja mogę być bezdzietna, nikt mi tego nie jest w stanie zabronić, ale i tak dostanę od społeczeństwa taką piętnującą łatkę.
Agnieszka Pixi Frączek: Tak. Przede wszystkim jesteś dla społeczeństwa „bezwartościowa”. Bo powinnaś mieć dziecko, powinnaś odhaczyć ten obowiązek, a wtedy rób sobie, co chcesz. Paradoksalnie, gdybyś została matką, będziesz równie surowo oceniana w nowej roli. Gdy po macierzyńskim wrócisz do pracy na pełen etat, do pracy, którą lubisz, a dziecko poślesz do żłobka, licz się z tym, że zostaniesz uznana – również przez inne kobiety – za złą matkę. Zgodnie ze społeczną normą, praca matek powinna być krótsza, nieabsorbująca i nieangażująca. Taka na doskok, nic poważnego, a w efekcie nisko płatna. Praca, która cię pochłania, daje fun i spełnienie, przeszkadza – w mniemaniu niektórych – w realizacji „wysokojakościowego” macierzyństwa.
Bezdzietnik: Tu warto dodać, że wymagania wobec matek niewyobrażalnie wzrosły. Mają też różne źródła. Z jednej strony pokutuje patriarchalne przekonanie, że kobieta powinna być w domu z dzieckiem, z drugiej strony – mamy nowoczesne, również lewicowe nurty, które głoszą, że kobieta powinna uprawiać macierzyństwo bardzo intensywnie, w maksymalnej bliskości z dzieckiem, co oczywiście wiąże się z rozmaitymi ograniczeniami i wyrzeczeniami. Kobiety, planując macierzyństwo, muszą się konfrontować także z tymi wymaganiami i to może być jedna z przyczyn jego odrzucenia.
Agnieszka Pixi Frączek: Ujęłabym to nieco inaczej, choć może to wzbudzić protest. Przekonanie o wyższości bycia mamą w domu, powiązane często z trendem bycia ekorodzicem i noszeniem dziecka w chuście, nie wydaje mi się szczególnie nowoczesne. Zauważam tu powrót do modelu starego jak świat, w którym kobieta wszędzie przemieszcza się z dzieckiem, taszcząc ze sobą wielką torbę ze wszystkimi akcesoriami. Wiele czynności w tym modelu rodzicielstwa musi być odpowiednio celebrowanych: gotowanie domowych obiadków, ekopieluchy, żadnych przypadkowych akcesoriów. Pisma i portale dla rodziców bardzo wyraźnie dają pierwszeństwo takiemu modelowi, nie pisząc oczywiście, że z racji naszego porządku społecznego realizatorką modelu jest głównie kobieta. Nie mam poczucia, że jest to nurt lewicowy. Owszem, zaadaptowały go nowoczesne rodziny w dużych miastach, o wyższych dochodach niż przeciętne, które stanowią target wszystkich miejsc typu: rodzinne śniadaniownie, restauracyjki, kluby, warsztatownie itp., jednak nie traktuję tego nurtu jako lewicowego. Bardziej jako wielkomiejską formę doświadczania rodzicielstwa. Dla jasności chcę podkreślić: nie mam nic przeciwko takiemu modelowi, ale warto zastanowić się, czy różni się on czymkolwiek od modelu realizowanego dawniej, z wyjątkiem tego, że wszystko jest „modnie i ekologicznie” opakowane.
Bezdzietnik: Ustaliłyśmy więc, że bezdzietność bierze się często z braku potrzeby bycia mamą. Ale czasami jest też racjonalnym wyborem – gdy kobiety odrzucają nadmiernie absorbującą rolę matki, nie godząc się na wpisane w nią poświęcenia. Z jakimi powodami bezdzietności spotykasz się w swojej pracy terapeutycznej?
Agnieszka Pixi Frączek: Odnosząc się tylko do mojego doświadczenia jako terapeutki: pracuję z kobietami, które miały trudne relacje z własnymi matkami i nie chcą mieć dzieci. Czasami trafiają do mnie, kiedy zmienia się ich życie i zaczynają rozważać macierzyństwo. Przychodzą, aby porozmawiać o tym, jak nie powielić wzorca znanego im z domu rodzinnego, jak nie być dla swojego przyszłego dziecka taką matką, jaką miały. Oczywiście odpowiedzi nie znajdą w miesiąc. To jest praca wymagająca przepracowania swojej relacji z mamą, co wymaga czasu i gotowości.
