Dziś wpis gościnny pióra Agnieszki Kamińskiej, autorki bloga www.iamnotswiss.blog
Przez cztery lata mieszkania w Szwajcarii o macierzyństwo, stan i potencjał zapytano mnie tylko dwa razy – w urzędzie i u lekarza. Szwajcarzy są powściągliwi w poruszaniu tematów należących do sfery prywatnej, więc nawet ci bardziej wścibscy prędzej pękną z ciekawości, niż zadadzą sakramentalne pytanie: a wy kiedy?
Bezdzietność w Szwajcarii jest łatwiejsza
Pamiętam, jak wpadła mi raz w ręce darmowa gazetka wydawana przez jedną z sieci supermarketów, a w niej, między „-20% na wołowinę” a „kup dwa sosy, trzeci gratis” duży artykuł o tym, jak to pary bezdzietne też mogą być szczęśliwe. No właśnie, też. Tak jakby trzeba było na każdym kroku o tym przekonywać. Ale nie czepiajmy się! W gazetce stało, że co dziesiąta kobieta w Szwajcarii dzieci nie ma, ponieważ nie chce. Przytoczone były też wypowiedzi niematek z różnych pokoleń.
Te przed 30-tką słyszą zazwyczaj: jeszcze ci się zachce; po 30-tce: nie boisz się, że za chwilę będzie za późno?; po 40-tce już tylko: a mogłaś być taką dobrą matką. Jak widać, Szwajcarzy, choć dyskretni, nie należą do wyjątków, jeśli chodzi o klasyczne postawy wobec bezdzietnych kobiet. Mam jednak wrażenie, że życie bez dzieci jest tutaj łatwiejsze niż w Polsce. Przede wszystkim dlatego, że bezdzietność jest bardziej powszechna.
W Szwajcarii mniej więcej co piąta kobieta pod koniec swojego wieku reprodukcyjnego, z różnych powodów, nie ma potomstwa. To więcej niż w innych krajach Europy. Szacuje się, że w dużych miastach, jak Zurych czy Bazylea, co trzecia kobieta w wieku 35-44 lat nie jest matką. Podczas gdy w Polsce my, bezdzietne, wciąż traktowane jesteśmy w najlepszym wypadku jak przybyszki z innej planety, w Szwajcarii bezdzietność nie dziwi. Pomaga się tym, którzy dzieci mieć nie mogą, ale ich chcą, a tych, którzy mogą, a nie chcą, zazwyczaj zostawia się w spokoju.
Rodzina z dziećmi to nie świętość
Szwajcaria jest krajem dość liberalnym obyczajowo, w którym szanuje się prywatność i prawo jednostki do wyboru stylu życia. Matki z dziećmi nie mają tu statusu świętych, nie istnieją programy „prorodzinne” w stylu 500+. Jeśli decydujesz się na dziecko, to znaczy, że cię na nie stać, i wiesz, co robisz. Jednocześnie jest też duże zapotrzebowanie na rozwiązania podnoszące komfort osób, których sposób na życie nie uwzględnia dzieci. W ankiecie portalu internetowego 20min.ch aż 60 proc. czytelników i czytelniczek poparło wprowadzenie stref bez dzieci w pociągach czy restauracjach. W większych miastach organizowane są spotkania dla bezdzietnych par, można zatrzymać się w hotelach „no kids”, dyskutuje się nawet – o dziwo, bez hejtu – o powstaniu osiedli mieszkaniowych tylko dla dorosłych.
Temat prokreacji, jak bardzo prywatny by nie był, jest natomiast bez oporów poruszany w sytuacjach zawodowych. Pytanie o plany reprodukcyjne nie jest zabronione np. podczas rozmowy o pracę, co może nieco dziwić. To wynika jednak ze szwajcarskiego pragmatyzmu – pracodawcy wolą wiedzieć, czy starająca się o zatrudnienie kobieta za chwilę nie zajdzie w ciążę. Na rynku pracy nie faworyzuje się matek. Urlop macierzyński trwa tylko 14 tygodni (płatny w 80 proc.), a opieka nad dziećmi jest bardzo droga, dlatego panuje powszechne przekonanie, że kobieta musi wybrać: albo macierzyństwo albo praca. Bycie matką w praktyce oznacza właściwie rezygnację z zatrudnienia na pełen etat. Kobiety, które oprócz zajmowania się dzieckiem, chcą spełniać się zawodowo, zazwyczaj decydują się na pracę w niepełnym wymiarze – według statystyk tak się dzieje aż w 80 proc. domostw, w których jest potomstwo do 15. roku życia.
