Kiedyś dzieci przychodziły na świat i już. Nikt się nie głowił: mieć czy nie mieć? Jednak od czasu wynalezienia pigułki antykoncepcyjnej macierzyństwo stało się kwestią wyboru. Trudnego wyboru! Niestety, nie da się tej decyzji odfajkować gdzieś w okolicach dwudziestki i mieć ją z głowy na całe życie. Pytanie o dzieci powraca, często z irytującą regularnością. Albo pojawia się znienacka i żąda natychmiastowej odpowiedzi. Czasami towarzyszy nam przez wiele lat – zepchnięte gdzieś w kąt, zapędzone w kozi róg, blade i jakby siebie niepewne. Nawet ci, którzy zdecydowanie nie chcą mieć dzieci, co jakiś czas muszą tę decyzję aktualizować. Bo zmienia się sytuacja, kontekst życiowy, partner… O tym, jak trudno zdecydować się na macierzyństwo, rozmawiam dziś z Magdaleną Martin, podróżniczką i bizneswoman mieszkającą w Londynie.
Bezdzietnik.pl: Zacznijmy od tego, że nie masz dzieci. Dlaczego?
Magda: Nie mam dzieci. Mam 37 lat i powinnam już mieć. Zawsze planowałam do trzydziestki urodzić pierwsze dziecko, ale życie potoczyło się zupełnie inaczej, otworzyło przede mną inne perspektywy. Gdy wyjechałam z Polski, pojawiły się nowe możliwości: możliwość robienia kariery zawodowej, podróżowania po świecie i korzystania z życia. Zresztą mój partner, z którym jestem od siedmiu lat, nie do końca był gotowy na dzieci. Wszystko to sprawiło, że przestałam o nich myśleć. I było mi z tym bardzo dobrze. Korzystałam z każdej wolnej chwili i w ogóle nie czułam tęsknoty za dziećmi. I dopiero po ślubie zaczęłam myśleć o dzieciach w zupełnie inny sposób. Mój mąż też zmienił zdanie i zapragnął zostać ojcem. Staramy się o dziecko, ale do końca nie jesteśmy przekonani, czy rzeczywiście na sto procent tego chcemy.
Bezdzietnik.pl: No właśnie. Wiem, że cały czas się wahasz. Czego dotyczą te wahania?
Magda: Boję się zmiany stylu życia. Bardzo lubię swoje życie, lubię to co robię, kocham podróże… Zwiedziłam wiele pięknych miejsc na świecie. Te doświadczenia są bezcenne i myślę, że były mi pisane już od dnia narodzin. Do dziś w rodzinie krąży anegdotka o tym, jak przyszłam na świat. Gdy moja mama poczuła bóle porodowe, tata zawiózł ją do szpitala motorem. Mama na porodówkę wbiegła w kasku i położyła się w tym kasku na łóżku. Gdy zobaczył ją lekarz położnik, parsknął śmiechem i rzucił: „To dziecko to będzie urodzony podróżnik”. I tak się stało. Ciągle mnie nosi po świecie. No, a posiadanie dziecka bardzo utrudnia podróże. Wiem, że to jest egoistyczne podejście do sprawy. Z jednej strony chciałabym mieć dziecko, żeby mieć kogoś na starość, żeby doświadczyć tego, czego doświadczają moje przyjaciółki, moja siostra, ale z drugiej strony – strasznie się boję, że dziecko mnie ograniczy, że nie będę mogła się realizować… To są moje największe obawy. Boję się też o pracę. Będę musiała zostawić wszystko i być na utrzymaniu męża przez jakiś czas. A ja zawsze utrzymywałam się sama. To będzie dla mnie bardzo trudne… Ale mam jeszcze jeden lęk związany z zajściem w ciążę. Mój mąż ceni sobie spokój. Jest bardzo uporządkowanym człowiekiem, a dziecko, niestety, wprowadzi chaos w nasze życie. Zdaję sobie z tego sprawę, podchodzę do tego bardzo świadomie, i dlatego się waham. Ale nie chcę kiedyś żałować, że nie podjęłam tego ryzyka i że nie zdecydowałam się na dziecko…
Bezdzietnik.pl: Dlaczego w takim razie, mimo tylu wahań i rozterek, chcesz mieć dziecko? Powiedziałaś, że chciałabyś doświadczyć macierzyństwa. Coś jeszcze?
Magda: Jesteśmy z Timem rodziną, mamy kota, ale czegoś nam brakuje. Jesteśmy na takim etapie życia, że możemy pozwolić sobie na dziecko: mamy dom, mamy pracę… Nie musimy się bać, że nie będziemy w stanie go wychować i dać mu tego, na co zasługuje. Po prostu czujemy jakąś pustkę w życiu i myślę, że to jest właśnie tęsknota za dzieckiem. Jest jeszcze taka sprawa, że wszyscy nasi bliscy i znajomi mają dzieci i my zawsze czujemy się trochę wyobcowani. Gdy jedziemy do rodziców mojego męża albo moich, to rozmowy zawsze kręcą się wokół dzieci. A my jesteśmy z boku. Rozmawialiśmy o tym z mężem… Że jak już zostaniemy rodzicami, to będziemy mieli więcej tematów z naszymi bliskimi, częściej będziemy się z nimi spotykać, razem z dziećmi. To też jest dla nas trudne doświadczenie – takie wykluczenie z życia przyjaciół. Mamy ich sporo, spotykamy się z nimi, ale nie uczestniczymy w tym, co dla nich ważne. Jestem bardzo uczuciową osobą i myślę, że byłabym wspaniałą matką, ale i tak wciąż biję się z myślami… Nie potrafię powiedzieć ze stuprocentową pewnością: tak, chcę mieć dziecko.