Bezdzietnik: Słusznie się obawiają?
Agnieszka Pixi Frączek: Relacja z matką ma duży wpływ na nasze życie. Więź matki z córką jest najbardziej pierwotną więzią, matka to pierwsza osoba, z którą mamy kontakt i z nią spędzamy w pierwszym okresie życia najwięcej czasu. Czasem ta relacja jest bolesna, trudna do udźwignięcia, realizowana w sytuacji parentyfikacji, czyli kiedy dziecko „przejmuje” rolę dorosłej osoby w rodzinie, ponieważ rodzice piją, są „nieobecni”, niezaradni, niedojrzali albo agresywni itp. W przywołanych sytuacjach dziecko nie przeżywa swojego dzieciństwa w bezpieczny sposób, co jest bardzo trudne do udźwignięcia. Raz, że przeszkadza w zostaniu rodzicem, a dwa, że bardzo utrudnia bycie rodzicem, jeżeli wbrew temu doświadczeniu zdecydujemy się mieć dzieci. Z takimi doświadczeniami zawsze warto zgłosić się do terapeuty.
Trzeba jednak jasno powiedzieć, że można po prostu nie chcieć być matką. Dziś mamy do wyboru tak wiele scenariuszy życiowych! Bycie mamą to tylko jeden z nich. Kobiety są świetnie wykształcone, coraz odważniej planują swoje życie, świat jest coraz bardziej otwarty i mam nadzieję, że to się nie będzie zmieniało. Decyzja o tym, jak chcę spędzać życie, niekoniecznie musi się wiązać z rolą matki. Przekonanie, że dziecko jest pisane każdej kobiecie, jest krzywdzące i odchodzi do lamusa. Coraz częściej dochodzą do głosu kobiety, które mają ochotę spędzić życie inaczej. Chcą się realizować zawodowo, realizować mobilny styl życia albo po prostu nie wiedzą, czym chcą się zająć i pragną dać sobie trochę czasu. Oczywiście model ten rzadziej występuje w małych i konserwatywnych społecznościach, które nadal kultywują tradycyjne wartości. Tam często pod presją rodziny kobiety decydują się wpisać w schemat poprzednich pokoleń.
Bezdzietnik: Albo szukają wymówek, żeby odsunąć od siebie decyzję o macierzyństwie. Nawet jeżeli zakładają, że w przyszłości będą mieć dzieci, to nie chcą tej decyzji podejmować zbyt wcześnie. Biorą rodzinę na przeczekanie, bo „teraz studia, potem staż, podyplomówka…”.
Agnieszka Pixi Frączek: Chciałabym powiedzieć, że zajście w ciążę, której się nie pragnie, nawet w odroczonym czasie (czyli jak skończę wszystkie podyplomówki i się ustabilizuję) też jest działaniem przeciwko sobie. Odraczanie, testowanie, próbowanie jest w porządku… Po to jest życie, żeby próbować wielu dróg, a potem wybrać to, co jest nam najbliższe. Natomiast nie warto podejmować decyzji pod wpływem lęku przed byciem inną, nienormatywną, samotną, bezdzietną. Życie bez dzieci nie oznacza życia w samotności. Przeczytałam całkiem niedawno takie zdanie: „Jeżeli chcesz doświadczyć samotności, to załóż rodzinę”. I gdy rozmawiam o tym z innymi, widzę, że ten pogląd nie jest niedorzeczny. Coś w tym jest. Bycie w rodzinie nie zawsze daje spełnienie czy satysfakcję życiową. Wręcz przeciwnie – czasami właśnie w rodzinie najmocniej czujemy, jak bardzo nie ma nas tam, gdzie chcieliśmy być.
Bezdzietnik: Żyjemy w kakofonii społecznej – dociera do nas mnóstwo nacisków, wzorców, podpowiedzi, sugestii, manipulacji. Jak odnaleźć w tym wszystkim siebie. Jak oddzielić to, co przychodzi do nas z zewnątrz, od tego, co jest w nas. Jak wyłuskać z tej kakofonii nasze własne pragnienia?
