Jeszcze do niedawna antynatalizm budził w Polsce skrajnie negatywne reakcje. Katolickie, bezwarunkowe przywiązanie do świętości życia i traumy, jakie fundowała nam historia, uszczuplając co jakiś czas naszą liczebność, kneblowały dyskusję o (nie)moralności płodzenia dzieci. Wartość prokreacji wydawała się tak oczywista i niepodważalna, że do dziś nie przetłumaczono na język polski większości dzieł z antynatalistycznego kanonu. Aby nadrobić te zaległości i oswoić polskich czytelników z nurtem, który na świecie zyskuje coraz większą popularność, trzeba było kogoś, kto rozumie nie tylko argumenty antynatalistów, ale i obawy ich adwersarzy. I ktoś taki się pojawił! Mikołaj Starzyński potrafi ważyć słowa i racje. Tam, gdzie zagorzały wyznawca postawiłby kropkę, on stawia znak zapytania i otwiera przestrzeń do dyskusji. I choć o antynatalizmie pisze niemal z czułością, nie próbuje do niego przekonywać. Za to zgrabnie i przenikliwie objaśnia meandry tej starej jak świat koncepcji.
Przyznaję, że gdy sięgałam po jego monografię, niewiele wiedziałam o antynatalizmie. Obejrzałam „Detektywa”, przeczytałam kilka artykułów w prasie i na tym poprzestałam. Swoją postawę wobec tej filozofii mogłabym określić jako życzliwą, choć lekko zdystansowaną, niepokoiły mnie bowiem jej uniwersalistyczne ambicje. Zawsze uważałam, że każdy ma prawo zrezygnować z rozmnażania, ale nikt nie ma prawa wymagać tego od innych. Moje obawy zostały rozwiane już w pierwszych akapitach książki. „Anynatalizm nie stanowi sformalizowanego, jednorodnego ruchu intelektualnego” – tłumaczy autor i wymienia kilka możliwych ujęć tego zagadnienia. Antynatalistą jest więc ten, kto uważa, że płodzenie dzieci jest niedopuszczalne moralnie i wszyscy powinniśmy z niego zrezygnować, jak i ten, kto z przyczyn moralnych decyduje się nie sprowadzić dziecka na świat. „Teoretycznie wyobrażalne jest również – pisze Starzyński – że w przeludnionym świecie antynatalizm mógłby zyskać status radykalnej polityki demograficznej”. Jest w końcu antynatalizm twierdzeniem aksjologicznym, które nadaje negatywną wartość zarówno narodzinom, jak i przyzwoleniu na nie. Zachęcona tą szeroką paletą odczytań antynatalizmu, dałam się poprowadzić przez jego zawiłości.
Pesymizm, czyli droga do wewnętrznej równowagi
Antynatalizm wywodzi się ze starożytnego odkrycia, że „poczęcie nowego życia jest równoznaczne ze skazaniem go na śmierć”, a czas pomiędzy narodzinami i śmiercią wypełnia cierpienie. Ten pesymistyczny trzon filozofii antynatalistycznej nie przysparza jej entuzjastów. Współczesny świat na kapitalistycznym haju ceni tylko to, co może spieniężyć, a czarnowidztwo to niechodliwy towar. I niczego nie sprzeda (no, chyba że polisę ubezpieczeniową od nieszczęść wszelakich). Co innego radość, młodość, zdrowie, energia, wiara w siebie i w przyszłość! Opakowane w te optymistyczne pozłotka towary i usługi schodzą jak świeże bułeczki. Wmawia się nam, że możemy być szczęśliwi, zwyciężać słabości i sięgać gwiazd, musimy tylko myśleć pozytywnie i kupować, kupować, kupować… A jeżeli nasza myśl zabłądzi w rejon beznadziei, powinniśmy kupować jeszcze więcej! Nie wiem, jak wy, ale ja już od dawna czuję się zaszczuta tym przymusowym optymizmem. Męczy mnie świat, który smutek traktuje jak błąd systemu, a w słowie „pesymista” widzi obelgę.
Mikołaj Starzyński, szukając korzeni antynatalizmu, sporo miejsca poświęca pesymizmowi i właśnie te fragmenty jego książki miały dla mnie wyzwalającą moc. Autor – za znawcami tematu – nieco przekornie dowodzi, że pesymizm to droga do wewnętrznej równowagi, a pesymiści wcale nie muszą być zrezygnowani. Jeżeli odrzucimy wszystkie zwodnicze iluzje i przyjmiemy prawdę o nieuchronności cierpienia, możemy tak pokierować swoim życiem, by było ono znośne, a czasem nawet radosne. A w każdym razie unikniemy bolesnych rozczarowań wynikających z faktu, że nasza egzystencja to nie wspinanie się po szczeblach samozadowolenia, a nasze plany i marzenia nie zawsze mają szansę się ziścić.
