Foto: Pixabay.com
Ostatnio czuję się jak żaba we wrzątku. Założę się, że wy też. Siedzimy w garze i bezradnie obserwujemy pierwsze pojawiające się bąbelki. Jeszcze trochę ognia, jakaś antykobieca ustawa, kilka surowych rozporządzeń, kolejny order dla prolajferki i będziemy ugotowane. Stracimy to, o co z takim mozołem walczyły nasze przodkinie. Okaże się – już lada chwila! – że niepotrzebnie chodziły na manifestacje, waliły parasolkami w okna, organizowały głodówki i trafiały do paki. My, ich wnuczki, pozwolimy na powrót sprowadzić się do roli niemych inkubatorów, bo horda żałosnych kreatur zdemolowała nam demokrację. Wciąż jednak mamy wybór – możemy czuć się bezradne albo wściekłe. Jeżeli wczorajsza haniebna ceremonia w Ministerstwie Sprawiedliwości nie podniosła wam ciśnienia, niech zrobi to literatura! Oto kilka książek, które obudzą wasz gniew. A przynajmniej, mam nadzieję, poważnie was zaniepokoją.
Ewa Podsiadły-Natorska: „Wściekłe. Gdy kobiety powiedziały dość”
Bohaterką tej bardzo udanej futureski jest Tamara, przywódczyni głęboko zakonspirowanych buntowniczek walczących z opresyjną wobec kobiet polityką prorodzinną państwa. Rzecz dzieje się w nieodległej przyszłości, a powieściowa rzeczywistość jest upiornie podobna do naszej (mam nadzieję, że politycy tego nie czytali, bo to jak gotowiec dla pani Rafalskiej). Ministerstwo Rodziny rękoma jedynej w rządzie kobiety wprowadza kolejne PUR-y, czyli Programy Udoskonalenia Rodziny, które za pomocą rozmaitych benefitów mają przekonać kobiecą część społeczeństwa, by siedziała w domu i rodziła dzieci. Temu służą wysokie dopłaty do każdego potomka, budowa luksusowych osiedli dla rodzin wielodzietnych, dofinansowanie dla kobiet zwalniających miejsca pracy, darmowe podręczniki, bony na wycieczki po kraju dla rodzin z dziećmi… Akcja powieści zawiązuje się w momencie, gdy rząd zamierza wprowadzić PUR #6, czyli obowiązkową rejestrację singielek. Buntowniczki skupione wokół Tamary są zdesperowane i wściekłe. Przygotowują spektakularny protest…
Bardzo dobrą recenzję „Wściekłych” znajdziecie pod tym linkiem.
Margaret Atwood: „Testamenty”
Jeśli ktoś czytał lub oglądał „Opowieść podręcznej”, po „Testamenty” sięgnie bez wahania. Zachęcam do tego, choć nie uważam tej książki za szczególnie udaną. Rozpędzona fabuła z efektownymi zwrotami akcji wciąga, ale nie angażuje tak mocno jak pierwsza część opowieści. Mamy zbyt mało czasu, by utożsamić się z bohaterkami, wniknąć w ich emocje i motywacje. Obserwujemy przede wszystkim skomplikowany mechanizm władzy, która – aby trwać – musi sięgać po najplugawsze i najbardziej brutalne środki. W Gileadzie rządzą oczywiście mężczyźni, ale ich władza nie byłaby tak przerażająco skuteczna, gdyby nie pomoc ciotek. To dzięki nim fanatyczni komendanci wzięli kobiety pod but. To ich rękoma formatują je, torturują i gaszą ogniska buntu. Na czele ciotek stoi oczywiście Lidia, dobrze znana nam z pierwszej części dystopii, choć o 15 lat starsza. Wie, że jej pozorna wszechwładza uzależniona jest od męskiego kaprysu, dlatego od lat tworzy archiwum haków, dzięki którym może trzymać komendantów w szachu. Ale Lidia jest już stara, zmęczona cyniczną grą, jaką prowadzi – grą na śmierć i życie. Chce odejść na własnych zasadach, dlatego knuje plan obalenia Republiki Gileadu…
Obszerną recenzję powieści Atwood znajdziecie między innymi pod tym linkiem.