Bezdzietnik.pl: A wyznaczyłaś sobie jakiś nieprzekraczalny termin albo granicę starań o dziecko?
Magda: Granicę wyznaczy mi natura. Wydaje mi się, że dopóki będzie możliwość, będziemy się starać. Ja nawet nie wiem, czy mogę mieć dzieci. Nigdy tego nie sprawdzałam. Mąż podobnie. Więc nie wiemy, czy nie ma jakichś medycznych przeciwwskazań do posiadania dzieci. Jeżeli okaże się, że nie możemy ich mieć, myślę, że zaakceptujemy sytuację. Przyjmiemy ją bez rozdzierania szat i będziemy żyć dalej naszym fajnym bezdzietnym życiem. No, chyba że coś się zmieni. Znam kobiety po poronieniach, które mówią, że im bardziej nie mogą mieć dzieci, tym bardziej ich pragną. Więc moja ocena sytuacji może ulec zmianie, ale dziś myślę, że jeżeli nie zajdę w ciążę, to prawdopodobnie kupimy kolejnego kota albo psa i będziemy sobie po prostu fajnie żyć.
Bezdzietnik.pl: A nie boisz się takiego rozhuśtania emocji? Tego, że zagalopujesz się w tych staraniach o dziecko i stracisz z oczu to, co teraz jest dla ciebie ważne?
Magda: Dostrzegam to ryzyko, oczywiście, że tak. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji i boję się niewiadomej. Być może wpłynie to bardzo negatywnie na moje uczucia. Aczkolwiek muszę też brać pod uwagę zdanie mojego męża. On chce mieć dziecko, nie jestem w tym sama. Nie mogę powiedzieć mu: „Zrezygnujmy z tego, bo ja się boję”. Ale z tym „chceniem” też różnie bywa. Czasami jest tak, że po wizycie u naszych dzieciatych przyjaciół wracamy do domu i znów zadajemy sobie pytanie: „Czy my na pewno chcemy zostać rodzicami?”. Po czym po kilku dniach zapominamy o całej sytuacji i mówimy sobie: „Tak, tak, chcemy dzieci”. Bo przecież każdy sobie z nimi jakoś radzi. Jakoś przez to życie z dziećmi przechodzi i jest fajnie. Wszyscy rodzice mówią nam, że miłość do dziecka jest tak wielka i wszechogarniająca, że człowiek zapomina o tych złych momentach i skupia się na dobrych. Ale nie wiem, czy tak jest naprawdę…
Bezdzietnik.pl: Ale warto zaryzykować i sprawdzić?
Magda: Tak.
Bezdzietnik.pl: Powiedz, czy jako osoba bezdzietna przez wiele lat spotkałaś się z negatywnym nastawieniem albo z sytuacjami, które sprawiłyby ci przykrość?
Magda: Myślę że nie. Doświadczyłam jedynie presji ze strony rodziny. Późno wyszłam za mąż, bo dopiero rok temu, i rodzina najczęściej pytała: kiedy wreszcie ślub? A dla mojej mamy i siostry posiadanie męża wiąże się z posiadaniem dziecka. Więc teraz oczekują ode mnie, że urodzę dziecko. W Polsce ludzie są bardzo konserwatywni, ale ja żyję w Anglii, a tutaj te realia są zupełnie inne.
Bezdzietnik.pl: No właśnie. Mieszkałaś w Polsce, mieszkasz w Anglii. Czy dostrzegasz różnicę w podejściu do bezdzietności?
Magda: Różnica jest ogromna. Ludzie w Anglii chcą korzystać z życia. Dla wielu osób rezygnacja z siebie, z własnych marzeń czy planów na rzecz wychowania dziecka jest zbyt dużym wyzwaniem i często decydują się na bezdzietny styl życia. Mają większe możliwości, życie tutaj jest łatwiejsze niż w Polsce, ludzie zarabiają lepsze pieniądze, mogą zwiedzać świat, rozwijać zainteresowań i żyć po swojemu. A dzieci to ograniczają. Tutaj nie ma więc czegoś takiego jak presja ze strony rodziny czy znajomych. Wręcz przeciwnie! Rodzice Tima podchodzą do tego tak: fajnie sobie żyjecie i to się liczy. Zdają sobie sprawę z tego, jakie wyrzeczenia nas będą czekać, jeśli na świecie pojawi się dziecko. Wydaje mi się więc, że w Anglii jest lepiej pod tym względem, bo każdy robi to, co chce. Nikt nikomu nie wtrąca się w życie ani niczego nie sugeruje. Większość naszych znajomych ma dzieci, ale nikt nigdy nie zapytał, dlaczego my ich nie mamy. Tutaj zresztą dużo ludzi żyje bez ślubu i nikt się w to nie miesza. Pod tym względem cieszę się, że jestem w Anglii. Tutaj ludzie są bardzo tolerancyjni. Każdy ubiera się, jak chce, każdy robi to, co chce, nie ma obłudy jak w Polsce, zwłaszcza tej małomiasteczkowej. Uwielbiam to! Tutaj wyzbyłam się kompleksów, nie myślę o tym, co powiedzą inni. Po prostu jestem sobą i cieszę się tym, co mam.
Bezdzietnik.pl: Dziękuję za rozmowę.