Posiadanie potomstwa jest (nie)dobre
Jednak rozdział o pesymizmie to zaledwie przyczynek do rozważań antynatalistycznych. Nie zamierzam ich tutaj streszczać, by nie odbierać wam przyjemności śledzenia argumentacji autora i spontanicznego z nią polemizowania. Zdradzę jedynie, że wśród poruszonych wątków jest zarówno tragiczny powab samoświadomości, jak i refleksja nad tym, po co ludziom dzieci. Te zagadnienia, podobnie jak pesymizm, mogą zainteresować nie tylko potencjalnych antynatalistów, ale również tych, którzy lubią pozastanawiać się nad sobą i otoczeniem. Zwłaszcza ustępy o powodach rodzicielstwa oraz błędach poznawczych wspierających ludzi w przekonaniu, że posiadanie potomstwa jest dobre, wydają mi się godne uwagi. W naszym pronatalistycznym społeczeństwie narodziny wywołują obowiązkowy spazm radości, a niemowlę uznawane jest za „dobrą wiadomość dla świata”. Każda próba krytycznego namysłu nad przyczynami płodzenia dzieci spotyka się z agresywną kontrą, jakby ludzie bali się, że taka szarża samoświadomości wytrąci ich z życiowych kolein. A przecież nie ma nic bardziej ludzkiego niż samoświadomość! Odmawiając sobie autorefleksji, w tym również refleksji nad złożonymi powodami naszych macierzyńskich czy ojcowskich tęsknot, ograbiamy się z jakiejś cząstki człowieczeństwa.
Jak widać antynatalizm, który w potocznym mniemaniu uchodzi za nihilistyczny i antyludzki, gdy mu się bliżej przyjrzeć, ukazuje swoją humanistyczną głębię. Mikołaj Starzyński mocno to akcentuje! Wyznawcy tej niełatwej do przyjęcia i nieintuicyjnej – jak zaznacza autor – filozofii odmalowują nasze życie w ponurych barwach nie dlatego, że gardzą ludźmi lub ich nienawidzą, ale dlatego, że im współczują. I to właśnie współczucie prowadzi ich do tezy o niemoralności płodzenia dzieci! To jest clou antynatalizmu – troska o istnienia, które powołane na świat, musiałyby doświadczać jego okrucieństwa. Musiałyby znosić ból, rozpacz, choroby, straty, konflikty, nudę i poczucie bezsensu, a w końcu musiałyby umrzeć. Zdaniem antynatalistów, śmierć i cierpienie, będące fundamentalną częścią bytu, oraz czasowo-przestrzenne ograniczenia, jakim podlegamy i jakie skazują nas na nieustanną rywalizację z innymi istotami, nie uszlachetniają nas. Wprost przeciwnie! Uniemożliwiają nam życie w pełni moralne. Oszczędzić tej moralnej degrengolady naszym dzieciom, odmówić ich sobie w sytuacji, gdy nasz własny interes pcha nas do rozmnażania – czyż to nie heroiczne poświęcenie? Czyż to nie altruizm?!
Dlaczego wszyscy nie jesteśmy antynatalistami?
Nie sposób nie zapytać, jak to się dzieje, że choć każdy z nas doświadcza negatywnych aspektów życia, tak niewielu jest gotowych podpisać się pod antynatalistycznymi postulatami. Czemu miliardy ludzi płodzą dzieci, nie oglądając się na ból, jaki im w ten sposób zadają? Wytłumaczeń tego paradoksu jest wiele, a Mikołaj Starzyński, powołując się na proroków antynatalizmu, ciekawie o nich rozprawia. Pisze o tym, jak tumani nas, znieczula i zaślepia kultura, w jakiej żyjemy, i jak sami siebie tumanimy, byle nie zderzyć się z pustką rzeczywistości. To potężne mechanizmy, którym wszyscy ulegamy, bo bez nich nasze życie stałoby się nieznośne. Różnica między pronatalistą a antynatalistą polega na tym, że ten pierwszy nie chce wiedzieć o fałszerstwach świadomości, a ten drugi widzi je w całej jaskrawości.