Christina Dalcher: „Vox”
To najmniej udana z polecanych tutaj powieści, mimo to warta uwagi ze względu na posunięty do absurdu pomysł udręczenia kobiet. Znów jesteśmy w Stanach Zjednoczonych, które rozdarła brutalna wojna kulturowa – wojna między zapiekłymi konserwatystami a zwolennikami nowoczesnego państwa i liberalnej demokracji. Ten światopoglądowy spór zniszczył tkankę społeczną, skłócił polityków i obywateli, sąsiadów i małżonków, rodziców i dzieci. Zaczęło się niewinnie. Pojawił się jakiś radykalny polityk, potem utalentowany mówca, rzucono jakimś szokującym pomysłem, stworzono paramilitarne bojówki złożone z młodych chłopców, na czele państwa postawiono marionetkę… Te wydarzenia – pojedynczo – nie wydawały się szczególnie istotne, nie zagrażały demokracji, ale w końcu stworzyły potężną konserwatywną falę, która zmiotła demokratyczne instytucje. „Zmiany wchłonęły cały kraj – mówi w powieści zbuntowana Jackie – a my nie zauważyliśmy, co się święci…” Zwycięzcy zaczęli wprowadzać nowe porządki. Najpierw, jak zwykle, wzięto się za kobiety. Odebrano im możliwość kształcenia, pracę, pieniądze, dokumenty, a w końcu to, co najważniejsze – głos. Zgodnie z nowym prawem mogły wypowiedzieć jedynie 100 słów dziennie. Jeżeli przekroczyły ten limit, specjalna opaska na przegubie wysyłała bolesny impuls i odbierała im ochotę do mówienia. Jackie próbowała się buntować, ale główna bohaterka, profesor Jean McClellan, skupiona na swoich badaniach neurolingiwstycznych, przyglądała się temu z doskonałą obojętnością, przekonana, że jej to nie dotyczy. Kiedy mogła się stawiać, maszerować w pochodach i krzyczeć na manifestacjach – milczała. Teraz, gdy odebrano jej głos, musi zaprotestować, by ratować swoją córkę…
Recenzję powieści znajdziecie między innymi tutaj.
Klementyna Suchanow: „To jest wojna. Kobiety, fundamentaliści i nowe średniowiecze”
A oto prawdziwa petarda – nie powieść, ale solidna, reporterska robota. Książka, która demaskuje cwaniaków z Ordo Iuris, tropi ich kompromitujące międzynarodowe uwikłania, odsłania brudne metody gry, a jednocześnie dokumentuje kobiecy bunt, którego zarzewiem był Czarny Poniedziałek, czyli niezapomniany zryw zainicjowany przez Strajk Kobiet. Suchanow jest jak bohaterka Podsiadły-Natorskiej – zbuntowana, doskonale zorganizowana, silna i wściekła. Zawsze w biegu, na mównicy, na barykadzie, w pierwszym szeregu. Prawdziwa czarownica! Ta, która zjawia się o zmierzchu i budzi kobiety ze słodkiego instagramowego snu. Gdyby nie ona, byłybyśmy jak profesor Jean McClellan – ślepe na otaczającą nas rzeczywistość. Suchanow próbuje zerwać nam z oczu łuski, byśmy mogły spojrzeć tej rzeczywistości w paskudną gębę. Nic nie jest takie, jak się wydaje. Z Bogiem na ustach załatwia się najpodlejsze interesy, eleganccy, gładkolicy mężczyźni knują, jak przejąć władzę nad naszymi ciałami, a szlachetni obrońcy życia współpracują z terrorystami… Dostrzeżmy wreszcie, że coś się święci…
O książce z Klementyną Suchanow rozmawia Krytyka Polityczna.
To nie przypadek, że te wszystkie książki o kobiecym buncie ukazały się między 2019 a 2020 rokiem. Coś wisi w powietrzu! Środowiska fundamentalistyczne wydają się coraz silniejsze, kobiety – coraz bardziej zdesperowane. Czytając mroczne futureski, dystopie czy polityczne fantazje, możemy przeczuć, co nas czeka w najbliższej przyszłości. Może jutrzejsi władcy naszych ciał i dusz nie zakują nas w bransoletki milczenia, ale z pewnością odbiorą nam prawo głosu; może nie zrobią z nas podręcznych, ale odetną nam dostęp do tabletek antykoncepcyjnych; może nie będą rejestrować singielek, ale zasiłki dla bezrobotnych przyznają wyłącznie kobietom zamężnym i dzieciatym…
To się już dzieje.
Pytanie: co z tym zrobimy?
Zdjęcia: https://pixabay.com; materiały prasowe