Agnieszka Pixi Frączek: Odpowiedzi na to pytanie ludzie szukają przez całe życie. W praktykach duchowych, medytacjach, poszukiwaniach filozoficznych. Absolutnie nie czuję się gotowa i kompetentna, aby na to pytanie odpowiadać. Sama zmagam się z tym każdego dnia.
Bezdzietnik: Trzeba poszukiwać po prostu.
Agnieszka Pixi Frączek: Trzeba poszukiwać. Trzeba być bardzo przy sobie, nie ponaglać się. Ilość bodźców, z jakimi się konfrontujemy, jest ogromna i faktycznie można się pogubić. Ale w moim odczuciu droga, którą pokonujemy, jest najważniejsza. Moja ścieżka życiowo-zawodowa też była bardzo kręta, też była bardzo trudna, z rozmaitymi zaskakującymi epizodami. Jestem tutaj, gdzie jestem, a wszystko to, co się wydarzyło, traktuję jako cenne doświadczenie. Natomiast poganianie siebie, szukanie na siłę jakiegoś kamienia filozoficznego jest bardzo zgubne. Jesteśmy szalenie niecierpliwi, chcemy mieć wszystko tu i teraz, najlepiej na kliknięcie. Tak się nie da. Trzeba spotykać się z ludźmi, którzy nas inspirują, rozmawiać z nimi. Tak postrzegam rozwój osobisty i zawodowy – jako otaczanie się ludźmi, którzy wnoszą nową jakość do naszego życia. Przeplatając nasze wspólne doświadczenia, sprawdzam, czy mi to pasuje, czy nie. Jeżeli tak, to zostaję, jak nie, szukam dalej. Co zrobić, żeby znaleźć? To pytanie na całe życie. Szukać.
Bezdzietnik: Warto takie pytania sobie stawiać i nie zadowalać się pierwszą z brzegu odpowiedzią podrzucaną nam przez otoczenie. Bardzo często dziecko jest pierwszą odpowiedzią na pytanie: co dalej z moim życiem? Gdy kończy się jakiś etap, to teraz dziecko.
Agnieszka Pixi Frączek: Etap niemania dziecka traktowany jest u nas tymczasowo. Ktoś JESZCZE nie ma dzieci. Te dzieci wmawia się nam od bardzo młodego wieku. Ja słyszałam: „Jak będziesz miała własne dzieci, to zrozumiesz”. No, otóż nie! Nie: „Jak będziesz miała”, tylko: „jeśli będziesz miała”. Niestety, tego „jeśli” nikt nie używał. Wszyscy uznawali, że to wyłącznie kwestia czasu.
Bezdzietnik: Myślę, że ludzie mówią to zupełnie bezrefleksynie.
Agnieszka Pixi Frączek: Zdecydowanie! Język odbija naszą świadomość i nasze myśli. I jeżeli tak mówimy, to znaczy, że jest to zakorzenione w naszym umyśle i normatywie społecznym. Stając w obronie tych dziewczynek, które słyszą: „Jak będziesz matką, to…”, używam pojęcia „kolonizowanie umysłów i świadomości”. Po prostu nie mamy prawa do nich tak mówić. Macierzyństwo jest jedną z możliwych opcji. Wiem, że zaraz odezwą się obrońcy systemu emerytalnego, ale nie ma sensu się nimi przejmować. Nasze emerytury i tak będą groszowe albo w ogóle ich nie będzie, natomiast przekazując młodym dziewczynom taki komunikat, zawłaszczamy ich przestrzeń życiową i wrabiamy je w normatyw. W coś, w czym one zostaną. Albo się z tym zidentyfikują, albo nie, ale to zawsze będzie dla nich punkt odniesienia. Jeżeli się zidentyfikują i będą chciały być mamami, będą uważały, że to jest stan naturalny. Natomiast gdy wybiorą bezdzietność, będą musiały sprzeciwić się temu przekazowi, co może stanowić problem.