Trudności z przyjęciem antynatalizmu wynikają również z odmiennej oceny wartości życia i to jest dla mnie arcyciekawy wątek książki Starzyńskiego. Dla większości z nas istnienie, nawet jeśli niedoskonałe i wiodące ku klęsce śmierci, wydaje się warte zachodu. Zwolennicy antynatalizmu widzą to inaczej. „Jednym z podstawowych założeń antynatalistycznych – tłumaczy autor – jest teza, że nawet najlepsze życie dalekie jest od życia wartego przeżywania”. I tu pojawia się kolejny problem: czy mamy prawo, kierując się własnymi mniemaniami, powoływać na świat ludzi, którzy przecież mogą mieć inne zdanie na temat wartości egzystencji? Niestety, nie możemy zawczasu wypracować z nimi wspólnego stanowiska, potrzebujemy więc jakiejś moralnej wskazówki. Filozofia antynatalistyczna taką wskazówkę daje! „Nie mamy obowiązku dostarczania na świat ludzi szczęśliwych – tłumaczą jej zwolennicy – mamy natomiast powinność, by nie sprowadzać na świat osób, które zaznają cierpienia”. Czy taki drogowskaz jest do zaakceptowania? Sami musicie sobie na to pytanie odpowiedzieć!
Człowiek to największy szkodnik
Istotnych argumentów za przyjęciem antynatalistycznej optyki dostarcza dziś ekologia i temu zagadnieniu Mikołaj Starzyński poświęca ważną część swojej książki. Coraz częściej słychać opinie, że rezygnacja z rodzicielstwa lub przynajmniej ograniczenie liczby dzieci jest jedynym skutecznym i bezpośrednim sposobem zmniejszenia naszej konsumpcji i naszego wpływu na środowisko. Oczywiście wyraźne uszczuplenie ludzkiej populacji zrodzi nowe problemy, ale wydają się one niewspółmierne do tych wywołanych niepohamowanym wzrostem demograficznym. Nawet jeżeli dobrowolne wymarcie uznamy za upiorną perspektywę, powinniśmy docenić antynatalistyczną zachętę do odrzucenie obowiązującego od stuleci dogmatu o człowieku jako koronie stworzenia. Człowiek to największy szkodnik na Ziemi – pisze jeden z czołowych antynatalistów, David Benatar. Lista naszych przewin wydaje się nie mieć końca! Powodujemy najwięcej cierpienia, mordujemy i zjadamy rocznie miliardy czujących istot, zanieczyszczamy środowisko, eksploatujemy Ziemię, jakbyśmy byli jej jedynymi mieszkańcami. Powinniśmy, zdaniem antynatalistów, zdecydować się na wymarcie, by ustrzec świat przed złem, które żyjąc – chcąc, nie chcąc – czynimy. Filozofia antynatalistyczna to oczywiście niejedyna, i być może nie najlepsza odpowiedź na nękające nas problemy ekologiczne, ale z pewnością pomocna w przezwyciężaniu antropocentryzmu, tak szkodliwego dla nas i naszej planety.
A zatem – czy płodzenie dzieci jest niemoralne? Książka Mikołaja Starzyńskiego dostarcza mocnych argumentów na poparcie tej tezy, ale niczego nie przesądza. Może natomiast niejednego i niejedną wyzwolić od nieznośnej pronatalistycznej presji, a przynajmniej skłonić do refleksji nad rzekomą wartością rozmnażania – a to już bardzo dużo. Ta niewielka książeczka może też okazać się ciekawym wyzwaniem intelektualnym, na nowo definiuje bowiem wartości, które dotąd stanowiły fundament naszego myślenia o życiu i człowieku. Przede wszystkim jednak jest zwięzłą, wyważoną, znakomicie napisaną i pięknie wydaną pierwszą w Polsce monografią antynatalizmu, nurtu, który – jak sądzę – z biegiem czasu będzie zyskiwał coraz więcej zwolenników. Dając wytchnienie od terroru optymizmu i „świętości życia” (co bywa usprawiedliwieniem dla tortur uporczywej terapii) oraz uwalniając nas od antropocentrycznych majaczeń, antynatalizm może stać się cennym źródłem inspiracji, nawet jeżeli większość nie zaakceptuje jego fundamentalnej tezy o niemoralności płodzenia dzieci! Polecam!
Tutaj możecie kupić książkę Mikołaja Starzyńskiego.

Zdjęcie: Depositphoto.com, materiały prasowe