Ponieważ jestem wolnym strzelcem (wolną strzelczynią?) i pracuję głównie z domu, nie do końca wiem, jak to jest być bezdzietną kobietą w szwajcarskim miejscu pracy. Pytane przeze mnie koleżanki, które są w związkach, a z różnych powodów nie mają potomstwa, raczej nie spotykają się z negatywnymi reakcjami. Wiadomo, ciekawscy się zdarzają, ale zazwyczaj krótka odpowiedź wystarcza, żeby uciąć temat. „Jak przytyłam po ślubie, to były często komentarze, czy aby nie jestem w ciąży i pytania koleżanek. Nie jakaś super nagonka, ale jak to bywa w większej grupie – ludzie chcieli sensacji”, mówi mi jedna, pracująca w korporacji. Innej, która dzieci nie ma, ale ma dzieciatych współpracowników, podoba się to, że w dyskusjach z matkami nie czuje się wykluczona czy traktowana z pobłażaniem. „Często wyrażam swoje zdanie na tematy związane np. z wychowaniem dzieci i jeszcze ani razu nie usłyszałam, że co ja tam mogę wiedzieć, skoro nie mam dzieci”, mówi.
Czy społeczeństwo stać na dzieci?
Para szwajcarskich znajomych uświadomiła mi natomiast coś, o czym wielu zapomina, a mianowicie, że decyzja o tym, aby nie mieć dzieci to też odpowiedzialne planowanie rodziny i kształtu wspólnego życia na wiele lat. Zapytałam ich raz wprost, dlaczego nie mają potomstwa. Ich szczerość była rozbrajająca. „Rozmawialiśmy o tym, kiedy nadszedł czas, że musieliśmy dokonać wyboru. Wspólnie podjęliśmy decyzję, że bez dzieci będzie nam lepiej. Mamy wspólne cele, których realizacja inaczej nie byłaby możliwa, a niespełnieni ludzie nie mogą być dobrymi rodzicami. Czasami po prostu nie można mieć wszystkiego”, usłyszałam. Egoiści? Jak dla mnie dojrzali i rozsądni ludzie.
Szwajcarzy, podobnie jak do wielu innych tematów, zarówno do macierzyństwa, jak i bezdzietności podchodzą raczej bez emocji. Już sama definicja rodziny jest dość elastyczna. Pamiętam, jak pytając o możliwość zniżki na składkę ubezpieczenia zdrowotnego, dowiedzieliśmy się z mężem, że przysługuje tylko rodzinom, czyli parom z dziećmi. Brak potomstwa nie przeszkadza natomiast w tym, abyśmy obowiązkowo płacili wspólnie podatki, wyższe niż gdybyśmy rozliczali się osobno. Koniec końców, rachunek ekonomiczny zawsze bierze górę. Pewien ekonomista z Freiburga wyliczył nawet, że średnio dziecko kosztuje społeczeństwo więcej niż jest w stanie mu oddać podczas dorosłego życia w postaci m.in. podatków. Jego rewelacje cytowano w gazetach i zamiast spotkać się z powszechnym potępieniem, posłużyły wielu ciekawym dyskusjom na temat efektywności polityki społecznej państwa.
Niedawno wpadła mi w ręce ankieta, w której aż trzy czwarte szwajcarskich rodziców przyznało, że byli szczęśliwsi zanim w ich życiu pojawiły się „pociechy”. Niemożliwe? A jednak.
Tekst: Agnieszka Kamińska
www.iamnotswiss.blog
https://www.facebook.com/iamnotswiss
Zdjęcia: Agnieszka Kamińska; https://pixabay.com/