Bezdzietnik: Dlatego bezdzietność to poniekąd rebelia, bunt, między innymi przeciwko temu, co zostało w nas wpojone w dzieciństwie…
Agnieszka Pixi Frączek: Kiedy zaczyna się to całe „matko-szaleństwo”? Właśnie wtedy, gdy mówimy do dziewczynki: „Jak będziesz matką, to coś tam…”. Konia z rzędem temu, kto jako chłopiec słyszał: „Jak zostaniesz ojcem, to zrozumiesz”. Pewnie tacy chłopcy są, ale to wyjątki. Dla mężczyzny bycie ojcem to jedna z wielu ról. To jest opcja. Dla kobiety to podstawowa rola, do której rzekomo została powołana. Mam nadzieję, że osoby, które czytają ten wywiad, już wiedzą, że nie zostałyśmy powołane do roli matki. To jest jedna z możliwości.
Bezdzietnik: Wśród moich czytelniczek są takie, które borykają się z dylematem – być czy nie być matką. Myślę, że obnażanie tego, jak długo i intensywnie jesteśmy socjalizowane do roli matki, może być pomocne w podejmowaniu decyzji. Pozwala zrozumieć, skąd w nas – między innymi – te natrętne myśli: „A może jednak tak trzeba?”, „Może to naturalne?”, „Może stracę coś ważnego, jeśli nie urodzę?”. Gdyby rola matki nie była w nas wmuszana od najmłodszych lat, nie musiałybyśmy się zastanawiać, czy to normalne, że ją odrzucamy. I tu dochodzimy do dylematów i lęków związanych z wyborem. Mam wrażenie, że kobiety się teraz strasznie boją. Niezależnie od tego, co wybierają, boją się, że będą żałować. Że coś stracą. Że coś je ominie.
Agnieszka Pixi Frączek: Czasami kobiety wyobrażają sobie, że urodzenie dziecka poprawi jakość ich życia, ale to złudne nadzieje. Cała celebra i feta wokół ciąży i nowo narodzonego dziecka trwa zaledwie kilka tygodni. A potem zaczyna się codzienność, w której się tkwi. Polega ona nie tylko na pielęgnacji malucha i zaspokajaniu jego potrzeb fizjologicznych oraz psychicznych, ale jest też powiązana z ogromnym wysiłkiem ze strony rodziców. Zmienia się wszystko, począwszy od rytmu dobowego, a kończąc na stylu życia, mobilności. Dzieje się to w okresie ogromnych wahań hormonalnych u kobiety, które determinują jej stan psychiczny. Nie można się już z tej roli wypisać, bo jest rola dożywotnia. Dziecko rośnie, kobieta dorasta razem z nim jako matka. I o ile dziecko „rośnie wertykalnie”, to matka rośnie „horyzontalnie”. To znaczy obejmuje coraz więcej spraw, którymi musi się zająć. Nie można doradzać czegokolwiek kobiecie, która nie wie, czy chce mieć dziecko. To ona musi zdecydować. Jedyne, co warto powiedzieć w takiej sytuacji, to to, żeby nie podążała za stereotypami. Bo to jest bardzo zgubne. Tak samo jak podążanie za cudzymi potrzebami i oczekiwaniami. W pracy terapeutycznej słyszę: „Bo moi rodzice chcą być dziadkami”. Część kobiet temu ulega, kombinują, że kiedyś to macierzyństwo i tak musi przyjść, więc skoro rodzice tak bardzo chcą, to może teraz. To jest dokonywanie gwałtu na sobie, bo nie rodzimy dzieci dziadkom i babciom ani społeczeństwu, które w zamian za to, że zaszłyśmy w ciążę, uzna nas za kobiety pełnowartościowe. To jest tylko i wyłącznie decyzja kobiety, względnie jej i jej partnera. Warto sobie uświadomić, że to bardzo angażująca i najbardziej intensywna rola, jaką możemy sobie wyobrazić.
Bezdzietnik: A co, jeżeli kobieta źle wybrała i żal rzeczywiście przychodzi?
Agnieszka Pixi Frączek: Żal zawsze może się pojawić – wtedy, gdy nie zostaniesz mamą i wtedy, gdy nią zostaniesz. Obydwie sytuacje są bardzo trudne do zniesienia, kobiety bardzo głęboko je przeżywają. Zawsze pierwszeństwo trzeba dać temu, co się czuje. Jeżeli z jakiegoś powodu żałujemy podjętej decyzji, to warto znaleźć miejsce, w którym będziemy mogły o tym bezpiecznie porozmawiać. Może to być gabinet terapeutyczny, może to być wspólnota kobiet, które są w podobnej sytuacji, albo zaufana osoba, która nie oceni, tylko wysłucha. Kiedy kobieta bezdzietna powie, że żałuje swej decyzji, może jedynie usłyszeć, że to było do przewidzenia. Kobiety, które chciałyby mieć więcej dzieci, ale się nie zdecydowały, też mogą głośno to komunikować. Zdecydowanie brakuje miejsca na powiedzenie, że żałuje się macierzyństwa w ogóle. To jest właśnie ta kwestia, o której się nie rozmawia nawet z przyjaciółkami. To bardzo ciekawe. Możesz powiedzieć, będąc czterdziestoletnią kobietą, że gdybyś wybierała jeszcze raz zawód, wybrałabyś inaczej. Że wybrałabyś innego partnera lub partnerkę, inny kraj do życia… Natomiast nie możesz powiedzieć, że gdybyś mogła decydować jeszcze raz, w ogóle nie miałabyś dzieci albo miałabyś ich mniej. Tego inni nie chcą słuchać, a ty boisz się o tym nawet myśleć. Znalezienie miejsca, w którym możesz o tym mówić, bardzo uwalnia od poczucia winy. Tym bardziej, że można się naprawdę znakomicie wywiązywać z organizacyjnych aspektów macierzyństwa, jak spędzanie czasu z dziećmi, organizowanie im zajęć, uczestniczenie we wszystkich wydarzeniach, a jednocześnie naprawdę nie lubić tej roli. I trzeba oddać tym kobietom głos. Bo kto, jak nie one, mają mówić o tym, z czym się wiąże bycie matką? O ciemnych stronach macierzyństwa, których jest naprawdę dużo. Żal za tym, co odbiera macierzyństwo, jest uprawniony. Nic w życiu nie ma za darmo. Matką też się nie jest za darmo i tu nie chodzi o pieniądze, ale o emocje, o zaangażowanie, o wejście w rolę, która eliminuje inne role życiowe.
Bezdzietnik: Wydaje mi się, że w tym strachu przed powiedzeniem: „żałuję macierzyństwa” jest strach przed tym, że skrzywdzę dziecko. Bo powiedzieć nie chcę być matką to tak, jakby powiedzieć, że nie kocham swojego dziecka. To da się oddzielić?
Agnieszka Pixi Frączek: Jest to trudne i wiele kobiet tak myśli. Obawiają się, że wypowiedzenie żalu unieważni ich miłość. Tak nie jest, wypowiedzenie żalu rozładuje napięcie, uwolni i przyniesie ulgę. Nie musi się wiązać z niekochaniem swojego potomstwa.
Bezdzietnik: A czy nie jest tak, że czasami powiedzenie: „Kocham dziecko, ale nie akceptuję swojej roli matki” to po prostu asekuracja? Powiedzieć, że nie kocha się swojego dziecka, to dopiero jest hardcore!
Agnieszka Pixi Frączek: Tak, to jest hardcore. I rzeczywiście, czasami jest to szczerze powiedziane, kiedy indziej to mechanizm ucieczkowy. Wiesz, kiedy ja czuję, że to jest szczere z ich strony? Kiedy mówią, że swoich dzieciaków nie lubią, ale je kochają. To dla mnie znak, że obdarzyły je jakimś rodzajem pierwotnego uczucia. Bardzo szanuję je za to, że mówią: „Nie lubię swojego syna, wkurza mnie permanentnie, bo to, bo tamto…”. To nie oznacza braku miłości. W pracy terapeutycznej wychodzi jeszcze jeden ważny aspekt, który tutaj tylko zasygnalizuję, bo nie temu poświęcone jest nasze dzisiejsze spotkanie – to nieprawda, że matki, jeśli mają kilkoro dzieci, wszystkie kochają jednakowo. Do niektórych jest im bliżej, do innych dalej. To nie jest tak, jak mówimy dzieciom, że kochamy je po równo. Tak im mówimy, by je chronić. I w przypadku tych żałujących matek może być podobnie. Ale powtórzę jeszcze raz – bycie z dzieckiem, nawet kochanie dziecka nie musi oznaczać, że jesteśmy pasjonatkami tej roli.
Bezdzietnik: Myślę, że nawet jeżeli matka nie kocha dziecka, to i tak chcą je chronić, dlatego tak trudno jej się przyznać do żalu.
Agnieszka Pixi Frączek: Tak, może być tak, jak mówisz. Zwłaszcza że niektóre z uczestniczek warsztatu mówiły, że ich dzieci nie wiedzą, gdzie one są. Nie chciały mówić, że idą na takie spotkanie.
Bezdzietnik: Ale nawet jeżeli w konspiracji, to dobrze, by matka, wątpiąca w swoje macierzyństwo, przyszła na warsztat i spróbowała zmierzyć się z niepokojącymi ją uczuciami, tak?
Agnieszka Pixi Frączek: Zdecydowanie. Jeżeli nie zadba o siebie, nie zadba o swoje potrzeby i nie powie o żalu i smutku, jaki generuje rola matki, to zostanie z czymś, co jest kawałkiem jej tożsamości zupełnie niewypowiedzianym, niezrozumianym i nieopracowanym. Trzeba to wywlec, trzeba się temu poprzyglądać, trzeba dać sobie prawo do tego, że jako matka mogę czuć tak, jak czuję. Co mnie zaciekawiło, gdy te warsztaty zaczęłam ogłaszać, wiele osób pisało mi, że to taki fajny pomysł, że to jest takie potrzebne, ale potrzebne innym. Nie im. Pytałam: dlaczego uważasz, że to jest takie potrzebne akurat innym? I wówczas padała odpowiedź: „No bo wiele matek może mieć z tym problem”. Przypuszczam, że mogły mówić o sobie, ale niełatwo otwarcie przyznać, że to jest warsztat dla mnie, że chcę się z tym wreszcie zmierzyć.
Bezdzietnik: No dobrze, zostawmy macierzyństwo i wróćmy do zagadnień związanych z bezdzietnością. Pomówmy o takiej sytuacji: on chce, a ona nie. Albo odwrotnie. Co wtedy?
Agnieszka Pixi Frączek: Takie rzeczy trzeba omówić już na początku związku. Może nie na pierwszej czy drugiej randce, ale na pewno wtedy, gdy para zaczyna planować wspólne życie. Nie można tu niczego pozostawiać w domyśle, w sferze niedomówień czy życzeń, że na pewno on czy ona w końcu zachce. Rodzicielstwo to jest jedna z fundamentalnych spraw, które na wstępnym etapie trzeba przegadać. Rodzicielstwo może albo wzmocnić związek albo go rozwalić, bez względu na to, jak bardzo ludzie się kochają.
Bezdzietnik: Bo nadzieja, że jedno drugie przekona jest raczej płonna czy wręcz okrutna…
Agnieszka Pixi Frączek: Okrutne jest żywienie nadziei, że się kogoś przekona do tego, by został matką lub ojcem. To jest bardzo przemocowe działanie, zawłaszczające granice, a w wypadku kobiety – zawłaszczające również ciało. Absolutnie nie można czegoś takiego robić. Dla mnie to nie do pomyślenia, aby ktoś żądał od kobiety urodzenia dziecka czy oczekiwał od mężczyzny, że wbrew sobie zostanie ojcem. Te kwestie należy uzgodnić, kiedy decydujemy się być razem.
Bezdzietnik: Niestety, czasami zdarza się tak, że ludzie po latach zmieniają zdanie. I na to chyba też nie ma dobrej rady? To bardzo komplikuje sytuację w związku, ale się zdarza.
Agnieszka Pixi Frączek: Tak, to się zdarza. Bardzo trudno z takich sytuacji wybrnąć samodzielnie, bo pojawiają się silne emocje. Warto wtedy poszukać pomocy kogoś, kto nie jest stroną. Najlepiej, żeby to był terapeuta lub terapeutka – ktoś taki pomoże osadzić się w związku na nowych warunkach, bo po czymś takim to będzie już całkiem inny związek. Stosunek do dzieci może być na tyle różnicujący, że para – uwikłana w dodatkowe trudności, które zwykle dochodzą w tej sytuacji do głosu – postanawia się jednak rozstać. Przy podejmowaniu takich decyzji pojawia się dużo żalu, pretensji i gniewu, dlatego samodzielne próby uporania się z nimi mogą okazać się niewystarczające. Zamiast się ranić, lepiej przegadać temat ze specjalistą.
Bezdzietnik: Dziękuję za rozmowę.
Zdjęcia: https://pixabay.com, archiwum domowe Agnieszki Pixi Frączek